środa, 29 lipca 2015

Od Marshalla cd. do Dakoty

Poranne światło wpadło do pokoju Marshalla i z okrucieństwem wybudziło go ze wspaniałego snu o rajdzie wyścigowym na stadionie.
- Czemu zawsze musisz wpadać w najlepszych momentach, Heliosie? Nie znoszę, gdy tak mnie budzisz - warknął do siebie, po czym bez ociągania zwlekł się z łóżka. Zgarnął ręką wcześniej przygotowany strój, czyli czarną koszulkę oraz jeansy z łańcuchami przy szlufce u paska. Poszedł do łazienki, gdzie przeszedł proces odświeżania i ubrał się porządniej, bo zafarbowana na zielono koszulka (bywają wypadki podczas remontowania domu) oraz stare spodenki chyba nie uchodzą za wyjściowy strój. Zerknął w lusterko, poprawiając włosy. Uśmiechnął się do siebie, zatwierdzając, że jako tako wygląda i jest gotowy wyjść z domu. Na śniadanie jakoś nie miał ochoty, a poza tym zdecydował zjeść deczko później, kiedy już kiszki zaczną grać marsza. Posiłek na mieście w ulubionej knajpce. To jest to.
Pełen energii wyszedł z domu i ruszył przed siebie polną ścieżką. Mgła jeszcze nie do końca opuściła progi tej jakże malutkiej wioski, w której mieszkał Marceli. Nie przepadał za tłokiem miasta, a tu cisza była naprawdę przyjemna. I wiatr niejeden raz zawtórował przyjaźnie, a to świerszczykowa orkiestra, ptasie wokale. Nie ma nic lepszego od takich chwil. A jakie piękne bywają tu wieczory, same panoramy i zachód słońca, no można się cieszyć takimi widokami bez końca, a w mieście to nic ciekawego nie ma. Same budynki, stare kamienice, slamsy, bogaci, posiadłości. Nuda. Dlatego Marshall nie czuł się szczęśliwy, wkraczając na ulicę główną przepełnioną spalinami i wyziewami z kominów. Odetchnął głęboko, po czym leniwym krokiem udał się przed siebie tak po prostu poszlajać się i poczekać na wiadomości od notatnika Shinigami. Przy okazji przechodził obok prasy, gdzie dostrzegł rozgniewaną Dakotę. Krzyczała na kogoś do telefonu, a nawet nie zauważyła wścibskich reporterów zbierających się tuż za jej plecami. Dopiero, kiedy schowała telefon zwróciła uwagę na tych wszystkich ludzi. Wyglądała na zakłopotaną, więc Marshall ruszył ku niej, zacisnąwszy mocniej kosę w pięści. Wyciągnął notes Shinigami.
- Ach, tu pan jest! Panie Sutcliffe! Szukałem pana - pomachał do jednego z ludzi, który prawie wetknął Dakocie mikrofon do ust.
- Kim ty do cholery jesteś? - uniósł jedną brew, spojrzawszy na młodzieńca.
- Marshall Elvire, Shinigami numer 451 - uśmiechnął się od ucha do ucha, opierając się o kosę. - Jutro pan umrze, więc przyszedłem panu to uświadomić i powiedzieć, żeby się pan trochę postarał i spełnił ostateczne marzenia przed śmiercią - rzekł.
- Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś jakimś gn*jkiem z wyobraźnią? - warknął na szatyna.
- Wiem o panu wszystko, począwszy od narodzin, a zakończywszy na jutrzejszym dniu, tylko Shinigami mają dostęp do takowych informacji, a jeśli pan chce to mogę tu i teraz opowiedzieć panu o pańskim no cóż... niezbyt przyzwoitym zachowaniu, mianowicie pewnego rodzaju morderstwie - roześmiał się, patrząc na resztę reporterów. Cały tłum rzucił się na biednego pana Sutcliffa z tysiącem pytań. W tym czasie Marcel odciągnął Dakotę.
Dakota?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X