Milczał. Jasmine też milczała. Nikt nie ważył się przerwać tej ciszy, jaka między nimi panowała. Nikt nie ważył się też od siebie odsunąć, drgnąć, ani uciec. Zupełnie jakby czas się zatrzymał albo zapomniał o tej dwójce.
(Muzyka dla nastroju xdddd)
Księżyc powoli wkradał się na brzoskwiniowe niebo usłane barwami zachodu słońca. Walczył o pierwszeństwo na sklepieniu. Niósł wielki, granatowy płaszcz z wyszytymi złotymi gwiazdami. Ciemność powoli okalała ulice. Usypiała radosne oczy ludzi. Niektórych z nich czekał nowy poranek, zaś inni już nigdy nie mieli uciec od rąk mroku. Świat zanikał w bezkresie nicości oplątany łańcuchami sprawiedliwości i jednocześnie kłamstwa. Tak jak o poranku utkał sobie nadzieję, tak teraz szył łzy. Powoli kołysanka biegła przez ulice. Nuciła pod oknami, lecz nie ważyła się dotknąć Shinigami oraz podstępnej ofiary kłamstwa.
- Jesteś naprawdę głupia, nie dość, że kłamiesz, mordujesz to jeszcze wyznajesz swoje słabości poddając się przy tym. Daleko tak nie zajdziesz. Nie dziwię się, że tak wcześnie los przypisał Ci koniec, jednak możesz go jeszcze zmienić. Od Ciebie zależy kiedy zaśniesz, a kiedy się narodzisz - rzekł cicho. Odsunął się od Jasmine, po czym wziął w dłoń kosę.
- Następnym razem zadzwoń, a nie zabijaj - uśmiechnął się i podał brunetce kartkę z numerem telefonu Marshalla. Zniknął w otchłani snu.
<Jasmine? Jak popadam w trans zaczynam pisać niczym Sienkiewicz ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz