Cheyanne przyszła jako ostatnia. Jak zwykle się spóźnia, jak na lekcje. Eh, te dziewczyny. Zawsze muszą pudrować nosek w nieodpowiednim dla reszty momencie.
- Hej, nie spóźniłam się za bardzo, co? – zapytała mnie, a raczej grupę, w której się znajdowałem.
- Nie no, co ty, wcale, jedynie… Dziesięć minut? Nie wiem, nie chce mi się wyciągać telefonu – powiedziałem ironicznie, tak samo ironicznie się do dziewczyny uśmiechając.
- Jesteś podły! – powiedziała i uderzyła mnie swoja torbą podręczną. Bolało, tak trochę. Ale wolałem tego nie okazywać. Przecież jestem mężczyzną do jasnej ciasnej! Mężczyzna nie rozkłada się przed kobieta! O co to, to nie! Szybciej pójdę do wojska, niż wywieszę biała flagę przed Cheyanne.
Ej, wiara. O czym ja biadolę? Ught, Taemin, skończ, bo wyślą cię do wariatkowa. Rozumiemy się, Taeminie?
Tak, Minnie.
To dobrze. Tak trzymać.
…
Co ja robię ze swoim życiem.
- Taemin, hello, ziemia do Taemina! – usłyszałem głos Nataniela i zobaczyłem, że czyjaś ręka machała mi przed oczami. Zamrugałem kilka razy. Tym samym zauważyłem ,że patrzą na mnie trzy pary oczu. Trzy pary trochę przerażonych oczu.
- Co się stało? – spytałem zdziwiony, nadal nie ogarniając co się naokoło mnie dzieje.
- Straciłeś łączność z rzeczywistością – oznajmił Nataniel, patrząc z ukosa na Cheye.
- Ja mu haribo nie dałam! – powiedziała unosząc rękę ku górze.
- A czy ja coś powiedziałem? – zapytał i podrapał się z tylu głowy. Westchnął ciężko. Co on, stary dziadek? – Chodźmy, autokar czeka – rozkazał całej klasie, która była zebrana obok nas. Wyszliśmy na dwór. To prawda, autobus już na nasz czekał. Zaczęliśmy wchodzić do środka. Jak na pech ja wchodziłem ostatni i nie było miejsc. Rozejrzałem się po siedzeniach. Jedyne miejsce było obok Cheyanne albo… Ehm, Nataniela. Co wybrałem?
- Mogę z tobą usiąść? – zapytałem.
- Ta, jasne – powiedziała szatynka, posuwając się w stronę okna. Usiadłem na siedzeniu obok. Po chwili nasz wychowawca i drugi opiekun zaczęli sprawdzać obecność. Na szczęście wszyscy byli obecni. Chwile po tym ruszyliśmy.
- Cheyanne, weźmy coś poróbmy. Nudzi mi się – jęknąłem, przy tym dźgnąłem ją lekko w ramie. Ta spojrzała na mnie trochę zażenowana. – No co?
- Minnie, jedziemy dopiero dziesięć minut – powiedziała, pukając mnie w głowę. No co ja się jej zawiniłem ja się pytam? No czym?!
- Ej, mam pomysł.
- No, słucham – odwróciła wzrok na to, co było za szybą. Czy drzewa są tak atrakcyjne i interesujące?
- Wymyślmy do siebie jakieś pseudonimy z nami związane – powiedziałem a ona spojrzała na mnie jak na idotę. Jej wzrok mówił „Dziecko, naprawdę?” No co ja poradzę, że jestem taki a nie siaki? Za to mnie wszyscy kochają < 3)
- No ,to jaki ty będziesz miał pseudonim, co?
- Haribo – dziewczyna parsknęła. Udawałem, że tego nie widziałem. - A ty… Nie wiem, u ciebie mam kompletną pustkę. Jak chcesz się nazywać? – zapytałem i czekałem na jej odpowiedz jak pies na kość. Ta.. Dziwne porównanie.
- Hej, nie spóźniłam się za bardzo, co? – zapytała mnie, a raczej grupę, w której się znajdowałem.
- Nie no, co ty, wcale, jedynie… Dziesięć minut? Nie wiem, nie chce mi się wyciągać telefonu – powiedziałem ironicznie, tak samo ironicznie się do dziewczyny uśmiechając.
- Jesteś podły! – powiedziała i uderzyła mnie swoja torbą podręczną. Bolało, tak trochę. Ale wolałem tego nie okazywać. Przecież jestem mężczyzną do jasnej ciasnej! Mężczyzna nie rozkłada się przed kobieta! O co to, to nie! Szybciej pójdę do wojska, niż wywieszę biała flagę przed Cheyanne.
Ej, wiara. O czym ja biadolę? Ught, Taemin, skończ, bo wyślą cię do wariatkowa. Rozumiemy się, Taeminie?
Tak, Minnie.
To dobrze. Tak trzymać.
…
Co ja robię ze swoim życiem.
- Taemin, hello, ziemia do Taemina! – usłyszałem głos Nataniela i zobaczyłem, że czyjaś ręka machała mi przed oczami. Zamrugałem kilka razy. Tym samym zauważyłem ,że patrzą na mnie trzy pary oczu. Trzy pary trochę przerażonych oczu.
- Co się stało? – spytałem zdziwiony, nadal nie ogarniając co się naokoło mnie dzieje.
- Straciłeś łączność z rzeczywistością – oznajmił Nataniel, patrząc z ukosa na Cheye.
- Ja mu haribo nie dałam! – powiedziała unosząc rękę ku górze.
- A czy ja coś powiedziałem? – zapytał i podrapał się z tylu głowy. Westchnął ciężko. Co on, stary dziadek? – Chodźmy, autokar czeka – rozkazał całej klasie, która była zebrana obok nas. Wyszliśmy na dwór. To prawda, autobus już na nasz czekał. Zaczęliśmy wchodzić do środka. Jak na pech ja wchodziłem ostatni i nie było miejsc. Rozejrzałem się po siedzeniach. Jedyne miejsce było obok Cheyanne albo… Ehm, Nataniela. Co wybrałem?
- Mogę z tobą usiąść? – zapytałem.
- Ta, jasne – powiedziała szatynka, posuwając się w stronę okna. Usiadłem na siedzeniu obok. Po chwili nasz wychowawca i drugi opiekun zaczęli sprawdzać obecność. Na szczęście wszyscy byli obecni. Chwile po tym ruszyliśmy.
- Cheyanne, weźmy coś poróbmy. Nudzi mi się – jęknąłem, przy tym dźgnąłem ją lekko w ramie. Ta spojrzała na mnie trochę zażenowana. – No co?
- Minnie, jedziemy dopiero dziesięć minut – powiedziała, pukając mnie w głowę. No co ja się jej zawiniłem ja się pytam? No czym?!
- Ej, mam pomysł.
- No, słucham – odwróciła wzrok na to, co było za szybą. Czy drzewa są tak atrakcyjne i interesujące?
- Wymyślmy do siebie jakieś pseudonimy z nami związane – powiedziałem a ona spojrzała na mnie jak na idotę. Jej wzrok mówił „Dziecko, naprawdę?” No co ja poradzę, że jestem taki a nie siaki? Za to mnie wszyscy kochają < 3)
- No ,to jaki ty będziesz miał pseudonim, co?
- Haribo – dziewczyna parsknęła. Udawałem, że tego nie widziałem. - A ty… Nie wiem, u ciebie mam kompletną pustkę. Jak chcesz się nazywać? – zapytałem i czekałem na jej odpowiedz jak pies na kość. Ta.. Dziwne porównanie.
Cheyanne? Wyszłam z wprawy chyba xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz