niedziela, 25 października 2015

Od Matthew'a cd. do Art i Chloe

Dziewczyna wyszła z cienia, a ja mocniej oplotłem palcami jej drobna i zimną dłoń.
-Chodź, zaraz coś poradzimy-posłałem nieznajomej ciepły uśmiech i ruszyłem w drogę powrotną.
Blondynka niepewnym krokiem ruszyła za mną, jednak niemalże od razu cofnęła się i puściła moją dłoń. Odwróciłem się pośpiesznie i spojrzałem na nieznajomą, która przyciskała dłonie do krwawiącej rany w tali. Krew ściekała jej po dłoniach a na twarzy malował się grymas bólu. Niewiele myśląc podszedłem do blondynki i ściągnąłem koszulę. Przedarłem ją w pół i jeden kawałek złożywszy w marny kwadrat przyłożyłem do krwawiącego miejsca.
-Przytrzymaj to-poprosiłem i nie zwracając uwagi na reakcję piegowatej.
Drugim kawałkiem oplotłem ją w pasie i zawiązałem mocny supeł przy ranie, tak by trzymał materiał pod nim.
-Teraz już nie powinno krwawić aż tak-stwierdziłem i sprawnym ruchem chwyciłem ją na ręce.
-Co ty robisz?!-zawołała przestraszona ale zaraz ją uciszyłem.
-Jak wspominałem, nic nie zamierzam i zrobić. A gdzieś tu w okolicy może kręcić się wojsko. Musimy by cicho.-odparłem dziwnie spokojnie jak na zaistniałą sytuację.
Pewnym krokiem ruszyłem wzdłuż ulicy z powrotem do budynku sklepu. Miałem nadzieję, że umundurowanie będą na tyle głupi i nie będą chwieli się nami zainteresować.
-Wybacz, że nie spytałem wcześniej, ale jak Ci na imię?-spytałem uważnie patrząc na blondynkę, która, z wyrazu jej twarzy była skrępowana tym co się działo.
Mimo to nic nie odpowiedziała. Trudno.
-Ja jestem Matthew, ale wolę gdy mówi się do mnie Ame-zaśmiałem się na samo wspomnienie powstanie tego pseudonimu.
Byłem już przed sklepem, więc wszedłem przed framugę okna i zacząłem wymijać wszystkie porozwalane meble.
-Gdzie idziesz?-spytała niepewnie piegowata rozglądając się w koło.
-W miejsce, w którym nikt nic Ci już nie zrobi.-to powiedziawszy postawiłem jasnowłosą przed drzwiami do korytarza. O tej godzinie były już pewnie zamknięte...świetnie?! Zacząłem przeszukiwać kieszenie, w poszukiwaniu kluczy...Są! Sprawnym ruchem otworzyłem cztery zamki...tak cztery i drzwi prowadzące w ciemną klatkę schodową.
-Panie pierwsze-gestem dłoni wskazałem nieznajomej drogę.
Dziewczyna weszła krzywiąc się z bólu, a ja tuż za nią. Zamknąłem drzwi na klucz i zapaliłem światło. No to witaj kraino schodów!
-Pozwolisz, że i tym razem pomogę w drodze?-spytałem, chociaż i tak bez względu na jej odpowiedź bym jej pomógł.
Tak jak się spodziewałem, nie odczekałem się odpowiedzi więc ponownie ranna owieczka znalazła się na moich rękach. Zacząłem schodzić po schodach nucąc pod nosem piosenkę.
-Mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz...-mruczałem pod nosem.-Lubisz jedzonko z grilla? Coś czuję, że sąsiedzi mają niezłą wyżerkę-zaśmiałem się.
Łokciem otworzyłem drzwi do naszej komórki i wpadłem z impetem do środka. Nikogo nie było...dziwne. Położyłem blondyneczkę na kanapie i zacząłem szperać po szafkach.
-Wybacz warunki-zacząłem-ale sporo ludzi i nie tylko się tu ukrywa. Wszyscy jesteśmy czyści, chyba. Za kilka dni pobawią się w badania aby to sprawdzić...Ugh gdzie jest ta woda utleniona?!
Sprawdzałem wszystkie koszyczki z buteleczkami i doszedłem do wniosku, że tata coś z tym zrobił...Ale nie, jednak jest... Zabrałem pudełko z opatrunkami i wszystko położyłem na stoliku przy kanapie. Poczłapałem do łazienki i do małej miski wlałem zimną wodę w której wylądowała zaraz mała szatka, nowiutka jeszcze! wróciłem do piegowatej i postawiwszy naczynie na ziemi kucnąłem przy zniszczonym meblu.
-Muszę Ci to umyć i opatrzyć-zacząłem, jednak blondyneczka wcięła mi się.
-Nie-kurczowo przycisnęła materiał mojej byłej koszuli do ciała.
Westchnąwszy pokręciłem głową.
-Ustalmy sobie coś. Nie jestem pedofilem, nic Ci nie zrobię ale jestem gejem i w ogóle mnie nie interesujesz pod względem fizycznym-skłamałem.
Ale cóż, taka praca lekarza! Ej, chwila...nie jestem lekarzem.
-To zgoda? Jeśli chcesz, to potem dasz mi w pysk ale nie mogę patrzeć na tak zanieczyszczoną ranę.
Dziewczyna niechętnie pokiwała głową i zabrała ręce z rany. Zdjąłem po kolei kawałki materiału i podwinąłem ubranie które miała na sobie. W sumie nie raz opatrywałem rany, ale nigdy wcześniej nie udawałem przy tym geja...no cóż, bywa. Chwyciłem szmatkę z miski i po odciśnięciu z niej wody zacząłem przemywać poszarpaną ranę, jak domyśliłem się od pocisku. Na szczęście kula przeszła na wylot i tylko trochę zahaczyła o ciało piegowatej. Mógłbym dać jej coś przeciw bólowego tylko szkoda, że nic nie ma! Eh...Wrzuciłem czerwoną od krwi ściereczkę do wody i przysunąłem bliżej siebie pudełko stojące na stoliku. Wyjąłem wodę utlenioną i po nalaniu jej trochę na czystą gazę znów zacząłem przemywać poszarpane miejsce w talii. Nagle trzasnęły drzwi wejściowe i stanął w nich mój ojciec.
-STUKU PUKU DZYŃ DZYŃ DZYŃ!!!-wydarł się głupawo.
Wszedł do środka a za nim Vanessa i Tommy obładowanie po brzegi.
-Święty Mikołaj przyszedł!-zawoła Tom.
-Taaa...i wróżka Zębuszka-mruknęła Van i odłożyła część manatków na ziemię.
Przewróciłem oczyma i miałem zamiar opatrzyć ranę nieznajomej ale...mój ojciec bardzo mnie kocha...
-Mamy materece synek i....Ho ho ho! Co ja tu widzę! Znalazłeś sobie panienkę?-spytał unosząc brew.
Zrobiłem facepalm.
-Tato....
-Czyli ty nie jesteś gejem?!-wrzasnęła piegowata odsuwając się ode mnie.
-Jesteś gejem synu?-zdziwił się mój ojciec.-Czyli nie będę miał wnuków?
Walnąłem głową i kanapę. Ja pier.....
-Co tu się dzieje do diaska? Co robisz Matt?-spytała Chloe wychodząc z pomieszczenia.
Chloe? Art? XDDDDDDDDDDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X