Dziewczyna słabym wzrokiem spojrzała mu w oczy. Nie czuła się ani trochę lepiej, ale jego jaskrawe oczy dodawały jej otuchy, mimo iż wcześniej ich nie widziała. Skuliła się na metalowej i niewygodnej ławce, wymiotując kolorowym płynem (oj chyba tyncza, za dużo skittlesów ) Stała się niewidzialna, nie chciała przeszkadzać Marshallowi, lub jak mówił "Ponuremu Kosiarzowi''. Czyli tym się zajmuje..... Lepiej późno niż wcale. Zamknęła oczy. Odleciała do kraint swojego umysłu, ale tak, jakby stała się duchem. Mogła się dotykać, mogła czuć swoje ciało, mogła się widzieć..... Ale jej nikt nie widział. Siedziała przy ciele w bezruchu, ocierając z ust grudki kolorowego '' czegoś''. Słyszała odgłosy walki, nerwowe chichoty tego całego ''lalkarza'', czy kto to był. Shinigami wydawał jakieś pomruki, odgłosy szczękania zębami..... Wszystkiego. Dziewczyna słyszała wymachy kosą, jej cięcia powietrza. Dakota powoli zmieniała sie w ławkę, tak bez powodu. Kolor stawał się obficie krwisty, a gdzieniegdzie niebieski- czyli schodzący lakier- z jakiś chyba dziesięciu lat. Jej dusza spojrzała w stronę walki. Marshall zapisywał coś w notatniku, opierając się o swoją broń. Dezerter zniknął, a Dakota wróciła do swojego normalnego koloru- mało opalonej, prawie białej wątłej osóbki z długimi kasztanowymi włosami. Zasnęła. Chłopak zbliżał sie blisko niej. Zabrał płaszcz i włożył na siebie. Przez chwile patrzał na śpiącą szatynkę swoimi zielono-żołtymi oczętami.
Marcel? Sory że tak długo, brak weny nie złość się .<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz