Gwałtownie się obudziłem i niemal spadłem ze stołka. Zamrugałem zaspany lecz widząc przytomną Cas szybko się rozbudziłem.
-Ja? No jak widziałaś przyjemnie sobie drzemałem w drugim domu-odparłem z słabym uśmiechem na ustach.
Przysunąłem się bliżej dziewczyny i położyłem ostrożnie jej ręce na kołdrze. Za dobrze znałem to uczucie i wyobrażałem sobie jak musi to ją teraz boleć.
-Póki Ci tego wszystkiego nie wyciągną lepiej tego nie ruszaj-poleciłem.-Może się to skończyć naprawdę boleśnie.
Casandra nadal patrzyła na mnie jak na zjawę i zapewne chciałaby się mnie pozbyć. Wybacz ślicznotko ale ja jestem jak ratownik, nie odpuszczam puki wszystko nie jest okey.
-Lepiej się czujesz?-spytałem i przyjrzałem się pacjentce.
-Kiedy stąd wyjdę?-spytała mając nadzieję, że będzie mogła za chwilę wyskoczyć z tego budynku.
-Nieprędko-powiedziałem posyłając jej szeroki uśmiech.-I wybacz najmocniej ale ja tego dopilnuję.
Dziewczyna pokręciła głową i chciała pozbyć się jednej z rurek która ją irytowała, lecz ja reagując szybko chwyciłem jej dłoń i jej to uniemożliwiłem.
-Zostaw, ta rurka tu musi być-powiedziałem spokojnie i właśnie miałem puścić jej dłoń gdyby ktoś nie uderzył mnie podkładką w głowę.
-Ame! Nie podrywaj pacjentki!-zawołał mój ojciec śmiejąc się.
Odłożyłem dłoń koleżanki i spojrzałem spod byka na ojca który nie mógł powstrzymać śmiechu.
-Nie podrywam-mruknąłem z przekąsem.
-Bo ci synek uwierzę-prychnął. Spojrzał na buntowniczkę a potem na podkładkę.-Casandra Landkropf, zgadza się? Jestem prof. dr. Robert Hoover i chyba ja się na razie panią zajmę.
Wstałem i wsunąłem stołek pod stolik przy łóżku. Pewnie zaraz pobawią się w badania itp. Jak ja tego nie lubię...
-To może tak, z badań wynika, że miała pani wstrząs mózgu, na szczęście lekki i nic się nie stało.
Cas stała się jakby bledsza słysząc "wstrząs mózgu".
-Możliwe, że już jutro pójdzie pani do domu. Powiadomić kogoś z rodziny, że się tu pani znajduje?-powiedział formułkę którą częstował każdego.
Dziewczyna nieco zmieszana i nadal przerażona pokręciła przecząco głową.
-Niedługo jeszcze do pani zajrzę, na razie muszę iść do innych. Niech pani zbiera siły!-zawołał radośnie i opuścił salę.
Pokręciłem głową i spojrzałem na szatynkę. Była śmiertelnie blada. Dzięki tato?
-Spokojnie, nie jest tak źle jak przypuszczałem. To tylko delikatny uraz głowy. Wszystko jest w najlepszym porządku tylko musisz po prostu odpocząć-posłałem najszerszy uśmiech na jaki było mnie stać.-Przynieść Ci coś do jedzenia?
Casandra? Czegoż sobie życzysz? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz