Marshall wrócił do domu o szóstej nad ranem. Nie myśląc zbyt wiele walnął na swoje łoże i natychmiastowo zasnął. Pech sprawił, że obowiązki nie śpią, a zanim porządnie wypoczął jego notes zaczął wariować. Zirytowany chwycił kosę, książkę, po czym pognał w wyznaczone miejsce. Z niewiadomego powodu miało zginąć dziś trzy razy tyle osób, co w ostatnim tygodniu.
- Jakaś epidemia czy co? - Marceli nerwowo przeglądał spis treści, kiedy nagle zadzwonił telefon. Przestraszony podskoczył, upuszczając swoje artefakty. Złapał komórkę i odczytał sms'a. Od Jasmine.
"Skąd ona ma mój numer telefonu?! Illuminati?! A może to szatan jakiś... i ma podrobione papiery w bibliotece... A no tak, dałem jej kartkę z numerem..." - pomyślał zawiedziony swoją głupotą. Na szybko wystukał "A chętnie, jak tylko znajdę garniak ;3". Uśmiechnął się pod nosem. W sumie pierwszy raz się cieszył, że w dzieciństwie tak szybko nie spławił nauczyciela tańca. Dzięki temu wrednemu gościowi potrafił teraz tańczyć pierwszy taniec (walc), cha-chę, salsę, jive, sambę, tango, rumbę i foxtrot, więc Jasmine nie musiała się bać, że będzie tańczyć z partnerem, który ma dwie lewe nogi. Wtem kolejna kartka w książce Shinigami zalśniła. Chłopak westchnął i pognał przed siebie.
<Jasmine? Jive!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz