czwartek, 30 lipca 2015

Od Romea - C.D do Yixinga

Romeo czekał, czekał i czekał na odpowiedź, ale się nie doczekał, bo gdy tylko usłyszeli huki broni i strzały, banda rzuciła się do okna. Karzełek (czyt. Yixing) otworzył podniszczone ramy i poganiał swoich towarzyszy, a na koniec sam wyskoczył, zostawiwszy jednego z kolegów w pomieszczeniu. Widocznie był nowy, jeszcze nie doświadczony w skakaniu z drugiego piętra. A, nauczy się młody, ma czas, ale w każdym razie ten gościu nie powinien go tak porzucić. Jak walczysz z kimś to walczysz do końca i nie pozostawiasz na lodzie, choćby pole szachowe waliłoby się, paliło. Twoim obowiązkiem jest podtrzymać słabszego. Oj, Romeo utnie sobie pogawędkę z tym panem.
- Chamstwo, chamstwo wszędzie - westchnął głośno, po czym usiadł na krześle tuż przy stole i oparł głowę o rękę. Spojrzał znudzonym wzrokiem na młodzieńca, który najwidoczniej nie wiedział co ma zrobić. Nowicjusz. Sam wyraz twarzy go zdradzał. Tym bardziej powinni o niego dbać, nauczyć jak się poruszać po terenie wroga, pokazać co to jest broń, a nie "radź sobie sam". Takie sprawdziany to się robi, kiedy stwierdzi się, że już na bank jest gotowy działać solo.
- Leć, młody, zajmę się tymi gośćmi, mam nadzieję, że starczy mi herbatki - wziął filiżankę i upił odrobinę naparu, po czym uśmiechnął się do młodociana. Był to poniekąd taki zachęcający gest do skoczenia, jeśli by tu został to skończyłby jako jeden wielki naleśnik oblany ketchupem.
- Skacz na nogi, nie na głowę, a kiedy twoje stopy dotkną ziemi ugnij kolana, to pozwoli ci złapać równowagę, a i luźne stawy zapobiegną złamaniom - tłumaczył jak do dziecka z podstawówki, ale kto wie? Może temu chłopcu nikt nie wytłumaczył jak się skacze? Może nie zna też zasad bezpiecznego lądowania? Kij wie. Z takimi to różnie bywa i trzeba ich poprowadzić.
- Na co czekasz? Uciekaj - siorbnął herbatki. W tym czasie chłopczyna wyskoczył i Romeo został całkiem sam. Nawet te dwie myszki, które ugościł gdzieś uciekły. Tylko czekać aż ci goście wbiją... O wilkach mowa. W tym momencie drzwi otworzyły się z trzaskiem i tłum facetów z bronią wycelowało lufy w Kapelusznika, który spokojnie położył nogi na stół, pijąc herbatkę.
- Gdzie są te gn*jki? Jesteś jednym z nich?! - warknął pan stojący na przodzie. Białowłosy roześmiał się głośno, upuściwszy naczynie z naparem. Złapał się za brzuch, zginając się ze śmiechu. Nie mógł wytrzymać. Uciszył się dopiero po tym jak jeden z mężczyzn wystrzelił w ścianę obok niego ołowianą kulką. Co prawda jeszcze wtedy się trochę chichrał, ale już nie w takim stopniu jak kilka sekund temu.
- Ja? Z nimi? Wolne żarty - odparł, po czym podniósł filiżankę z potłuczonym spodem. Nie zważając na brak dolnej części nachylił czajnik, wlewając herbatę. Cały czas patrzył się na gości z bronią i nawet nie zauważył, że napój wylądował na podłodze.
- Oj, moja herbatka - spojrzał przez dziurę w spodzie na przywódcę mafii.
- HERBATKA?! JA CI DAM DO CHOLERY HERBATKĘ! TY JESTEŚ JAKIMŚ IDIOTĄ CZY TO NA POKAZ?! - wrzasnął najwyższy z nich gotowy przestrzelić czaszkę Romeowi. Ale oczywiście białowłosy tylko się śmiał.
- Złości piękności szkodzi! Może tak herbatki? - rzucił filiżanką w ów strzelca, śmiejąc się jak idiota.
- Chory jesteś czy jak? - facet z przodu spojrzał na niego krzywym wzrokiem.
- Chory? Ja się czuję świetnie, nie mam gorączki, nie jest mi zimno, nie boli gardziołko, nie kaszlę... - odparł, sprawdziwszy czoło.
- Wariat!
- Cóż... wszyscy jesteśmy wariatami, ale nie wszystkich nas zdiagnozowali, więc moja odpowiedź nie może być jednoznaczna. A poza tym tylko wariaci są coś warci, a na dodatek... - przerwał, podnosząc łyżkę, spojrzał na nią swoimi wielkimi gałami - Sztuciec... - rzekł.

http://3.bp.blogspot.com/-Y18DtFONsWE/U8KxAQWX0oI/AAAAAAAAAE0/4o2l2Bk7WYs/s1600/spoon+March+Hare.gif

- Nienormalny człowiek - warknął ktoś z tyłu, jednakże nie spodziewał się, że oberwie łyżką, która jeszcze przed chwilą tkwiła w ręku Romea. Szalony Kapelusznik roześmiał się kozim śmiechem. W sumie w tej chwili wyczerpał limit cierpliwości tych ludzi i nim się zorientował cała banda miała go na celowniku. Ale po co się przejmować jakimiś amatorami broni, jak ma się kapelusz, którego pojemność wynosi więcej niż nieskończoność? Zdjął go szybkim ruchem i wyciągnął miecz przypominający wyglądem tradycyjne japońskie tachi. Zwinnie, z niewiarygodną precyzją odbił każdą kulkę, wygłupiając się przy tym i odprawiając szalone tańce.

http://asset-f.soupcdn.com/asset/2285/3428_fc9f.gif

http://img1.stylowi.pl//images/items/o/201211/stylowi_pl_film_szalony-kapelusznik-d_1840043.gif

- No co jest? Tylko na to was stać? - uśmiechnął się prowokująco, zarzucając miecz na ramię. Oczekiwał czegoś większego, bo niby dlaczego ci z gangu tak przed nimi wiali? Myślał, że jeśli ta mafia dla nich jest takim zagrożeniem to i Romeo będzie w niebezpieczeństwie, a tu proszę! Ledwo doszedł do połowy frygów-drygów, a im skończyła się amunicja. Miał nadzieję na jakieś większe przedstawienie, ale z tego co było widać już chyba nie miał na co liczyć.
- Cóż to? Koniec? W takim razie żegnam! Do widzenia! - zaśmiał się i z szerokim uśmiechem prezentującym śnieżnobiałe ząbki wyskoczył przez okno. Schował tachi do kapelusza, po czym raźnym krokiem powędrował główną drogą na rynek miasta. Szlajał się dookoła, bo jakoś sen nie drażnił jego powiek, ani zmęczenie nie dawało oznak życia, więc nie pozostało mu nic jak wędrowanie. Na całe szczęście była jeszcze otwarta jego ulubiona herbaciarnia. Działała w sumie chyba dwadzieścia cztery godziny, dlatego Kapelusznik zawsze miał gwarancję, że zastanie ją otwartą. Oczywiście nie mógł przepuścić takiej okazji i wstąpił do niej. Usiadł gdzieś w kąciku, zamówiwszy wcześniej filiżankę herbaty z  miodem. Siorbał sobie po cichutku i patrzył w okno. Próbował rozpoznać kształty ludzi wijących się pośród ciemności, której bliżej określonej barwy niestety nie znamy. Większość mężczyzn się szlajała. Tylko od czasu do czasu jakaś kobieta przenikła przez nikłe światełko latarni. Latarenka ta chyba nie była pierwszej młodości sądząc po tym, że rozpalano ją ogniem, nie żarówkami i prądem. Teraz rzadko się takie spotykało, aż szkoda byłoby je usuwać. Toż to pamiątka wieku dwudziestego, czasów wspaniałych balów oraz angielskiej arystokracji. Lata teraz tak blade jak ten ognik na samym czubku świeczki w latarence. Kapelusznik wiele czytał o tym wieku. Bardzo go interesował, a i stwierdził, że wtedy powstały najlepsze powieści kryminalne, obyczajowe, jak i fantastyczne. Tamtejszy pisarze mieli wspaniały styl pisania.
Romeo skończył pić herbatę. Leniwie wstał od stołu, po czym skierował się ku wyjściu. Pożegnał ukłonem kelnerkę, która podała mu frak i radośnie wyskoczył na zewnątrz. Znalazł sobie miejsce na drzewie i nawet nie zorientował się kiedy zasnął.

~*~

Obudził się na tym samym drzewie, na którym zmorzył go sen. Przeciągnął się leniwie, a następnie zeskoczył zwinnie na chodnik. Zadowolony poprawił kapelusz. Nie spodziewał się, że właśnie w tamtej chwili zaśnie, ale życie jest pełne niespodzianek. Tych większych oraz tych mniejszych, a sen to jedna z najbardziej tajemniczych rzeczy tego świata. Bo co to jest sen? No dobra, teoretycznie to stan odrętwienia, w który tracimy świadomość, ale tak na serio? Jak zasypiamy? I dlaczego? Co odpowiada za sen? Mózg? A może jakaś inna część organizmu? Śledziona? Wątroba? I czemu sen jest tak podobny do śmierci? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi!
Wtem Romeo zauważył w tłumie znaną mu osobę. Był to ten sam Karzełek, którego spotkał wcześniejszego dnia. Radośnie, z szerokim uśmiechem podbiegł do niego i chwycił za rękaw jego kurtki.
- Dzieńdoberek, monsieur! Nie uzyskałem w końcu odpowiedzi! Co łączy gawrona i sekretarzyk? - zaśmiał się, aczkolwiek nie zaczekał, aż ten mu odpowie, tylko pociągnął go za sobą do kawiarni, gdzie mógł mu spokojnie poprowadzić wykład na temat zostawiania towarzyszy broni sam na sam z niebezpieczeństwem.

<Xiangu z Pakistanu?>

P.S od Piff: poprawię na gify/zdjęcia czy co to tam jest jak będę przed kompem bo uciekam zaraz na dwór xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X