piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matrhew'a

Przyjechał. On serio przyjechał. A ja głupia myślałam że mnie zabiją. No jasne że przyjechał, co się idiotko dziwisz, jako jedyny się o ciebie martwi.
- Czy mi się coś stało?! Lepiej spójrz na siebie! - przybrałam ton wkurzonej matki patrzącej na syna, który wrócił cały 'porozwalany' po głupich zabawach na podwórku. Tak to jest jak wychowuje się 7-mioro własnego rodzeństwa. Oby tylko jeszcze ich matka nie sprzedała.
- Czy chcesz jechać do szpitala i dostać tysiąc rurek i igieł wbitych w ciało? - wyszczerzyłam się.
Nie lubił tego dokładnie tak jak ja.
- Nie pani doktor.
Wstałam i poszłam po apteczke mówiąc ciche:
- Dziękuję.
Gdzie ona może być? W szafie nie ma.
Ciemno wszędzie głucho wszędzie co to będzie co to będzie.
Dziady mi się przypomniały właśnie w tej sytuacji, dzięki mózg, zamiast skupić się na apteczce to ja se jakieś obrzędy przypominam. Ekstra.
Jest!
Wróciłam do mojego pokoju gdzie jeszcze przed godziną miałam umierać.
Przyłożyłam mu lód do obitego policzka.
- Zimne - mruknął.
- Ciężko o ciepły lód - zaśmiałam  się - Będziesz miał guza.
- Warto było.
Te słowa uderzyły we mnie jak piorun, zalewając jakimś dziwnym nieznanym dotąd ciepłem, co to?
~*~
Chwile albo długą chwile później.
- Boisz się pająków?! - zapytał Matthew.
Niecierpliwie patrzyłam na wielkiego pająka, który tkwił na stole.
Milczące pertraktacje trwały.
- Pozwól że to załatwię.
- Nie, bo go zabijesz.
- I co z tego?
- Będzie martwy.
- I....?
- Pomyśl, u pająków panuje matriarchat. Jej małe będą czekać aż matka nie wróci!
- To jest ona?
- Owszem, ma na imię Mel i lubi mnie denerwować swoją obecnością.
- To co teraz zrobimy?
- Poczekamy aż sobie pójdzie!
Jeżeli chodzi o zwierzęta nigdy nie skrzywdze nawet muchy. Zwierzęta.. Właśnie. A gdzie jest Fidiasz?
Zgubiłam 'ptaka' XD ;-; Matthew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X