sobota, 6 czerwca 2015

Od Marshalla cd. do Dakoty

Marshall zdjął ze swojej głowy kaptur. Zaczął się dookoła rozglądać, lecz żadnego ducha nie widział.
- Cholerne soczewki, dlaczego ja je w ogóle noszę?! - przetarł oczy, po czym ściągnął zabarwione na brązowo szkiełka, ukazując naturalne oczy Shinigami - jaskrawe, żółto-zielone tęczówki. Wsunął na nos okulary i wtedy zaczął na poważnie wyszukiwać napastnika.

Zdjął z siebie płaszcz. Położył go na ławce, po czym zbliżył się do Dakoty. Przykucnął obok niej. Dopiero w tym momencie dostrzegł cienkie, prawie przezroczyste linki. Dotknął jednej z nich.
- Szlag, wstrętni dezerterzy, jakby specjalnie uprzykrzali życie Kosiarzy... - mruknął cicho. Następnie wstał i bez wahania przeciął liny ostrzem kosy, zaś dziewczynę wziął na ręce i położył na ławce. Spojrzał na zzieleniałą dłoń.
- Przeklęte marionetki, Lalkarz zaczął używać bardziej skutecznych sposobów - oglądał przez chwilę zabarwioną rękę Dakoty. Westchnął głośno, po czym wyciągnął z dłoni mały flakonik ozdobiony rysunkami róż. Skropił palce dłoni i schował antidotum.
- Za kilka minut powinno zadziałać, lepiej uważaj albo nie kręć się przy mnie. Zbiegłe dusze uwielbiają dokuczać Ponurym Żniwiarzom - powiedział poważnym, niskim tonem. - Co do Twojego zachowania nie gniewam się, przywykłem do tego, że ludzie uważają mnie za potwora - uśmiechnął się wesoło. - I wcale nie jesteś głupia, po prostu nie wiesz jak się zachować, każdy popełnia błędy - rzekł. Czasami bywa szczery aż do bólu.
<Dakota? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X