Marshall odprowadził Jasmine wzrokiem do samych drzwi, po czym odwrócił głowę i spojrzał na zniszczoną altankę niedaleko drzewa, pod którym się zagnieździł. W przeciwieństwie do towarzystwa siedzącego obecnie w sali, on nie uważał za rozrywkę zabawę po pijaku. On wolał być trzeźwym, nie rajcowało go "przymulanie głosu rozsądku".
Ni stąd, ni zowąd zawiał zimny wiatr. Po ciele chłopca przebiegł okropny, zimny dreszcz, więc szybko chwycił jakiś stary płaszcz, który leżał nieopodal i zakrył się nim. Wymruczał parę słów niezadowolenia, po czym wstał. Wolnym krokiem powrócił do budynku, aby zaraz skierować się ku głównemu wyjściu. Na weselu przestało być fajnie. Wszyscy już dawno się spili i albo udali się do prywatnych pokoi, albo zasnęli pod stołami, albo wydurniali się z innymi czerwonymi od wina gośćmi. Marceli tylko rzucił wzgardliwe spojrzenie w kierunku nieprzytomnych świń toczących się pod jego nogami i przyspieszył kroku. Zapewne nawet by się nie zatrzymał, jednak nagle podeszła do niego pijana w cztery dupy Jasmine i zaczęła coś bełkotać pod nosem, a potem potknęła się o własne nogi. Gdyby nie refleks chłopaka, zaryłaby nosem w podłogę.
- To dla ciebie takie zaskoczenie? - wymamrotał, krzywiąc się. Ustawiwszy brunetkę do pionu, ruszył w kierunku wyjścia. Wyciągnął dłoń ku klamce i prawie byłby wyszedł, ale zatrzymał go potworny wrzask jednej z kobiet. Zaskoczony odwrócił się w tempie natychmiastowym i jedyne co dostrzegł, to wylewających się z tylnych drzwi jakichś dziwnych zmutowanych genetycznie ludzi z pustką w oczach. Marshall jak oparzony skoczył ku Jas. Chwycił ją za przedramię i prędko wybiegł z budynku.
<Jasmine? XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz