Złapałam mężczyznę za rękę. No jak można się tak nad kimś znęcać?! Chwila chwila...BOŻE KOCHANY ŁAPIĘ MORDERCĘ ZA RĄCZKĘ! ALE JA JESTEM GŁUPIA! ZARAZ MNIE ZABIJE! Szybko puściłam jego nadgarstek a on spojrzał na mnie przerażającym uśmiechem... Szybko się od niego odsunęłam i zaczęłam uciekać. Biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, biegnij....Stwór bez problemu deptał mi po piętach. Ale się wpakowałam! Ledwo się tu pojawiłam i już kłopoty! Świetnie. Postanowiłam wbiec w główniejsza ulicę. Było tu....przerażająco pusto. Rosalie, przestań myśleć i biegnij ile tchu! Ile sił w nogach! Uciekałaś przed policją, sprzedawcą sklepu i wieloma innymi ludźmi więc zbierz się i leć jak ptak a nie! Zakasłałam i poczułam kolkę w boku...A niech to! Stwór śmiał się zapewne a myśl o tym jak może mnie zabić. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś kryjówki, mój sklepik niestety był na drugim końcu miasta. Wbiegłam w uliczkę na której miałam nadzieję będzie jakiś dom nie dom czy cokolwiek. Zajęta poszukiwaniami pisnęłam czując oddech na karku i złowieszcze pomruki. Nabrałam nowej energii i ruszyła prosto...na ścianę. ŚLEPY ZAUŁEK? SERIO? Rozpaczliwie zaczęłam walić w mur aby nagle jakimś cudem się rozwalił ale na nic. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, zbliżał się do mnie przemieniając w przeraźliwą bestię. Był na tyle blisko, że musiałam się skulić by czuś się troszkę bezpiecznie.
-Proszę, zostaw mnie w spokoju-wykrztusiłam roztrzęsiona.-Zrobię wszystko co zechcesz ale nie zabijaj mnie.
Bette? Cóż chcesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz