niedziela, 25 października 2015

Od Art cd. do Matthew'a i Chloe

- Carlos! Caaarloooos!!! Carlooooos!!! - wrzasnęła ze łzami w oczach, kiedy umundurowani mężczyźni ciągnęli ją za łańcuch rozwieszony pomiędzy kajdanami na jej nadgarstkach w stronę starej ciężarówki wojskowej. W tym przypadku nie miała farta, ani ona, ani jej przyjaciel.
- Art! Uciekaj, Art! - darł się mężczyzna o imieniu Carlos ile sił w płucach, próbując przywrócić dziewczynie wolę do walki. Sam zapewne pozbyłby się żołnierzy, gdyby nie fakt, że okrążyło go może dziesięciu funkcjonariuszy wojska.
- Cicho siedź, pasożycie - jeden z żołnierzy przydeptał jego głowę ciężkim butem i zaczął przygniatać twarz Carlos'a do ziemi, a wkrótce po porządnym praniu kijem do baseballa, zabrali młodzieńca do innego wozu wojskowego.
- Zamknij jadaczkę, dziecko, rusz się - zaś mężczyzna, który próbował opanować wierzgającą Art, wepchnął ją do największej ciężarówki pełnej przerażonych ludzi i zamknął żelazne drzwi. Dziecko Fortuny spojrzało na innych jeńców, próbowała wyszukać w ich oczach jakąkolwiek nadzieję, jednak nic nie zauważyła. Nawet szczęście ją opuściło na chwilę obecną, nie było szans na ucieczkę, więc skuliła się pod ścianą i czekała.

~*~

Ciężarówka zatrzymała się z piskiem opon. Art przeszył zimny dreszcz, po czym ze strachem podparła się dłonią o podłoże i z zaskoczeniem stwierdziła, że coś znalazła pod swoimi palcami. Fart wrócił! Był to niewielki Colt M1911, do tego naładowany. Wystarczyło, aby załatwić trzech wojskowych, gdyby tylko któryś chociaż uchylił te drzwi... Jest! Jeden chciał sprawdzić czy wszystko gra. Wetknął nos do środka i... BUM! Padł z krwią, a Art rzuciła się do wyjścia. Z wielkim łomotem żelaza wypadła z ciężarówki. Nie było sposobności, żeby jej nie zauważono, ponieważ dookoła roiło się od żandarmerii uzbrojonej po pachy. I tak czy siak wyszło na dobre Art, dziewczyna przede wszystkim nie miała na sobie kilkudziesięciu kilogramów ciężkich ubrań, broni, żelaza, kajdan, dlatego poruszała się szybciej. Mogła swobodnie ominąć mężczyzn. Znacznie lepiej radziła sobie też z przeszkodami i w końcu doszło do tego, że zostawiła żołnierzy daleko z tyłu. Tylko jeden strzelec wyborowy dał radę ją dosięgnąć, chociaż w niedużym stopniu. Strzelił do Art, przecinając ołowianą kulką skórę w talii. Pomimo bólu uciekła i zniknęła z pola widzenia wroga.
Wraz z nadejściem zmroku ukryła się w ciemnym i pustym zakamarku, nie była w stanie iść dalej i chronić się przed zakażonymi oraz wysłannikami króla, niestety rana strasznie się zapaskudziła, a krew ani myślała, aby wreszcie przestać cieknąć. Jak tak dalej pójdzie to do rana pozostanie tylko martwe ciało dziewczyny.
- Cho.lera! - warknęła, przylgnąwszy plecami do zimnej ściany. Trzęsła się ze strachu oraz zimna. Nie miała siły.
Jakby jeszcze tego było mało do jej uszu dobiegł stukot podeszew butów o ziemię. Serce zabiło mocniej i skuliła się, udając, że jej tu nie ma, a nuż ów osoba wycofa się. Niestety nie zawróciła.
"Szczęście, gdzie jesteś?" - zacisnęła powieki oczu, wstrzymując oddech. Zaraz zginie, to pewnie jeden z żandarmerii. "Już po mnie!"
Wzdrygnęła się, po czym z głośnym brzęczeniem łańcuchów rozpiętych pomiędzy jej kajdanami skoczyła przed siebie, jednakże drogę zablokowała jej kolejna ściana, plus poczuła przeraźliwy ból w talii, okropna rana. Nie ważyła się cokolwiek powiedzieć.
- Hej, nie bój się - powiedział nieznajomy. - Nic nie chcę Ci zrobić. Jeśli już, tylko pomóc.
Dziecko Fortuny nie ufało mu, mocniej przylgnęło do ściany, próbując wyszukać czegoś, czym mogłoby się obronić. Niestety za broń mogły posłużyć tylko długie łańcuchy.
- Widzę, że stało ci się coś złego... bardzo boli? - odezwał się ponownie chłopak. - Chodź ze mną. Zaufaj mi, a pomogę Ci jak tylko będę umiał - wyciągnął ku niej dłoń.
Art spojrzała na nieznajomego przestraszonym i zimnym wzrokiem, a potem zlustrowała jego rękę. Wciąż nie wierzyła, że chce jej pomóc, ale z niewiadomych przyczyn nie czuła się zagrożona w jego towarzystwie. W pewnym sensie przypominał jej trochę brata bliźniaka, Dziecko Pecha.
- Nie jesteś wysłannikiem króla? - spytała oschłym głosem, uzyskała przeczącą odpowiedź. - Nie jesteś zarażony? - znowu się odezwała, tym razem głośniej i pewniej, nieznajomy pokiwał głową. - Nie chowasz za plecami widelca ani czegoś, czym mógłbyś mi zrobić krzywdę? - spojrzała na niego przeszywającym wzrokiem, jakby miała w oczach rentgen.
- Nie - odparł lakonicznie. Art przez chwilę zastanawiała się co ma uczynić, ale w końcu zadzwoniły cicho łańcuchy i wysunęła swoją rękę. Położyła ją na jego dłoni i doń niepewnie wyszła z cienia.
- Na pewno mogę Ci ufać? - wciąż była niepewna swojego wyboru. Młodzieniec uśmiechnął się i przytaknął krótko.
Miał ciepłą rękę, nie to co lodowate palce dziewczyny.

<Ame? Chloe? XDDD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X