-Nat-powiedziałem i kucnąłem przed siedzącą dziewczyną.-Nie kłamię, ufam Ci i nic nie ukrywam.
Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie. O ty, kom jestem nie chcę mówić, nie chcę sie ujawniać, nie chcę jej wystraszyć...
-Wierzysz mi?-spytałem szatynkę.
Nic nie odpowiedziała tylko spóściła głowę. Dłonią uniosłem jej podbródek. Ta szybko się wyrwała i wybiegła z pokoju. Poleciałem za nią. Myślałem, że ucieknie a ona...pobiegła do toalety. Nie zamknęła drzwi, wiec wparowałem do środka. Natalie kucała przy ubikacji i wymiotowała. Podszedłem do niej i zebrałem jej włosy z twarzy. Mówiąc szczerze zmartwiłem się. W pierwszej chwili przeszło mi przez myśl, że zatruła sie moim śniadaniem ale...ona go nie jadła. To może...złapała ja jakaś choroba przez te dwa dni? Boże Chris ogarnij sie, może tak jakoś wymiotuje jednorazowo...i wcale nie jest chora ano nic. Po kilku minutach dziewczyna w końcu odsunela głowę od deski klozetowej i ciężko łapała oddech. Była blada jak nigdy...co sie dzieje? Szatynka wstała i przemyła twarz oraz wypłukała usta, cały czas trzymałem jej włosy.
-Jak sie czujesz?-spytałem rozpuszczając pęk jej włosów.
Nic nie odpowiedziała tylko oparła for o umywalkę.
-Zaparzyć Ci mięty?-spytałem stroskany.
Natalie pokiwała głową. Niepewnie wyszedłem z łazienki, jednak nie potrwało długo a znów do niej wróciłem a wręcz biegłem gdy usłyszałem huk. Dziewczyna leżała jak długa na ziemi. Szybko sie przy niej znalazłem.
-Natalie? Słyszysz mnie? Nat?
Nic nie odpowiadała, była nieprzytomna i...zimna. CO SIE DO DIASKA DZIEJE?! Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po pogotowie. A może...ona naprawdę jest chora?
Natalie? Co Ci jest? ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz