- P-przepraszam - spuścił głowę. Kobieta tylko zamruczała coś pod nosem. Wzięła szczątki wazonu od Marceliego.
- Co się stało już się nie odstanie - westchnęła smutno.
- Same problemy przez ciebie, kompletny bezużyteczny ciamajda - rzekła chłodno Jasmine. Skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej piorunując Marshalla wzrokiem.
- Nieprawda, wbrew pozorom jestem bardzo przydatny, bo kto Cię tu przyprowadził? Kto wziął na siebie tego psychopatę? Kto przywołał cię do porządku po tym głupim morderstwie? - warknął zniesmaczony pochopnymi wnioskami brunetki. Zdenerwowany wyszedł z salonu, poszedł śladami kobiety aż trafił do kuchni. Jeszcze raz przeprosił kłaniając się i gdy pani wyszła, zajął się naprawianiem artefaktu. Nie znalazł kleju, ani niczego w tym stylu, ale za to znał kilka sztuczek na wyrobienie domowego kleju. Zmieszał wodę z mąką i tak powstała lepka mieszanka. Połączył dwie części wazonu. Zaniósł je z powrotem do salonu. Jasmine oraz staruszka siedziały przy kominku rozmawiając. Marshall odstawił przedmiot na półkę i zasiadł w kącie zająwszy się czyszczeniem ostrza kosy. Kątem oka spostrzegł stare, zakurzone skrzypce. Podszedł do nich i spojrzał prosząco na kobietę. Ta uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Jestem bezużytecznym ciamajdą, tak? A czy ciamajda potrafi bezbłędnie zagrać na skrzypcach? - roześmiał się. Przyłożył smyczek do strun i zabrzmiały pierwsze nuty.
<Jasmine? No weź, Marceli gra Ci na skrzypcach. :v>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz