-Hej! Czekaj!-zawołałem za dziewczyną i puściłem się biegiem.
Miałem wrażenie, że nowo poznana rozpłynie się zaraz w powietrzu, lecz udało mi się ją dogonić. Spojrzała tylko na mnie niepewnie i chciała iść dalej ale złapałem ją za dłoń.
-Krwawisz-powiedziałem.
Źrenice dziewczyny rozszerzyły się momentalnie, jakby nie wiedziała co do niej mówię.
-Trzeba to opatrzyć-skwitowałem przyglądając się skroni Casandry.
Jednak ta wyrwała się z mojego uścisku i pobiegła ulicą dalej. Westchnąwszy ruszyłem ponownie za nią. Kręciła się po bocznych uliczkach licząc, że mnie zgubi. Co to to nie. Widziałem jak strużka krwi spływa jej po twarzy i powoli jakby słabła. Musiała porządnie gruchnąć o ziemię. Po dobrych kilku minutach Cas była już tak słaba że oparła się o budynek przestając się przejmować czy ją dogonię czy nie. Podszedłem spokojnie do nowo poznanej i pomogłem jej usiąść na ziemi tak, by się nie przewróciła. Gdy kucnąłem przy niej spojrzała na mnie pół przytomnie i cofnęła się do tyłu. Westchnąłem i wyciągnąłem chusteczkę z kieszeni. Casandra szybko mi ją zabrała i przyłożyła do rany na czole.
-Czemu nie chcesz sobie pomóc?-spytałem spokojnie.
Mogła być nieśmiała, wstydliwa, zagubiona ale przede wszystkim powinna pamiętać o swoim bezpieczeństwie i zdrowiu. Nie powinna tego lekceważyć. Patrząc tak na siedzącą postać doszedłem do wniosku, że jest ode mnie o wiele młodsza. Ma jeszcze całe życie przed sobą ale woli biegać po ulicach i zgubić kogoś, kto chciał jej pomóc.
-Dobrze się czujesz?-spytałem troskliwie.
Casandra?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz