Marshall spojrzał zaskoczony na Jasmine. Błąkali się po tym lesie od kilku godzin, zaatakował ich rąbnięty psychopata, dziewczyna dostała jakichś halucynacji, zaczęła bredzić o śmierci, szatyn prawie wybuchł ze złości, a ona nagle oznajmia, że zna drogę powrotną. Czy to jest normalne?
- Serio?! I dopiero teraz o tym mówisz?! Do jasnej holendry, mogłaś tak od razu, a nie dopiero po tym całym zamieszaniu przychodzisz sobie i mówisz, że wiesz jak wrócić?! Poje*ało! - chłopak zaczął masować skronie. Patrzył zawiedziony w ziemię modląc się o obdarzenie go nadprzyrodzoną cierpliwością, która obecnie by się przydała. Zirytowany Marceli ruszył przed siebie mrucząc coś pod nosem. Brunetka natychmiast go dogoniła i wskazawszy drogę przed nimi przyśpieszyła kroku. Shinigami posłusznie szedł za przewodniczką. Cały czas bawił się kosą albo przeklinał pod nosem.
Ciemność dalej pokrywała rozłożyste korony drzew, chociaż księżyc starał się ze wszystkich sił przebić chmury. Próżna cisza owijała uszy nocnych wędrowców, tylko gdzieniegdzie zabrzmiało ciche pohukiwanie sowy albo koncert samotnego świerszcza. Wszystko zapadło w sen. Strumyki, zboża, drzewa, zwierzęta. To było straszne. Nieokreślona cisza i tylko czerń nocy. A wśród niej dwójka zagubionych bajarzy. Jeden przerażający, dzierżący potworna kosę z setkami przeciętymi duszami i jeden ciepły, piękny. Upodobany przez promienie nadziei. Kroczyła dumnie ścieżką, a tuż za nią przygnieciony śmiercią Marshall. Byli jak ogień i woda. Różnili się zarówno funkcją, rasą, mocami i charakterem. Ona podniszczona przez pogodę losu, a on chociaż poraniony z winy pasożytów życia pełen optymizmu oraz radości.
Wtem zza mroku wyłoniły się pierwsze światła, tuż za nimi kształty i domy. Byli w mieście.
Jasmine? XDDDDDd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz