czwartek, 7 maja 2015

Od Natalie

Dotarłam tutaj, gdzie mogę zacząć żyć od nowa... Mogę zapomnieć o tamtym dawnym życiu. 
Zaczynając od samego początku... Nazywam się Natalie Miller, mam 17 lat. Pochodziłam z małego miasteczka, o którym mało osób w tych dzisiejszych czasach rozmawia. Jak się nazywa to miasteczko? To zostanie moją małą, drobiazgową tajemnicą. 
Nie mam rodziny, miałam ją, ale jej już nie mam. Ojca nigdy nie poznałam, a matka kilka lat temu wyjechała bez żadnego uprzedzenia. Mieszkałam z dwoma starszymi braćmi, po jakimś czasie dowiedziałam się o ich tajemnicy, która pewnie trwała miesiące, a może i nawet i lata. Nie wiem tego... Hazard niszczy ludzi, on zabija wszystkich od środka, nie ma zmiłuj się. Musisz się z tym pogodzić. Najpierw tracisz pieniądze, ale to nie ma znaczenia, potem tracisz bliskich, masz to gdzieś. Tracisz najważniejszą osobę w całym twoim życiu, nie zwracasz na to uwagi. Jednak kiedy stracisz cały swój dobytek życia, orientujesz się co tak naprawdę straciłeś. 
Jednak to jest już nie ważne. To co się dzieje z moimi braćmi mnie nie obchodzi. Tamten rozdział z mojego życia już zamknęłam. Teraz zaczynam wszystko na nowo, tutaj w City of the true. 
~~
Władca tutejszego miasta, jest niezwykle uprzejmy. Mimo tego iż jest królem, traktuje wszystkich jak no nie wiem... Nadzwykle dobrze. Jednak pewnie ma swoje drugie oblicze... Małe mieszkanko na przedmieściach miasta, wydawało się dla mnie idealne... Jednak ono takie małe nie było jak myślałam. Ech... No, ale już tutaj mieszkać muszę, zapłacić zapłaciłam, więc teraz nje będę z tego rezygnowała. Weszłam do mieszkania, z dwiema wielkimi walizkami. Zamknęłam drzwi, zaniosłam walizki do swojej sypialni. Jedno wielkie łóżko, nowiutkie stało tuż przed oknem, obok wielka szafa, no to jest idealnie jak na razie...
~~
Po wypakowaniu się, przydałoby się odpocząć, czyż nie?
No więc właśnie. Rozejrzałam się po nowym domu, bynajmniej jakieś miałam własne oszczędności, jednakże trzeba będzie znaleźć sobie jakąś pracę. Salon był połączony dwoma stylami, nowoczesnym i tym "starym" stylem. Co dawało niezwykły klimat. 
No to teraz czas na miasto. Wzięłam głęboki wdech, zacisnęłam ręce w pięści, po czym powoli wypuszczałam powietrze z płuc, rozluźniałam powoli zaciśnięte dłonie. Obróciłam się na pięcie, położyłam rękę na klamkę, niepewnie ją nacisnęłam i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i je zakluczyłam. 
Ruszyłam w stronę schodów, tuż przed nimi się zatrzymałam. Spojrzałam na dół. Mieszkam na czwartym piętrze, ugh… Chciałam w pewnym momencie zawrócić, wbiec do mieszkania i nie wychodzić z niego już nigdy. 
Poczułam się jak mała bezbronna dziewczynka, która kiedy się czegoś przestraszy pobiegnie z płaczem do mamy, która jej powie, że tam nic nie ma, że nie ma się czego bać… 
Jednakże to było kiedyś, nie teraz. Już nigdy tej matczynej miłości nie odczuję, bo ja matki już nie mam. Nie mam nikogo. Jestem sama jak palec na tym świecie. Moi znajomi mieszkają gdzie indziej, wątpię aby ktokolwiek mnie zrozumiał…
Zaczęłam powoli schodzić po schodach, najpierw niepewnie i nieśmiało, bojąc się, że je skrzywdzę. Jednak zaraz, zaraz! Przecież schodów się nie skrzywdzi. Jednakże… No jest jak jest i nic tego nie zmieni. Z każdym krokiem szłam pewniej, aż dotarłam do parteru. Wyszłam z budynku i skierowałam się do… Nie wiem gdzie, gdzieś na miasto poszłam. 
Idąc alejami, które tu się znajdowały, dużo osób mnie obserwowało, a raczej mi się to zdawało. Ciągle szłam przed siebie. W końcu doszłam do jakiegoś sklepu, kupiłam coś do picia, kiedy wychodziłam wpadłam na kogoś. 
Odrzuciło mnie do tyłu, wpadłam na ścianę, uderzając karkiem w zimną ścianę. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na osobę, na którą wpadłam albo, która wpadła na mnie. Ugh… Już nie ogarniam. No nie ważne. 
- Przepraszam, zagapiłam się. – wymruczałam pod nosem. 
- Nic nie szkodzi. – odparł niski męski głos. 
Był to jakiś mężczyzna, od razu odwróciłam od niego wzrok. Nie wiem czemu, ale jakoś teraz nie mam nawet siły, ani ochoty patrzeć na mężczyzn… Mam do nich urazę, przez moich braci, którzy pokazali, że większość mężczyzn takich jest jak oni. Nie każdy, ale znaczna większość. 
Poczułam jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy. Mocno zacisnęłam powieki, nie chcąc aby łzy ukazały się światłu dziennemu. Nie wiedziałam czy obcy wciąż tutaj stoi. Więc odwróciłam głowę, uroniona łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłam. Wzięłam głęboki wdech, a po chwili go wypuściłam. Zwróciłam się z powrotem w stronę obcego. Uśmiechnęłam się leciutko, że ledwo dostrzec było można ten uśmiech. 
- Jeszcze raz przepraszam, że na Ciebie wpadłam. – powiedziałam speszona. 

<jakiś mężczyzna? Xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X