Spojrzałem na ten repertuar. W tej godzinie emitowali Kapitana Amerykę oraz Szybkich i Wściekłych.
- Co wolisz? To ty jesteś starszy, wiec wybieraj – powiedziałem, nie odrywając wzroku od tablicy. Modliłem się w myślach, abyśmy tylko my mieli taki pomysł, z tym kinem. Gdyby ktoś ze szkoły nas zobaczył. Nasz wychowawca długo by w naszym liceum nie pracował.
- Dobra, niech będzie Kapitan Ameryka – oznajmił i podeszliśmy do kasy. Na szczęście on zapłacił. Uf! Bo już się balem przez chwile, że te jego „Ty stawiasz”, było na serio. Jak było widać, lubił żartować.
A tak z innej beczki… Czemu do jasnej ciasnej spędzałem czas z MŁODYM, nowym NAUCZYCIELEM naszej szkoły?! Wytłumaczy mi to ktoś?! Chyba coś sobie zrobiłem podczas tego pożaru… Tak, na pewno. „Nie wiem, co robię, facet mnie omamił i tyle. Nie, stop! Nie omamił! Przecież CHYBA jestem świadom tego, co robię… Nie? Tae, znów gadasz sam do siebie. Chyba jutro pójdę do lekarza.”
- Idziemy? – zapytał Nataniel, tym samym powodując, że znów byłem nie tylko ciałem i duszą w tym kinie. „Chyba za często odpływam. Może jestem na coś poważnie chory? Ta, na niedoj.ebanie mózgowe”.
Czasem trzeba na siebie nakrzyczeć.
Gdy weszliśmy na sale kinową obejrzałem dokładnie każdą twarz. Zauważyłem, że Nataniel zrobił to samo. Na szczęście nie było nikogo z naszej szkoły. Odetchnąłem z ulgą. Jeden problem z głowy.
Usiedliśmy na miejscach, które były dla nas „zarezerwowane”. Za to nie lubię kin. Nie możesz siedzieć tam, gdzie chcesz. Jednak czasem trzeba znieść niektóre rzeczy, aby dostać co innego.
Po dwie i pół godzinie seans się skończył. Jeśli mam być szczery, pierwszy raz, od kiedy się urodziłem, byłem w kinie. Park ani razu mnie nie zabrał. Ciekawe jakby zareagował, jakby się o tym dowiedział. Pewnie pomyślałby, że ja i Nataniel…. Taka prawda, on wszędzie widzi tylko konkurencje. A ja nic takiego nie robię.
Ta, chodzenie z MŁODYM nauczycielem do kina to nic takiego. Przecież wszyscy to robią.
- Poczekaj na mnie chwile, zaraz wracam – powiedziałem, gdyż poczułem, że musze iść za potrzebą. Ten chyba się domyślił, bo tylko zaśmiał się pod nosem. Jak na nauczyciela zachowywał się czasami dosyć dziecinnie. Ciekawe ile miał lat… Dziewiętnaście? Że kogoś takiego nam dali do nauczania. Ale już wolałem takiego młodego, niż starego pryka.
Zrobiłem szybko to, co miałem zrobić i podszedłem umyć ręce wodą z umywalki. Gdy robiłem tę czynność nie patrzyłem się w lustro naprzeciw mnie. Jeden raz wystraszy, nie jestem pyszałkiem.
- Kogo my tu mamy… - usłyszałem za sobą jakiś ochrypły głos. Szybko podniosłem głowę i odwróciłem się w stronę tego dźwięku. Obok drzwi stał jakiś mężczyzna, miał może z trzydziestkę. - … Piesek Parka – dodał i uśmiechnął się chytrze. „Skąd on..?” Dopiero po chwili sobie go przypomniałem. Był jedynym nie do końca starym facetem, który trzymał się w gangu Parka. Był wtedy w tym klubie, kiedy Park mnie wszystkich przedstawiał.
Zrobiłem kilka kroków w tył, aż dotknąłem zimnej ściany po drugiej stronie łazienki. Spojrzałem na otwarte kabiny. Gdy chciałem się w jednej schować, ten zatarasował mi drogę (czy jak to się mówi X-D).
- Czego pan chce? – Spytałem, chociaż i tak znałem odpowiedź. Każdy z nich chciał tego samego. Mojego ciała. I nic więcej.
- Kto by pomyślał… Że Park każę swoim su.ką swobodnie chodzić po mieście… I jak widzę, uczęszczać do szkoły – spojrzał na mój mundurek i oblizał swoje wargi. Przełknąłem ślinę. – Ciekawe jak szybko się to zdejmuje. Może sprawdzę – powiedział i przywarł mnie do ściany. Chciałem go odepchnąć, ale złapał mnie za nadgarstki i podniósł moje ręce do góry, żebym nic nie mógł zrobić. Czułem jak krew odchodzi mi z dłoni. Wolną ręką podwinął mi koszule i zaczął nią wodzić po mojej klatce piersiowej (czemu do chol.ery nikogo nie ma w tym kiblu?! XDDD).
- Zostaw mnie! – krzyknąłem, ale od razu zostałem stłumiony przez pocałunek, który został mi „podarowany”.
- Zamknij się kur.wo – warknął mi i ugryzł moją szyje. Zawyłem z bólu. Tak się nie robi!
Chciałem go odtrącić, ale moje ciało zupełnie skamieniało.
Zauważyłem, że jego dłoń zjeżdża w dół mojego brzucha i powoli zaczął odpinać mi pasek.
- Nie chce tego! Zostaw! – ten tylko uderzył mnie w twarz i uderzyłem tyłem głowy w kafelki na ścianie.
Ten się zatrzymywał. Odpiął mi rozporek.
- Nie… - szepnąłem resztkami sił.
Mężczyzna nie zaprzestawał swojej wędrówki. Włożył dłoń w moje spodnie. Czułem jak powoli tracę godność…. Że ja….
- Nie rozumiesz słowa nie?!
Otworzyłem szeroko oczy i powoli przekręciłem głowę w kierunku skąd dochodził ten dziwnie znajomy głos. W wejściu stall nie kto inny, jak Nataniel.
- Co ty tu… - zaczął najstarszy z naszej trójki, jednak nie było mu dane dokończyć tego zdania, bo Nataniel w mgnieniu oka podbiegł do nas, oderwał tego starca ode mnie i niemal w tym samym momencie wymierzył mu prawego sierpowego, tak że mężczyzna zachwiał się i upadł nieprzytomny na posadzkę.
Osunąłem się zrozpaczony na ziemie. Nataniel to zauważył i spojrzał w moją stronę, przy tym jeszcze raz piorunując wzrokiem nieprzytomnego faceta.
- Taemin, nic ci nie jest? - podszedł do mnie, jednak zachował bezpieczny dystans, gdyż pewnie nie wiedział jak zareaguje po tej sytuacji. – Nie zdążył nic ci zrobić, prawda? – zapytał.
- On… on chciał… - Wyszeptałem i jak na złość łzy pojawiły się na moich policzkach. Jak ja nienawidziłem się przy kimś mazać.
- Spokojnie. Już wszystko dobrze. – Delikatnie położył mi dłoń na ramieniu i dopiero wtedy spojrzałem mu prosto w oczy. Patrzyłem na niego ze strachem z tego, co się przed chwilą stało, ale także ze wdzięcznością, za to, że stanął po mojej stronie i nie stał jak jakiś pieprz.ony słup.
- Wiem… – powiedziałem już głośniej. Chłopak pomógł mi wstać, a ja mimo barier, które nas dzieliły, przytuliłem się do niego. - … dziękuję – wyszeptałem i pozwoliłem sobie na leki uśmiech, którego chłopak nie widział, bo byłem wtulony w jego tors. Dlaczego go nie objąłem? Bo nie czułem moich rąk. I tyle.
Nataniel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz