środa, 23 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Powędrowałam wzrokiem po szpitalnym pokoju. Banshee nie jedzą za dużo.. To prawda, że jak mu powiem kim jestem, to ucieknie i mnie zostawi, nie?
- Nie jestem głodna.
Matthew najwidoczniej tak przejmował się moim stanem jak jeszcze nikt, a jego ojciec jest równie sympatyczny co on, oczywiście do czasu poznania mojej durnej natury.
Kto chce utrzymywać kontakt z potworem?
- Powinieneś pójść odpocząć - pierwszy raz od paru lat się szczerze uśmiechnęłam.
Dzień przybrał tonację białoszarą. Jeden z moich ostatnich dni tutaj, powinnam się wyprowadzić.
Chłopak wyszedł na chwile, najwidoczniej zawołał go tato.
To moja szansa.
Zaczęłam zdejmować rurki. Wstałam. Ciężko oparłam się o blat. Wyszłam z pokoju. Chwiałam się jak mleczny ząb, który można wyrwać jednym ruchem. Zauważyłam obróconego do tyłu Matthew'a rozmawiającego z tatem, nerwowo skręciłam do łazienki.
Zmusiłam się, żeby oddychać powoli i głęboko. Polubiłam go. Cho.lera. Polubiłam.
Podeszłam do umywalki, na której walały się strzępy mokrych papierowych ręczników i spojrzałam przed siebie.
Kobieta w lustrze uśmiechała się. Ale to nie byłam ja.
Znowu widziałam swoją matkę.
Mam omamy.
Wtem odbicie złowrogo zafalowało. Pomieszczenie przechyliło się i omal nie upadłam. Przygryzłam wargi i mocno oparłam się o blat. Kiedy znów spojrzałam w lustro, jak zwykle patrzyłam na siebie.
Roztrzęsiona wyszłam z łazienki i ruszyłam przed siebie.
Buntowniczka ;-; Matthew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X