*nie martw się Gruu, nie pisze tego w nocy*
Gdybym wiedział, że ten imbecyl będzie mi kazał wraz z tą dziewczyną wejść do tej Vodki, schowałbym się w pierwszej lepszej szafie. Albo dałbym się złapać tym żołnierzom. Naprawdę nienawidziłem kogoś prosić o pomoc. Wolałem działać samodzielnie, albo sam pobawić się w jakiegoś bohatera, który ratuje uwiezione panny w lochach, na przykład Aliss. Proszenie o pomoc było dla mnie utratą męskiej dumy. Po tej prośbie czułem się gorzej niż Henry, który potrzebuje pomocy wręcz codziennie. Albo i nawet w tamtej chwili.
Cieszyłem się jedynie i tym samym podnosiłem się na duchu, że miała być to tylko chwila. Jedna minuta, dwie, maksymalnie trzy. Ale sekundy zaczęły zmieniać się w minuty, w kwadrans, a potem w dwa kwadranse. Dla mnie może i byłoby to nawet okay, przecież lubiłem mroczne miejsca, nie potrzebowałem dużej przestrzeni po to, by być.
Ale nie każdy lubił takie pomieszczenia tak bardzo mocno, jak ja.
- Długo to jeszcze potrwa?! – jęknęła dziewczyna, jakby przerażona. W ciemnościach uderzyła mnie, chyba ręką, w żebra. Bolało, ale tylko trochę. Nic nie było czuć. Nie miała takiego mocnego kopa jak Al…
Aliss, czy nadal żyje? Czy przez nasze najście jej nie zabiją? To wszystko wina Henry’ego. Gdyby nie jego wrodzony debilizm to nic by się nie stało. Przecież każdy głupi powinien wiedzieć, że w tak ostro chronionym psychiatryku pewnie są alarmy. Na klamki włącznie.
Ale pracowałem z niedorajdą. Co zrobisz. „Taki mamy klimat”.
- Nie wiem. Ja tego nie skonstruowałem – prychnąłem w czarną przestrzeń, nie wiedząc nawet, gdzie powinienem się patrzeć. Czy w lewo, czy w prawo. Jedyne co w tamtej chwili widziałem to jasna smuga światła, która biegła z góry na dół , pewnie spowodowana była przez dziurę w zawiasach.
Jedyna świadomość tego, że jest się na ziemi, że słońce świeci. Albo że jest się w jakimś piep.rzonym tunelu trzeba iść prosto przez światełko by tylko wyzionąć ducha.
Czy była możliwość, że umarłem? Nie, ta nadal mnie kopie, boli, a jakbym nie żył, to jej łapka przeleciałaby przeze mnie na wylot.
Minuty nadal płynęły, z nudów wyciągnąłem telefon, chcąc zobaczyć na godzinę. Włączyłem wyświetlacz. A raczej próbowałem go włączyć. Nie mogłem. Zrobiłem to kolejny raz. Nadal nic. Przekląłem pod nosem, ciskając telefon do kieszeni. Nie mógł mi się rozładować, niedawno przecież odłączyłem go od kontaktu.
Co się działo do diabła?
- Przestaniesz jęczeć do tych drzwi? – spytałem sarkastycznie, a dziewczyna zamilkła. – To strasznie denerwujące.
- Ale co ja poradzę, że nienawidzę ciasnych pomieszczeń?! – krzyknęła, tym samym mówiąc mi o sobie jedną rzecz.
- Masz klaustrofobie? – brak odpowiedzi. Uznałem to za „tak”. Westchnąłem ciężko. – Daj mi minutkę – powiedziałem, a ta nadal milczała. Okay. Trzeba było ją jakoś zagadać. Tak przynajmniej wypada. – Jak masz na imię? – zapytałem, szukając drzwi. Światełko z otworu bardzo mi wtedy pomogło.
- Cheyanne – odpowiedziała.
- Ładnie – szepnąłem, nie wiedząc, co dalej mówić. Poszedłem na najdalszy róg pomieszczenia, co było dosyć blisko drzwi, wziąłem zamach… - A ja jestem Xing – dodałem, by po chwili wyważyć drzwi. Zrobiłem to, wow. Światło z zewnątrz trochę mnie oślepiło, byłem cały od kurzy. Zacząłem się trzepać. – No, Cheya – zacząłem. – Nie wyglądasz mi na wariatkę.
Cheyanne? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz