piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Spojrzałam na drzewo po czym ruszyłam pędem w jego kierunku. Fidiasz siedział na drzewie, nie odrywając ode mnie dziwnego, groźnego wzroku.
- Złaź kurduplu! Wiesz jak się bałam! - mruknęłam i próbowałam go ściągnąć, a on w tym samym momencie mnie dziabnął. Nie spodziewałam się tego, więc właśnie miałam upadać, ale ktoś mnie złapał. No tak, Matthew.
- Fidiasz? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Może lepiej go zostaw, może ma okres? - próbował obrócić to w żart.
- Nigdy w życiu się tak nie zachowywał,poza tym ma fioletowe oczy a nie czerwone.
- W fioletowych bardziej mu do twarzy - odparł niczym filozof.
- To nie jest śmieszne!
Ptak zakrakał, jeszcze raz na mnie spojrzał i odleciał. Pustka. Zostawił mnie nawet on. Oby wrócił.
Patrzyłam drętwo na drzewo nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Wychowałam go od jajka, jak może mnie nie pamiętać? Co oni mu zrobili?
Oj dowiem się.
- Idę tam.
- Tam to znaczy gdzie?
- Do tego gangu bangu srangu nie wiem! Mają mi go oddać! Miałam tylko jego zanim poznałam ciebie! - wymsknęło mi się. Nie za bardzo się otwierasz? Jeszcze chwila a go przestraszysz.
Gdy wróciliśmy do pokoju usiadłam zrezygnowana.
- Musze ci coś powiedzieć.
- Co?
- Ale obiecaj że mnie nie zostawisz chociaż w sumie rób co chcesz tylko nie uciekaj - miałam strach w oczach.
Przemilczał.
- Nie jestem zwykła, jestem potworem - Banshee, masz prawo teraz stąd wyjść i mnie zostawić - odparłam chociaż tego mocno nie chciałam.
Badum tss ;-; Matthew?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X