niedziela, 14 czerwca 2015

Od Cheyanne cd. do Taemina

- no bo... cóż... wtedy, w klasie, zadzwonił do ciebie tata - miałam nadzieję, że zabrzmiało to naturalnie - no i... trochę się pokłóciliście - wyznałam. Taemin zbladł i przełknął ślinę, ale nie odezwał się słowem, jakby oczekiwał, że dopowiem coś jeszcze. Problem w tym, że nie miałam bladego pojęcia, co mogłabym powiedzieć. Na pewno nie wyznam mu, czego się dowiedziałam. Nie chciałam, żeby z tego powodu odwrócił się ode mnie i zaczął mnie unikać. Bo wiem coś, czego nie powinnam wiedzieć. Ale żeby nie wzbudzić podejrzeń, kontynuowałam:
- Pytał, dlaczego nie wróciłeś na noc do domu. A Ty powiedziałeś, a właściwie spytałeś, co go to obchodzi.
W sumie chyba nawet nie skłamałam. Po prostu nie powiedziałam całej prawdy. Chłopak pobladł jeszcze bardziej. Westchnęłam cicho. - Zaczął na Ciebie krzyczeć, a ty strasznie mu pyskowałeś. Nawet nie chcę wiedzieć, jakie piekło czeka cię w domu. - w momencie wypowiedzenia tych słów od razu pożałowałam. Podniosłam wzrok na jego twarz (dotychczas starałam nie patrzeć się mu w oczy), która wyglądała tak, jakby było mu bardzo, ale to bardzo niedobrze. Zakryłam usta dłonią. Zorientowałam się, że chłopak ma już zapewne wystarczające piekło w domu. Nie powinnam była go dobijać. - Och, Taemin. Przepraszam - musiało to zabrzmieć bardzo głupio.
- w porządku. To przecież nie twoja wina.
"Ależ moja. Gdybym nie dała ci tych chole*nych żelków, to wszystko skończyłoby się zupełnie inaczej. Nie pokłóciłbyś się z tym człowiekiem. A ja nie musiałabym odkupywać szyby. I Nataniel nie miałby przez nas tak zwalonego dnia." - skarciłam się w myślach. Tylko Klik jakimś cudem nigdy nie pada ofiarą mojego pecha.
- Masz dokąd iść? - spytałam niepewnie. Nie chciałam go puszczać do domu, do tego człowieka (kimkolwiek on był).
- Nie wiem. - przyznał. - Mogę się kogoś spytać, czy udzieli mi noclegu... - zaczął ostrożnie.
- Nataniela? - spytałam z uśmiechem, ale widząc jego spojrzenie, szybko uniosłam ręce w górę w akcie niewinności. - Przepraszam. Po prostu musiałam to powiedzieć. Ale mam rację, prawda?
Przez chwilę milczał, patrząc się na mnie morderczym wzrokiem.
- Wiesz, że znam tu jeszcze trochę innych ludzi, prawda? Nie jestem na niego skazany.
- Oczywiście - "chociaż pewnie bardzo lubisz być na niego skazany" - Na przykład mnie. Mamy wolną, wygodną kanapę w salonie. Więc gdyby nie udało Ci się załatwić noclegu u Nat... znaczy się, u tej innej osoby, wiesz, gdzie mnie szukać.
- Niezupełnie.
- Nie? - spytałam zaskoczona, ale po chwili zaliczyłam mocnego facepalma - No tak, przecież nie wiesz, gdzie mieszkam. Rety! Nie mamy nawet swoich numerów telefonu. - szybko wyjęłam kartkę z torby i długopis z kieszeni, po czym zapisałam na niej swój adres i numer. Może to niebezpiecznie tak podawać swoje dane człowiekowi, krórego zna się dopiero drugi dzień, ale było w nim coś, co sprawiało, że mu ufałam.
Podałam Taeminowi kartkę, po czym pożegnałam się z nim i ruszyłam w stronę mieszkania.
***
Pół leżąc, pół siedząc na szerokim parapecie swojego pokoju, wpatrywałam się za okno, popijając herbatę i zajadając się maślanymi ciasteczkami.
Taemin nie dał żadnego znaku, więc prawdopodobnie poradził sobie bez mojej pomocy. Ale i tak miałam wyrzuty, że znalazł się przezemnie w takiej sytuacji.
***
Budzik wyrwał mnie z miłego snu o lesie zamieszkiwanym przez różne stworzenia, których nigdy wcześniej nie widziałam na oczy, wwiercając mi się przez uszy do czaszki, i tam rozbrzmiewając z podwójną siłą. "Wstawaj, idiotko!" - zdawał się krzyczeć kpiącym tonem. Warknęłam w poduszkę coś, co mogłoby oznaczać " Zamknij się, debilu". Ale ponieważ najbardzej znienawidzony przedmiot w moim pokoju nie zamierzał się uciszyć, nieprzytomnie zwlokłam swoje zwłoki z łóżka i - potykając się o ten cały burdel, który miałam w pokoju - dopadłam do biórka, na którym urzędował morderca moich snów. Spojrzałam na niego nienawistnie i z mściwą satysfakcją wyłączyłam wnerwiające brzęczenie. Była siódma. Ziewnęłam i skierowałam się do łazienki. Tam przemyłam twarz chłodną wodą, próbując zmyć z siebie resztki snu. Gdy to nie pomogło, zamaszystym gestem klepnęłam się w policzek, krzywiąc się przy tym; najwidoczniej nie doceniłam swojej siły. Wyszłam, obolała, ale już bardziej żywa, do kuchni i przywitałam się uśmiechem z Annie, która siedziała przy stole, jedząc kanapki. Wzięłam sobie dwie z talerzyka i skonsumowałam je, popijając herbatą.
***
Biegłam do szkoły, dysząc ciężko. Miałam spore opuźnienie, ale jeśli uda mi się utrzymać te tempo mogę jeszcze zdążyć.
Dziś pierwszy był polski. Dopadłam do klasy w momencie, w którym ostatnia osoba wchodziła przez drzwi. Zdyszana, opadłam na swoje miejsce obok Taemina. Napiłam się soku jabłkowego i, czując się już znacznie lepiej, skoncentrowałam na otoczeniu.
Ktoś z tyłu prowadził zażartą dyskusję na temat tego, dlaczego jedno okno w klasie magicznie zniknęło. Uśmiechnęłam się pod nosem, chociaż to ja miałam teraz problem.
***
Na lekcji dowiedzieliśmy się o nadchodzącej wycieczce. Szczerząc się niemiłosiernie, wyszłam z radością z klasy. Taemin najwidoczniej został w pomieszczeniu, bo nie zobaczyłam go wśród wychodzących. Wzruszyłam ramionami, i zeszłam na dół, na swoją ulubioną ławkę pod drzewem. W razie czego wie, gdzie mnie szukać.
Taemin? Postanowiłam już połączyć czasowo wątki. Nie musisz na to odpisywać, wystarczy, że odpiszesz Natanielowi. Ja się jeszcze gdzieś tam upchnę w dniu wyjazdu na obóz . I tak, moja zdolność pisania płynnej akcji bez trzech gwiazdek co dwa zdania gdzieś zanikła :P .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X