Dobra, to już nie było zabawne. Zlazłem z drzewa i wygoniłem zwierzęta, oszołomionej Kanade dałem znać że może złazić.
- W dzieciństwie dużo czasu spędzałem w tym lesie, jakieś pięćset metrów stąd powinien znajdować się mój domek na drzewie, pójdziemy tam, chodź, tylko szybko bo zaraz się z ciemni. - powiedziałem po czym szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę domku.
Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy na miejscu, wszedłem do środka, zaraz potem pomogłem w tym dziewczynie.
- Wow..
- Niczego nie dotykaj, bez pozwolenia, podłogi też.
Poszedłem po jakieś stare szmaty w które w dzieciństwie się przebierałem na Halloween, dałem parę Kanade i kazałem jej się w to przebrać.
- To śmierdzi, fuj - przyjrzała się temu jeszcze dokładniej - Czy to jest pleśń ?! ERIK ! - narzekała
- A co ? wolisz cieniutki szlafroczek ? Jak chcesz... Mi to zwisa i powiewa, ale jak będziesz chora to mnie o pomoc nie proś, ja ci ubrania dałem. Jesteś głodna ? - spytałem choć i tak wiedziałem że będzie z tym wielki problem.
- Jeszcze nie, ale co my niby mielibyśmy zjeść ?
- Wiesz moja droga, istnieje takie coś jak polowanie - powiedziałem z wielkim uśmiechem na twarzy wyjmując przy okazji moją włócznie do polowania - Jak mnie wkurwisz, wiedz że skończysz marnie w moim garnku, maleńka - dodałem.
Kanade ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz