Podniosłam zaspana głowę. On żartuje czy tak serio? Nim spytałam o to szatyna błysnęło się i zagrzmiało. Czyli już znam odpowiedz, eh...Pacnęłam twarzą w poduszkę. Czemu musi być burzaaaaa....Nie lubię burzy. Co prawda boję się jej sto razy bardziej niż Bette ale mniejsza z tym. Demon sączył piwo a ja zmuszałam się do ponownego zaśnięcia. Wyładowanie atmosferyczne w dzień jeszcze przeżyję, ale wolałam zostać tutaj z szatynem, tak w razie co. Kiba spał koło łóżka smacznie pochrapując. I on się nie boi...farciarz. Byłam już bardzo blisko zaśnięcia, odpłynięcia do krainy snów, fantazji i marzeń gdy piorun uderzył gdzieś bardzo niedaleko. Wrzasnęłam lub pisnęłam(sama nie wiem jaki to był dokładnie dźwięk) i w zawrotnym tępie rzuciłam się na Bette. Przylgnęłam do niego całym dość chudawym ciałkiem i dygotałam z przerażenia. Kiba obudził się i wskoczył na łóżko obok nas. Nadal tuliłam się do demona nie mogąc ruszyć się ani trochę. Szatyn patrzył na mnie zdziwiony. Przepraszam, ale cholernie się boję! Trwałam tak dobrych kilka minut.
Dopiero później zwlekłam się z kolegi i usiadłam obok.
-Przepraszam, ale tak strasznie się boję...
Nic nie odpowiedział tylko wciąż trawił moje słowa i zachowanie. Patrzyłam na niego i czekałam aż wszystko przetworzy.
-Czemu twoim zdaniem jestem tu potrzebna?-zadałam pytanie które nie dawało mi spokoju.
Bette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz