piątek, 5 czerwca 2015

Od Taemina cd. do Cheyanne


- Ja ci tu zaraz wytrzeźwieje - burknąłem cicho, nadal myśląc, po jakiego grzyba klękałem jak jakiś niedorozwinięty idiota. O ile takie osoby w ogóle istniały. Uznajmy, że tak. - Nataniel, powiedz jej coś - poprosiłem swego mentora, ale ten jedynie na mój głos zaadresowany pod jego adres, zesztywniał i przełknął ślinę. O co chodziło? Dobra, mało ważne. Jak nie chcieli mi powiedzieć, to nie. Ich problem. F O C H.
- A co mam gadać? To ty z nią przebywasz, nie ja - oznajmił, jakże wszystko wiedzący Nataniel i wstał z siedzenia. - Ostatnie ostrzeżenie. Wychodzę, jak wrócę, ma być wszystko posprzątane - rozkazał i tak jak mówił, wyszedł w mgnieniu oka, spoglądając na mnie kontem oka. No powie mi ktoś wreszcie, czemu mój wychowawca zachowuje się tak, a nie inaczej? Powie ktoś? Nie? TO SIĘ WALCIE! Ale tak poza tym… Do kogo ja to gadam? Chyba zaczynam powoli dostawać na głowę, pomyślałem.
Zaczynając wyzywać, na czym świat stoi, podniosłem się z tej zimnej podłogi . Cheya nadal siedziała i patrzyła się na swoje, jakże piękne, kolana. Gdyby nie to, że mieliśmy to zrobienia robotę, zacząłbym się śmiać jak głupi. No, ale właśnie. Mieliśmy.
- Wstawaj Cheyanne. Musimy posprzątać ten burdel… Chociaż nie wiem jak on tutaj się stworzył – dodałem ciszej, chociaż pewnie dziewczyna i tak to usłyszała. Nastolatka posłusznie wstała, patrząc się na mnie dziwnie. No, o co loto?! Zaczynałem się denerwować.
- Yhym, dobrze – przytaknęła i podeszliśmy w stronę szkła, leżącego na podłodze, która była nam już tak dobrze znana…. Zaczęliśmy zbierać szybę, a raczej to, co kiedyś szybą było. Dziewczyna co jakiś czas spoglądała na mnie, by potem pokręcić głową. Czyżby chciała mi coś powiedzieć i walczyła ze sobą, czy to z siebie wydusić? Błagam, niech powie… - Taemin… - TAK! Taniec szczęścia! - … Ty na serio nic nie pamiętasz? – zapytała dziewczyna a ja jedynie kiwnąłem głową, nie przerywając swej dotychczasowej czynności. – No bo widzisz… Gdy zjadłeś to haribo… To Nataniel do nas przyszedł i nas tutaj zabrał. No a ty, lekko mówiąc… Pocałowałeś go? – poinformowała mnie tak, jakby sama nie wiedziała, czy to prawda, czy jedynie wytwór jej wyobraźni.
- A, no to okey… CZEKAJ! ZARAZ! CO?! Pocałowałem Nataniela?! Jakim cudem? CO….. Umrę. Jak ja mu się teraz pokaże. Idę się powiesić. O, patrz, szkło! – powiedziałem z uśmieszkiem psychopaty na twarzy i wziąłem jeden skrawek szyby do ręki, jednak Cheya szybko mi go zabrała. – No ej~! Oddaj mi moje narzędzie zbrodni!! – poprosiłem machając do niej rękami, tak, jakbym się do niej modlił. – Jak ja teraz umrę…? – zapytałam sam siebie z głosem jakbym był jakimś aktorem.
- Nie dołuje cię te kissu? – spytała zdziwiona dziewczyna. Wyszczerzyłem się w jej stronę.
- Ani trochę.
- A jak powiem, że się całowaliście AŻ dwa razy? – dopytała. Pokręciłem głową. Nie ruszało mnie to. Co się stało to się stało. Pewnie miała niezły ubaw, gdy widziała jak napastuje naszego wychowawcę. – A jak powiem, że przyznałeś się do bycia gejem? – spytała, a mi mina zrzedła.
- Żartujesz.
- Nie.
- Em… Byłem po wpływem narkotyku – wytłumaczyłem.
- Ta, jasne. Tylko winny się tłumaczy, Taemin. Wiesz, jeszcze powiedziałeś, że mnie nie pocałujesz. Samo do głowy ci to na pewno nie wpadło. Chyba jesteś tym gejem, wiesz? – zapytała, powstrzymując śmiech. – Ej. Kochasz się w Natanielu?

- Chcesz dostać tym odłamkiem szkła w jakąś część swojego ciała? – spytałem gniewnie, machając jej rozbitą szybą przed nosem.
- Czyli jednak go kochasz – przyznała.
- NIE, NIE ZAKOCHAŁEM SIĘ W NATANIELU! CZY TAK TO TRUDNO ZROZUMIEĆ?!
- Kochasz go, kochasz – zaczęła mówić tak w kółko. Ach, ta dziewucha!
- Cicho tam – skończyłem wreszcie. Chyba to była lekka kapitulacja z mojej strony. Ech, może miała racje? Ale się do tego za Boga jej nie przyznam!
Nie odpowiedziała, na szczęście, a ja mogłem skupić się na sprzątaniu.
- Poszła panieneczka, do laseczka, do zielonego... - Zacząłem nucić pod nosem znaną na cały świat piosenkę, której raczej chłopak nie powinien śpiewać w obecności dziewczyny. Ale co tam. PRZECIEŻ JESTEM GEJEM, GEJOWI WSZYSTKO WOLNO! Nie?
- Mieliśmy być cicho - przypomniała mi moja towarzyszka broni, a ja zaprzestałem śpiewania. Podeszłem bliżej dziewczyny. Niespodziewanie pstryknąłem jej w ucho.
- Nie, moja droga. To ty miałaś być cicho. Mnie się to nie dotyczyło. A właśnie przed chwilą załamałaś święte prawo wszechmogącego Parka Taemina... - Podszedłem do tablicy i zebrałem resztki od kredy. Mając ją w ręku wróciłem grzecznie do nie spodziewającej się nic Cheyanne. - ... A za naruszanie zasad trzeba ponieść karę! - Powiedziałem głośno, gdy byłem już dostatecznie blisko i sypnąłem w nią kredą. Dzięki mnie miała włosy, twarz, ręce, bluzkę i spodnie w białym puchu. Ach, był ze mnie istny Leonardo da Vinci. Aż mnie dumą rozpiera!
- Co... Chodź no tu, zaraz ci się odpłace ty mokra żabo! - krzyknęła wkurzona tym, co się zdarzyło i wzięła butelkę z resztką wody.
Ups.
Zacząłem za nią uciekać, robić przy tym slalomy pomiędzy ławkami. Dziewczyna mnie jednak zagoniła w kozi róg... I znów byłem mokry. Czy takie było me przeznaczenie?
- Ciekawe, czy na prawdę wyglądam teraz jak żaba - zapytałem się sam siebie, a dziewczyna jedynie prychnęła.
- Szybciej przypominasz niedorozwiniętą kijankę - dogryzła mi brunetka, by po chwili dostać ode mnie łokciem w żebra.
Spojrzałem na podłogę.
- Mokrość, widzę mokrość - powiedziałem a Cheya się zaśmiała.
- Można zobaczyć mokrość? - Spytała ironicznie a ja wywróciłem oczami.
- W moim słowniku istnieje takie zdanie. Jakieś pytania? Nie? Cudownie. Idź po jakąś szmatę do sprzątaczek - rozkazałem i pokazałem dłonią aby poszła. Jednak nie ruszyła się. - Specjalne zaproszenie?
- A dlaczego ja?
- BO TO PRZEZ CIEBIE TEAZ TU SIEDZĘ! - przypominałem dziewczynie a ona jedynie kiwnęła głową, że rozumie i wyszła z klasy, zapominając o tym, że jest przeciąg i drzwi zamknęły się wielkim hukiem. Usłyszałem jedynie po drugiej stronie drzwi ciche "przepraszam". Eh. Z kim ja pracuje....
Cheya wróciła po pięciu minutach. Wziąłem jedną ścierkę i zacząłem wycierać podłogę, wiedząc, że nie znajdę już na niej żadnego odłamka szkła. Brunetka poszła za moim przykładem i po chwili uklękła na posadzce i położyła na niej szmatkę. Przez dziesięć minut koiłm się tą fantastyczną ciszą. Właśnie. Tylko dzięć minut. Ani sekundy dłużej.
- Byłaby z was ładna para.
- Teraz bedziesz prawić mi kazania? - Spytałem "trochę" poirytowany.
- Nie, tylko tak mówię. Posujecie do siebie - przyznała Cheya, a ja prychnąłem.
- Przecież to mój wychowawca. Nie możemy być razem. Z resztą... On na pewno nie jest gejem - onajmiłem, jakby sam kopiąc pod sobą dół. No ale cóż. Prawda boli.
- A mi się zdaje całkiem inaczej. Wiesz... Tak jak się na ciebie patrzy, jak się zachowuję.... Ma do ciebie z pewnością słabość, Taemin. A jak się całowaliście.... Oh, ciekawe, czy gdyby nie mój śmiech wy dalej byście się całowali.
- Ohh, you so dead now - powiedziałem, a dziewczyna się tylko zaśmiała. Czy było coś śmiesznego w mej wypowiedzi? No bo jak można nam było przerwać w takiej chwili...? I co z tego, że i tak bym tego nie pamiętał.
- Oj tam, nie bój żaby. Ale teraz tak na poważnie. Ja myślę że Nataniel czuję do ciebie mięte, Taeminie.
- Bujdy na resorach - mruknąłem. - A nawet jeśli, to nic z tego nie wyszło.
- No ale, ale...
- Cheyanne, czy ty masz jakąś manie na związki homoseksualne. Bo to twoje zachowanie jest godne właśnie takiej chorej fanki.
- Nie jestem chora.
- Naprawdę? Całe życie żyłem w błędzie... Dobra, chyba koniec - skończyłem tą głupią rozmowę i wstałem podziwiając naszą pracę. Było... Znośnie.
- Przyglądaj się przyglądaj. Za kilka lat będziesz tutaj pracował - powiedziałq Cheya i zaśmiała się dosyć głośno.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne - burknąłem udając focha, jednak po chwili dołączyłem się do śmiechu.
- Co.teraz mamy? - Spytała dziewczyna, gdy wychodziliśmy z sali.
- Niemiecki/.. - Wyjąkłem z niechcenia. Czułem się jak jakiś murzyn. Tania siła robocza. Cheya w odpowiedzi tylko ponownie się zaśmiała.
Przez to, że wpadliśmy pod koniec lekcji, dostaliśmy niezły op.ieprz. Ale ja miałem na to wylane. Bo kto w moim wieku interesował się, co nauczyciel o nim myśli, nie?
Przez resztę czasu gryzmoliłem coś w zeszycie i PRÓBOWAŁEM zrozumieć to, co nauczycieli do nas mówi. Jednak nie było mi to dane. Poirytowany rzuciłem zeszyt na parapet i położyłem twarz na ławce.
- Po co pan to gada jak i tak gó.wno z tego rozumiem - powiedziałem, jedno tak cicho, aby tylko Cheya mnie usłyszała. Uśmiechnęła się tylko i dalej słuchała. Eh. Potem mi wszystko wytłumaczy.
Lekcja językowa była naszą ostatnią. Po dzwonku wyszliśmy z klas i wyszliśmy ze szkoły. Oczywiście ja z Cheyanne, bo miałem po drodze. Gadaliśmy i śmialiśmy się. Dopiero przy skrzyżowaniu musiałem się zatrzymać i pożegnać się z dziewczyną.
- Muszę iść tą drogą. Tata pewnie na mnie czeka - powiedziałem, a dziewczyna zbladła. - Hm? O co chodzi? - Zapytałem zdziwiony.

Cheyanne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X