-Dziecko do wora.. A wór hyc do jeziora.. Dziecko się topi, a deszcz kropi.. Worek tonie.. Dziecko krzyczy, lecz nikt go nie słyszy.. Bo zamilkło tam na dole.. Dziecko umiera, worek wypływa.. Na góre gdzie śmierć na flecie pieśń żałobną wygrywa..- Cichy głos rozniósł się po ulicach Miasta Prawdy.. Ogólnie ciekawe dlaczego tak się nazywa? Nie mogło być Miasto Kłamstw? To by pasowało.. W końcu kazdy tutaj kłamie. Czy to jakieś małe kłamstewka typu "To nie ja zjadłem te ciastka." Czy jakieś wielkie.. Każdy kłamie, nie ma osoby która w 100% mówiła by prawde.. Z czarnym plecakiem, w którym miałam kilka najpotrzebnijszych rzeczy kierowałam się do bramy miasta. Musiałam z tąd uciec. Przynajmniej na jakiś czas.. W końcu nie miałam ochoty stać się jakimś eksperymentem jak Tayuya czy Suigetsu z mangi Naruto. No heloł.. To że jestem zarażona jakimś gów.nem nie znaczy że mają sobie zrobić ze mnie królika doświadczalnego! A skoro mowa o tym czymś co mnie zaraziło.. Oprócz tego że mam jeszcze większą chęć mordowania to nic się przecież nie zmieniło! To ciągle ja, Hope, psychopatka, demon i morderca! Skręcając w kolejną ulice zauważyłam strażników. W myślach przybiłam sobie H5. Ukucnełam obejmując chudymi rękami nogi a po chwili po moich policzkach spływały łzy. Nauczyłam się tego podczas pobytu w psychiatryku. Przydatne.. Po chwili już mój plan zaczął działać. Zobaczyli mnie, obydwoje podeszli.
-Ej.. Co się stało?- Zapytał jeden z nich kucając i dotykając mojego ramienia. Momentalie mój "płacz" przybrał na sile. -B-boje się..- Powiedziałam na co on westchnął.
-Wiem coś o tym..- Usłyszałam, uśmiechnełam sie niezauważalnie, przybrałam maske wystraszonej podnosząc na niego wzrok. -Boisz się?- Zapytałam cicho, strażnik pokiwał twierdząco głową. Przeniosłam wzrok na drugiego. -A ty?- Zapytałam cicho.
-Nie..- Odpowiedział. Uśmiechnełam się szeroko zamykając oczy. Gdy je otworzyłam były całe kruczoczarne. -A powinieneś..- Powiedziałam zrywając się na równe nogi. Nie mineła sekunda a ten pierwszy leżał na ziemi a z długiego rozcięcia na szyji wypływała w szalonym tępie krew. Stałam nad ciałem patrząc na żywego strażnika. -Powinieneś się bać..- Wyszeptałam robiąc krok po kroczku w jego strone, ten sie cofał aż w końcu natrafił na chłodną ściane. W jego oczach wyraźnie widziałam strach i zdezorientowanie. To było piękne.. -Nadal się nie boisz?- Zapytałam przejeżdżając nożem po jego policzku. Szkarłatna ciecz zaczeła wypływać z płytkiej rany.. -Daj spokój widze że się boisz..- Mruknełam, unikał mojego wzroku, co mnie tylko uświadczyło w tym. Zjechałam nożem niżej, o wiele niżej po czym wbiłam go w jego brzuch przejezdżąjąc nim po całej szerokości. Strażnik tak jak jego poprzednik zaczął soę wykrwawiać a ja spokojnie odeszłam. Jednak czułam na sobie czyjś wzrok. Nie przejmując się tym, uciekłam.
[...]
Po godzinnym biegu zatrzymałam się pod jakimś drzewem. Byłam dość daleko od miasta ale wiedziałam jak wrócić.. Tyle dobrego. Moje oczy dawno wróciły do swojego lodowego koloru. Jednak moje włosy wyglądały okropnie, wygrzebałam z plecaka gumke spinając je w niechlujnego koka. Przejechałam wzrokiem po swoim ubraniu, cóż.. Tenisówki całe w ziemi, czarne poszarpane jeansy i krótka koszulka, nie było mi zimno, wręcz przeciwnie, gorąco. Na rękach miałam kilka skaleczeń, głupie krzeki przez które musiałam się przedzierać. Oparłam plecy o konar drzewa oddychając głęboko. Zjechałam po nim do siadu, przymykając oczy. Miło odpocząć.. Bardzo miło.. Jednak mój odpoczynek jak zwykle ktoś lub coś musiało mi przeszkodzić. Usłyszałam szelest, trzask łamanych gałęzi, czyjś oddech.. To ostatnie z racji tego iż mam wyostrzone zmysły. Ignorujac nie znanego mi osobnika postanowiłam dalej odpoczywać.. W nagłej konieczności zabić.
//Ktoś? Coś? 😁
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz