niedziela, 25 października 2015

Od Matthew'a cd. do Art i Chloe

Zlustrowałem wzrokiem piegowatą i minąwszy ją wszedłem do środka. Chloe oczywiście stała w środku komórki, lekko chwiejnie i była bledsza niż wcześniej. Zacząłem się martwić, bardzo. Niby te całe śmieszki z lękiem wysokości, a może jej mózg płata figle? Podświadomość? Podszedłem do brunetki i położyłem jej dłoń na czole. Było gorące, za gorące.
-Jadłaś coś?-spytałem i chwyciwszy w dłoń jej twarz zacząłem ją oglądać.
Oprócz tego, że była biała jak ściana i miała nieco podkrążone oczy wszystko było w porządku. Blondynka z kolei stała w progu i patrzyła na to, co robię. No cóż, ojciec z uczniami poszli do części szpitalnej, bo podobno znaleziono rannych zdrowych ludzi. Ktoś przecież musiał się nimi zająć.
-Boli Cię głowa?-spytałem nieco poddenerwowany.
Praktycznie wszystko zdawało się być w porządku, ale coś mi nie grało. Jak czasem śmiał się mój ojczulek, jest to niby instynkt lekarski-nie wiesz co jest grane, wszystko niby się zgadza ale coś ci nie pasuje...Puściłem twarzyczkę Chloe i zacząłem szukać w koszyku czegoś na gorączkę. Szybko znalazłem odpowiednie opakowanie i po wyjęciu tabletki wraz ze szklanką wody, która stała na blacie podałem brunetce.
-Weź to, musisz dużo popić. Zaraz wyczaję coś do jedzenia, dla Ciebie też-skinąłem w stronę blondynki, która zamknęła już drzwi.
Zacząłem tym razem przeszukiwać torby przeniesione przez bliźnięta. Oprócz materaców, pompki przynieśli też ubrania, zarówno damskie i męskie, jakieś mydła nie mydła...ogólnie higiena osobista no i...graty typowo damskie rzeczy....na przykład tampony. Dopiero w czwartej torbie znalazłem jedzenie. Dużo jedzenia. Wyjąłem dwa jabłka i dwie drożdżóweczki, no ja nie wiem gdzie oni takie rarytasy znaleźli. Podałem po owocu i bułeczce każdej dziewczynie i westchnąłem.
-Chloe, pójdź się połóż, jak będzie Ci gorzej to mnie zawołaj, dobrze?-dziewczyna pokiwała głową i poszła do małego składziku z łóżkiem.-A ty droga koleżanko zjedź, a ja zaraz napompuje materac, chyba że wolisz spać na rozwalającej się kanapie...A, i zabandażuję ci tę ranę...-urwałem nagle.
Teraz wyszedłem na oszusta, okropne uczucie. Nie chciałem, by wyszło źle...chciałem, by choć przez chwilę piegowata przestała się bać i mógłbym ją opatrzyć...Podły ze mnie człowiek, prawda? Wyjąłem jeden z materacy i po rozłożeniu go na ziemi przykręciłem końcówkę pompki no i lecim...Gdyby nie to, że pompka zacinała się co chwilę szybko napompowałbym wszystkie materace. Ale zamiast tego bolał mnie kręgosłup i zmachałem się jak dziecko. Dobrze, że mam na sobie tylko podkoszulkę. Szybko odszukałem pościel i zaścieliłem nieco wąskawy materac. lepszy rydz niż nic. Przetarłem dłonią czoło.
-Gotowe.
Rozmasowałem obolałe plecy i usiadłem na kanapie.
-Kim są ci wszyscy ludzie?-spytała piegowata stając za mną.-Co to jest?
Uśmiechnąłem się sam do siebie. No to teraz się zaczyna...
-Otóż jesteśmy sobie na poziomie minus trzy, który jest poziomem mieszkalnym a tak ogólnie to jedne wielkie piwnice, coś jak podziemna społeczność która ma głęboko króla i próbuje jakoś z nim walczyć. Na razie jesteśmy na etapie zbierania broni, amunicji i szkolenia. A kim są Ci ludzie? Chloe, ta brunetka to koleżanka którą poznałem jeszcze zanim to wszystko wybuchło. Mój ojczulek, światowej sławy profesorek, chirurg i ogólnie medycynę ma w małym paluszku. A tych dwoje, to bliźnięta Vanessa i Tommy, coś jakby jego uczniowie. I to tyle. Jest tu jeszcze mnóstwo innych ludzi, ale nie znam wszystkich.-wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi.
Chyba przyda im się pomóc w szpitalu. Nie wiadomo ile osób jest poszkodowanych.
-Gdzie idziesz?-spytała blondynka podążając za mną wzrokiem.
-Piętro niżej, do szpitala. Może mnie potrzebują. Idź spać, nikt nie powinien przyjść, a nawet jeśli już, to ktoś z naszych. Miłej nocy i...-urwałem nie wiedząc, czy powinienem to mówić...ale spróbuję.-I nie bój się nas.
Chwyciłem za klamkę drzwi i wyszedłem na klatkę schodową.
Art? Chloe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X