Siedziałam na ławce pod drzewem przed szkołą, rozmyślając o dzisiejszym dniu. Przyznam to, byłam zmęczona. Na szczęście nie mogę czytać w myślach, bo odczuwanie tego całego kłębka emocji idąc szkolnym korytarzem było już i tak dość ciężkie. Mogłam ograniczyć ilość odbieranych uczuć do minimum, ale nigdy nie mogłam wyłączyć tego całkowicie.
Zresztą tu nie chodziło tylko o korytarz.
Chłopak, z którym siedziałam w ławce, sam wydawał się być jednym wielkim kłębkiem niepewnych emocji. Dźwięk jego uczuć wybijał się znacząco ponad inne i znacząco się od nich różnił. W przeciwieństwie do radosnego podniecenia nastolatek z dwóch pierwszych rzędów ławek pod oknem i znudzenia całej reszty klasy, On przedstawiał obraz człowieka zupełnie... zdruzgotanego. Przynajmniej z mojej perspektywy, bo po jego twarzy nie było tego widać. Chyba dobrze ukrywał emocje. Czyżby lata praktyki?
Kobieto, o czym Ty w ogóle myślisz? Dlaczego zawsze tak bardzo przejmujesz się innymi?
Powinnam przestać i zamknąć umysł na wszystkie bodźce z otoczenia. Czułam, że wnikam w coś, w co wcale nie chcę wnikać, ale...
Dlatego zrezygnowałam ze zjedzenia na stołówce i udałam się na dwór. Tu było przynajmniej cicho. I nikt nie mógł zauważyć Klika.
Tak, wzięłam ze sobą tę mysz do szkoły. I co z tego? Ci ludzie i tak są ślepi, a mi się nie będzie nudziło na lunchu, mając swojego stałego towarzysza przy sobie.
Siedzieliśmy więc pod drzewem, ja jedząc herbatniki i popijając je herbatą, a Klik słonecznik.
Zauważyłam, że ktoś idzie w naszą stronę. O, mój kolega z ławki. Klik wskoczył do otwartej kieszeni mojej torby, a ja podniosłam wzrok na chłopaka, który usiadł obok mnie pod drzewem. Zdałam sobie sprawę, że zachowałam się niegrzecznie, nie przywitawszy się z nim przez cały dzień. Ale on znał moje imię, ja znałam jego, więc jaki byłby sens przedstawiania się sobie teraz?
Milczał, ale mi to nie przeszkadzało. Spod przymkniętych powiek obserwowałam chodzącą po krawędzi ławki mrówkę.
- Ładne miejsce wybrałaś - usłyszałam. Uśmiechnął się lekko w moją stronę. Mogłam to wyczuć. – I jakie wrażenia po pierwszych trzech lekcjach w nowej szkole? – Zapytał.
- Dzięki. Lubię siedzieć pod drzewami. - wzruszyłam ramionami. - A wrażenia... w porządku. - mruknęłam. - Wiesz, w sumie to dopiero pierwszy dzień i... - zająknęłam się - No, na razie jest w porządku. - powtórzyłam. Nikt mi jeszcze nie dokuczył. A nawet się ktoś do mnie odezwał w miły sposób. Łał.
Mimowolnie odwzajemniłam uśmiech i wyciągnęłam w jego stronę pudełko z herbatnikami.
- Częstuj się - powiedziałam.
Chłopak wyciągnął rękę i wziął jednego herbatnika. Tymczasem Klik wysunął z zaciekawieniem głowę z torby, przypatrując się nam z zaciekawieniem.
"Też mnie to dziwi" - stwierdziłam w myślach, a wielkouchy schował się z powrotem.
Ale nie umknęło to uwadze Taemina.
- Czy to mysz? - spytał, patrząc na torbę. Kurczę, spostrzegawczy dzieciak (ja wiem, że my jesteśmy w tym samym wieku, ale to fajnie brzmi :P ).
- Mysz? Gdzie? - spytałam niewinnie, patrząc nerwowo w inną stronę.
- W twojej torbie - uśmiechnął się.
- Torbie, przecież ja... - umilkłam. Nie, nie umiem kłamać. - To Klik - wyznałam. - Nie chciałam go zostawiać samego... - poczułam, że się rumienię - a właściwie sama nie chciałam tu przychodzić sama. No, nie patrz tak na mnie - fuknęłam, odwracając się w drugą stronę. - Zrozumiałbyś, gdybyś miał taki paniczny lęk samotności.
To może zabrzmieć naprawdę zabawnie, ale Klik był jedyną osobą, która była przy mnie zawsze. Ale czasami czułam, że potrzebuję też ludzkiego towarzystwa. Rozmowy. Poklepania po ramieniu, czy coś. Mysz była inteligentna, ale nie mogła zaspokoić tych potrzeb.
- W tej szkole jest mnóstwo ludzi.
- Wśród ludzi też można czuć się samotnym - odpowiedziałam. Przez chwilę milczał, przyglądając mi się uważnie.
- Wiem.
Serio, wie? Może wie. W sumie wydawał się dobrym człowiekiem, będącym w stanie zrozumieć ból innych. I strasznie spostrzegawczym.
Moje przemyślenia przerwał dzwonek oznajmiający koniec przerwy. Spakowałam herbatniki do plecaka i zakręciłam termos z herbatą.
- Nie powiesz nikomu? - upewniłam się, chociaż było to w sumie niepotrzebne. Wiedziałam, że nikomu nie powie.
- W porządku.
- Co teraz mamy? - spytałam, podnosząc się z siedzenia i pakując to wszystko do torby (uważając, żeby nie zgnieść Małego Zwiadowcy).
- Polski. - odpowiedział dziwnym tonem. O, coś jest na rzeczy. Musiałam się powstrzymać przed przeczytaniem jego emocji. To było złe. Tak jakbym naruszała jego prywatność. Nikt by sobie tego nie życzył. A ja nie chciałam niszczyć faktu, że podszedł do mnie z własnej woli i zachowywał się przyjaźnie. W milczeniu więc ruszyłam za nim na lekcje (bo sama bym pewnie nie trafiła), przeżuwając resztę ciastka. I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Taemin nie był w pełni człowiekiem. Była w nim cząstka czegoś dziwnego. W sumie w tym mieście jest wiele takich osób, prawda? Tylko czemu wcześniej tego nie zauważyłam?
Cała 1c wlała się do klasy, z jazgotem siadając w ławkach. Opadłam na swoje miejsce obok Taemina i otworzyłam zeszyt, zapisując temat. Nasz nauczyciel, Nataniel High, przyglądał się chłopakowi dziwnym wzrokiem. Mimowolnie poczułam jakąś interesującą więź pomiędzy nimi. Oparłam głowę na dłoni, podpierając się łokciem o ławkę. Robi się ciekawie.
Taemin? Definitywnie wyszłam z wprawy :P . I przepraszam, że tak krótko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz