Marshall podejrzanie na mnie patrzył co sprawiało że czułam się niekomfortowo, a zarazem miałam mu ochotę przywalić bo czułam że zacznie się zaraz śmiać.
- Tylko wydaj jakiś z siebie dźwięk który mnie zirytuje, a przysięgam ci że wylądujesz na drugim końcu sali balowej - ostrzegłam chłopaka, wpijając swojej paznokcie w jego barki.
- Muu
Spojrzałam na niego pytająco a on w odpowiedzi powtórzył to samo.
- Krowę udajesz ?
- Muu
Chciałam zrobić najgroźniejszą minę jaką potrafię, ale nie mogłam powstrzymać się od wielkiego śmiechu.
To chyba mnie dużo bardziej rozluźniło bo nie myślałam już o tym że zaraz zrobię jakąś głupią wpadkę, jedyne co mi zakłócało myśli to obraz Marshalla udającego krowę.
Wyobrażacie to sobie ? Umieracie i tu taka krowa przychodzi z kosą ze słowami : "TO TWÓJ KONIEC". Nie wiem jak wy ale ja nie mogłam przestać się śmiać.
- Z czego się śmiejesz ? - spytał chłopak.
- Muu - odpowiedziałam zwijając się ze śmiechu.- Gdzie twoja kosa ? - dodałam, a po policzkach leciały mi łzy.
- Za dużo alkoholu, Jas..
- Na urodzinki kupię ci kombinezon w łaty, okej ? Będziesz wyglądał mega uroczo, może w końcu któraś Cię zechce, przystojniaczku - Nawijałam dalej, po jakiś piętnastu minutach siedziałam na kanapie z dziesiątym kieliszkiem szampana ? Marceli zniknął mi z oczu, mówiąc że idzie do łazienki, a tymczasem nie było go z jakieś pół godziny, mógł powiedzieć że numer dwa się zbliża, a tak to wchodziłam w stan "porzuconej alkoholiczki". Postanowiłam wstać i poszukać mojego towarzysza, gdyż jego nieobecność robiła się niepokojąca.
Marshall ? (hello)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz