(Taemin też?!) (I nie psychiczne, tylko piękne!)
Spuściłam wzrok na talerzyk. Jakoś przeszedł mi apetyt.
Przez chwilę panowała całkowita cisza.
"Oboje będą się obwiniać, że nie udało im się uchronić tego drugiego."
- To nie ten odcień bieli, który lubisz, prawda? - spytałam cicho, ale zaraz po tym skarciłam się w myślach. "Miałaś go pocieszyć, idiotko, a nie dobijać!"
Ale Taemin nie odpowiedział. Prawdę powiedziawszy wątpię, że w ogóle usłyszał moje pytanie. Spuściłam głowę jeszcze bardziej. Jestem do niczego. Wszyscy jesteśmy tylko wrakami tego, czym byliśmy. Co te miejsce robi z ludźmi?
***
Przeglądałam swój asortyment. Nie pozwolono nam zachować żadnej naszej własności, wszyscy dostali jednakowe ubrania w szarych kolorach.
Normalnie lubię szarości. Ale w akompaniamencie białych ścian kolor ten wydawał się nie mieć żadnej wartości.
To jednak nie było najgorsze.
Najgorszy był brak okien. Zero naturalnego światła, tylko te zimne, białe żarówki na suficie.
Bałam się. To miejsce... było martwe. Nie miało duszy, czegoś, co często dostrzegało się nawet w przedmiotach codziennego użytku. Tu panowała tylko przenikliwa pustka.
Wielkość pokoju też była niepokojąca. Ale nie chodziło tu teraz nawet o klaustrofobię, bo w mieszkaniu jakoś dało się żyć. Tu chodziło o coś głębiej. Tu chodziło o to uczucie, że jesteś więziona. Że nie ma ucieczki.
"Jestem wróblem w klatce" - skwitowałam. "Małym wróbelkiem, zbyt słabym by stawić czoła okrutnośi tego świata.".
Ułożyłam głowę na poduszce, przytulając się do zwiniętej w kłębek bluzy. Tak bardzo nie chciałam usypiać sama.
***
Wpatrzona w sufit, zastanawiałam się, czy Tae spotkał Nataniela. Może wtedy znalazłby jakąkolwiek radość pośród wszechogarniającej pustki tego miejsca.
***
Usłyszałam skrzypnięcie. Skuliłam się ciaśniej na łóżku.
"Nie odwracaj się za siebie" - powtarzałam sobie w kółko. Nie wiedziałam, co może tam na mnie czyhać.
Nie wiedziałam też, czy wszystkie dźwięki, które słyszałam, nie były przypadkiem tylko wynikiem mojej wybujałej wyobraźni albo rezultatem wczorajszych zastrzyków. Kto wie, z czego oni to zrobili. To zielone to mogła być Marysia, albo inne wesołe coś.
***
Drżałam.
Strach odbierał mi świadomość; słyszałam dźwięki, które nie mogły być prawdziwe.
Skrobanie ołówka po papierze (nikt nie dostał ani papieru, ani ołówka).
Śmiech mojej rodziny (byli wiele kilometrów z tąd, zresztą w tym miejscu i tak nikt sie nie śmieje).
Skrobanie pazurków Klika o ścianę (co zmroziło mnie do głębi, bo nie przybył tu ze mną (mam nadzieję, że jeszcze żyje)).
Usłyszałam jeszcze jeden dźwięk, tuż przy moim uchu, niskie syczenie wdzierające się do najbardziej skrytych zakamarków mojej podświadomości...
Nie wytrzymałam. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do drzwi, drapiąc ich powierzchnię w poszukiwaniu klamki. Gdy wreszcie wyczułam ją pod palcami, szarpnęłam z całej siły uciekając przed tworami własnego strachu na korytarz... Spowity ciemnością korytarz...
Chciałam zejść na dół, tam może pali się światło i jest ktokolwiek. Ale wtedy usłyszałam kroki na korytarzu obok. Po ścianie przejechał promień światła z latarki.
Ups, chyba narobiłam hałasu.
Z nerwami nadszarpniętymi zbyt mocno, by móc myśleć racjonalnie, otworzyłam pierwsze drzwi pod ręką, wparowałam do środka, zatrzasnęłam je za sobą i... osłupiałam.
Na łóżku leżał białowłosy chłopak czytający książkę (książkę!!!), ubrany w ubrania, które miały kolor (były kolorowe, o-em-dżi!!!). Na stoliku obok łóżka leżał kubek parującego napoju (herbata, to na pewno herbata!) i jakiś notatnik. Ciepłe światło (w psychiatryku po północy, yay!) sączyło się z latarki wystającej bezpośrednio z... kapelusza?
- Oszalałam. - wyszeptałam, niedowierzając własnym oczom.
Białowłosy podniósł wzrok z nad swojej lektury i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła. Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci. - powiedział tonem, jakby tylko czekał na taką okazję.
Osunęłam się po ścianie do pozycji siedzącej.
- Oszalałam. - powtórzyłam z większym przekonaniem.
< Romeo? Cheyanne potrzebuje meliski XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz