Wciąż jeszcze nie dowierzałam w to co mówił szatyn. Jakbym popadała w paranoje...Ej ej spokojnie. Jeszcze nie zwariowałam i jestem świadoma tego co widzę, słyszę i mówię. Nie jestem w stanie powiedzieć takiego samego wyznania Bette, co on mi, lecz moja podświadomość nie uważa go za kolegę/przyjaciela tylko za kogoś więcej...Demon wciąż nie wypuszczał mnie z objęć i aby nie skłamać muszę przyznać, że było to cudne uczucie. Przytuliłam się do niego i wtuliłam nosek w jego tors. Naprawdę wiele dla mnie znaczy...tylko jeszcze nie jestem w stanie tego dokładnie opisać.
-Która godzina?-spytałam demona.
Ten wzruszył ramionami. Zakładam, że jest ledwo koło siódmej. Poczułam burczenie w brzuchu. Kurcze blade...jak mi się nie chce wstać, opuszczać cieplutkich ramion Bette...po głoduję i później coś zjem. Za bardzo mi przytulnie...nie wstanę i tyle.
-Nie jesteś głodna?-spytał szatyn.
-Wcale-skłamałam i zaprzeczał temu mój żołądek.
Bette? Usnęľam przy tym trzy razy, sorki za błędy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz