poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Chłopak wrócił do pokoju. Spojrzał na mnie zdenerwowany, zacisnął pięści. Spuściłam tylko głowę. Na to mnie było mnie jedynie stać i proste słowa, które dużo znaczą.
- Przepraszam... - wyszeptałam.
Poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Jednak szybko je otarłam, nie chciałam aby Chris to widział. Nie teraz... Ale na to było już za późno, podszedł do mnie. Objął i mocno przytulił. Nie chciał mnie puścić, początkowo chciałam się uwolnić z jego uścisku, ale po chwili... Zrozumiałam, że tego mi brakowało. Położyłam rękę na jego piersi, materiał bluzki mocno ścisnęłam. Kolejne łzy spływały po moich policzkach, ale nie ocierałam ich. Dałam im swobodnie spływać  po mojej twarzy.
- Nie przepraszaj już, przestań... - zaczął chłopak.
- Jak niby nie mam przepraszać? Wiedziałeś jaki był Cameron... Wiedziałeś co robił, a ja byłam głupia i zapatrzona w niego! Jak mam nie przepraszać za moją głupotą?! - krzyczałam i uderzałam ręką w jego drugą pierś.
Chris nic nie robił, tylko pozwalał mi na to co robię. Jednak kiedy już skończyłam, podniosłam głowę do góry. Spojrzałam w jego oczy, nie wiedziałam jakiego są koloru.
Położyłam głowę na jego piersi, tam gdzie ściskałam bluzkę. Chłopak otarł moje łzy. Pocałował w czoło, a po chwili podniósł mnie i położył na łóżku. Moje ciało okrył kocem, a sam położył się obok mnie. Pokręciłam tylko głową i odkryłam się nieco. Okryłam kawałek jego ciała. Popatrzył na mnie.
- Musisz być taka uparta? - spytał.
- Tak. - odparłam.
Przewrócił oczami i zbliżył się do mnie obejmując w pasie.
- Może lepiej abyś poszedł do Any? - zaproponowałam.
- Zamknęła się w pokoju, lepiej jak dam jej teraz spokój. - odparł.
- Okey.
Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam, nie wiedziałam czy dla niego cokolwiek znaczył pocałunek. Więc nie będę brnęła dalej w to, jeśli dla niego to nic nie znaczyło. A ja nadziei sobie robić nie chcę, aby później mieć zawód na nim...
*
Nie wiem kiedy, ale przysnęło mi się, Chris'a nie było. Niestety. Dlatego pewnie było mi zimno... Czemu? Zostawił nieco odkryte moje ciało. Więc odczułam tego skutki. Kiedy podniosłam się na łokciach do pokoju wszedł mężczyzna. Spojrzał na mnie
- O widzę, że się obudziłaś. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Zaśmiałam się krótko i przytaknęłam twierdząco głową. Przeszłam do połsiadu. Usiadł obok mnie na łóżku, podał mi kubek z ciepłą herbatą, abym ją odłożyła na parapet, co od razu zrobiłam.
- Dziękuję, że pozwalasz mi tutaj mieszkać i jeszcze spać w twoim pokoju, a w szczególności w twoim łóżku. - powiedziałam.
- Mi to różnicy nie robi.- odparł. - Poza tym jeszcze muszę Cię obserwować, gdyby coś się działo.<br>
Przytaknęłam twierdząco głową. Jak przyjdzie co do czego to tu kurde zamieszkam... Ale ja mówię poważnie, bo jakbym wróciła do domu, to on by musiał być u mnie dzień w dzień. Pewnie by zostawał na noc i ogólnie. Więc... No... Dobra mniejsza z tym.
- Jesteś zmęczona? - spytał.
- W sumie, to przez te lata nie spania, takie odsypywanie jesteś korzystne. - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się lekko i wstał. Chciał wyjść z pokoju, ale ho zatrzymałam łapiąc za rękę.
- Gdzie idziesz? - spytałam.
Christopher? Odpisałam wreszcie :>

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Cheyanne cd. do Taemina i Nataniela


Wielkie uroczystości nigdy nie były moją mocną stroną, zawsze czułam się przytłoczona nadmiarem elegancji, jak w nich panował. Udało mi się na szczęście znaleź dość wygodną suknię na ramieniu. Tak, na jednym, szerokim, czarnym ramieniu. Góra sukienki ogółem była czarna, i nie pokazywała zbyt wiele, za co w duchu byłam bardzo wdzięczna mojej szafie. Nawet nie wiedziałam, że mam coś takiego. Suprise!
W pasie była w miarę szeroka, biała wstążka, oddzielająca dolną część od górnej. Co do dołu sukni, to była wykonana ze zwiewnego, ciemnego materiału (najniższa warstwa nie była przeźroczysta) mieniącego się czerwienią i fioletem. Było kilka warstw tego półprzeźroczystego materiału, co nadawało sukni trochę "pełniejszego wymiaru". Była gdzieś do kostek. Bolało mnie to, że nie wypadało ubrać do tego trampek.
Więc ubrałam coś w stylu czarnych balerinek z aksamitnymi wstążkami, które obwijały się w górę łydki, krzyżując się wzajemnie (zupełnie nie znam się na nazwach ubrań i obuwia, więc muszę polegać na tych dość marnych opisach). Ale szpilki odpadały, a nie miałam pojęcia, co innego mogłoby pasować. Na siebie postanowiłam narzucić coś pomiędzy koszulą a damską marynarką, w każdym razie jakąś oryginalną narzutkę. Serio, w mojej szafie nie było zbyt wiele rzeczy z tego świata, a przynajmiej takie odnosiłam wrażenie.
Niesforne kudły upięłam z tyłu głowy białą "szczęką" do włosów (wiecie, to takie że dajesz je do góry, spinasz, i masz taki a'la kucyk) opuszczając krótsze pasma z przodu po obu stronach twarzy.
Całość kreacji zwieńczyłam czarnymi mitenkami (rękawiczki bez palców, moje były do połowy przedramienia, proste, bez żadnych ozdób) i naszyjnikiem, z krórym nigdy się nie rozstawałam i który właściwie w ogóle nie pasował do reszty, ale czy tu cokolwiek do siebie pasowało?
Wyszłam ze swojego pokoju do niewielkiego salonu, czekając na Taemina.
Mieszkanie z chłopakiem było ciekawym przeżyciem. Nie czułam się już taka samotna i miałam z kim pogadać, ponadto nawet on gotował lepiej ode mnie. Dodawał temu mieszkaniu jakiegoś jasnego, ciepłego uroku, poczucia przynależności do określonej grupy społecznej - w naszym przypadku dwuosobowej - i bezpieczeństwa. Czułam, że wreszcie znalazłam przykaciela, kogoś, z kim mogłam się zarówno śmiać, jak i ryczeć, ewentualnie dogryzać sobie nawzajem. Ta więź stała się silniejsza , niż sądziłam (przynajmniej z mojej strony), bo odczuwałam jego powierzchowne emocje tak wyraźnie jak własne gdy był blisko, nawet wtedy, gdy wyłączałam odbiór emocji z otoczenia. A zazwyczaj starałam się to robić, bo uważałam, że poznawanie odczuć, które ktoś pewnie chciałby zachować dla siebie, jest bardzo niesprawiedliwe.
Przez całą drogę na bal miałam głowę w chmurach i odpowiadałam na pytania wręcz mechanicznie, bez zastanowienia.
W sumie żyłam we własnym świecie bardzo długo, nawet wtedy, kiedy weszliśmy na salę, z oczarowaniem przyglądając się powieszonym pod sklepieniem, jedwabistym wstęgom. Poczułam się nagle bardzo spragniona, więc bez namysłu powiedziałam Taeminowi, że idę napić się białego wina. Ups. I poszłam, ale to potem XD.
Przy stoliku z napojami stały plastikowe kubeczki, ale widziałam, jak jacyś panowie w garniturach chodzą po sali i roznoszą alkochole pomiędzy ludzi. Nalałam sobie soku jabłkowego. Wróciłam do Taemina, który wcisnął mi do ręki własny kieliszek ponczu i poszedł do łazienki, twierdząc, że umrze. Kłamca, najwyżej pęknie mu pęcherz, ale od tego się nie umiera, prawda? Prawda?
Znudzona sączyłam swój kochany soczek, który w istocie wyglądał trochę jak białe wino, tylko trochę ciemniejsze (WTF).
- Stało się coś, panienko? Jak się nazywasz?
Słysząc obcy, męski głos wstałam gwałtownie z siedzenia i odruchowo przygładziłam suknię. Prawie się zakrztusiłam, gdy zorientowałam się, z kim mam do czynienia.
Król, we własnej osobie!
- Cheyanne, wszystko w porządku, Wasza Wysokość. - odpowiedziałam.
- O! Przyjaciółka Taemina! Niezmiernie miło cię poznać Cheyanne - pocałował mnie w dłoń, na co szczerze się speszyłam. No, bez przesady, nawet, jeśli jest królem, to ten zwyczaj był już trochę przestarzały. Ale z drugiej strony zachowanie króla, cała jego postać, dodawała klimatu temu miejscu.
Chociaż, właściwie, w jego postaci było coś jeszcze.
Ciemna, tajemnicza aura, zdająca się lekko jarzyć rozbawieniem. Coś mi to przypominało. Tak jakby... Coś knuł.
Poza tym, skąd wiedział, że jestem przyjaciółką Tae?
Szybko wyciszyłam swój umysł, w obawie, że mógłby poczuć, iż próbuję go przejrzeć.
- Obyś świetnie się bawiła, Cheyanne, pozwól, że cię opuszczę. - powiedział, a ja czym prędzej czmychnęłam w tłum, jak najdalej od jego postaci.
CO TO MIAŁO BYĆ?!
W momencie, w którym znalazłam się w małej grupce ludzi tłoczących się przed wyjściem do sali albo toalet, które były w korytarzu prostopadłym do tego wychodzącego na dwór, poczułam ból. Nie jakiś sobie zwykły ból fizyczny, tylko głęboki, mentalny, rozdzierający duszę feeling. Wzdrygnęłam się i odruchowo rozejrzałam za przyjacielem. Przypomniawszy sobie, że poszedł do toalety, więc skierowałam się w tamtą stronę, ignorując czyjś głos wołajacy za mną "Do damskiej w drugą stronę!"
Drzwi były uchylone. Przez szparę zobaczyłam Nataniela, jedną ręką przytrzymującego Taemina do ściany, a drugą ocierając mu łzy z policzka.
- Nie płacz - szepnął nasz wychowawca - Ja też ciebie kocham - dodał, po czym przytulił go do mocno do siebie.
Otworzyłam szerzej oczy, czując ciepło w sercu. Przez ostatnie dni udzielał mi się trochę ponury nastrój przyjaciela, ale teraz w moim sercu zakiełkowała nadzieja na lepsze dni dla jedynej osoby, którą tu miałam.
- Taemin, nie możemy być razem, wiesz o tym, prawda? - Tae skinął głową, a ja poczułam, jak ciepła iskierka w moim sercu zaczyna wygasać. - Dlatego zapomnij o tym, co ci powiedziałem, co ty powiedziałeś, zapomnijmy o tym, co się tutaj stało, proszę. Zapomnij o mnie. ZAPOMNIJ O NAS.
Ach, Natanielu, wszystko spartaczyłeś! - warknęłam w myślach. Po kija mu to wszystko mówiłeś, skoro miałeś zamiar wyskoczyć potem z czymś takim?
Byłam tak pogrążona we własnym rozgoryczeniu, że zapomniałam, że Nataniel prawdopodobnie zmierza teraz - O CHO*ERA - w moją stronę. Zdążyłam schować się za kolumnę dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg i wyszedł na korytarz. Nagle jednak zatrzymał się gwałtownie i skierował z powrotem do WC. "Nie pogarszaj swojej sytuacji" - syknęłam w myślach, nim zdążyłam się zorientować, że nikt mnie nie słyszy. Westchnęłam ciężko i podeszłam na palcach do drzwi. Zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak Nataniel mówi:
- Przyszedłem się załatwić, w końcu jesteśmy w toalecie, nie?
Palant.
Gdy zamknął drzwi do kabiny, wślizgnęłam się do pomieszczenia, olewając zdumione, a często wręcz oburzone spojrzenia innych, czekających na zewnątrz mężczyzn. Cicho podeszłam do stojącego przed lustrem chłopaka. Patrzył się w przestrzeń, a jego twarz wydawała się wyprana z emocji. Biła od niego przeraźliwa pustka, niczym chłód z otwartej lodówki, obojętność wobec świata. Dotknęłam jego ramienia, bezgłośnie wypowiadając jego imię. Spojrzał ma mnie pustym, obojętnym wzrokiem. Poczułam się tak, jakby jakiś kawałek mojego serca był rozdzierany.
- Chodź, idziemy z tąd - szepnęłam na tyle cicho, żeby nikt poza nami nie mógł tego usłyszeć, i delikatnie pociągnęłam go za ramię w stronę wyjścia. Nie poruszył się. "Och, Taemin", pomyślałam, wspominając jego uśmiech po zjedzeniu haribo. "Stary, co on z tobą zrobił?"
Nie mogłam patrzeć, jak cierpi. I byłam wściekła. Wściekła na ich obu. Za to, że odrzucają samych siebie, nie akceptują swoich uczuć. Można się wstydzić swojej pracy, ilości banknotów w portfelu, ale nigdy, pod żadnym pozorem nie powinno wstydzić się miłości. Nawet, jeśli jest to miłość pomiędzy dwójką mężczyzn.
Dlaczego?
Dlaczego się boją?
CZEGO się boją?
Czy tu chodzi o to, że Tae jest uczniem Nataniela?
Ale co to zmienia? Niemożliwe, żeby nasz drogi wychowawca tak bardzo kochał tę pracę, żeby nie mógł jej poświęcić dla osoby, którą kocha. Bo przecież to powiedział. Przyznał się do swoich uczuć. Ale jeszcze ich nie zaakceptował. To samo Taemin.
Dlaczego?
- Cheyanne? - spytał zaskoczony Nataniel, który właśnie wyszedł z kabiny. - Co ty robisz w męskim kiblu?
Właśnie, dlaczego tu jestem? Dlaczego? Dlaczego stoję tu, jedną ręką trzymając Taemina za ramię, z niezrozumieniem w oczach, zadając sobie wciąż te samo pytanie?
Nosz ku<słuchacz jedynego słusznego radia ocenzurował to niegodne słowo>wa dlaczego?
"Przez was, ty tępy idioto. Przez was i waszą głupotę."
- Czy ty płaczesz? - spytał zdziwiony wychowawca.
Czy ja płaczę?
Przejechałam ręką po twarzy. Poczułam, że mam mokry policzek. Spływające łzy łaskotały mnie w brodę. Nadal patrzyłam się przed siebie mętnym wzrokiem, z tą różnicą, że teraz wszystko przed moimi oczami było zamazane.
Dlaczego ja płaczę?
Dlaczego...
DOSYĆ.
Przwcież znałam odpowiedź.
To ich wina. To oni doprowadzili mnie do łez. Zabiję ich. Zabiję.
Do wszystkich łez zciekających mi po twarzy, do całego smutku, do pustego spojrzenia doszła jeszcze agresja i sczękanie zębami. Zacisnęłam palce na ramieniu Taemina. Ten, wyrwany z letargu, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Cheyanne?
Nadal patrzyłam przed siebie, ale teraz już całkowicie przytomnym i agresywnym wzrokiem. Zgrzytając zębami, podniosłam wzrok przed siebie i spojrzałam w lustro.
Miałam zaczerwienione oczy, ale już nie płakałam. Taemin stał obok mnie z nieszczęśliwą miną, widocznie niezadowolony, że wbijam mu paznokcie w ramię. Nataniel stał w drzwiach do kabiny, zdziwiony zaistniałą sytuacją. Przez chwilę trwaliśmy w takiej ciszy, nie mając odwagi jej przerwać.
Pierwszy poruszył się Nataniel. Podszedł do umywalki i umył ręce, jak na porządnego człowieka przystało, ale nie spuszczał z nas wzroku (którego Taemin starał się za wszelką cenę unikać). Najwidoczniej zauważył, że jestem czymś w rodzaju tykającej bomby. I w istocie, gdy tylko chłopak (trudno mi go w tej sytuacji nazwać nauczycielem, i był dość młody, więc nie nazwałabym go mężczyzną) wysuszył ręce, zaczęło się odliczanie.
00:03 *ti-dit*
00:02 *ti-dit*
00:01 *ti-dit*
00:00 *!!!!!*
Odwróciłam się gwałtownie w stronę Nataniela i złapałam go za rękaw, nie puszczając Taemina. Obu panów pociągnęłam przez drzwi na korytarz, niczym niesforne bachory, którymi zresztą właśnie byli w moich oczach. Jak można się było zachowywać tak... Tak... Tak... Ugh, tak niedojrzale?!
Byli zbyt zaskoczeni, żeby zaoponować, zresztą, nawet gdyby próbowali... Znajdowałam się właśnie w stanie silnych emocji, nikt nie mógł mnie powstrzymać. Zdecydowanym krokiem sunęłam przed siebie.
Moja twarz była wykrzywiona w grymasie bólu i złości. Nie wiedziałam, dlaczego z ich powodu targały mną tak silne emocje. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle się w to wtrącam, ale nie mogłam tego tak zostawić. Jedną z moich silniejszych cech było pragnienie godzenia skłóconych ludzi, naprawiania problemów, pomagania innym. Ze swoim charakterem rodzica opiekującego czułam się za tych idiotów odpowiedzialna i nie mogłam pozwolić, żeby się wzajemnie ranili.
Gdzie by ich tu...
- Cheyanne, co ty wyprawiasz? - spytał Nataniel.
- Miałam spytać Cię o to samo - warknęłam - gdy powiedziałeś Taeminowi, że nie możecie być razem.
Umilkł, zaskoczony. Nadal przedzieraliśmy się przez tłum ludzi, znosząc wszystkie obelgi, jakimi obdarzały nas potrącone osoby. Nie przejmowałam się, że zwracamy na siebie uwagę. Rozglądałam się za odpowiednim miejscem, żeby...
- Podsłuchiwałaś! - stwierdził oskarżycielsko.
- Tak; to znaczy; Zostawiliście uchylone drzwi.
- Gdzie nas prowadzisz? - spytał beznamiętnym głosem Taemin.
ON MÓWI! JUPIYAY!
- Nieważne.
- Już mijaliśmy tę rzeźbę. - zauważył Nataniel.
- Och, zamknij się. - burknęłam. Uniósł brwi.
- Jak odzywasz się do starszych od siebie?
- Przepraszam, poprawka: Proszę się zamknąć, "Panie Natanielu".
- Cheyanne - ostrzegł mnie matowym głosem Taemin.
- Czy wy niczego nie rozumiecie?! - krzyknęłam, nagle się zatrzymując. - To idiodyczne - zadecydowałam. - Uciekać przed samym sobą. Dlaczego to sobie robicie? - jęknęłam i znowu ruszyłam przed siebie. - W dzisiejszych czasach nie zabija się ludzi tylko dlatego, że są gejami!
- Proszę, przycisz się...
- NIE. Naprawdę, owszszem, nie każdy toleruje takie związki, ale większość ludzi nie ma nic przeciwko. Poza tym... mając tylko tą jedną osobę, nawet, jeśli wszyscy inni by się od was odwrócili, co to za różnica, skoro mielibyście siebie nawzajem? W sensie... czy ta druga połówka nie byłaby wystarczająca? Przecież podobno jest wszystkim.
Milczeli.
"Wszystkim". Wiedziałam, że nie można mieć wszystkiego. Ale taka osoba sprawiałaby, że zapominasz o tym, czego nie masz.
- Zazdroszczę wam. - przyznałam cicho.
Doszliśmy schodami na górę i weszliśmy w korytarz na prawo. Wzdłuż ścian ciągnęły się rzędy drzwi, z sufitu co metr zwieszały się małe, złote żyrandole, a na ziemi leżał rozwinięty ciemnoczerwony dywan w odcieniu królewskiego szkarłatu.
- Czego? Tego, że oboje jesteśmy nieszczęśliwie zakochani? Że nie możeby być razem, będąc tak blisko? - spytał z goryczą mój przyjaciel.
- Nie. Tego, że oboje macie kogoś, kto byłby w stanie oddać za was wszystko. To jest właśnie miłość. - szepnęłam. - W sumie to nie wiem, nie doświadczyłam nigdy czegoś takiego, nigdy nie byłam dla nikogo "wszystkim" i być może nie powinnam prawić wam kazań na ten temat, ale... - otworzyłam drzwi z numerem piętnaście i wepchnęłam ich do środka. Było tam pusto, inaczej zresztą byśmy się nie dostali, bo kluczyki były włożone w zamek od wewnątrz.
Był to mały pokoik z łóżkiem i stolikiem, prawdopodobnie służący właśnie zmęczonym gościom, którzy chcieli się już położyć spać, tudzież leczyć kaca (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że następnego ranka i mi przyjdzie męczyć się z tą przykrą dolegliwością), albo robić inne, niewysłowione rzeczy. Dyskretnie wyjęłam kluczyk z drzwi i narysowałam pewien symbol na stoliku (potem wyjaśnię, po co) podczas gdy oni podnosili się z podłogi.
- Dobra a teraz: po co nas tu przywlokłaś? - spytał ten starszy, ale ja już stałam z powrotem na korytarzu, zamykając za sobą drzwi i uśmiechając się do nich z lekka psychopatycznie. Szybko przekręciłam drzwi na klucz i zawiesiłam go na sznurku od mojego naszyjnika.
- Zwariowałaś?! - dobiegł mnie stłumiony głos ze środka. Cóż, może i miał rację, byłam szalona. Puknęłam w drzwi.
- A teraz, moi drodzy, może porozmawiacie ze sobą jak ludzie i zastanowicie się nad swoim zachowaniem? - zapytałam niepokojąco uprzejmym tonem.
***
Po przemyciu twarzy i ogarnięciu się jakoś przed lustrem w toalecie (teraz już damskiej), znowu poczułam względny spokój. Odetchnęłam głęboko pare razy i wyszłam z powrotem na salę. "Właśnie odebrałam sobie jedyne towarzystwo"- westchnęłam w myślach.
Z drugiej strony, powinnam bardziej otworzyć się na innych. Nie zamierzałam spędzić reszty nocy stojąc pod ścianą i obserwując świetnie bawiących się ludzi (albo niekoniecznie ludzi).
Podeszłam do stolika i nalałam sobie soku jabłkowego. Upiłam łyk i spojrzałam nieufnie na szklankę. Smakował jakoś dziwnie. Cóż, może to inny sok jabłkowy?
Sięgnęłam po ciastko i znudzonym ruchem obróciłam je pare razy w palcach. Troche okruszków posypało się na ziemię. Zatrzymałam ruch dłoni, obserwując, jak spadają.
To musiało wyglądać... hmm... dziwnie.
I w istocie, wyczułam na sobie czyjeś rozbawione spojrzenie. Odwróciłam się w stronę tej osoby z przepraszającym uśmiechem.

Ktoś? Kropciu, wiem, że miałam pisać z Jasmine, ale nie wolałabyś się skupić na pisaniu z Taeminem? To musi być trudne pisać tyloma postaciami c; . To znaczy wiesz, jak chcesz, to możesz odpisać na to, ale... No, jak chcesz XD.

Odpowiedz na Wielkie uroczystości nigdy nie były moją mocną stroną, zawsze czułam się przytłoczona nadmiarem elegancji, jak w nich panował. Udało mi się na szczęście znaleź dość wygodną suknię na ramieniu. Tak, na jednym, szerokim, czarnym ramieniu. Góra sukienki ogółem była czarna, i nie pokazywała zbyt wiele, za co w duchu byłam bardzo wdzięczna mojej szafie. Nawet nie wiedziałam, że mam coś takiego. Suprise!
W pasie była w miarę szeroka, biała wstążka, oddzielająca dolną część od górnej. Co do dołu sukni, to była wykonana ze zwiewnego, ciemnego materiału (najniższa warstwa nie była przeźroczysta) mieniącego się czerwienią i fioletem. Było kilka warstw tego półprzeźroczystego materiału, co nadawało sukni trochę "pełniejszego wymiaru". Była gdzieś do kostek. Bolało mnie to, że nie wypadało ubrać do tego trampek.
Więc ubrałam coś w stylu czarnych balerinek z aksamitnymi wstążkami, które obwijały się w górę łydki, krzyżując się wzajemnie (zupełnie nie znam się na nazwach ubrań i obuwia, więc muszę polegać na tych dość marnych opisach). Ale szpilki odpadały, a nie miałam pojęcia, co innego mogłoby pasować. Na siebie postanowiłam narzucić coś pomiędzy koszulą a damską marynarką, w każdym razie jakąś oryginalną narzutkę. Serio, w mojej szafie nie było zbyt wiele rzeczy z tego świata, a przynajmiej takie odnosiłam wrażenie.
Niesforne kudły upięłam z tyłu głowy białą "szczęką" do włosów (wiecie, to takie że dajesz je do góry, spinasz, i masz taki a'la kucyk) opuszczając krótsze pasma z przodu po obu stronach twarzy.
Całość kreacji zwieńczyłam czarnymi mitenkami (rękawiczki bez palców, moje były do połowy przedramienia, proste, bez żadnych ozdób) i naszyjnikiem, z krórym nigdy się nie rozstawałam i który właściwie w ogóle nie pasował do reszty, ale czy tu cokolwiek do siebie pasowało?
Wyszłam ze swojego pokoju do niewielkiego salonu, czekając na Taemina.
Mieszkanie z chłopakiem było ciekawym przeżyciem. Nie czułam się już taka samotna i miałam z kim pogadać, ponadto nawet on gotował lepiej ode mnie. Dodawał temu mieszkaniu jakiegoś jasnego, ciepłego uroku, poczucia przynależności do określonej grupy społecznej - w naszym przypadku dwuosobowej - i bezpieczeństwa. Czułam, że wreszcie znalazłam przykaciela, kogoś, z kim mogłam się zarówno śmiać, jak i ryczeć, ewentualnie dogryzać sobie nawzajem. Ta więź stała się silniejsza , niż sądziłam (przynajmniej z mojej strony), bo odczuwałam jego powierzchowne emocje tak wyraźnie jak własne gdy był blisko, nawet wtedy, gdy wyłączałam odbiór emocji z otoczenia. A zazwyczaj starałam się to robić, bo uważałam, że poznawanie odczuć, które ktoś pewnie chciałby zachować dla siebie, jest bardzo niesprawiedliwe.
Przez całą drogę na bal miałam głowę w chmurach i odpowiadałam na pytania wręcz mechanicznie, bez zastanowienia.
W sumie żyłam we własnym świecie bardzo długo, nawet wtedy, kiedy weszliśmy na salę, z oczarowaniem przyglądając się powieszonym pod sklepieniem, jedwabistym wstęgom. Poczułam się nagle bardzo spragniona, więc bez namysłu powiedziałam Taeminowi, że idę napić się białego wina. Ups. I poszłam, ale to potem XD.
Przy stoliku z napojami stały plastikowe kubeczki, ale widziałam, jak jacyś panowie w garniturach chodzą po sali i roznoszą alkochole pomiędzy ludzi. Nalałam sobie soku jabłkowego. Wróciłam do Taemina, który wcisnął mi do ręki własny kieliszek ponczu i poszedł do łazienki, twierdząc, że umrze. Kłamca, najwyżej pęknie mu pęcherz, ale od tego się nie umiera, prawda? Prawda?
Znudzona sączyłam swój kochany soczek, który w istocie wyglądał trochę jak białe wino, tylko trochę ciemniejsze (WTF).
- Stało się coś, panienko? Jak się nazywasz?
Słysząc obcy, męski głos wstałam gwałtownie z siedzenia i odruchowo przygładziłam suknię. Prawie się zakrztusiłam, gdy zorientowałam się, z kim mam do czynienia.
Król, we własnej osobie!
- Cheyanne, wszystko w porządku, Wasza Wysokość. - odpowiedziałam.
- O! Przyjaciółka Taemina! Niezmiernie miło cię poznać Cheyanne - pocałował mnie w dłoń, na co szczerze się speszyłam. No, bez przesady, nawet, jeśli jest królem, to ten zwyczaj był już trochę przestarzały. Ale z drugiej strony zachowanie króla, cała jego postać, dodawała klimatu temu miejscu.
Chociaż, właściwie, w jego postaci było coś jeszcze.
Ciemna, tajemnicza aura, zdająca się lekko jarzyć rozbawieniem. Coś mi to przypominało. Tak jakby... Coś knuł.
Poza tym, skąd wiedział, że jestem przyjaciółką Tae?
Szybko wyciszyłam swój umysł, w obawie, że mógłby poczuć, iż próbuję go przejrzeć.
- Obyś świetnie się bawiła, Cheyanne, pozwól, że cię opuszczę. - powiedział, a ja czym prędzej czmychnęłam w tłum, jak najdalej od jego postaci.
CO TO MIAŁO BYĆ?!
W momencie, w którym znalazłam się w małej grupce ludzi tłoczących się przed wyjściem do sali albo toalet, które były w korytarzu prostopadłym do tego wychodzącego na dwór, poczułam ból. Nie jakiś sobie zwykły ból fizyczny, tylko głęboki, mentalny, rozdzierający duszę feeling. Wzdrygnęłam się i odruchowo rozejrzałam za przyjacielem. Przypomniawszy sobie, że poszedł do toalety, więc skierowałam się w tamtą stronę, ignorując czyjś głos wołajacy za mną "Do damskiej w drugą stronę!"
Drzwi były uchylone. Przez szparę zobaczyłam Nataniela, jedną ręką przytrzymującego Taemina do ściany, a drugą ocierając mu łzy z policzka.
- Nie płacz - szepnął nasz wychowawca - Ja też ciebie kocham - dodał, po czym przytulił go do mocno do siebie.
Otworzyłam szerzej oczy, czując ciepło w sercu. Przez ostatnie dni udzielał mi się trochę ponury nastrój przyjaciela, ale teraz w moim sercu zakiełkowała nadzieja na lepsze dni dla jedynej osoby, którą tu miałam.
- Taemin, nie możemy być razem, wiesz o tym, prawda? - Tae skinął głową, a ja poczułam, jak ciepła iskierka w moim sercu zaczyna wygasać. - Dlatego zapomnij o tym, co ci powiedziałem, co ty powiedziałeś, zapomnijmy o tym, co się tutaj stało, proszę. Zapomnij o mnie. ZAPOMNIJ O NAS.
Ach, Natanielu, wszystko spartaczyłeś! - warknęłam w myślach. Po kija mu to wszystko mówiłeś, skoro miałeś zamiar wyskoczyć potem z czymś takim?
Byłam tak pogrążona we własnym rozgoryczeniu, że zapomniałam, że Nataniel prawdopodobnie zmierza teraz - O CHO*ERA - w moją stronę. Zdążyłam schować się za kolumnę dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg i wyszedł na korytarz. Nagle jednak zatrzymał się gwałtownie i skierował z powrotem do WC. "Nie pogarszaj swojej sytuacji" - syknęłam w myślach, nim zdążyłam się zorientować, że nikt mnie nie słyszy. Westchnęłam ciężko i podeszłam na palcach do drzwi. Zdążyłam jeszcze usłyszeć, jak Nataniel mówi:
- Przyszedłem się załatwić, w końcu jesteśmy w toalecie, nie?
Palant.
Gdy zamknął drzwi do kabiny, wślizgnęłam się do pomieszczenia, olewając zdumione, a często wręcz oburzone spojrzenia innych, czekających na zewnątrz mężczyzn. Cicho podeszłam do stojącego przed lustrem chłopaka. Patrzył się w przestrzeń, a jego twarz wydawała się wyprana z emocji. Biła od niego przeraźliwa pustka, niczym chłód z otwartej lodówki, obojętność wobec świata. Dotknęłam jego ramienia, bezgłośnie wypowiadając jego imię. Spojrzał ma mnie pustym, obojętnym wzrokiem. Poczułam się tak, jakby jakiś kawałek mojego serca był rozdzierany.
- Chodź, idziemy z tąd - szepnęłam na tyle cicho, żeby nikt poza nami nie mógł tego usłyszeć, i delikatnie pociągnęłam go za ramię w stronę wyjścia. Nie poruszył się. "Och, Taemin", pomyślałam, wspominając jego uśmiech po zjedzeniu haribo. "Stary, co on z tobą zrobił?"
Nie mogłam patrzeć, jak cierpi. I byłam wściekła. Wściekła na ich obu. Za to, że odrzucają samych siebie, nie akceptują swoich uczuć. Można się wstydzić swojej pracy, ilości banknotów w portfelu, ale nigdy, pod żadnym pozorem nie powinno wstydzić się miłości. Nawet, jeśli jest to miłość pomiędzy dwójką mężczyzn.
Dlaczego?
Dlaczego się boją?
CZEGO się boją?
Czy tu chodzi o to, że Tae jest uczniem Nataniela?
Ale co to zmienia? Niemożliwe, żeby nasz drogi wychowawca tak bardzo kochał tę pracę, żeby nie mógł jej poświęcić dla osoby, którą kocha. Bo przecież to powiedział. Przyznał się do swoich uczuć. Ale jeszcze ich nie zaakceptował. To samo Taemin.
Dlaczego?
- Cheyanne? - spytał zaskoczony Nataniel, który właśnie wyszedł z kabiny. - Co ty robisz w męskim kiblu?
Właśnie, dlaczego tu jestem? Dlaczego? Dlaczego stoję tu, jedną ręką trzymając Taemina za ramię, z niezrozumieniem w oczach, zadając sobie wciąż te samo pytanie?
Nosz ku<słuchacz jedynego słusznego radia ocenzurował to niegodne słowo>wa dlaczego?
"Przez was, ty tępy idioto. Przez was i waszą głupotę."
- Czy ty płaczesz? - spytał zdziwiony wychowawca.
Czy ja płaczę?
Przejechałam ręką po twarzy. Poczułam, że mam mokry policzek. Spływające łzy łaskotały mnie w brodę. Nadal patrzyłam się przed siebie mętnym wzrokiem, z tą różnicą, że teraz wszystko przed moimi oczami było zamazane.
Dlaczego ja płaczę?
Dlaczego...
DOSYĆ.
Przwcież znałam odpowiedź.
To ich wina. To oni doprowadzili mnie do łez. Zabiję ich. Zabiję.
Do wszystkich łez zciekających mi po twarzy, do całego smutku, do pustego spojrzenia doszła jeszcze agresja i sczękanie zębami. Zacisnęłam palce na ramieniu Taemina. Ten, wyrwany z letargu, spojrzał na mnie zdziwiony.
- Cheyanne?
Nadal patrzyłam przed siebie, ale teraz już całkowicie przytomnym i agresywnym wzrokiem. Zgrzytając zębami, podniosłam wzrok przed siebie i spojrzałam w lustro.
Miałam zaczerwienione oczy, ale już nie płakałam. Taemin stał obok mnie z nieszczęśliwą miną, widocznie niezadowolony, że wbijam mu paznokcie w ramię. Nataniel stał w drzwiach do kabiny, zdziwiony zaistniałą sytuacją. Przez chwilę trwaliśmy w takiej ciszy, nie mając odwagi jej przerwać.
Pierwszy poruszył się Nataniel. Podszedł do umywalki i umył ręce, jak na porządnego człowieka przystało, ale nie spuszczał z nas wzroku (którego Taemin starał się za wszelką cenę unikać). Najwidoczniej zauważył, że jestem czymś w rodzaju tykającej bomby. I w istocie, gdy tylko chłopak (trudno mi go w tej sytuacji nazwać nauczycielem, i był dość młody, więc nie nazwałabym go mężczyzną) wysuszył ręce, zaczęło się odliczanie.
00:03 *ti-dit*
00:02 *ti-dit*
00:01 *ti-dit*
00:00 *!!!!!*
Odwróciłam się gwałtownie w stronę Nataniela i złapałam go za rękaw, nie puszczając Taemina. Obu panów pociągnęłam przez drzwi na korytarz, niczym niesforne bachory, którymi zresztą właśnie byli w moich oczach. Jak można się było zachowywać tak... Tak... Tak... Ugh, tak niedojrzale?!
Byli zbyt zaskoczeni, żeby zaoponować, zresztą, nawet gdyby próbowali... Znajdowałam się właśnie w stanie silnych emocji, nikt nie mógł mnie powstrzymać. Zdecydowanym krokiem sunęłam przed siebie.
Moja twarz była wykrzywiona w grymasie bólu i złości. Nie wiedziałam, dlaczego z ich powodu targały mną tak silne emocje. Nie wiedziałam, dlaczego w ogóle się w to wtrącam, ale nie mogłam tego tak zostawić. Jedną z moich silniejszych cech było pragnienie godzenia skłóconych ludzi, naprawiania problemów, pomagania innym. Ze swoim charakterem rodzica opiekującego czułam się za tych idiotów odpowiedzialna i nie mogłam pozwolić, żeby się wzajemnie ranili.
Gdzie by ich tu...
- Cheyanne, co ty wyprawiasz? - spytał Nataniel.
- Miałam spytać Cię o to samo - warknęłam - gdy powiedziałeś Taeminowi, że nie możecie być razem.
Umilkł, zaskoczony. Nadal przedzieraliśmy się przez tłum ludzi, znosząc wszystkie obelgi, jakimi obdarzały nas potrącone osoby. Nie przejmowałam się, że zwracamy na siebie uwagę. Rozglądałam się za odpowiednim miejscem, żeby...
- Podsłuchiwałaś! - stwierdził oskarżycielsko.
- Tak; to znaczy; Zostawiliście uchylone drzwi.
- Gdzie nas prowadzisz? - spytał beznamiętnym głosem Taemin.
ON MÓWI! JUPIYAY!
- Nieważne.
- Już mijaliśmy tę rzeźbę. - zauważył Nataniel.
- Och, zamknij się. - burknęłam. Uniósł brwi.
- Jak odzywasz się do starszych od siebie?
- Przepraszam, poprawka: Proszę się zamknąć, "Panie Natanielu".
- Cheyanne - ostrzegł mnie matowym głosem Taemin.
- Czy wy niczego nie rozumiecie?! - krzyknęłam, nagle się zatrzymując. - To idiodyczne - zadecydowałam. - Uciekać przed samym sobą. Dlaczego to sobie robicie? - jęknęłam i znowu ruszyłam przed siebie. - W dzisiejszych czasach nie zabija się ludzi tylko dlatego, że są gejami!
- Proszę, przycisz się...
- NIE. Naprawdę, owszszem, nie każdy toleruje takie związki, ale większość ludzi nie ma nic przeciwko. Poza tym... mając tylko tą jedną osobę, nawet, jeśli wszyscy inni by się od was odwrócili, co to za różnica, skoro mielibyście siebie nawzajem? W sensie... czy ta druga połówka nie byłaby wystarczająca? Przecież podobno jest wszystkim.
Milczeli.
"Wszystkim". Wiedziałam, że nie można mieć wszystkiego. Ale taka osoba sprawiałaby, że zapominasz o tym, czego nie masz.
- Zazdroszczę wam. - przyznałam cicho.
Doszliśmy schodami na górę i weszliśmy w korytarz na prawo. Wzdłuż ścian ciągnęły się rzędy drzwi, z sufitu co metr zwieszały się małe, złote żyrandole, a na ziemi leżał rozwinięty ciemnoczerwony dywan w odcieniu królewskiego szkarłatu.
- Czego? Tego, że oboje jesteśmy nieszczęśliwie zakochani? Że nie możeby być razem, będąc tak blisko? - spytał z goryczą mój przyjaciel.
- Nie. Tego, że oboje macie kogoś, kto byłby w stanie oddać za was wszystko. To jest właśnie miłość. - szepnęłam. - W sumie to nie wiem, nie doświadczyłam nigdy czegoś takiego, nigdy nie byłam dla nikogo "wszystkim" i być może nie powinnam prawić wam kazań na ten temat, ale... - otworzyłam drzwi z numerem piętnaście i wepchnęłam ich do środka. Było tam pusto, inaczej zresztą byśmy się nie dostali, bo kluczyki były włożone w zamek od wewnątrz.
Był to mały pokoik z łóżkiem i stolikiem, prawdopodobnie służący właśnie zmęczonym gościom, którzy chcieli się już położyć spać, tudzież leczyć kaca (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że następnego ranka i mi przyjdzie męczyć się z tą przykrą dolegliwością), albo robić inne, niewysłowione rzeczy. Dyskretnie wyjęłam kluczyk z drzwi i narysowałam pewien symbol na stoliku (potem wyjaśnię, po co) podczas gdy oni podnosili się z podłogi.
- Dobra a teraz: po co nas tu przywlokłaś? - spytał ten starszy, ale ja już stałam z powrotem na korytarzu, zamykając za sobą drzwi i uśmiechając się do nich z lekka psychopatycznie. Szybko przekręciłam drzwi na klucz i zawiesiłam go na sznurku od mojego naszyjnika.
- Zwariowałaś?! - dobiegł mnie stłumiony głos ze środka. Cóż, może i miał rację, byłam szalona. Puknęłam w drzwi.
- A teraz, moi drodzy, może porozmawiacie ze sobą jak ludzie i zastanowicie się nad swoim zachowaniem? - zapytałam niepokojąco uprzejmym tonem.
***
Po przemyciu twarzy i ogarnięciu się jakoś przed lustrem w toalecie (teraz już damskiej), znowu poczułam względny spokój. Odetchnęłam głęboko pare razy i wyszłam z powrotem na salę. "Właśnie odebrałam sobie jedyne towarzystwo"- westchnęłam w myślach.
Z drugiej strony, powinnam bardziej otworzyć się na innych. Nie zamierzałam spędzić reszty nocy stojąc pod ścianą i obserwując świetnie bawiących się ludzi (albo niekoniecznie ludzi).
Podeszłam do stolika i nalałam sobie soku jabłkowego. Upiłam łyk i spojrzałam nieufnie na szklankę. Smakował jakoś dziwnie. Cóż, może to inny sok jabłkowy?
Sięgnęłam po ciastko i znudzonym ruchem obróciłam je pare razy w palcach. Troche okruszków posypało się na ziemię. Zatrzymałam ruch dłoni, obserwując, jak spadają.
To musiało wyglądać... hmm... dziwnie.
I w istocie, wyczułam na sobie czyjeś rozbawione spojrzenie. Odwróciłam się w stronę tej osoby z przepraszającym uśmiechem.

Ktoś? Kropciu, wiem, że miałam pisać z Jasmine, ale nie wolałabyś się skupić na pisaniu z Taeminem? To musi być trudne pisać tyloma postaciami c; . To znaczy wiesz, jak chcesz, to możesz odpisać na to, ale... No, jak chcesz XD.

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

-Proszę bardzo, możesz nawet udusić teraz-powiedziałem beznamiętnym tonem.-Broń sobie tego gno.ja ile tylko chcesz.
-Chris! Przestań wreszcie!-zawołała Nat.
-Nie? Mam siedzieć spokojnie i czytać jak zostały wykorzystane kolejne osoby? Hmm?
-Jak to wykorzystane?-Natalie kompletnie nie wiedziała o co chodzi.
-Ten cały świetny doktorek wykorzystuje pacjentów, w tym również Ciebie-mruknąłem.
Wstałem i zabrałem kilka chusteczek by wytrzeć ręce i nos i znów usiadłem na wcześniejszym miejscu.
-Co?! Jak to?!
-Takto. Robi zdjęcia pacjentom jak śpią i wstawia je do internetu. Ma za to niezłą kasę-syknąłem.- A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że te zdjęcia są na.gie.
Natalie zbladła i oparła się o ścianę. Niemalże w tym samym momencie wstałem i obejmując w pasie zaprowadziłem do łóżka by usiadła a nie broń Boże zemdlała.
-Skąd to wiesz?-spytała cicho opuszczając głowę.
-Z tego i owego, am się znajomych. Zaraz wracam, muszę ogarnąć Anę.-powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
Akurat kłóciła się z tym skur.wielem.
-COŚ TY POWIEDZIAŁ?!-wrzasnęła.-JAKIM CUDEM UWAŻASZ, ŻE POWINNIŚMY PRZESTAĆ SIĘ SPOTYKAĆ?!
-Takim, że już mnie nie interesujesz, żegnam-powiedział i wyszedł a moja siostra...rozpłakała się.
Objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie.
-W-wiesz co on mi powiedział?-chlipała.-Że niby to nie było to i że woli bardziej uległe kobiety.
Anastasie rozpłakała się się na dobre. W pewnym momencie wyrwała się ode mnie i pobiegła do swojego pokoju. Zapewne chce zostać sama. Ja wróciłem do siebie i usiadłem obok Natalie. Zamierzałem ją przytulić ale znów zaczęła lecieć mi krew z nosa. Niechętnie wstałem po chusteczki i próbowałem to choler.stwo zatamować.
Natalie? Nadal będziesz bronić Cameron'a?

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Chłopak wybiegł z domu jak oparzony, nie poszłam za nim tylko poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i owinęłam się kocykiem. Ana spytała czy chcę herbatę, ale grzecznie odmówiłam.
- Spokojnie, on już taki jest, ale nie wiem co on ma do Cameron’a. – powiedziała.
- To ich „męskie” – zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu – sprawy.
Pokręciła tylko głową. Poszła do swojego pokoju, nie wiedziałam co robiła więc sobie odpuściłam i dalej bezczynnie siedziałam na kanapie.
*
Minęły z dwie godziny i dochodziła już 10, do drzwi ktoś zapukał. Ana wyszła z pokoju i poszła otworzyć drzwi. Usłyszałam tupot butów i zamykane drzwi.
- Fajnie, że już jesteś. – powiedziała dziewczyna radosnym głosem.
- Mówiłem, że będę trochę przed dziesiątą. – odpowiedział już dobrze mi znany głos. To był Cameron.
Weszli do salonu.
- To jest… - nie skończyła bo mężczyzna jej przerwał.
- Natalie, wiem. – powiedział z lekkim uśmiechem. – Cześć.
- Hej. – odparłam cicho i mu pomachałam.
Chłopak się uśmiechnął i spojrzał na Ana, ale kątem oka mnie obserwował a uśmiech mu nie schodził z twarzy. To było niezręczne? No cóż. Westchnęłam cicho i siedziałam skulona na kanapie. Ana coś zaczęła do niego mówić – ale nawet ich nie słuchałam. Chciałam tylko aby Christopher już przyszedł, bo trochę mnie zaniepokoiło to, że tyle go nie ma. Cameron i Ana usiedli tuż obok mnie na kanapie i dalej rozmawiali na temat, eee na jakiś tam temat. Do momentu kiedy do domu ktoś wszedł trzaskając drzwiami. Od razu można było skapnąć się, kto to był – Christopher.
Wleciał do salonu jak oparzony. Zerwałam się z kapany zrzucając z siebie koc.
- Co tu robisz je.ba.ny chu.ju?! Kto Cię wpuścił?! Ana mówiłem Ci coś na ten temat! – był nieźle wkurzony.
- Hej, kolego spokojnie. – mówił Cameron spokojnym i wyluzowanym tonem głosu.
Wstał z kanapy i do niego podszedł.
- Kolego?! Od kiedy jesteśmy kolegami?! – wrzasnął.
Nic nie odpowiedział, ale Chris robił się coraz bardziej zdenerwowany.
- Uspokój się. – powiedział Cameron.
Wtedy chłopak nie wytrzymał i przyje.bał mu z całej siły w twarz. Spojrzałam na Chris’a, chciał się na niego rzucić. Jednak go złapałam i przytrzymałam.
- Nie warto… - powiedziałam.
- Jak nie warto?! Nie wiesz jaki z niego jest ch.uj! Co on robił! Nie wiesz tego! Ja wiem i temu su.kin.synowi nie odpuszczę! Nie zrobi tego nigdy więcej i mnie popamięta! – krzyczał.
Spojrzałam na niego. Westchnęłam ciężko. Wtedy podniósł się Cameron z podłogi, z nosa ciekła mu krew, ale miał to gdzieś. Christopher odsunął mnie do tyłu. No i zaczęli nawzajem okładać się pięściami.
W końcu Chris nie wytrzymał i przywalił mu z całej siły w brzuch z kolana i w czułe miejsce. Jego przeciwnik padł na podłogę i zaczął kaszleć krwią. Christopher chciał go dobić do końca, ale stanęłam przed nim i położyłam ręce na jego ramionach. Ana podbiegła do Cameron’a. A ja patrzyłam na Christopher’a, który ciągle patrzył na siostrę, która pomaga jego „wrogowi”.
- Odsuń się. – warknął.
- Nie, nie zrobisz mu nic więcej. Wystarczy, że tyle zrobiłeś. – powiedziałam.
Złapałam go za koszulkę i zaciągnęłam do jego pokoju. Usiadł na łóżku, miał rozciętą wargę, ręce od krwi i jeszcze krew mu z nosa leciała.
- Kiedyś Cię uduszę. – wycharczałam.
<Christopher?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

-Nie na Ciebie-powiedziałem i wyjąłem tosty z tostera.-I jestem wkur.wiony a nie zły.
Położyłem sobie śniadanie na talerzu a naczynie na stole. Usiadłem i zacząłem jeść tosty a Natalie patrzyła na mnie i nie wiedziała o co mi chodzi.
-Ale dlaczego?-spytała.
-Przez tego jeb.anego głąba-syknąłem.
Niby nie powinienem sie tak wyrażać ale no przepraszam, jestem u siebie a ten gnoj.ek wkurzył mnie do reszty.
-Jakiego głąba?-spytała moja siostra zaglądając do kuchni.
wyczucie czasu poziom mistrz po prostu.
-Silvan'a-powiedziałem i dokończyłem śniadanie.
Anastasie zaczęła się mi przyglądać. W końcu podeszła do mnie i dłonią uniosła moją twarz. Pokręciłem głową by mnie zostawiła ale ta nie odpuszczała.
-Pokaż mi się tu a nie. Nawet lodu do policzka sobie nie przyłożyłeś, chcesz aby ci tak spuchł jak trzy miesiące temu?-skarciła mnie.
Puściłem to mimo uszu. Ana poszła do zamrażalnika i wyjęła lód. Owinęła go w ręcznik papierowy i przyłożyła do bolącego jak chol.era policzka.
-Masz to trzymać-nakazała.
Nat patrzyła na mnie, odwróciłem wzrok.
-Zrobić Ci coś do jedzenia?-siostra spytała dziewczynę która pokiwała przecząco głową.
Zmieniłem rękę do trzymania lodu, a brunetka usiadła koło mnie przy stole.
-Będziecie siedzieć w domu czy nie?-spytała Ana.
-Jakoś nie za specjalnie-mruknąłem.-Bo co?
-Bo Cameron wpadnie tu koło 10-powiedziała radośnie.
Upuściłem lód który trzymałem przy policzku. Że co kur.wa?!
-Chris uspokój się do diaska-mruknęła moja siostra.-Ma prawo tu przejeżdżać.
-Nie, nie ma-syknąłem.
-Ale ja go zapraszam, a to również mój dom-odparła siostra.-Nic Ci do tego, że się spotykamy.
Wstałem od stołu i zdecydowanym krokiem poszedłem do siebie. Ten gościu nie wejdzie tu puki ja tu jestem, co to to nie! Usiadłem na łóżku lecz za chwilę wstałem i z impetem otwierając drzwi wyszedłem na zewnątrz. Pobiegłem w stronę drzew a tam przemieniłem się i szybko wzbiłem się w powietrze na tyle wysoko, by nie dało sie mnie dojrzeć.
Natalie?

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Spojrzałam na chłopaka, nic nie odpowiedziałam. Westchnęłam ciężko. Odwróciłam się i poszłam w stronę łóżka. Usiadłam na nim.
- Nat… - zaczął Chris podchodząc do mnie.
Usiadł tuż obok mnie. Odsunęłam się do tyłu. Chłopak na mnie popatrzył, nie wiedział co się dzieje, najwyraźniej był jeszcze nieco poddenerwowany przez swojego brata.
- Co jest? – spytał.
- Nic, nic. – odparłam.
Chłopak przesunął się do mnie. Chciałam wiedzieć co się tam wydarzyło, czemu tak się stało, ale się zamknęłam i w sumie lepiej. Wtuliłam się w jego pierś, objął mnie delikatnie i przyciągnął do siebie. Uśmiechnęłam się delikatnie, podniosłam głowę do góry. Położyłam rękę na jego policzku, delikatnie po nim przejechałam. Christopher szybko złapał mnie za rękę i ją zdjął ze swojego policzka, tym samym dał mi do zrozumienia, że nie chce tego. Westchnęłam cicho. Odsunęłam się od chłopaka.
- Możemy iść gdzieś? – spytałam.
- O tej godzinie? – spytał.
- Nie teraz… Po 22 – odparłam cicho.
Przytaknął twierdząco głową, podniosłam się na ręce i pocałowałam go w policzek, po czym opadłam na łóżko. Odwróciłam się do niego tyłem i odsunęłam nieco od niego. Jednak ten się zbliżył i nie chciał mnie puścić. Odwróciłam się do niego.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy? – spytałam.
Pokręcił przecząco głową. Ech… Jakoś „wyszłam” z jego uścisku i poszłam do kuchni. Zaczęłam szukać po szafkach płatki, ale niestety ich nie znalazłam. Usiadłam na podłodze, czego szybko pożałowałam. Położyłam rękę na szkle, które od razu wbiło mi się w rękę. Syknęłam z bólu, Chris to usłyszał – ten to ma dobry słuch.
Od razu przyszedł do kuchni i zapalił światło. Spojrzał na mnie. Dookoła leżało rozbite szkło. Czyżby Ana rano coś zbiła? Niestety, nie wiem. Chłopak podszedł i podniósł mnie z ziemi – co zrobił bez żadnego problemu – byłam lekka, pewnie przez ten cały pobyt w szpitalu. No cóż mówi się trudno i żyje dalej. Chłopak usadowił mnie na stole i sięgnął po apteczkę. Delikatnie wyjął szkło – bynajmniej się starał, polał wodą utlenioną i opatrzył mi rękę.
- Dziękuję. – szepnęłam.
Wyjęłam ku niemu ręce aby mnie przytulił, ale on to zignorował. Załamałam się nieco, więc zeskoczyłam ze stołu. Poszłam do pokoju, zakluczyłam drzwi i szybko się przebrałam – krótkie spodenki, bluzka do pępka, oczywiście wcześniej czystą bieliznę założyłam, a później jeszcze skarpetki. Wyszłam z pokoju, chłopak sprzątał szkło z podłogi, po czym wyrzucił do śmietnika. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców. Ręce złączyłam przy jego brzuchu.
- Nat… - burknął.
- No co? – spytałam.
Nic nie odpowiedział, tylko jakoś „odczepił” moje ręce i odwrócił się do mnie.
- Idę się ubrać. – powiedział wymijając mnie.
Czy on jest na mnie zły? Czy ja coś zrobiłam? No ejj… Ja chcę wiedzieć!
*
Minęło z 10 minut nim wrócił. Spojrzałam na niego. Nic nie powiedział, poszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie.
- Też chcesz? – spytał.
- Nie. – odparłam i poszłam do salonu.
- To nie. – warknął.
Do domu przyszła Ana. Spojrzała na mnie, a potem na swojego brata. Nic nie powiedziała i poszła do siebie. Ech… Wstałam i podeszłam do chłopaka.
- Jesteś na mnie zły? – spytałam.
<Christopher?>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Mój kochany blondwłosy braciszek chodził po salonie i strzelam, że czekał na mnie.
-No co chcesz?-spytałem a ten na mnie spojrzał.
-Pstro nie wiesz co-syknął.-Mój hajs a nie deb.ilu!!
-Kur.wa nie mam swojej kasy! Skąd niby miałbym ją mieć?
-Cały czas w domu siedzisz to być może mi rąbnąłeś!!-wydarł się Silvan.
Prychnąłem.
-A ty nie miałeś być czasem w pace?-zadrwiłem.
-Nie? Z resztą, co Cię to interesuje?!
Po chwili przywalił mi w twarz. Czyli tak się bawimy...Oddałem mu i po chwili nawzajem fundowaliśmy sobie manto. Albo mi się wydawało, albo był silniejszy niż zwykle...tylko jak? Nim byłem w stanie sobie odpowiedzieć brat przywalił mi na tyle mocno, że poleciałem na ścianę. Z impetem walnąłem plecami i głową w ścianę działową...chyba od mojego pokoju. Krzyknąłem z bólu który prawie mnie sparaliżował na tyle, że nie byłem w stanie się ruszyć. Nie dam się temu paca.nowi! Co to to nie! Mimo bólu powoli wstałem i zataczając się podszedłem do tego kre.tyna! Silvan nie ogarniał zepewne jak wstałem więc wykorzystałem chwilę i przypi.ernicz.yłem mu w twarz jak nigdy.
-Wyp.ier.dal.aj!!-wrzasnąłem i wskazałem mu drzwi.
Ten trzymając rękę przy nosie z której pociekła krew ruszył w kierunku drzwi i po chwili już go nie było. Poszedłem do łazienki by przemyć twarz. Miałem całe czerwone od krwi dłonie...Spojrzałem w lustro, spuchnięta śliwa pod okiem, rozwwalona warga i cieknąca krew z nosa. Ech bywało gorzej. Wziąłem jakieś chusteczki i przyłożyłem je do nosa, nie chcę przestraszyć Natalie. Ruszyłem ku drzwiom od pokoju i zapukałem.
-Nat, to ja. Już możesz otworzyć-powiedziałem.
Chwilę później usłyszałem zgrzyt przekręcanego klucza i naciśnięcie klamki. Drzwi sie otworzyły i zobaczyłem przestraszoną dziewczynę.
-Chris-wykrztusiła widząc mnie.
Dłonią chciała dotknąć mojego policzka ale odwróciłem głowę.
-Wybacz, że musiałaś wszystko słyszeć-powiedziałem spuszczając głowę.
Natalie? Bałaś się? ;-;

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Obudziłam się, no i pierwsze co zauważyłam? Obok łóżka siedział Chris, zasnął na siedząco. Zaśmiałam się w duchu i odkryłam się. Chłopak zaczął się powoli przebudzać. Otworzył zaspane oczy, przetarł dłońmi i zamrugał kilkakrotnie. Popatrzył na mnie, posłałam mu ciepły uśmiech.
- Cześć. - powiedziałam.
- Hej. - odparł zaspanym głosem.
Chłopak dźwignął się z podłogi i usiadł na skraju łóżka. Zbliżyłam się do niego.
- Nie zmarzłeś? - spytałam.
- Nie. - odparł z uśmiechem na ustach.
Spojrzałam na jego plecy, wczoraj też coś tam widziałam, ale to były jakieś zarysy. A dzisiaj - widzę dokładnie to co ma na plecach. Dwa wielkie skrzydła. Uśmiechnęłam się lekko. Położyłam dłoń na jego plecach i przyjechałam po rysach lewego skrzydła. Chłopaka przeszedł dreszcz. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej. Chris odwrócił się w moją stronę. Teraz dokładnie widziałam - dobrze zbudowany, nie był ani za gruby ani za chudy, ale bardziej wyglądał na chudego. A jego oczy... Jego twarz to już całkiem co innego. Brak słów. Poczułam kolejne wypieki na policzkach. Złapałam za koniec kołdry i przyciągnęłam do siebie. Jednak Chris szybko złapał za kołdrę.
- Jeju oddaj mi! - burknęłam.
Popatrzył na mnie z tym swoim uśmieszkiem. No i oczywiście pokręcił głową, że nie odda. Więc zostało mi tylko spuszczenie głowy i zasłonięcie twarzy. Tak też zrobiłam, ale Christopher od razu musiał zareagować. Delikatnie złapał mój podbródek i podniósł mu górze. Zabrał z twarzy moje dłonie, jego dotyk tak działał, że nawet się nie sprzeciwiałam.
- Rumieńce to nic strasznego. - powiedział delikatnie odgarniając moje włosy na bok.
Nie wiedziałam co mam zrobić, czy siedzieć i się tępo na niego patrzeć, czy jednak coś zrobić? Jednak nie mogłam już dłużej zwlekać. Albo teraz albo nigdy. Przybliżyłam się do niego. Jednak kiedy chciałam już coś zrobić, to zrezygnowałam. Odsunęłam się od niego i cicho westchnęłam. Spuściłam głowę na doł, tym samym włosy opadły na moją twarz. Chris ponownie złapał delikatnie mój podbródek i przyciągnął w swoją stronę. Kiedy podniosłam głowę do góry delikatnie zderzyliśmy się czołami. Zaśmiałam się krótko. Chłopak na mnie spojrzał i posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam gest, a po chwili nie wiem jakim sposobem, ale nasze usta się złączyły w długim namiętnym pocałunku. Jednak kiedy się zorientowałam odsunęłam się natychmiast, tym samym rozłączając nasze usta. Chris na mnie spojrzał.
- Przepraszam, nie powinnam była... - wyszeptałam odwracając się do niego plecami.
Chłopak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nos przyłożył do mojej szyi.
- Nie przepraszaj. - odparł.
Odwróciłam się do niego, chłopak miał ręce na moich plecach. Odchylił się troszkę do tyłu. W sumie to się zastanawiałam jak to jest. Skoro od jakiegoś czasu zaczęło się coś między nami dziać - tak mi się zdawało, nie wiem jak z nim.
Spojrzałam na niego, położyłam ręce na jego szyi. Nie wiedziałam czy ktoś był teraz w domu. Czułam się niezręcznie jakby ktoś nas cały czas obserwował.
- Chris kto to jest? - spytałam.
Chłopak się odwrócił. Zobaczył tego chłopaka i się spiął. Puścił mnie i wstał z łóżka. Także wstałam, ale on od razu mnie usadowił.
- Nigdzie nie idziesz cokolwiek by się stało zostajesz w tym pokoju. Kiedy wyjdę masz się zakluczyć, jasne? - spytał.
- T-tak... - odparłam cicho.
Chris pocałował mnie w czoło. Powiedział, że mu to długo nie zajmie, mam taką nadzieję... Chłopak wyszedł z pokoju a ja od razu zakluczyłam za nim drzwi i wróciłam na łóżko...
(Christopher? Braciszek wraca? będzie ciekawie xd)

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Marshalla

Stanąłem przed lustrem. Poprawiłem, jak zwykle rozczochraną grzywkę i przyjrzałem się dokładnie mojemu odzieniu. Biała koszula, czarna marynarka, atramentowe spodnie i muszka, w dodatku szczerosrebrny szwajcarski zegarek oraz włoskie buty, które wczoraj wypolerowałem. Wyglądałbym niczym prawdziwy szlachcic z tytułem hrabi, gdyby nie moje sterczące włosy, ale nie miałem zamiaru ich nażelować ani zaczesać do tyłu, ponieważ był to prawdziwy artystyczny nieład, tak przynajmniej ja to widziałem.
http://bi.gazeta.pl/im/4/11616/z11616944Q,Garnitur-slubny-z-kolekcji-Digel.jpg
Uśmiechnąłem się do siebie, po czym złapałem kosę. Czarodziejskim ruchem ręki sprawiłem, iż ostrze zmniejszyło się do kilku centymetrów i mogłem spokojnie włożyć je do kieszeni. Pozorny zawsze ubecpieczony. Jakoś nie ufałem temu królowi. Moż ewyglądał na poważnego i odpowiedzialnego mężczyznę, ale coś w środku podpowiadało mi, że to fałszywy kobieciarz. I jeszcze ten jego syn, Erik? Tak? Nieraz gościa widziałem szwędającego się po mieście ze zgrają laluń. A w końcu po kimś musiał odziedziczyć te paskudne cechy, nieprawdaż?
Westchnąłem, po czym wyszedłem z domu, kierując się leniwym krokiem ku zamku, gdzie miał odbyć się "obowiązkowy bal" i prawdopodobnie sala tortur. Tego dnia głowa potwornie mnie bolała, a to taki mały tik, który napada mnie, gdy coś złego ma się zdarzyć.
- Po cholerę ja tam idę?! - kopnąłem kamień.
~*~
W sali balowej spotkałem Dakotę. Rozpoczęliśmy żywa dyskusję na temat wystroju zamku, kiedy podszedł do nas król. Gadaliśmy chwilę, po czym poszedł sobie. Poważnie, ten gostek bardzo mnie irytuje. Coś czuję, że będą same problemy.
<Nikomu raczej nie zlecam, aby mi odpisano, ale jeśli ktoś ma ochotę to prosz bardzo, jednakże uprzedzam, że poczeka sobie na odpisek tydzień, gdyż jestem nieobecna od poniedziałku.>

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Pochylałem się nad dziewczyną oparty łokciem o poduszkę. Uderzyłem ją w czoło...co ja do diaska wyrabiam? Wpatrując się w parę błękitnych oczu schyliłem się i pocałowałem dziewczynę w zapewne bolące czółko.
-Przepraszam, nie chciałem-powiedziałem cicho.
Nie ruszyłem się, tylko wciąż patrzyłem w aniołka na ziemi, słyszałem przyśpieszony oddech dziewczyny...i poczułem pewną satysfakcję.
-Rozpalę w kominku, zaraz wracam.-powiedziałem i wylazłem spod kołdry.
Szatynka jakby westchnęła, odetchnęła z ulgą albo była zawiedziona...oj maleńka daj mi jeszcze szansę, wszystko naprawię. Przez chwilę miała okazję zobaczyć mój tatuaż na całych plecach,z którego nie powiem byłem dumny.
http://tatuaze.us/upload/foto/0/14211525280_0.jpg
(w formularzu zepsuł się link i dlatego nimam zdj tego tatuażu jakby co)
Podszedłem do kominka i po otwarciu drzwiczek i włożeniu drewna które leżały wcześniej w koszyku, pstryknąłem palcami i ta dam! Płomyczek który stworzyłem zaczął tańczyć więc zamknąłem drzwiczki. Za chwilę powinno być ciepło. Wróciłem do Nat i przysiadłem na skraju kanapy. Dziewczyna miała naciągniętą kołdrę aż po sam nos. Czyżby znowu się zarumieniła? Zapewne tak. Miałem taką ochotę odkryć tę kołdrę i sprawdzić swoje podejrzenia, ale dam jej spokój. Tylko ten jeden raz!
-Zrobić Ci herbatki?-spytałem z uśmiechem.
Szatynka pokiwała głowa i uważnie obserwowała mnie błękitnymi oczyma. Ciekawe jaki ja mam teraz kolor...aż dziw, że Natalie tego nie zauważyła, chyba. Wstałem i udałem się do kuchni. Wstawiłem wodę i wyjąłem swój ulubiony kubek.
http://i01.i.aliimg.com/wsphoto/v0/32267275637_1/-font-b-Cute-b-font-expression-Cartoon-font-b-Design-b-font-font-b-Cups.jpg_220x220.jpg
Wrzuciłem torebkę z herbatą do środka i czekałem aż woda się zagotuje...No w końcu. Zalałem herbatę wrzątkiem a po wyjęciu torebki dolałem soku malinowego, mam nadzieję, że dziewczyna lubi taką "wersję" herbatki. Poszedłem do salonu z parującym kubkiem w reku. I jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłem Natalie otuloną kołdrą i siedzącą naprzeciw kominka. Zakradłem się do niej od tyłu i postawiłem kawałek dalej kubek na ziemi, tak w razie co. Usiadłem za dziewczyną i przysunąłem się do niej obejmując w pasie. Podskoczyła jak oparzona, ale kiedy odwróciła się i zobaczyła, że to ja uspokoiła się. Odwinęła trochę kołdry abym mógł się nią choć trochę okryć. Sięgnąłem po kubek i podałem szatynce.
-Pij póki cieplutka-powiedziałem uśmiechając się od ucha do ucha.
Dziewczyna chwyciła kubek w obie dłonie i upiła mały łyk by się zbytnio nie poparzyć.
-Nie sypiasz zbytnio, prawda?-spytałem.
Natalie pokiwała głową i dalej piła malinowy napój.
-Czemu?-spytałem ponownie.
Szatynka zesztywniała, czułem jak napina mięśnie.
-Hej, spokojnie, przepraszam, nie chciałem-szepnąłem jej na ucho.-To coś grubszego prawda?
Maleńka nieco się rozluźniła i niepewnie pokiwała głową dalej pijąc herbatę.
-Już o nic więcej nie będę pytał-obiecałem.
-A ja mogę Cię o coś spytać?-spytała cicho.
Pokiwałem głową.
-No słucham.
-Czemu tak się denerwujesz, gdy tylko zaczyna się temat dotyczący Cameron’a?
Poczułem jak się ze mnie gotuje...tylko nie ten pal.ant! Zacisnąłem ręce w pięści i starałem się nie wybuchnąć i nie wyrzucić z siebie wszystkiego, co mam do tego gościa! Ale nie...spokojnie, wdech i wydech, wdech...
-Chris, powiesz mi?-usłyszałem zmartwioną Natalie.
-Sprawa między facetami-powiedziałem zgryźliwie.
Pewnie mi nie uwierzyła, ale no trudno. Dopiła herbatę i postawiła kubek na podłodze.
-Jeśli chcesz możesz się o mnie oprzeć-powiedziałem już spokojniej.
Nawet nie liczyłem, że wykorzysta tę okazję więc, że tak powiem szczena mi opadła kiedy niemalże wtuliła się we mnie. W ciszy wpatrywaliśmy się w płomienia w kominku.
~~*~~
Było wpół do szóstej.
-Chcesz śniadanie?-spytałem dziewczyny, ale nie odpowiedziała mi.
Odgarnąłem jej włosy z twarzy i zauważyłem, że śpi. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyplątałem w kołdry. Wziąłem leciutką dziewczynę na ręce zawiniętą jak kociak w cieplutką kołdrę i zaniosłem do siebie do pokoju. Jeszcze nie oszalałem aby pozwolić komukolwiek w moim domu spać na podłodze. Porządnie opatuliłem Nat i wróciłem do salonu po kubek aby odstawić go do kuchni, wcześniej mi się zapomniało. Wróciłem z powrotem do pokoju, gdy zamykałem drzwi zobaczyłem, że dziewczyna otworzyła oczy. Niech to szlag! Nie chciałem jej budzić, pewnie ledwo zasnęła. Podszedłem powoli do łóżka i kucnąłem przy maleńkiej.
-Śpij, nie zwracaj na mnie uwagi-szepnąłem.
Natalie patrzyła na mnie zaspanymi oczyma i pokiwała głową. Pewien, że nic nie będzie pamiętać gdy się obudzi pochyliłem się nad nią i delikatnie pocałowałem ją w słodkie różane usteczka.
-Śpij jeszcze trochę-poprosiłem i osiadłem na ziemi.
Zaspana szatynka wymruczała coś niezrozumiale pod nosem, przekręciła się na drugi bok i odpłynęła w objęcia Morfeusza. Siedziałem tak jeszcze z pół godziny aby się upewnić, czy na pewno śpi. W między czasie słyszałem, jak Anastasie krząta się do domu aby za chwilę wyjść i przywieść zamówione firanki na drugi koniec miasta. Było chyba koło siódmej kiedy nie byłem w stanie powstrzymać opadających ze zmęczenia powiek. Albo mi sie wydawało, albo zasnąłem.
Natalie?

sobota, 27 czerwca 2015

Od Dylan'a cd. do Zach'a

Spojrzałem na niego, pff… Pocałowałem go delikatnie w usta.
- Jesteś głupi. – wymruczałem mu do ust.
- Wiem. – odparł w moje usta.
Kolejny pocałunek się pogłębiał i to z coraz większym natarciem. Chłopak położył rękę na moim kroczu i ścisnął. Syknąłem mu w usta, ale nie zaprzestałem go całować. Ręce oparłem o stojącą za mną szafkę i rozłączyłem nasze usta. Odchyliłem głowę do tyłu. Po chwili chłopak przestał, podniosłem głowę do góry i na niego spojrzałem pytającym wzrokiem. Wzruszył tylko pogardliwie ramionami. Prychnąłem i poszedłem do jego pokoju. Rzuciłem się na jego łóżko, owinąłem się kołdrą i schowałem głowę pod poduszkę.
- Dylan! – usłyszałem, wiedziałem, że się zdenerwował.
Zacząłem się śmiać, ale po chwili przestałem. Chłopak przybiegł do pokoju (słyszałem jego bieganie na bosaka, he he) i rzucił się na mnie. Usiadł sobie na moich plecach i zdjął mi poduszkę z głowy.
- Dzisiaj coś król organizuje, idziemy? – spytał. – W sumie to musimy, ale ok…
- Dobra, dobra. Pójdziemy. – przyznałem z niechęcią.
- Może jakąś du.pcie wyrwę, mrr… - zamruczał.
On mi to robi na złość?! Zasr.any du.pek. Pff… Podniosłem się i zsunął się z moich pleców.
*
Do wieczora nam minęło dość szybko. Byliśmy u mnie, ubrałem się w jakieś czyste rzeczy (wcześniej się myjąc), niestety moje mycie się było utrudnione, bo Zach co chwilę wchodził mi do łazienki i próbował wepchnąć się pod prysznic. Ugh… No, ale dałem radę? Dałem! He he… Pochodziliśmy po mieście, znaczy się ja chodziłem, Zach był takim leniem, że musiałem go nosić na plecach.
Poszliśmy wreszcie na tą imprezę. Jakiś Erik z nami zaczął gadać, przy jednym ze stolików, a po chwili podszedł król, jeszcze tego tutaj brakowało.
- Eriku synu, przedstawisz mi swoich znajomych ?
- Zach i Dylan, tato, coś jeszcze ?
- Nie. Przyjdź potem porozmawiać, żegnam panów.
I odszedł. Spojrzałem na nich i o mało nie wybuchłem śmiechem.
<Zach?>

sobota, 27 czerwca 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Spojrzałam na chłopaka, przytaknęłam twierdząco głową. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Wyszliśmy z domu, zeszliśmy po schodach i skierowaliśmy się do auta. Christopher mnie puścił i otworzył przede mną drzwi. Wsiadłam do auta, chłopak zamknął za mną drzwi i pobiegł do drzwi od strony kierowcy. Wsiadł i odpalił silnik.
*
Dojechaliśmy do jakieś placówki, było słychać muzykę już na zewnątrz. Wysiadłam z auta. Buty były dobre, na całe szczęście. Uśmiechnięta byłam cały czas, a uśmiech zejść z moich ust nie mógł. Chłopak wziął mnie pod ramię i weszliśmy do środka…
*
Pełno osób było, chyba całe miasto, według mnie. Razem z Christopher’em poszliśmy w najcichsze, o ile tak to można nazwać. Chłopak opowiadała mi wszystko co robił podczas tego wszystkiego, ale kiedy mówił coś na temat Cameron’a, od razu się spinał.
- Ej no spokojnie… - powiedziałam.
Chłopak na mnie spojrzał. Jednak nic nie powiedział, nadal był spięty. Podeszłam do niego bliżej i położyłam rękę na jego ramieniu. Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę. Spojrzał na mnie i nieco się odprężył, ale nadal był zdenerwowany. Odsunęłam się od niego na kilka centymetrów. Po chwili wziął oddech i zaczął coś opowiadać na temat dzisiejszego dnia, jak wyglądałam co mnie strasznie onieśmieliło. Poczułam wypieki na moich policzkach. I wtedy podszedł król.
- Przepraszam że przerwę, chciałbym poznać moich gości.
Chłopak się ukłonił a ja dygnęłam.
- Zdradźcie mi swoje imiona
- Ja jestem Christopher a to Natalie
- Miło mi was poznać, jak się bawicie ?
- Dobrze wasza wysokość – odpowiedziałam.
Uśmiechnął się i bez słowa zostawił nas samych. Spojrzałam na Christopher’a. Nieco się zestresowałam. Wtedy usłyszałam kawałek, który wręcz uwielbiałam. Piosenka była bardzo energiczna. Był to zespół Hollywood Undead, a kawałek – Dead Bite
https://www.youtube.com/watch?v=gpylHsdk824
Zaczęłam energicznie tupać nogą w rytm piosenki. Christopher to zobaczył i się uśmiechnął.
- Chcesz zatańczyć? – spytał.
Przytaknęłam głową. Wyrwał mnie do tańca.
https://33.media.tumblr.com/75d110f3cea377d56eedba0548baaee1/tumblr_inline_ngmpg0LcQF1s2i8oa.gif
Uśmiechnęłam się pod nosem.
*
Po całym wieczornych tańcach, wróciliśmy do domu. Nie piłam alkoholu, ani Chris. Jednak byłam strasznie wykończona i oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy i tak zasnęłam…
*
Obudziłam się w łóżku, pod kołdrą. Kolejny raz zasnęłam. Jakiś cud… Ale to było miłe, kiedy można było zasnąć i się odprężyć. Była dopiero 4 nad ranem. A wróciliśmy gdzieś o 1, więc trzy godziny snu mi starczyły. Wstałam z łóżka i skierowałam się do drzwi – oczywiście spałam w pokoju Christopher’a. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Wszyscy spali, a jedna buszowałam po nocach. Poszłam do salonu, chłopak spał pod kocykiem. Wróciłam do pokoju i zabrałam kołdrę po czym pobiegłam do salonu. Przykryłam go, zapaliłam lampkę, przysiadłam na rogu kanapy i przeczesałam dłonią po jego włosach. Chłopak cicho zamruczał i podniósł głowę do góry. No i się obudził, nie chciałam tego.
- Nat… - wymruczał zaspanym głosem.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Przepraszam, że Cię obudziłam. – wyszeptałam.
- Nic nie szkodzi… - widocznie zaczął się budzić.
Podniósł się na łokciach, przetarł dłońmi twarz. W sumie to było zimno, jak na taką godzinę i zaczęło mną trząść. On to najwidoczniej zauważył i podniósł koc z kołdrą ku górze.
- Połóż się. – powiedział delikatnym głosem.
Popatrzyłam na niego niepewnym wzrokiem.
- Spokojnie nic Ci nie zrobię. – uśmiechnął się odsunął do tyłu robiąc więcej miejsca.
Wepchnęłam się pod kołdrę i wtuliłam w chłopaka. Był taki gorący, pod względem ciała, że miał gorące ciało, o to chodziło. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej – był na samych bokserkach, ale mi to nie przeszkadzało.
- Jesteś zimna jak lód. – powiedział.
Nie zwróciłam na te słowa uwagi i wtuliłam się w niego. Chłopak niepewnie mnie objął, tak abym nie spadła z łóżka.
- Spałaś choć trochę?
Przytaknęłam twierdząco głową. Uśmiechnął się w moim kierunku, odwzajemniłam gest. No i… Przyszła jego siostra. Nie no w najlepszym momencie, ma dobre wyczucie czasu, naprawdę.
- O kogo ja tu widzę. – powiedziała radosnym głosem. Wydawało się, że zaraz by eksplodowała z radości.
- Ana daj spokój. – burknął Christopher.
Dziewczyna się zaśmiała i wróciła do swojego pokoju. Podniosłam głowę ku górze, ale to był błąd, bo uderzyłam w czoło chłopaka. Patrzyliśmy sobie w oczy…
<Christopher?>

sobota, 27 czerwca 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Nie powiem...zaskoczyła mnie tym całusem. Po chwili usiadła wygodnie w fotelu i patrzyła na mnie.
-Nie jestem zazdrosny-powiedziałem z przekąsem.
Czysta ironia proszę państwa! Tylko tutaj i teraz! No bo ja sie pytam, czy normalny lekarz tak się zachowuje? No chyba nie...Odpaliłem silnik i ruszyłem POWOLI do siebie do domu, mam małą niespodziankę dla dziewczyny...Ale weź tu jedz powoli gdy zwykle gansz jak głupi w wyścigach? Na przykład wczoraj? Na tym zakręcie mało nie dachowałem...
-Naprawdę nie masz o co zazdrosny-powiedziała Nat, po raz kolejny z resztą.
Chwyciłem mocniej kierownicę. Nie widziała wszystkiego, co robił ten typ..i lepiej aby się o tym nie dowiedziała. Muszę siedzieć cicho, dla jej własnego dobra.
-Ej...nie spinaj się tak-powiedziała szatynka kładąc dłoń na moim ramieniu.
Naprawdę wyglądam na aż tak spiętego? Gdyby była w mojej sytuacji i wiedziała, że ten "bardzo miły i uczciwy" lekarz robił jej zdjęcia przez sen pewnie zrobiłaby co innego niż ja. Ja nie chcę nakładać na nią więcej problemów, wystarczy, że nie wiadomo co do końca z jej zdrowiem.
-Chris, co jest?-spytała Natalie.
Sądząc po jej minie przez cały czas powstrzymywała się, by nie zadać mi tego pytania.
-Mam dla Ciebie niespodziankę, lecz nie wiem, czy ci się spodoba-skłamałem i uśmiechnąłem się lekko.
Wjechałem w końcu na podjazd przy garażu. No ok, nie tym sie zadręczam ale z niespodzianką to prawda. Tyle, że to nie jest do końca niespodzianka, to król zorganizował bal a, że dziewczyna o nim nie wie moge to sprytnie wykorzystać. Wysiadłem z samochodu i otworzyłem drzwi przed Nat, która nadal siedziała i zapewne analizowała co powiedziałem. Wybacz maleńka ale dziś nie będziesz mieć czasu na przemyślenia, chyba, że po obiedzie. Szatynka wysiadła z samochodu i spojrzała na mnie, jakby nie wiedziała o co mi chodzi.
-No chodź, bo obiad wystygnie-zaśmiałem się i pociągnąłem dziewczynę za rękę.
Wpadliśmy do domu, a mówiłem Anastasie by zamknęła za mną drzwi! Eh, no mniejsza...Od progu czuć było cudny zapach pomidorów i pieczonego mięska.
-Jestem!-zawołałem do siostry która błąkała się gdzieś po domu.
-To fajnie!-odpowiedziała mi tym samym.
Pewnie była u siebie w pracowni i chciała skończyć zamówienie już dziś.
Natalie rozglądała się i albo mi się wydawało, albo ciekła jej ślinka na cudny obiadek. Poszedłem do kuchni wciąż ciągnąc za sobą Natalie.
-Mam nadzieję, że lubisz lazanię-posłałem jej promienny uśmiech.
Cały obiadek jeszcze był w piekarniku, moja cwana siostra mniejszyła temperaturę. Gestem ręki zaprosiłem szatynkę do stołu i wyłączyłem piekarnik. Po wyjęciu bambusowej podstawki wyjąłem gorące naczynie. A potem szybko ręka pod wodę...
-Tyle razy Ci mówiłam, abyś zakładał rękawiczkę, albo chociaż jakąś ściereczkę brał-skarciła mnie siostra nakrywając od stołu. Ja skoczyłem na taras po bazylię i wróciłem gdy Ana nakładała już porcje.
-A tak w ogóle Natalie, to Ana, a ty siostrzyczko już o Nat słyszałaś.-powiedziałem po czym "tak bardzo artystiko" położyłem czyste listki bazylii na obiadku (xd).
-Podano do stołu!-zawołałem kładąc porcję przed moją drogą koleżanką, być może do czasu...
http://www.mojegotowanie.pl/var/self/storage/images/media/images/przepisy/miesa/lazania_po_bolonsku/3595030-1-pol-PL/lazania_po_bolonsku_popup_watermark.jpg
Po prostu palce lizać! wszyscy byliśmy tak skupieni na jedzeniu, że praktycznie się nie odzywaliśmy.
~~*~~
Po posiłku wszystko posprzątałem a Natalie i Anastasie siedziały przy stole i rozmawiały.
-Lubisz połączenie różu z czernią?-spytała moja siostrzyczka.
Uduszę ją...jak nic. Niech nawet nie zaczyna na razie tematu z tą kiecką, bo usmażę na grilu...
-Zależy jakiego różu-odezwała się Natalie.
-Dobra, to może czas wyjawić tę niespodziankę-powiedziała Ana a ja w myślach ciąłem ją na drobne kawałeczki.
-Czyli ty też coś kręcisz?-spytała Nat.
-No tak, dobra idż już się nią zajmij bo ci się kołtun wywinie-powiedziałem a Anastasie pociągnęła gościa za dobą do swojego pokoju.
Uparła się, że zrobi fryzurę i makijaż dla niej i jarała się tym cały ostatni tydzień. Eh, kobiety...Poszedłem pod pokój siostrzyczki i...no ok, przyznam się: troche podsłuchiwałem. Oczywiście Natalie nie wiedziała o co chodzi i zaczęła wypytywać o wszystko. Na początku moja siostra trzymała się dzielnie i nic nie gadała, jednak potem....wyszło na jaw, że gdzieś ją zabieram. W końcu abym nie wyszedł na totalnego cha.ma poszedłem ubrać się w mój ulubiony garniak. No co? Facet też ma ulubione ubrania. Potem siedziałem na łóżku i przeczesywałem dłonią włosy. Długo jeszcze będą się zbierać? A co jeśli Nit nie spodoba się sukienka? Albo co najgorsze, nie spodoba jej się to wszystko? Boże...chłopie ogarnij się. Za dużo myślenia i stresu sobie gwarantuję. A, i aby się nie okazało, że przywiozłem złe buty Natalie...miały byc czarne obcasy, no to wziąłem, chyba szpilki. usłyszałem krzątaninę na korytarzu, chyli już się ogarnęły. Anastasie nie jedzie na bal, jest zajęta więc no...Wstałem i gdy tylko wyszedłem zobaczyłem Natalie w ślicznej fryzurce, butach co do których nie jestem pewien czy się nadają i sukience którą skromnie przyznam sam wybrałem . A rozmiar to już inna sprawa...
-I jak?-spytała moja siostra.
Patrzyłem na szatynkę i szczena mi opadła...przecież to anioł a nie czlowiek!
http://www.fryzury-wieczorowe.pl/Images%204/fryzury-wieczorowe-albo-fraza-fryzura-wieczorowa-49.jpg
http://img.zszywka.pl/1/0207/w_7323/moda-damska/mini-sukienka-dol-rozszerzany-ku-do.jpg
Natalie zarumieniła się aż od mojego wzorku, wybacz małeńka ale makijarz wszystkiego nie ukryje.
-To może już będziecie jechać? Jeszcze was nie wpuszczą-zaśmiała się Ana.
-To jedziemy?-spytałem dziewczyny podając ramię.
Natalie? W końcu cd xd

piątek, 26 czerwca 2015

Od Anastasie cd. do Alex'a

Boziu....ale boli mnie głowa...Ugh, co ja do jasnej ciasnej robiłam? Szkoda, że zbytnio nic nie pamiętam...dajcie mi jakieś tabletki! Błagam! Chwila....ale gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dokoła...nie, to na pewno nie mój pokój a tym bardziej mieszkanie...Usiadłam i miałam wrażenie, że dostaję młotem w głowę...Boli! Teraz mogłam mniej więcej określić gdzie się znajduję. Czemu Alex leży na podłodze?! Co?! Czy ja jestem u niego? Co do....Chwila...on nie śpi i sie na mnie jopi! zesztywniałam, nie byłam w stanie się ruszyć. Co ja tutaj robię? Co tutaj robi? I czemu leży na ziemi z kocem i poduszką....? Siedziałam tak zamyślona dopóki nie spostrzegłam, że chłopak siedzi przede mną i macha ręką przed oczami.
-Żyjesz?-spytał.
Pokiwałam głową i natychmiast tego pożałowałam, rozbolała mnie jeszcze bardziej. Oparłam sie o ścianę(czy te łóżko stoi przy ścianie? właściwie, nieważne xd) i dotknęłam chłodną dłonią czoła. Dobra, zebrałam się w sobie i pokazałam mu, czy może mi łaskawie wyjaśnić skąd się tu wzięłam i co się stało. Ale oczywiście mnie nie zorzumiał, podał mi tylko kartkę i długopis. No więc napisałam: "wyjaśnisz mi, co tu robię?".
Alex? Ty napisz o balu i wyjaśnij o co kaman xd

piątek, 26 czerwca 2015

Od Kanade cd. do Erika

Ruszliśmy z dziwnym facetem do frontowych drzwi, jednak zatrzymaliśmy sie przed nimi
-Odwieść panienkę?-spytał lokaj.
No cóż...wyglądam jak siedem nieszczęść i...o kurcze! nie oddałam kurki Erikowi! Eh....aby nie było, nie zatrzymam jej...
-Nie, dziękuję-odpowiedziałam w końcu.-A, mógłby pan oddać to Erikowi?
Podałam zdziwionemu gostkowi kurtkę i wyszłam. No to czas wracać do domu....ale mi zimno!
~~*~~
Kolejny dzień...i oczywiście bal. Po co on jest? Ugh....założyłam zwiewną sukienkę w kolorze pudrowego różu i białe koturny i torebkę w tym samym kolorze, niech nie myślą nie wiadomo czego. Erik jeszcze nie wysłał mi sms, gdzie ma byc ta sesja. Potrzebuję hajsu! Now!
~~*~~
Byłam już w zamku...tym samym co wczoraj...wtf? Prawie nie zauważyłam, gdy podszedł o do mnie król.
- Witam panią - Powiedział podchodząc do mnie.
- Wasza wysokość...
- Jak się zwiesz panienko ?
- Kanade wasza wysokość.
Potem odszedł a ja zostałam przy drinkach....po pojaku może jakoś to zniosę.
Erik? weż rozkręć tę imprę

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Dayki cd. do Natashy

Usiadłem bacznie obserwując dziewczynę, widziałem jak chowa nożyczki do kieszeni czy jej propozycja to wykastrowanie mnie? Mam nadzieje że nie. Popatrzyłem na nią. No ja bym wolał tą propozycje... taką trochę w sypialni...
-zostawisz mnie w spokoju jak Ci zapłacę i dam instrument? - pytała a ja wybuchnąłem śmiechem
- to pierwsze już zrobiłaś - mówiłem przez śmiech - ale pomyśl - dodałem już tylko z chorym uśmieszkiem - gdzie ja ten instrument będę trzymał?! jak ja mieszkam... można powiedzieć na ulicy - zaśmiałem się pod nosem i chyba to zdziwiło dziewczynę. - a co do pieniędzy... hmmm...jeżeli byś jeszcze dołożyła...może...może...ale nie jestem pewien i tak dużą sumę muszę przeznaczyć na leki... a jak zarazie... jesteś jedyna wśród zabawek. - mówiłem pod nosem , Natasha po moich słowach była chyba lekko przerażona,a to przerażenie chyba wzięło się od słowa leki... Ciekawe jak zareaguje że jestem chory psychicznie... ale to raczej już wie. Nie koniecznie wie że mnie jest więcej...
- a będąc tu u Ciebie mam co robić... i jak na razie jesteś jedyna osobą z którą rozmawiam...tak...y...? normalnie? No i oczywiście mam z Ciebie ubaw, jak wywalasz mnie za drzwi myśląc że nie wejdę. Raczej już chyba wiesz czego chce... Ale nigdy nie wiadomo czy Cię później nie zabiję, a to raczej jest pewne... Czemu...? bo tak jest zawsze... Ludzie proponując mi coś myślą że ich zostawię...tyle że to proponowani jest jak oni próbują przede mną sie ukryć...w szczególności w nocy... - chyba jeszcze nie dotarły do niej moje słowa mam więcej czasu... patrzyłem na nią a w szczególności na jej twarz która na razie nie wyrażała żadnej emocji... jednak... oczy... mówiły mi wszystko... - więc... prawie w każdym wypadku...negocjacja ze mną kończy się dla Ciebie śmiercią - powiedziałem i z kieszeni wyjąłem pistolet i z uśmiechem wycelowałem w nią. Chwile później opuściłem i schowałem ponownie do kieszeni
-powiedziałeś prawie - w końcu sie odezwała alleluja!!!
- bo prawie... ale nikomu się to nie udało - powiedziałem i wstałem zbliżyłem się do instrumentu usiadłem wygodnie i delikatnie otworzyłem klapę
https://www.youtube.com/watch?v=imeMFLt_eyk
urwałem utwór w połowie... nie wiem czemu... po prostu... znowu ten ból głowy. Nie chciałem... Już wystarczy. Popatrzyłem na dziewczynę siedziała...nadal na swoim miejscu. wstałem i zacząłem isć w stronę wyjścia
-nie myśl że nie wrócę... - powiedziałem i zniknąłem pojawiłem sie w hotelu wziąłem prysznic i w bokserkach położyłem się na łóżku, wziąłem jakieś leki.... prawdopodobnie miały mi pomóc... coś mi się wydaje że nie działają. Leżąc tak w końcu zasnąłem nad ranem około piątej... kto tak szybko wstaje?! usłyszałem pukanie... Ktoś ma do mnie przyjść a tu...y...? wszędzie ubrania...butelki śmieci...i... wysypisko.... Jeżeli ta osoba by do mnie zadzwoniła może bym posprzątał...może... ale w to akurat wątpię by kiedykolwiek chciało mi sie to wykonać, no...ale okej...Leżałem jeszcze chwile...czekając aż ta osoba sie zniecierpliwi i postanowi odejść a j wtedy łaskawie otworzę drzwi... plan genialny ciekawe czemu nie jestem prezydentem...? myślałem tak aż w końcu podszedłem do drzwi. Nie ważne że w bieliźnie...
Natasha??? może być bez sensu...jak zwykle ale nie chce mi sie tego czytać... chopin, mnie meczy XDD

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Nataniela cd. do Taemina

Nie puszczałem chłopaka. Nie miałem najmniejszego zamiaru tego robić. Nie teraz.
- Powiedz to
- Ale co ?
Nie wiedział o co chodzi.
- Powiedz że mnie kochasz
- Natanielu, j-ja nie .... mo..
- NO POWIEDZ ! Wiem że twoje uczucia co do mnie się nie zmieniły, a twoje słowa to potwierdzą, więc, proszę powiedz.
- K-kocham Cię - Powiedział a potem zalał się łzami. Wytarłem je zewnętrzną stroną dłoni.
- Nie płacz - Szepnąłem - Ja ciebie też kocham - Dodałem po czym przytuliłem chłopaka mocno do siebie.
- Taemin, nie możemy być razem, wiesz o tym prawda ? - Chłopak kiwną twierdząco głową, więc konntynuowałem - Dlatego zapomnij o tym co ci powiedziałem, co ty powiedziałeś, zapomnijmy o tym co tutaj się stało, proszę. Zapomnij o mnie. ZAPOMNIJ O NAS.
Oderwałem chłopaka od uścisku. Podszedłem w stronę drzwi, nacisnąłem na klamkę i opuściłem łazienkę. NO I W KOŃCU SIĘ NIE ZAŁATWIŁEM. Westchnałem. Trzeba tam wrócić.
Wszedłem spowrotem do łazienki, Taemin natychmiast na mnie spojrzał.
- Przyszedłem się załatwić, w końcu jesteśmy w toalecie nie ?
Taemin ? Bez pytań proszę

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Natashy cd. do Dayki

Spojrzałam na chłopaka złowrogo. CO ON SOBIE WYOBRAŻA ?! NIE JEST U SIEBIE W DOMU !
- Tylko spróbuj coś zrobić, a wydrapię ci oczy, przysięgam. - oznajmiłam po czym wziełam ostrożnie nożyczki w dłonie.
- Dobra, pasuje, wygrałaś ! - Powiedział po czym schylił się do mojego ucha - I nie myśl że to dlatego że się boję, nie będe bił chorej. - Szepnął mi do ucha.
Uśmiechnął się do mnie pedofilsko. Ech... coś czuję że nie będzie łatwo się go pozbyć z mojego życia. Będe musiała zawrzeć z nim jakąś umowę.
Schowałam nożyczki do kieszeni i odwzajeminiłam uśmiech szatana.
- Czego pragniesz panie ? - Spytałam ukłaniając się przed nim.
Już chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu.
- Daruj sobie, mam dla ciebie propozycję - Powiedziałam chłodnym tonem głosu.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco, pokazałam chłopakowi kanape i kazałam usiąść. Czas zawrzeć z nim umowę.
Dayka ?

czwartek, 25 czerwca 2015

Od Taemina

- Myślisz, że dobrze wyglądam? – spytałem dziewczyny pokazując się jej w czarnym garniturze, a ta energicznie kiwnęła głową. Nawet na mnie nie spojrzała…
- Tak, tak. Możemy już wyjść? Przez ciebie się spóźnimy – jęknęła. Siedziała przy toaletce i poprawiała swój makijaż. Na szczęście nie dawała na siebie dużo tej tapety. Chyba bym tego nie wytrzymał. Lubiłem, gdy wyglądała naturalnie, a nie, gdy wyglądałaby jak…. No właśnie, chyba nie musze mówić, bo sami już wiecie.
Bal. Niby nic takiego, a jednak przez ostatni miesiąc tylko to mieliśmy w swoich głowach. No, przynajmniej ja. Wszyscy na pewno teraz się pytacie: „Ale o co chodzi? Jaki bal?” A no taki, że nasz kochany król wymyślił sobie przyjęcie na zakończenie roku szkolnego. Widzicie? Jednak pamięta o swoich (niewolnikach) poddanych. I tak nas zaprosił.
Nataniela z pewnością tez.
...Nataniel… Ech, nie rozmawiałem z od kiedy… No, właśnie, od kiedy? Chyba od wejścia do tego autobusu, który miał nas zawieźć na obóz. No właśnie, miał, bo po pierwszych dwudziestu minutach pękła nam opona. W lesie. Bez zasięgu. I czym skończyła się nasza wycieczka? Musieliśmy wracać z buta do domu. Trzydzieści kilometrów. Z torbami. Jupijajey.
Ale wracając do Nataniela. Nie rozmawiam z nim, unikam jego spojrzenia. Boje się, że gdy tylko zamienię z nim kilka słów, cały świat stanie na głowę, a mnie uniknie tak zwany Happy End. Ale gdybym był z nim miałbym swój Happy End? W pewnym sensie tak, ale z drugiej? Słuchajcie: nie mógłbym się z nim hajtnąć, nawet gdybyśmy bardzo chcieli. Nie wyjechalibyśmy na jakiś miesiąc miodowy do Paryża czy do innej tak zwanej Nibylandii. Nie wprowadzilibyśmy się do zamku a’la pałac z Disneylandu, gdzie zamiast kąpać się w basenie pełnym wody, kąpalibyśmy się w basenie pełnym lemoniady z nutką haribo. Nie urodzę mu także pier.dyliard rozwrzeszczanych bachorów. Tak, tak, też nawet żałuję.
Już słyszę, jak pękają wszystkie wasze malutkie serduszka, a ostatnie nadzieje rozsypują się w proch. W tym serducho Cheyanne. Wybaczcie. Moje okrucieństwo nie zna granic. Ale cóż ja poradzę. Nie wszystkie historie kończą się „ i żyli długie i szczęśliwie”. Co, znowu źle? Nie tak, jakbyście chcieli..? Wybaczcie, ale takie właśnie są realia naszego życia. Cóż, jeśli zagłębicie się bardziej w tę historię, bez trudu znajdziecie i ten swój wymarzony happy end, dodatek do każdej historii tak się kończącej, bo przecież wszyscy żyją, mają się dobrze… No oprócz mnie, bo siniaki nadal nie zeszły. Są szczęśliwi i, jeśli na ich drodze nie stanie nagle jakaś góra lodowa jak w Titanicu, to będą żyć jeszcze długo w tej sielance. Nawet ja, największy nieszczęśnik tego świata, urwałem się od tego potwora, Parka. Choć blizny pozostaną na zawsze, ale to nawet lepiej. Są wystarczającymi dowodami na to, że cała moja trudna przeszłość wreszcie zaprowadziła mnie tutaj, do domu Cheyanne, w którym aktualnie mieszkałem. Co z tego, że musiałem osiągnąć ten cel w samotności? Przecież takie właśnie są realia życia. Polegaj tylko na swojej osobie, a nie zostaniesz dotknięty tym, co ludzie nazywają „rozpaczą”. Bo ludzie, których kochasz i na których ci zależy, ranią najbardziej, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Choć w tym przypadku ja sam siebie ranie, a nie oni mnie. Ale czy to jakaś większa różnica? Boli przecież tak samo. Albo to tylko kolejne moje puste urojenia, które widziałem tylko ja.
Ech, no dobra, nieważne jak chłodno i bezwzględnie chciałbym brzmieć w tym swoim małym podsumowaniu ostatnich kilku tygodni, nie mogę powiedzieć, że przez cały czas byłem sam. Przecież od osób takich jak Cheya nie da się uwolnić. I nawet w tej chwili widzicie dowody. Wychodzimy na bal. Ja i ona. Czy to nie można porównać do rzepy u psiego ogona? Dla mnie to dobry argument. Ale jeśli wam znowu coś nie pasuje… To nie wiem jak mam uszczęśliwić. Wybaczcie. Jak widać nawet wy, co czytacie o moim jakże ciekawym życiu, nie możecie mieć wszystkiego.
I tak, czy chcieliśmy czy nie, pojawiliśmy się na tym balu. Trzeba było przyznać, król sobie nie żałował. Mieli nawet dobry poncz. Tak, nie tknąłem alkoholu. Wolałem go unikać. Bo jak po hario tak mi odbija.. to co mogło się stać po kropelce wina? Cheyanne natomiast powiedziała, że nie będzie sobie żałować i poszła szukać jakiegoś małoprocentowego białego wina.
I tak, zostawiony przez dziewczynę, zostałem sam. No, dopóki nie przyszedł do mnie król, we własnej osobie. Pierwszy raz widziałem go na żywe oczy. Nie myślałem że miał takie… Długie włosy? Przypomniały mi się czasy, kiedy jeszcze miałem na głowie miedziany kucyk. Nie śmiejcie się, taka wtedy była moda.
- Jak się zwiesz ? – Zapytał mnie facet w koronie, tym samym wyrywając mnie z moich myśli.
- Taemin, wyborne przyjęcie – powiedziałem, robiąc łyk mojego napoju.
- A dziękuję Taeminie. Dobrze się bawisz ? – pytał dalej. Dlaczego czułem się jak na komendzie?
- Tak, lepiej być nie mogło – odrzekłem. Co tam, że dodałem trochę barw temu krótkiemu opisowi. Niech się człowiek cieszy.
- Przepraszam że spytam, jesteś tu sam czy przyszedłeś z jakąś młodą damą ? – czy tylko ja zauważyłem w jego oczach świecące ogniki?
- J-ja... jestem z moją przyjaciółką... – wyszeptałem zdziwiony jego zachowaniem. Boże, ale zrobiłem z siebie debila.
- Och, jak ma na imię ? – dopytał.
- Cheyanne – poinformowałem a król uśmiechnął się chytrze.
- Możesz już odejść, wiem wszystko – powiedział, a raczej rozkazał. Przez myśl przeszło mi tylko jedno słowo. Imbecyl. Jednak co miałem innego do roboty, niż odejście mu z jego drogi. Przecież to jego parkiet, nie? Chyba wy także byście tak zrobili, wiem to.
Tak zostałem sam, i tak opierałem się o jakąś ścianę, aż nie poczułem skurczu w dole brzucha. Tak jak zwykle, przesadziłem z tym ponczem. Gdy tylko Cheyanne znów zaszczyciła mnie swoją osobą podałem jej swój kieliszek, oznajmiając, że musze iść do WC, bo umrę. Ta jedynie zaśmiała się pod nosem i powiedziała, że zaczeka. Musiała, przecież to ja miałem klucz od naszego mieszkania…
I tak wchodząc do toalety i zrobią to, co miałem do zrobienia, wyszedłem z kabiny i podszedłem do umywalki umyć ręce. Gdy przejrzałem się jeszcze raz w lustrze i przyznając, że wyglądam nawet znośnie skierowałem się w stronę wyjścia. Gdy już miałem dotknąć klamkę ktoś zrobił to za mnie, jednak z drugiej strony. Drzwi się otworzyły a chwile potem przed moimi oczyma stał.. Nataniel. Poczułem jak zaczyna mi się robić słabo. Dlaczego, dlaczego musiałem go spotkać? Dlaczego właśnie teraz? Macie swój (nie) „Happy end” kochani. Właśnie tego chcieliście? Widać jak mnie lubicie…
- Hej – powiedział. Nic nie odpowiedziałem. – Taemin, coś się stało? – spytał.
- Nic się nie stało. Przepuść mnie – rozkazałem, ale ten ani drgnął. Nie patrzyłem mu w oczy… nie potrafiłem.
To za bardzo bolało.
- Przepuść mnie do cho.lery – powiedziałem po chwili. Poczułem na swoich ramionach czyjeś dłoni. Po chwili ktoś mnie przygwoździł do ściany, a jeśli mam być bardziej szczegółowy, to tym ktosiem był nikt inny jak Nataniel.
- Puść mnie – powiedziałem, jednak ten nadal mnie trzymał. Nawet nie próbowałem się wyrwać. Moje nogi jak z waty mi to nie umożliwiały.
- Widzę, że coś cię gnębi. Nie jestem ślepy – wyszeptał.
- Ty – odpowiedziałem tylko. – Ty jesteś tym, co mnie gnębi. Zapomniałeś o naszej rozmowie. Powiedziałem ci cos, co krylem przez długie tygodnie. Wszystko się skończyło, Natanielu. Nic już nie będzie jak dawniej. Wole zniknąć, nie być raniony, niż stać i patrzeć jaki jestem bezsilny i nic nie mogę zrobić. Az jakąś fra.nca wszystko zrujnuje. Wiec dlaczego musze w tym trwać i rozpaczać każdej nocy? – spytałem. – Pozwól mi odejść, nie chce tego czuć. Chce zapomnieć, ale gdy tylko cię widzę… Wszystko powraca. Wiec puść.
Nataniel? Tae nie wie co mówi :c
Cheyanne? Jak tam? XD
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X