Spojrzałam po raz ostatni na Christopher’a, lekarz mnie gdzieś zabrał. Nie wiem co się ze mną działo, mój organizm był wyniszczony. Nie wiedziałam czy na pewno, ale takie miałam wrażenie.
*
Kiedy wróciłam z badań, a co robili to szkoda gadać. Za dużo tych badań według mnie. A kiedy to im powiedziałam, to od razu znaleźli pretekst, że tak musi być i w ogóle. Szkoda słów na nich. Chirstopher’a już nie było, ani na korytarzu, ani w sali.
- Pomóc Ci przejść z wózka na łóżko? – spytał opiekuńczym wózkiem.
Muszę przyznać, że ten lekarz był tak po 20-stce. No jest przystojny, tego nie mogę zaprzeczyć. Nazywał się Cameron Vill. Przedstawił mi się jako mój lekarz prowadzący. Od nie dawna tutaj jest, a teraz go przepisali tak dla mnie, bo on jest specem od jakiś wirusów czy coś w tym stylu. Dzisiaj mi go przypisali, więc… Od razu mi się przedstawił i go polubiłam.
- Nie, dam radę. – odpowiedziałam. – Ale dziękuję za proponowaną pomoc.
- Nie ma za co Nat, jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz kogo masz wzywać. – powiedział z uśmiechem i wyszedł.
Jeździłam wózkiem po całej Sali w której byłam sama. Była wielka ta sala, aż za wielka… Westchnęłam cicho. Jednak przestałam na chwilę jeździć kiedy zobaczyłam na łóżku jakąś karteczkę. Wzięłam ją do ręki, a było napisane:
„Droga Nat.
Jadę na chwilę do domu, ale obiecuję, że wrócę już nie długo. Pewnie kiedy będziesz już spała, ale nie przejmuj się mną. Mam nadzieję, że badania wyjdą pozytywnie i nic Ci nie będzie. Do zobaczenia później.
Christopher.”
Uśmiechnęłam się pod nosem. Podniosłam głowę do góry, odłożyłam karteczkę na miejsce i podjechałam na wózku do okna. Zobaczyłam wjeżdżające auto Christopher’a. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Po kilku minutach chłopak wysiadł z auta i szybkim krokiem ruszył w stronę szpitala, jakby się czegoś obawiał. Już po krótkiej chwili, nim zdążyłam się obrócić – on był już w środku. Podszedł do mnie.
- Nic Ci nie jest. – powiedział z ulgą.
- A coś miałoby mi być? – spytałam zdziwiona.
Miał powiększone źrenice, czyżby on coś brał? Dobra nie ważne. Zostawię to w spokoju. Podjechałam wózkiem do łóżka. Chciałam sama wstać i usiąść, ale Christopher od razu do mnie podszedł i mnie podniósł. Od razu wtuliłam się w niego, Chciał mnie położyć na łóżku, ale kurczowo złapałam jego koszulkę. Podniosłam głowę do góry.
- Nie kładź mnie teraz, proszę… - wyszeptałam.
Nie wiem czemu, ale jego dotyk mnie uspokajał. Nawet nie wiem dlaczego powiedziałam, żeby mnie nie kładł. Nic między nami nie ma i na razie nie będzie… Chyba…
Chłopak usiadł na łóżku razem ze mną na kolanach. Wtuliłam się w niego. Dłonią nadal kurczowo trzymałam na jego koszulce. Kilka łez spłynęło po moich policzkach. Zasłoniłam twarz włosami…
*
Kolejne tygodnie w tym szpitalu stały się dla mnie jak codzienność, jakbym tutaj mieszkała. Nie wiem ile już tutaj byłam. Od maja chyba, a teraz mamy już czerwiec. W końcu mnie wypisali. Cameron codziennie ze mną rozmawiał, typu jak się czuję, czy coś mnie boli. Mam także jego numer telefonu i mam dzwonić gdybym się źle czuła to od razu do mnie przyjedzie. To było bardzo miłe z jego strony. Spędzał ze mną czas, kiedy Christopher musiał jechać gdzieś z siostrą czy coś w tym stylu. Christopher spędzał ze mną cały swój czas kiedy tylko mógł. Zostawał na noc w szpitalu, ale zbliżyłam się do niego i to strasznie. Teraz wiem, że mogę na niego liczyć… Przywiózł mi czyste ciuchy z mojego mieszkania. Jednak do końca nie wiadomo co mi jest i czy tego się kiedyś pozbędę. Do Sali wszedł Christopher z torbą w której były chyba rzeczy. Wzięłam od niego torbę, ale ten szybko mi ją zabrał.
- Poczekaj ja Ci wszystko wyciągnę. – powiedział łagodnym głosem.
Wyciągnął stanik, skarpetki, majtki… Potem jakieś spodnie i bluzkę sięgającą zaledwie do pępka. Wzięłam od niego rzeczy i wstałam z łóżka. Lepiej się już czułam. Poszłam się przebrać. Umyłam przy okazji włosy i całe ciało. Potem ubrałam się, wysuszyłam włosy i upięłam je w kucyka. Kiedy wyszłam z łazienki oberwałam czapką w twarz.
- Wiedziałem, że umyjesz włosy więc zakładaj czapkę. – powiedział.
Burknęłam coś pod nosem. Jednak czapki nie założyłam. Nie była moja tylko Christopher’a. Odrzuciłam mu czapkę i usiadłam na łóżku. Chłopak podszedł i na siłę założył mi czapkę.
- Ale ja nie chcę! – krzyknęłam.
- Pech, w domu zdejmiesz. – powiedział.
Cameron stał w drzwiach i się śmiał. Wstałam z łóżka i zabrałam swoje rzeczy. Wyszliśmy z Sali w której spędziłam ostatnie tygodnie. Pożegnałam się z lekarzami i pielęgniarkami. Podziękowałam i pomachałam Cameron’owi, ale po chwili go przytuliłam i wybiegłam ze szpitala za Chirstopher’em. Oczywiście miałam buty – trampki.
Wsiadłam do auta Christopher’a. Był chyba nieco zły albo zazdrosny. Wsiadł do auta, złapał kurczowo kierownicę. Położyłam swoją dłoń na jego dłoni. Rozluźnił nieco mięśnie i na mnie spojrzał. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jesteś zły? – spytałam.
Pokręcił głową.
- Zazdrosny? – spytałam.
Nie odpowiedział mi na pytanie. Tylko wziął głęboki wdech. Zbliżyłam się do niego.
- Nie masz być o co zazdrosny. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
<Christopher?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz