piątek, 5 czerwca 2015

Od Dakoty cd. do Marshalla

Wybiegłam z mieszkania w poszukiwaniu Marshalla. Biegłam po świeżym betonie stąpając tak ostrożnie i szybko zarazem, że nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia w dół, sprawdzić, czy nie przypadkiem nie utknęłam. Na szczęście tak nie było, na końcówkach moich trampek był lekki brud, ale mniejsza z tym. Mijałam kolorowe domy pomalowane na jasne i radosne kolory. Co rusz na sklepikowych ścianach widniały grafiti oraz bazgroły- chyba rysowane przez tutejsze dzieci. Obrazki przedstawiały koniki, jakieś cukierki, dziewczynki i chłopców, męskie i żeńskie genitalia oraz mazie bez danego kształtu. Po prostu kreski. Skierowałam się do parku. Ławki, pijacy, place zabaw, psy i rośliny- wszystko to, czego nie szukam. Przebiegłam wzdłuż głównej drogi która była zrobiona z piasku i żwiru złożonego razem. Kwiaty równolegle do siebie przylegały do ścieżki, tworząc coś w stylu dywanu. Nareszcie! Szara, ciemna i smutna masa którą uważałam za Marshalla poruszyła się lekko na czerwonej ławce przy wyjściu. Przybliżyłam się i moje przypuszczenia były słuszne. Brunet gnił w słońcu, trzymając w ręku swoją kosę przyglądając jej się kamiennym wzrokiem. Nie usłyszał, gdy usiadłam koło niego.
- Marshall....- zaczęłam. Odwrócił się do mnie ze smutną miną.- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie przywykłam do widoku kosiarza z kosą równie wielką jak on sam, a na dodatek jest miły i uroczy. Jesteś ideałem- przystojny, mądry, serdeczny, dowcipny i słodki. Nie to co ja- ładna ale arogancka, strachliwa i głupia, dziewczyna źle oceniająca wszystkich, która chce mieć wszystko dla siebie i nie robić nic dla innych osób. Brzydka, oschła i beznadziejna- oto cała ja. Jeszcze raz przepraszam, nie chciałam żeby to tak wyszło. Jestem idiotką, wiem. Jak bym się nie urodziła, każdemu byłoby lepiej. Media i tak by znalazły inną gwiazdę do prezentowania ciuchów i swoich kolekcji, a dla całego świata o jedną łamagę mniej.
Chłopak z zafascynowaną miną słuchał moich wyżaleń jaka ja jestem okrutna i beznadziejna. Czemu on jeszcze tu siedział? Każdy, kto słuchał o moich problemach znikał w połowie mojej wypowiedzi. Dla niego było inaczej? Nie wiem czemu, ale zaczęłam się dusić. Złapałam się za gardło i kasłałam jak nawiedziona. Rzuciłam spojrzenie Marshallowi. Ani drgnął. Hello, ja tu tak jakby umieram? Padłam na ziemię. Podniosłam rękw na wysokość oczu. Była zielona i nieustannie zmieniała barwe.
- O co tu do choler.y chodzi?- mruknęłam gdy na chwilę udało mi się zaprzestać kaszleć.

Marshall? Otrułam się ja głupia czy co? ._.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X