-Szkoda mi twoich uszu, bo nie umiem śpiewać, ale skoro prosisz-powiedziałem ciepło i cofnąłem się o kilka kroków w stronę dziewczyny.
Nacisnąłem klamkę i wpuściłem nas do środka. Żarówka ledwo mygała, jak to ostatnie dość często się zdarzało. Blondyneczka położyła się na materacu i okryła kołdrą. Spoglądała na mnie oczekująco podczas gdy ja siedziałem sobie wygodnie na betonie i oparłem plecami o ścianę.
-Wybacz, jeśli przeze mnie nie zaśniesz, ostatnio śpiewałem jak byłem ośmiolatkiem-zaśmiałem się cicho.
Blondynka powiedziała coś cichutko tak, że nawet mój czuły słuch nie dał rady tego wychwycić. Może chciała zachować to bardziej dla siebie? W każdym, razie udało jej się. Przetarłem dłonią gardło i zacząłem udawać, że śpiewam, bo przecież tego nie umiem.
-Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła
Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Gdy skończyłem nucić ostatni wers oderwałem wzrok od sufitu i spojrzałem na śpiącą piegowatą. Tuliła głowę do poduszki i uśmiechała się leciutko, prawie niewidocznie. Przysunąłem się delikatnie bliżej do materaca i podciągnąłem kołdrę aż pod brodę dziewczyny, było tu zimno, stanowczo za zimno jak do takiego spania. Niechętnie wstałem i ruszyłem do pomieszczenia gdzie miała spać Chloe. Zajrzałem niepewnie. Również spała. Pokiwałem głową sam do siebie i wróciwszy usiadłem na kanapie. Oparłem głowę o oparcie i patrzyłem w sufit. Zaśnij idio.to. Co z tego, że obudzisz się myśląc, że jest woja albo, że zabiłeś własną rodzinkę. Nie no spoko...Walnąłem się w twarz z liścia i zaśmiałem ponuro.
-Doszedłem do tego stanu, w którym człowiek sam się bije i rozmawia ze sobą-westchnąłem.
Odchyliłem głowę do tyłu, tak jak tylko było to możliwe i spojrzałem na Art.
-Widzisz cioto? Ona może spać, a ty nie debi.lu. Ogarnij się w końcu.-mówiłem sam so siebie i kręciłem głową.-Zabij sie póki możesz a nie będziesz dręczył innych...
~~*~~
Gadałem tak do siebie jeszcze dobre kilka godzin. Czułem się jak na haju i miałem dosłownie dość siebie i swojego mózgu. Powinienem pójść coś zrobić a nie się opier.niczać. Chwiejnie wstałem z mebla i ruszyłem do drzwi. Miałem zamiar już wyjść i ewentualnie poszukać gdzieś zajęcia, gdyby nie dziwne przeczucie, które kazało mi zostać.
-O co chodzi?-spytałem sennie samego siebie.
Dałem sobie z liścia by się dobudzić i pokręciłem głową.
-Wydaje mi się.
Położyłem dłoń na klamce i znowu to samo. Spojrzałem na komórkę i nie wiedziałem co się wyprawia.
-Już zwariowałem?-spytałem sam siebie.
Spojrzałem na swoje marne ciało i z powrotem na pomieszczenie.
-Ja wiem, że jestem wielkim nieudacznikiem i ogólnie nie powinienem ty być ale co do diaska się wyprawia?
Cisza.
Zero.
Nic.
Odwróciłem się plecami do betonowego domku, chwyciłem mocno klamkę i nim zdążyłem ją nacisnąć usłyszałem:
-Zostań.
Art? Chloe? ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz