Marshall zerknął z politowaniem do swojego notesu Shinigami. Na pierwszej stronie widniało nazwisko "Hanson". Odchrząknął, próbując ukryć śmiech. Obok pisało, że przewidywana jest śmierć przez wypicie trucizny.
- Jak można być tak lekkomyślnym?! - wybuchnął gromkim śmiechem. Nie mógł wytrzymać. Codziennie był świadkiem podobnych zgonów, jednakże za każdym razem go to śmieszyło. Za każdym razem czuł niepohamowaną chęć do drwin. Za każdym razem nic sobie nie robił z tylu ludzkich łez, pogrzebów, żałób oraz błagań bliskich zmarłych. Miał to wszystko gdzieś. Jak tak się zastanowić to Marceli był albo potwornym egoistą albo brakowało mu piątej klepki.
- Dobra, koniec tych ceregieli. Praca czeka - westchnął, wstając z ziemi. Oparł się o swoją kosę i nabrał powietrza w płuca.
- Zapowiada się ciekawy dzień, czyż nie, Boże? - zerknął na niebo. Było niezwykle czyste, co mogło oznaczać, iż Bóg był w dobrym humorze. Shinigami ruszył biegiem w stronę City of True, gdzie miał odebrać duszę Erika Hansona, lekkomyślnego głupca, który wypił truciznę. Po drodze uśmiechał się pod nosem. Kolejna dusza czekała na boga śmierci, który powita ją przy bramie kresu. Przyśpieszył i w niecałe dziesięć minut dobiegł do celu. Stanął pod drzwiami domu, w którym miało się wszystko odbyć. Spokojnie z iskrą w oczach przeniknął przez drzwi. Usiadł w kącie, przytulając się do rękojeści kosy. Ofiara właśnie piła truciznę, aż napój się skończył. Dusza zaczęła się dusić. Kasłała, kuląc się. Padła na podłogę. W oczach Hansona błyszczał strach. Marshall w tym momencie wstał. Wyciągnął swoją kosę ku mężczyźnie i uwolnił z jego serca film. Zaczął dokładnie w skupieniu przeglądać wszystkie urywki.
- Widać, że nie byłeś zbyt dobrym człowiekiem - westchnął głęboko Marceli. - Przykro mi. To koniec - wyciągnął swój notes, po czym postawił na pierwszej stronie, tuż przy zdjęciu Erika Hansona stempel z napisem "Completed". Lekko zawiedziony wyszedł z budynku. Skierował się w stronę najbliższej kafejki. Miał jeszcze trochę czasu, zanim kolejna dusza miała stracić życie. A konkretnie o 15.23. Marshallowi została jeszcze godzina. Po drodze wpadł na jakiegoś przechodnia.
- Ojć, przepraszam. Nie zauważyłem Cię - powiedział. Oparł się o wielką kosę, która zdecydowanie była przewyższała dzierżącego ją.
<Ktoś? ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz