środa, 14 października 2015

Od Cheyanne cd. do Yixinga

Spojrzałam na niego znad filiżanki. Raczej nie był z psychiatryka, o czym dobitnie świadczył jego ubiór. Chociaż w sumie na przykładzie białowłosego (nadal nie spytałam go o imię, ups) mogłam spodziewać się wszystkiego.
Nagle poczułam się bardzo głupio. Byłam jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która nie mogła mieć swoich ciuchów, hej, to niesprawiedliwe. Pozazdrościłam im możliwości wygody.
Nagle usłyszeliśmy odgłosy szarpaniny i czyjeś krzyki. Nowo przybyły najwyraźniej je rozpoznał, bo zaklął cicho i zakrył twarz dłonią w akcie rezygnacji.
- Twój kolega? - spytałam cicho; nie mogli nas usłyszeć.
- Współpracownik.
Zmarszczyłam brwi.
- Kto z własnej woli pchałby się w to miejsce?
Spojrzał na mnie gniewnie.
- Porwali naszą... naszego wspólnika.
- Aham. - odpowiedziałam tylko. Faktycznie sprowadzono dziś paru nowych ludzi. Powiedzenie mu tego raczej nie zmieniłoby naszej już i tak marnej sytuacji, bo nie wiedziałam, który to jej pokój, ucieczka z psychiatryka była prawie niemożliwa, a ktoś akurat przechodził obok naszego pokoju, więc wolałam zachować milczenie.
- A ten drugi? - doszedł nas stłumiony głos.
Wstrzymaliśmy oddechy.
- Przeszukać wszystkie pokoje!
Szl.g.
Jak tu wparują to nie tylko on będzie miał przerąbane. Mnie też nie powinno tu być.
Zaczęłam się trząść. Przez ten krótki pobyt w psychiatryku zrobiłam się bardzo nerwową histeryczką - moje nerwy się załamywały. Czułam to tak dobitnie, jakbym była szybą, na której co chwilę pojawiały się nowe pęknięcia. Ciekawiło mnie, kiedy zupełnie rozlecę się na kawałeczki.
Usłyszeliśmy trzask otwieranych drzwi i głos zaspanego Nataniela: "Co do kurrr..."
Aha. Czyli zaczynają od pokoju numer 1. Świetnie. Biorąc pod uwagę fakt, że przeszukiwanie jednego pokoju (w sumie to tylko zaglądnięcie pod łóżko i krótkie spojrzenie na ściany) zajmie im dziesięć sekund, to zginiemy za... 2 minuty i 10 sekund? Jakoś tak.
Skuliłam się pod ścianą i zacisnęłam powieki, nadal drżąc. Chciałabym, żeby już było po wszystkim.
Białowłosy odłożył książkę ze zrezygnowaniem.
- Ech... A był to taki ciekawy moment... - westchnął, po czym zaczął grzebać w kapeluszu, najwidoczniej czegoś szukając.
Nie byłam nawet w stanie posłać mu spojrzenia pełnego wyrzutu. Nie odczuwałam niczego poza paraliżującym strachem.
Kolejny trzask drzwi. Niektórzy zaczęli sami wychodzić z pokoi, żeby sprawdzić co się dzieje, nieświadomie przybliżając moment naszej śmierci.
Z kapelusza wyrzucane były różne przedmioty: książki, pióra, zeszyty, zastawa stołowa (jedna filiżanka potoczyła się po podłodze i zatrzymała się przy mojej stopie), królik (?), jakieś niebieskie grzybki (halucynki?), pianino (WUT?!))...
*i kolejny trzaśnięcia drzwiami*
Nowo przybyły stanął obok drzwi, wyciągając broń z kieszeni. Czaił się tam niczym tygrys przygotowany by zaatakować swoją ofiarę. Dla mnie wszystko to było bez sensu. Nawet jeśli zabije jednego strażnika, i tak go złapią. I uśmiercą.
*i kolejne*
Zrobiło mi się trochę smutno, bo miał skośne oczy, zupełnie jak Taemin, co od razu przypomniało mi o przyjacielu. I chyba trochę zaczęłam współczuć temu Azjacie, którego znam dopiero parę minut.
Ale on nie wyglądał no kogoś, kto oczekuje współczucia od kogokolwiek.
Bo ja nie powinnam czuć współczucia.
Powinnam mu pomóc.
Powinnam chociaż spróbować nas uratować. A co zamiast tego robię?
Pooddaję się bez walki.
Gdzie podziała się moja wola życia? Moja zwyczajowa bezczelność wobec świata, nawet gdy wiedziałam, że nie mam żadnych szans? Zmarszczyłam brwi. W moim sercu zapłonął nowy ogień. Wstałam i podciągnęłam rękawy za łokieć. Ułożyłam dłonie na kształt szponów i zacisnęłam je pare razy, by przywrócić im normalne krążenie.
Będę walczyć. Nawet jeśli nie mam szans. Bo nie chodzi tu tylko o mnie. Bo cały ten psychiatryk jest wypełniony ludźmi, którzy czują się dokładnie tak, jak ja przed chwilą.
*kolejny trzask*
- Mam! - wykrzyknął szaleniec, co zapewne oznaczało, że znalazł to, czego szukał.
Odwróciliśmy się zaskoczeni.
W pokoju stała pokaźnych rozmiarów maszyna.
*kolejny trzask drzwi*
- Teleporter (jak to się mówi?XD)? - spytałam słabym głosem. - A to nie jest przypadkiem tak, że rozrywają cię na drobne kawałeczki, a potem rekonstruują w innym miejscu?
- Niezupełnie. - odpowiedział z zadowoleniem - Ten tu to Vodka 1954, napędzany jest energią wymiarową. Nie przeniesie Was bezpośrednio w inne miejsce na tym świecie, ale do innego wymiaru, w punkt odpowiadający miejscu, w którym znajdujecie się obecnie. Dopiero tam zmieni swoje położenie i wrzuci was z powrotem w ten wymiar, w punkt odpowiadający temu, do którego się przesunie. - widząc kompletne niezrozumienie na naszych twarzach, postanowił zmienić taktykę. - Wyobraźcie sobie, że pęka pod wami podłoga i spadacie na niższe piętro, biegniecie kawałek, a potem znowu wskakujecie do góry. Takie też towarzyszy temu uczucie - uczucie spadania w bezdenną przestrzeń. Tak właśnie Alicja znalazła się w krainie Czarów. - uśmiechnął się.
- Z tą różnicą, że Alicja to przeżyła. - mruknęłam. Sama nazwa wskazywała, że twórca nie myślał trzeźwo. I to dosłownie.
- Haczyk jest taki, że osoby nie przemieszczające się naturalnie pomiędzy przestrzenią (inne wymiary, czasoprzestrzeń, pola nagłych zmian grawitacyjnych) nie wytrzymałyby takiej przejażdżki.
Rozległ się kolejny trzask drzwi, tym razem bardzo blisko.
Przełknęłam ślinę. "Jak tu zostaniemy, tak czy inaczej nas zabiją.", stwierdziłam. "Przynajmniej jego, mnie ewentualnie bardzo boleśnie ukarają."
Tak czy inaczej, Vodka 1954 wydawał się znacznie lepszym pomysłem.
- To stary model, nieprzystosowany do długich dystansów - uprzedził nas nasz "gospodarz" i zachęcił gestem do środka. Już po chwili zaczęłam nieprzyjemnie odczuwać własną klaustrofobię; sklepienie pomieszczenia do wysokich nie należało. Po mnie wszedł chłopak, któremu sprawiło to jeszcze więcej trudności, ponieważ był ode mnie o głowę wyższy (Cheyanne taka niska, meh) - dlatego nie przenoście się za daleko, zwłaszcza, że to wasz pierwszy raz.
Azjata parsknął, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Czy w powyższym zdaniu było coś śmiesznego?

< pisałabym dalej, bo wpadłam w taki fajny stan, i po raz pierwszy od dawna jestem naprawdę zadowolona z opka, nawet jeśli zniszczyłam kwestie Romea (nikt nie potrafi pisać jego kwestii jak Ange), za co bardzo przepraszam. To też ten powód, dla którego wolę się rodzielić na te pare dni - boję się, że przypiszę mu rolę, której nie powinnam C; . Ale on nadal ma przecież Vodkę, i zawsze może do nas dołączyć, prawda XD ? >
< To gdzie się telepotrujemy i co dalej? Co z Henrym i Aliss? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X