Spojrzałam na Gilberta. Patrzył na mnie z iskierką w oczach. Nieśmiało spuściłam wzrok, wzięłam cichy, ale bardzo głęboki oddech. Podniosłam znowu głowę ku górze, nie patrzyłam na niego, patrzyłam w sufit.
- To moje trafienie tutaj, jest całkiem przypadkowe. – zaczęłam poważnym głosem, patrząc kątem oka na niego czy aby na pewno mnie słucha. – Pewnego dnia, moja matka wyjechała z domu, zostawiając mnie i moich dwóch starszych braci. Bardzo szybko dowiedziałam się jacy naprawdę oni są. – ucięłam na moment aby wziąć wdech. – Byli uzależnieni, uzależnieni od hazardu. Cały majątek jaki mają tracili z dnia na dzień, aż w końcu środki do życia, które nam pozostawiła matka, przepadły na ich hazard… Nie mogłam tego wytrzymać i z własnym oszczędnościami, uciekłam z domu i tak trafiłam tutaj, do City of true, o którym niegdyś słyszałam. No i jakoś tak wyszło, że tu już mieszkam. – powiedziałam, kończąc swoją krótką opowiastkę z życia.
Chłopak niepewnie się uśmiechnął, nie wiedział co początkowo powiedzieć. No i nic nie powiedział, bo przyszła kelnerka. Postawiła nam dania na talerzach na stole. Uśmiechnęłam się w geście podziękowania. Gilbert podziękował i zabrał się za jedzenie swojego, chyba ulubionego dania.
- Smacznego. – powiedziałam niemalże szeptem.
Usłyszałam wzajemnie, kiedy przełknął pierwszy kąsek dania. Przytaknęłam głową, czując jak się nieco rumienię. Jest w sumie pierwszą osobą, którą tutaj poznałam.
*
Kiedy zjedliśmy nasze dania wyszliśmy z restauracji. Spojrzałam na zegarek, było dopiero wpół do ósmej. Myślałam, że jest późniejsza godzina. Najwidoczniej się pomyliłam. Wzruszyłam bezwładnie ramionami i spojrzałam na towarzysza.
- To może chodź, pokażę Ci ten rynek. – powiedział z lekkim, krzywym uśmieszkiem na ustach.
Przytaknęłam twierdząco głową i niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie, tuż zaraz dogonił mnie mężczyzna. Był wyższy ode mnie, przez co czułam się nieswojo, co dawało takie dziwne odczucie… Nie jestem nawet wstanie go określić. Westchnęłam bezradnie i spojrzałam na chodnik. Nie zauważając niczego co jest przede mną. W pewnym momencie poczułam jak ktoś mnie przyciąga do siebie, w swoje silne ramiona. A po chwili powoli mnie puszcza. Spojrzałam w bok i ominęliśmy w lampę, w którą pewnie bym uderzyła. Wzdrygnęłam się nieco i niepewnie odsunęłam od niego.
- Dziękuję. – powiedziałam, z wyrazem podziękowania.
Uśmiechnął się tylko i przytaknął głową, nieco się zakłopotał i dalej szliśmy w głuchej ciszy. Jednakże zagłuszało tą ciszę miauczenie kotów, jakieś inne stworzenia, które wyły czy coś w tym stylu, do księżyca. Samotne samce alfa pewnie. Na tą myśl od razu się uśmiechnęłam w duchu.
Doszliśmy do rynku, to co widziałam to było jak na obrazku. Myślałam, że to jest jakiś sen, ale nie. To była czysta prawda. Piękny krajobraz znajdował się tuż przede mną. Naprawdę, to wyglądało jak jakiś namalowany obrazek. Takie było moje wrażenie. Towarzysz stał tuż obok mnie i z uśmiechem na twarzy podziwiał to co się znajdowało na rynku. Miał rację co do tego miejsca. Główne miejsce handlu, a krajobraz jest wprost przepiękny. Wzięłam głęboki wdech nosem, świeże powietrze trafiło do płuc, po czym wypuściłam nosem. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, po czym skierowałam wzrok na osobę stojącą obok.
Wydawał się taki inny pod tym światłem księżyca. Podeszłam do niego bliżej.
- Chciałam Ci podziękować, za to że… - nie dokończyłam bo mi przerwał.
- Nie masz za co dziękować, to ja Ci dziękuję, że pozwoliłaś abym mógł Ci jakoś to niefortunne wpadnięcie na Ciebie przed sklepem, mógł Ci wynagrodzić w postaci ciastka i spaceru na rynek. – powiedział z jeszcze szerszym uśmiechem.
Przytaknęłam twierdząco głową. Zawróciliśmy i ruszyliśmy w stronę mojego domu…
*
Dotarliśmy pod stary budynek, w którym aktualnie mieszkałam. Oparłam się plecami o drzwi do budynku.
- Miło było Cię poznać. – powiedziałam.
- Nie spotkamy się już więcej? – spytał.
- Oczywiście, że się spotkamy, jeszcze kiedyś. Może to być nawet jutro, znowu z tym sklepem… Wtedy mógłbyś mnie oprowadzić po mieście, jeśli miałbyś ochotę, a jednocześnie czas. – odpowiedziałam.
Przytaknął twierdząco głową, pożegnałam się z Gilbertem i weszłam do klatki. Podeszłam do schodów. Spojrzałam w górę i wzięłam głęboki wdech. To teraz wejść na czwarte piętro. Weszłam na schody, powoli zaczęłam dążyć ku górze wyczekując aż dojdę na czwarte piętro…
Po jakimś czasie, około dziesięciu minut, doszłam na to piętro na którym znajdowało się moje mieszkanie. Podeszłam do drzwi, od-kluczyłam drzwi od mieszkania i weszłam do środka. Zdjęłam buty, kurtkę odwiesiłam na wieszak. Zamknęłam za sobą drzwi, zakluczyłam je i przeszłam do salonu. Usiadłam na kanapę. Rozejrzałam się dookoła. Tak cicho mi się tutaj wydaje, nawet za cicho. Spuściłam głowę na dół. Poczułam jak parę łez spłynęło po moim policzku przypominając mi o rodzinie, której już nawet nie mam… Straciłam wszystkich, zostałam całkowicie sama, nie mogę na nikogo liczyć, bo nie mam na kogo. Kolejne łzy spływały po moich policzkach, tysiące pytań dotyczące mojej matki i mojego ojca… Czemu matka tak wyjechała? Czemu nigdy nic nie mówiła o ojcu? Właśnie… Czemu?
Christopher?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz