Marshall roześmiał się.
- Jestem Shinigami - odparł z szerokim uśmiechem na ustach. Podszedł bliżej młodego Azjaty i poklepał go po ramieniu. Ponownie wybuchł śmiechem.
- Nie ma się czego bać, zasady nie pozwalają mi mordować osób, których nie ma na liście zmarłych no chyba, że w obronie, ale wracając do rzeczy, jeszcze nie widziałem tam Twojego nazwiska, tak więc w moim towarzystwie jesteś bezpieczny - odrzekł.
Szczerze to sam przestraszyłby się swojej osoby. Wielka, kosa, potargany płaszcz i ten straszny wzrok przeszywający ludzkie ciało na wylot, całość dopełniła przerażająca scena mordu. Który normalny człek nie poczułby chociaż odrobiny grozy w sercu? Marceli zazwyczaj śmieje się ze wszystkiego, ale gdy spoważnieje potrafi być prawdziwym strachem na dusze. Czasami przeszkadzał mu ten tytuł. Niepotrzebnie powodował drżenie serc, ale jak to mówią pozory mylą. Oceniają go tylko po wyglądzie, nie baczą na charakter. Nie widzą jego, widzą tylko jego twarz. Zupełnie jakby między żywymi a Shinigami znajdowała się wielka, złośliwa szyba ukazująca tylko kłamstwa.
- Nazywam się Marshall Elvire - powiedział melodyjnym, spokojnym głosem, podając dłoń młodzianowi, wokół którego nie było czuć trupiej aury, więc z pewnością nie mógł być drugim zbiegiem, a nawet jeśli to Marshalla sprawy żywych nie obejmowały.
Dayki? Taemin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz