Znużony codzienną rutyną Romeo siedział na dachu wieżowca i rozmyślał. Patrzył na te malutkie figurki szachowe (czyt. ludzie) przemierzające ulice miasta. Były takie drobne, delikatne, przepełnione tajemnicami. Aż chciało się trochę pomieszać i rozbawić te poważne twarze. Szkoda tylko, że nie wszyscy mieli poczucie humoru. Kiedy Szalony Kapelusznik rzucał jakimś żartem albo zadawał zabawną zagadkę, ignorowali go. Czasem zdarzyła się jakaś nieprzyjemna obelga ze strony niewychowanych szczurków z ulicy, no ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Od czorta takich ludzi. Widząc ich ma się ochotę przykuć do krzesła i przeprowadzić lekcję savoir-vivre lub co więcej lekcję humoru. To by i tak wyszło na dobre, w tym świecie jest zdecydowanie za dużo pesymistów, a za mało optymistów. Przydaliby się ludzie potrafiący dostrzec światełko w mroku, którego bliżej określonej barwy nie znamy.
- Co łączy gawrona i sekretarzyk? - szepnął do siebie, po czym położył się na plecach, kierując całą uwagę na wszystko, co było nad nim, między innymi niebo, chmury, słońce i wędrowne ptaki. Sklepienie jak zwykle uraczyło mieszkańców miasta błękitną barwą oraz niewielkimi chmurami kłębiastymi, które czasem przesłaniały promienie królewskiej gwiazdy, dając trochę ulgi sparzonym twarzom ludzi. Romeo westchnął głęboko znudzony brakiem zajęcia i zsunął swój kapelusz na oczy, mimowolnie przymykając powieki. Nawet nie zauważył kiedy zasnął.
Przyśnił mu się Biały Królik. Gonił za nim, jak Alicja, aż wpadł do wielkiej króliczej nory i nim się obejrzał stał w sali drzwi przy stole, gdzie leżał kluczyk i buteleczka z napisem "wypij mnie". Romeo doskonale znał tą śpiewkę, dlatego też bez żadnych problemów zmniejszył się przy pomocy ów napoju, wziąwszy wcześniej kluczyk. Otworzył najmniejsze z drzwi i wszedł do oficjalnej części Krainy Czarów. No... nie takiej do końca Krainy Czarów, gdyż poniekąd dookoła plątały się istoty z jego ojczyzny, ale nie było polan, lasów, zamków, ani domu jego ojca. To było... miasto. Takie jak City of the Truth. Czyżby to był jakiś znak?
- Ach! - Szalony Kapelusznik ocknął się, kiedy jeden z gołębi usiadł na jego ramieniu i zagruchał mu prosto do ucha. - Kolego, kolega tak może trochę ciszej? - zaśmiał się wesoło, po czym wstał na nogi i skierował się ku rusztowaniu, po którym wszedł na ten drapacz chmur. Żwawo wrócił na drogę, po czym skierował się przed siebie, nucąc piosenkę dla dzieci "Mrugaj, mrugaj, gwiazdko ma":
- Twinkle, twinkle, little star,
How I wonder what you are.
Up above the world so high,
Like a diamond in the sky.
When the blazing sun is gone,
When there's nothing he shines upon,
Then you show your little light, and
Twinkle, twinkle, through the night - zatrzymał się na drugim wersie, zerknąwszy na zapłakaną dziewczynę, która biegła prosto na drogę. Z naprzeciwka pędził samochód i chyba nie miał zamiaru zatrzymać się przed tą dziewczyną, więc przerażony Romeo rzucił się w stronę ów damy. Złapał ją za przedramię i siłą ściągnął z ulicy na chodnik. Zaskoczona straciła równowagę, zmierzając ku ziemi. Na całe szczęście Szalony Kapelusznik nie dopuścił do upadku i złapał ją, oparłszy na własnej klatce piersiowej.
- Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? Zadzwonić na pogotowie? A może potrzebujesz czegoś? - odsunął się od niej, po czym spojrzał na zapłakaną twarz. Zdjął kapelusz z głowy, aby następnie szybkim ruchem wyciągnąć białą, haftowaną chusteczkę i podać ją szatynce.
Allijay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz