środa, 30 września 2015

Od Chloe

Powoli przekroczyłam bramy miasta. O dziwo nikt na mnie nie patrzył.
Może dlatego ,że to miasto dla takich ludzi jak ja. Tak mi mówił tata.
- Muszę znaleźć ratusz... - Przede mną stał ogromny budynek.
-Ściemnia się... Kur*a. Poszukam sobie czegoś do przykrycia się.
15 minut później miałam fajną kołderkę . Niby miałam kasę ,ale na
Olimpie miałam luksus - chcę poznać zwykłego życia.
Usiadłam na ławce skuliłam się i przykryłam się gazetą.
Moją walizkę "okryłam" piorunem. Kto jej dotknie zostanie porażony. Nevel
poszła gdzieś na spacer. Ja zasnęłam, dopóki nie obudził mnie jakiś chłopak.
jakiś chłopak? (dopisała Piff aby to miało sens)

wtorek, 29 września 2015

Od Matthew'a cd. do Rosalie

-Sobie-poprawięłm odruchowo.-I nie, tylko i wyłącznie żartuję. Nie mam lęku wysokości i się na to nie zapowiada.
Nie rozumiałem czemu dziewczyna tak nagle pokazała co potrafi. Inni zazwyczaj ukrywają swoje zdolności i nie chcą się do nich przyznać. A Rosalie? Ona robi coś zupełnie innego, nie zdaje sobie sprawy, że ktoś może to wykorzystać? Że normalni ludzie rzucą się na nią i nie wiadomo co zechcą zrobić? Niestety taka jest rzeczywistość i nikt jej nie zmieni, nawet ja.
-Myślałem, że mając nie zwykłe zdolności się je ukrywa-odezwałem się wkładając ręce do kieszeni.-Nie spotkałem wcześniej osoby która znając mnie pięć minut od razu pokazuje co potrafi.
Czułem na sobie wzrok białowłosej ale nie spojrzałem w jej stronę. No tak, jest młoda i może jeszcze ze wszystkiego nie zdaje sobie sprawy. Mnie tę młodość odebrano i być może dlatego nie potrafiłem szaleć, być na luzie czy zachowywać się jak nastolatek. Czasu nie cofnę.
-To źle?-usłyszałem dziewczynę.
-Jeśli wpadniesz na nieodpowiednich ludzi, to tak. A w tym mieście jest ich pełno. Uważaj lepiej na siebie-urwałem bo podjechał nareszcie autobus.
Wsiadłem do środka i zająłem pierwsze wolne miejsce.
Rosalie? Ame tak mało zabawny ;-;

poniedziałek, 28 września 2015

Od Rosalie cd. do Matthew'a

Nie odpowiedziałam od razu. Wahałam się bowiem, czy wyjawić Mu mój największy sekret...
- Ehhhhhh... - westchnęłam. - Zaraz zobaczysz... - mruknęłam z niechęcią. Odeszłam kawałek dalej, czując na sobie zaciekawiony wzrok chłopaka. Skupiłam całą energię żywiołów, a następnie skierowałam ręce ku ziemi, unosząc się lekko. Mina Matthew'a była bezcenna.
- Wow, nieźle... - wydusił z siebie.
- Dzięki. Liczę, że nie masz lęku wysokości. - zaśmiałam się. - No chyba, że masz.
- Emmmmm... noooooo... - przedłużył.
- Serio, czy se żartujesz? - dopytywałam robiąc piruety i koziołki w powietrzu.
(Matthew?)

poniedziałek, 28 września 2015

Od Christopher'a cd do Natalie

-Ale na pewno dobrze się czujesz?-wolałem się upewnić.
- Nooo tak. Chodźmy a nie!
Pokręciłem głową i chwyciłem moje słońce za rękę.
-IDZIEMYYYY EKIPOOOO!-wydarłem się na cały dom.
Oczywiście dostałem w twarz od siostrzyczki, która jak twierdziła za bardzo się drę. Nie? Wyszliśmy z domeczku i zamknęliśmy go. Nie braliśmy taksówki ani nic, mogliśmy zrobić sobie spacerek, popodziwiać widoki...Aby nie było ja i Badi mieliśmy przy sobie dość wypchane portfele...Tak, idziemy na zakupy. Ruszyliśmy drogą w stronę małego miasteczka nieopodal. Anastasie ciszyła się jak mała dziewczynka, bo wiedziała o co chodzi. nie to co moja maleńka...a z resztą to miała być niespodzianka.
-Gdzie idziemy?-spytała gdy byliśmy na przedmieściach miasteczka.
-Tu i tam. Może wstąpimy na lody czy coś...
-Czyli idziemy tylko na lody?-odparła zawiedziona brunetka.
-Żeby tylko na lody-zaśmiał się mulat.-Gdyby tak było nie obawiałbym się o moje zdrowie.
Blondynka uniosła brew i pokręciła głową.
-Jesteś facetem, choć raz pokaż, że jesteś bardziej męski niż ja-zaśmiała się.
Badi puścił to mimo uszu. Na reszcie debi.lu! Może nie spaprasz ostatniej szansy! Zbliżaliśmy się do budki z lodami, więc...czemu by jakiegoś nie zjeść.
-Jak już wspominałem, proponuję lody. Dużo lodów-podkreśliłem.
Wszyscy uśmiechnęli się jak idioci, no może opórcz Nat, bo ona uśmiechnęła się uroczo i całą drużyną pierścienia wbiliśmy do małego budynku.
~~*~~
-No to może mi w końcu powiedzie po co tu przyszliśmy? Na lodach już byliśmy, dwa razy-podkreśliła Natalie.
-Noooo dobra, no to idziemy-zakomunikował mulat i ruszyliśmy w alejkę ze sklepami. Ustaliśmy przy pierwszym sklepie.
-ZAAAAAAAAAAAAAKUUUUUUUUUUUUUUPYYYYYYYYYYY!-zawołała Anastasie i chwyciła za rękę moją ukochaną.
No i już leciały do pierwszego sklepu...coś czuję, że mój portfel schudnie w tym tygodniu...
Natalie? Bierz co chcesz, plazme weź XDDDD

poniedziałek, 28 września 2015

Nowy pupil *0*


Imię: Nevel
Rasa: kot
Płeć: Samica
Charakter: Nevel jest z natury spokojną kotką. Uwielbia pieszczoty i przygody.
Partner: Brak
Inne: Na tylnej nodze ma znak w kształcie pioruna. Kolor jej oczu jest dopasowany do samopoczucia/emocji
Osoba: Chloe Laurent

poniedziałek, 28 września 2015

Chloe Laurent


Cel, marzenie: „Kto sięga po kwiat, winien uważać na ciernie”.
Imię i nazwisko: Chloe Laurent [czyt. Kloe/Klołi Lorą]
Wiek: 19
Rasa: Heros
Płeć: kobieta
Charakter: Chloe jest odważną, silną i opiekuńczą dziewczyną, choć czasami             potrafi być uparta, dumna tak jak jej ojciec. Nie lubi wydawać rozkazów. Jest czasem nieposłuszna. Jest lojalna wobec tych, którym ufa i których szanuje. Jest gotowa zaryzykować życie w ich obronie. Jednak mimo wszystko jest dosyć nieśmiała. Najbardziej można to zauważyć podczas rozmowy z chłopakami. Gdy się boi/wstydzi można zauważyć w jej oczach małe błyskawice. Często jest nieświadoma swoich uczuć
Zainteresowania: Rysowanie
Rodzina: Matka : Julie , Ojciec: Zeus , Rodzeństwo : Atena , Ares itd,  Hera, Demeter Hestia – ciocie, Posejdon, Hades - wujowie
Historia: Widzisz może w tym momencie burzę? Tak, to jej sprawka. Kojarzysz Zeusa? To jej ojciec. Któregoś dnia pojawił się w Paryżu, pod postacią pięknego mężczyzny. Oboje się w sobie zakochali – on i Julie. Gdy Julie zaszła w ciążę ujawnił się. Urodziła córeczkę. Zeus został z nimi rok. Po tym roku ujawniła się moc Chloe. Pioruny, grzmoty spięcia elektryczne. Zeus zabrał dziewczynkę na Olimp ,gdzie miała nauczyć się panować nad mocą. Gdy skończyła 18 lat ,poprosiła ojca o wolność. Ten się zgodził , jednak martwił się oto czy ludzie nie uznają jej za dziwadło. Zaprowadził ją więc tutaj , bo król miasta był jego znajomym.
Partner: Nie wie czy zaakceptuje ją i jej wybuchowy charakter.
Zwierzę: Kotka Nevel
Aparycja: Błękitne oczy, znamię na ramieniu w kształcie pioruna ,włosy na tyle długie by związać je w dwa warkocze.
Inne: Czasami gdy się czegoś wystraszy w oddali można zauważyć piorun odbijający się na jej twarzy.
Login: Julka123Asf

niedziela, 27 września 2015

Od Matthew'a cd. do Rosalie

-O tym, że autobusy mnie nie lubię i zapewne dzieciaki teraz płaczą bo mnie nie ma-westchnąłem.-Gdybym wiedział szybciej trafiłbym pieszo.
Rosalie patrzyła na mnie jakoś dziwnie. Aaaa, no tak...powiedziałem dzieci, mogło to dwuznacznie zabrzmieć.
-To znaczy nie moje dzieci-dodałem.-Tylko maluchu w szpitalu. Obiecałem, że dzisiaj do nich przyjdę i poopowiadam bajki. Ale jak tak patrzę na zegarek to za wiele nie zdążę im opowiedzieć...
Byłem już nieco zły. Nie dość, że kierowca olewa robotę to nie pozwala innym wywiązać się z obietnic. Już sobie wyobrażałem rozpłaczoną Ally która czeka na bajkę o komciuszku który  postanowił rzucić księcia...Eh te moje bajki.
-Spieszysz się co?-spytała białowłosa podchodząc w moją stronę.
-Jak widać...A ty? Również gdzieś zmierzasz?
Rosalie nie odpowiedziała i kroczyła sobie dalej po chodniku. Eh, to może inaczej.
-A o czym mysli pani Templer?
Rosalie? Zabierasz się z przystojniakiem do szpitala czy szukasz domku? :>

niedziela, 27 września 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Wrażliwy żołądek to istna masakra. Nie wiem co to było, czy cos mi znowu stanęło na żołądku czy jak?
Kiedy skończyłam wymiotować, wstałam i jakoś podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz woda i chciałam wrócić do sypialni sama, o własnych siłach. Jednak Chris mi nie pozwolił na to i wziął mnie na ręce, zaniosl do sypialni, która była za drzwiami. Ułożył mnie na łóżku, przykryl mnie cienka kołdra, po czym poszedł zgasić światło.
Po chwili położył się tuż obok mnie i objął mnie delikatnie, pocalowal w policzek i wyszeptal cicho "Dobranoc" odparłam mu tym samym i jakoś zasnęłam...
*
Obudziłam się, nikt się nie darl, było cicho i spokojnie. Jakiś Plus. Wreszcie. Spojrzałam na zegar 10:23, no jak miło. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni, gdzie zostałam Ane, która coś przygotowywała. Chciałam jej pomóc, ale ta mnie przegonila na taras, a tam byli chlopacy. Rozmawiali nawet nie wiem o czym. Przysiadlam się do nich i z uwagą na nich patrzyłam.
- No cześć. - odezwalam się.
- O widzę, ze wstałaś. - odezwał się Chris.
Pokiwalam głową i poslalam mu uśmiech. Na taras przyszła Ana.
- Jak się czujesz? - spytała.
- Dobrze... Nie pytajcie się mnie o to, bo jest lepiej. - powiedziałam.
Wszyscy zamilkli i patrzyli na siebie. No cóż, ja małym dzieckiem nie jestem. Nie potrzebuje takiej ciągłej opieki. Uh...
~
Była pora iść się przebrać w strój, ale nikt nie chciał iść się kąpać. Chcieli zostać dzisiaj w domku, a później gdzieś iść, mieli jakiś plan... Ale mi nie chcieli nic powiedzieć. Wredoty.
*
- Idziemy? - pytałam chłopaków i Ane.
- Zaraz, zaraz... Dobrze się czujesz? - spytał Chris.
- Tak. - odparłam. - To idziemy?
Christopher? XD

niedziela, 27 września 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

-Natalie!-zawołałem i zaraz znalazłem się przy dziewczynie.
Nie zdążyłem jej złapać...jestem beznadziejny? Pomogłem wstać ukochanej i zacząłem przepraszać moją księżniczkę.
-Przepraszam Cię, jestem ślepy jak diabli...nigdy więcej się to nie powtórzy-zapewniłem.-Nic Ci się nie stało?
-Nie, chyba nie.-powiedziała i otrzepała się.-W sumie nawet nie zauważyłam kiedy poleciałam do przodu.
-Ja niestety też. Może już wracamy? Wszyscy umieramy z głodu-stwierdziłem.
Wszyscy byliśmy zgodni co to tego i wróciliśmy do domu.
~~*~~
Stałek przy kuchni i majstrowałem z obiadem. Kurczak z warzywami nie powinien być zły, przynajmniej nie aż tak. Nati od dwudziestu minut kręciła się się przy kuchni i powtarzała:
-Głoooooodna jestem Chris.
-Jeszcze chwilunia, doprawię i smacznego.
Gdy uznałem, że jest idealnie miałem wyjmować talerzy, gdy moja ukochana nagle złapała się za głowę i omal sie nie przewróciła. Tym razem ją złapałem.
-Co jest?-spytałem zatroskany.
Coś było nie tak.
-Kręci mi się w głowie-powiedziała i zachwiała się.
Wziąłem ją na ręce i położyłem na kanapie. Aż tak była głodna? A może jeszcze do końca nie wyzdrowiała?
-Poleż sobie. Nałożę wszystkim i jak c przejdzie podam ci talerz tutaj, dobrze?-spytałem a brunetka przytaknęła głową.
Wyjąłem talerze i nałożyłem wszystkim obiado kolacji czy co to tam było i wróciłem do narzeczonej z talerzem. Pomogłem jej usiąść i podałem naczynie. Sam nie jadłem, za bardzo się zmartwiłem.
-Już lepiej?
-O wiele-dziewczyna nabiła na widelec kawałek papryki i zjadła ją.-Jestem tak głodna, że nawet sobie nie wyobrażasz.
-Wyobrażam.-zaśmiałem się.
~~*~~
Wieczorek zleciał nam miło, Nati czuła się lepiej...do czasu. Byliśmy z naszej sypialni i szykowaliśmy się do spania, chociaż ja miałem ochotę na co nieco, gdyby nie to, że maleńka wybiegła w sypialni prosto do toalety. Poleciałem za nią i przytrzymałem jej ciemne włosy gdy schylała się nad ubikacją.
-Co jest?-spytałem zmartwiony, znowu.
-Nie wiem-westchnęła.-Może za szybko jadłam albo...
-Masz rację, mogło coś być nieświeże...Przepraszam.
Nim brunetka zdąrzyła coś powiedzieć ponownie zaczęła wymiotować a ja nadal trzymałem jej włosy. No i tak sobie posiedzieliśmy w łazience z trzydzieści minut....
Natalie? Niedobry kurczak? ;-;

niedziela, 27 września 2015

Od Rosalie cd. do Matthew'a

- Podobno tak. - zaśmiałam się. - Moi znajomi tu kiedyś mieszkali i z pewnych przyczyn zalecili mi zamieszkać tutaj. - wyjaśniłam.
- Aha, rozumiem.. - przytaknął chłopak, patrząc nieprzytomnie na zalane deszczem ulice. Coś było nie tak, czułam to. Po nieco długiej chwili wahania wreszcie postanowiłam Go o to zapytać.
- Coś nie tak? - rzuciłam niby niewinnie.
- Nie, po prostu nie bardzo lubię deszcz i wolałbym, żeby już się rozpogodziło... - westchnął.
- Hmmm, wiesz... wydaje mi się, że niedługo przestanie padać... - starałam się być przekonująca, ale nie wiem, czy się udało.
- Raczej nic na to nie wskazuje. - stwierdził wciąż nie odrywając wzroku. Postanowiłam wykorzystać sytuację i oddaliłam się kawałek po czym pogoda zaczęła się zmieniać. Kątem oka spojrzałam na chłopaka, który błądził zdumionym wzrokiem po niebie. Wróciłam się i siadając na ławce rzuciłam tylko:
- Widzisz, mówiłam. - w tym momencie poczułam na sobie podejrzliwy wzrok Ame.
- Dziwny zbieg okoliczności... - usłyszałam gdzieś z bok, a zaraz potem kroki. Doszłam do wniosku, że się przemieszcza.
- Nad czym tak rozmyślasz, panie Hoover? - spytałam zadowolona z siebie. Było dokładnie tak, jak przypuszczałam.
(Matthew? Lepiej uważaj przy Niej na słowa, bo ulewa wróci ze zdwojoną siłą XD)

niedziela, 27 września 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Skrzywiłam się z tego pisku Any, wstałam i poszłam do ich sypialni razem z Chris'em.
- CO ON TUTAJ RO... - Nie skończyła, bo jej się wcielam w słowo.
- Macie razem sypialnie, nie będę wydawała więcej na wasze luksusy bo księżniczka jest zła o byle co. Macie jeszcze dwa łóżka dodatkowe, trudne?! Jeszcze raz się wydrzesz pysk to włoże Ci poduszkę do gęby! Nie wyspałam się. - mówiłam prawie drąc się na cały głos.
Wróciłam do pokoju, nie mogłam wytrzymać. Była 6 rano, ona już się darla. Jeszcze raz a wywale ją na zbity pysk na taras i jak pies będzie tam spala, uh...
Założyłam strój kąpielowy, a na strój jakieś inne rzeczy - czyli bluzkę do pępka i krótkie spodenki. Wzięłam torebkę, poszłam do kuchni zrobiłam szybko parę kanapek, jedna zjadłam, a pozostałe 3 włożyłam do zlotka i do torebki. Zabrałam koc i ręcznik, po czym wyszłam z domku szybko idąc w stronę plaży...
*
Siedziałam już z dwie godziny na plaży sama, znaczy było dużo osób, ale obcych... A chodzi o to, ze byłam sama bo nikt z "rodzinki" jeszcze się tutaj nie ruszył. Aż w końcu przyszła Ana, Badi i Chris. Wszyscy mieli ręczniki. Usiedli obok mnie na kocu. Co za ludzie!? Ja nie pozwoliłam, ale nie będę już nic mówiła.
Ana spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Jednak zignorowałam to. Wstałam z koca i podążyłam do wody, ale no cóż... Christopher mnie zatrzymał. Przyciągnął do siebie.
- Wiem, ze sie wkurzyłaś, ale nie kloc się z nią, bo kolejny raz coś się zepsuje... - westchnął cicho.
Spojrzałam na niego.
- W domku można wyjaśnić, ja chce teraz iść do wody. - warknęłam.
Chłopak puścił mnie, a kiedy zamoczyłam nogi, poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce i biegnie dalej, po czym wrzucono mnie do wody... Wynurzyłam się spod wody i spojrzałam na chłopaka, który szybko zanurzyl się i gdzieś popłynął dalej...
*
Dołączyła się Ana i Badi, nie odzywali się do siebie, ale jakoś znosili swoje towarzystwo. Chris'owi przylgnęłam do pleców i nie chciałam się odczepić, aż wyszedł z wody i położył mnie na kocu, owinal ręcznikiem i wrócił do wody.
~
Poszliśmy się przejść, Badi i Chris wyjeli z mojej torebki dwie kanapki, a po chwili ich nie było.
- Daj jeszcze! - burknal Badi.
- Ana też musi jeść. - odparłam.
Wyjęłam kanapkę i podałam dziewczynie. Wzięła kanapkę, podziękowała i zabrała się za jedzenie.
Szliśmy nie wiadomo gdzie. W sumie przed siebie. Chris złapał mnie za dłoń i lekko pociągnął do przodu. Pocałował w policzek i sie szeroko uśmiechnął. Pstryknęłam palcami mu w czoło. Zaśmiał się tylko i pocalowal mnie w głowę. Odwróciłam się do skloconych golabeczkow.
- Przepraszam Ana... Poniosło mnie... - powiedziałam.
- Rozumiem. - odparła lekko się uśmiechając.
Odparłam tym samym gestem, po czym wyladowałam na ziemi, bo się potknelam a Christopher nie zdążył mnie złapać...
Christopher? XD

niedziela, 27 września 2015

Od Christopher'a cd do Natalie

Badi dumnie kroczył przede mną pewnie licząc na jakiś podryw czy co tam jeszcze. Ja jedynie poszedłem by pilnować tego zagubionego dziecka, by nie porobiło głupot.
-Jak myślisz, hiszpanki są ładne?-spytał mnie szczerząc się.
Uniosłem brew.
-A nawet jeśli, to co?-mruknąłem.
Jak ten będzie tak cały czas to zwariuję...
-No wiesz-spojrzał znacząco.-Zagada się i ten tege...
-Czyli darowałeś sobie moją siostrę-wciąłem mu się.
Umilkł i spojrzał w inną stronę.
-Nic takiego nie powiedziałem.
-Ale tak to zabrzmiało, jakbyś uważał, że wszystko skończone.
-A nie jest?-mulat odwrócił się do mnie.-Przecież ze mną zerwała.
Prychnąłęm.
-Miała ku temu powody, nie zaprzeczysz. Sam sobie narobiłeś bigosu i nawet nie umiesz tego odkręcić.-spojrzałem przed siebie i zauważyłem jakiś klub.
Mój kumpel kopnął kamień z chodnika.
-Przecież ją przepraszałem, próbowałem...
-Za mało. Nie, żebym cię dobijał ale moją siostrę znasz nie od dziś. Za bardzo się zaangażowała jak twierdzi i teraz ma.
Badi zatrzymał się nagle.
-Myślisz, że ona naprawdę już nic do mnie nie czuję.-spytał smutno.-Że przekreśliła już wszystko?
-Nie wiem-wzruszyłem ramionami.-Może nie wygląda na to, ale strasznie to wszystko przeżywa. Mieszkamy w jednym domu, nieraz słyszałem przez ścianę jak płakała. Udaje, że nic dla niej nie znaczysz, ale jest inaczej. Dawno na nikim tak jej nie zależało. A to, że jest na ciebie zła to sobie zasłużyłeś. Jesteś skończonym idiotą.
-Wiem...Dobra, idziemy na dwa drinki i wracamy. Bo jeszcze się okaże, że z kimś w łóżku wyląduję.-pokręcił głową i ruszył przed siebie.
-Rób co chcesz, ale mnie w to nie wciągaj. Jestem prawie żonaty.-zaśmiałem sie i dogoniłem go.
~~*~~
Impreza jak impreza. Popiliśmy i przyszliśmy. Była może...2? Wbijamy na chatę a w salonei nadal pali się światło. No to zaglądamy a tam Anastasie śpi na kanapie przed włączonym tv. Wyglądała jak kot który zaplątał się w koc i mało nie spadł z mebla. Aha?
-Czy ja jestem tak pijany, czy to się dzieje na serio?-spytał Badi.
No ok, na dwóch drinkach się nie skończyło ale były na maksa słabe. Nie jesteśmy pijani.
-Bez przesady, tyle nie piliśmy. Zaniosę ją może do waszego pokoju...-wymksnęło mi się.
-Do naszego?!-zawołał Badi.-Coś ty do chol.ery wykombinował?
-Ja? Nic, zero. Tak wyszło. Czteropokojowe domki były za drogie i brzydkie-skłamałem.
-Nie wkręcaj mnie, zrobiłeś to specjalnie-stwierdził.
-Nie tylko ja-wyszczeżyłem się w uśmiechu.
Mulat uniusł brew ale w końcu uśmiechnął się znacząco.
-Ja ją zaniosę...boję się pomyśleć co będzie rano.-westchnął i wziął na ręce moją siostrzyczkę.
Ta spała jak zabita, zdecydowanie ostatnio za dużo pracowała. Kumpel szedł już do swojego pokoju ale zatrzymał się za mną.
-Dzięki-powiedział.
-Za co?-zdziwiłem się.
-Za to, że mi pomagacie. Nie chcę tego spaprać po raz kolejny.
-Nie spaprasz...ale radzę ci spać w innym łóżku bo nieźle ci się oberwie.-pokręciłem głową.
-Powiem tyle, co nie zabije to wzmocni-zaśmiał się i zniknął za drzwiami. Poszedłem do łazienki by wziąć szybki prysznic i nie udusić zapachem perfum mojego słońca. Umyty wpadłem do sypialni mojej i Nat i położyłem się obok niej. Dziewczyna odrychowo wtuliła się we mnie a ja pocałowałem ją w czubek głowy.
-Długo na mnie czekałaś?-spytałem szeptem.
-Za długo-stwierdziła zaspana i położyła dłoń na moim ramieniu.
-Przepraszam, tłumaczyłem co nieco temu idiocie. Śpij słodko kochanie-pocałowałem brunetkę w czoło i odpłynąłem do krainy snów.
~~*~~
Obudził mnie pisk na cały dom. A potem krzyki...
-CO TY TU ROBISZ?!-zawołała przestraszona moja siostra.-DLACZEGO SPAŁEŚ W TYM SAMYM POKOJU CO JA?! I NA TYM SAMYM ŁÓŻKU?! UPIŁEŚ MNIE? ZGWAŁCIŁEŚ?! CHRISTOOOOOOOOPHER!!!!!!-zawyła.
Natalie?  Pobudka tak idealna....te słońce, ten wiatr i krzyki Anastasie XDDDDDDDDDDDDD

niedziela, 27 września 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Pff... Ten tylko o jednym. Odwróciłam głowę w drugą stronę i udałam, że tego nie słyszałam. Jednak Chris nie dawał za wygraną i ciągle mnie zaczepiał i szeptał coś na ucho, aż w końcu powiedziałam, że przed nami długi lot, więc się prześpię. Ten się uśmiechnął i odwrócił głowę w drugą stronę, po czym wyjął swój telefon i zaczął grać w grę. A ja wygodnie usiadłam w fotelu, oparłam głowę obok szyby i zamknęłam oczy, a chwilę po tym usnęłam...
~
Obudził mnie Christopher, lekko szturchał moje ramię i mówił, że lądujemy. Przeciągnęłam się i podniosłam nieco. Wtuliłam się ramie chłopaka.
- Jest wieczór, wiem, że jesteś zmęczona... Ale możemy iść się jeszcze wykąpać czy iść do klubu. – powiedział.
- Ja nigdzie nie idę. – zaprotestowałam.
- Ale ja z chęcią. – wtrącił się Badi. – Jak szaleć to na cały żywioł.
Christopher na mnie spojrzał, a ja tylko machnęłam ręką i się od niego odsunęłam. Wylądowaliśmy, wysiedliśmy no i czekać na nasze torby. Weszliśmy do środka lotniska, zobaczyłam nasze torby i szybko ruszyłam w tamtym kierunku. Zabrałam swoją i Chris’a, a chłopak wziął torby tamtych gołąbeczków. Oj będziemy mieli przechlapane przez to, że będą razem w pokoju…
~
Zgarnęliśmy pierwszą lepszą taksówkę, jakieś zwroty pamiętam po Hiszpańsku, więc podałam adres, a pan od razu zapakował nasze torby i wsiedliśmy. Taksówkarz odpalił silnik, ja siedziałam z przodu, a na tylnych siedzeniach po środku Chris, po prawej stronie Ana, a po lewej Badi.. Uh…
~
Dojechaliśmy już na miejsce, byliśmy w środku domku letniskowego. Weszłam do pokoju gdzie była jeszcze łazienka za kolejnymi drzwiami. Położyłam torbę pod łóżkiem, nie były to takie luksusy, było skromnie i fajnie. Co dawało duży plus tutaj. Torbę z jedzeniem i piciem (alkohol, soki, woda itd.) rozpakowałam kiedy weszłam do kuchni. Włożyłam wszelkiego jogurty, masło etc włożyłam do lodówki, do szafek powkładałam picia itd… Wszystko rozpakowałam przy pomocy Any, kiedy do kuchni wszedł wystrojony Badi i Chris myślałam, że zwariuję. Tak się wypsikali swoimi „specjalnymi na takie noce perfumy”, że myślałam iż tam padnę na ziemię. Zatkałam nos, drugą dłonią machałam tak aby odgonić zapach, aż w końcu zdjęłam palce z nosa.
- Poprawisz mi krawat? – poprosił mój narzeczony.
Spojrzałam na niego, z niechęcią poprawiłam mu krawat, po czym Badi się przyczepił abym mu także poprawiła krawat. Spojrzałam błagalnie na jego byłą dziewczynę, ale ta odwróciła się i zaczęła patrzeć co jest w pozostałych szafkach. Eh... Poprawiłam już mu ten krawat, oboje na siebie spojrzeli i się dumnie uśmiechali.
- Idźcie już.  – mruknęłam.
Christopher przytulił mnie do siebie i niemalże udusiłam się jego perfumami. Kasłałam jak najęta, ale ten nic z tego sobie nie robił. Dopóki go nie pocałowałam w policzek, nie chciał dać mi oddychać. Więc szybko pocałowałam go w to co trafię – czyli usta, ten uśmiechnął się i wypuścił mnie z uścisku. Odsunęłam się od niego.
- Nie przejmuj się, nic nie odwalę. – powiedział.
- Tak, tak…  - odparłam.
Westchnęłam cicho i odsunęłam się od niego. Poszłam na taras na który wyszłam przez kuchnię. Rozejrzałam się, nie było zimno, wręcz ciepło. A po „sąsiedzku” mieliśmy jakąś inną rodzinkę, która miło się uśmiechała i pokiwała mi. Heh…
Chłopacy wyszli zadowoleni. A ja wróciłam do domku, zamknęłam drzwi i poszłam do naszej sypialni, położyłam się na łóżku i jako tako usnęłam…


Christopher? Jak impreza? XD

niedziela, 27 września 2015

Od Grace

Gdy się obudziłam,usłyszałam stukot kopyt oraz mój dziwny dzwonek do drzwi.Szybko zeskoczyłam z łóżka,odchylając przy tym koc,no i wtedy Moon zaczeła syczeć.Do jasnej cho.lery już rozumiem,przepraszam,zepchnęłam cię księżniczko!Szybko podbiegłam do drzwi.
Niby gościa znałam,ale tak jakby...No jakby to powiedzieć...Nie miał twarzy.
-Cihgnsu Shakuhdejubshhjpnhboty czjgekhajkąhy-Wyjąkał.Co do jasnej anielki?!I czemu jego mowa mnie za bardzo nie zdziwiła...Mówił to wszystko tak płynnie...Że sobie języka nie połamał-za to go podziwiam
Ale teraz nie o podziwianiu.
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i poszłam do kotłowni (?)
O dziwo było zapalone światło,ale jak zwykle nic sobie z tego nie robiłam.
O,znów dzwonek do drzwi,ciekawe kto tym razem,święty Mikołaj?
Nie.To nie on.To jakiś facet.
-Kochanie,błagam cię wybaczysz mi?-Zapytał.Biedak.No cóż jedyne co mogłam zrobić to powiedzieć"Może później" i zamknąć drzwi.
Obudziłam się.
-Hallo?Mamo?Nie wiesz nawet jak dziwny miałam sen.
I usłyszałam dzwonek do drzwi.
<Tajemniczy człowieku...?>

niedziela, 27 września 2015

Iris Rider

Cel, marzenie: Nie mając przed sobą celu trudno go osiągnąć
Imię i nazwisko: Iris Rider
Wiek: 19 lat
Rasa: Wysokiej rangi zmiennokrztałtna. Zmienia się we wszystkie zwierzęta dzięki wieloletnim treningom i jakiejś magii pozwalającej na wiele zmian.
Płeć: kobieta
Charakter: Iris ma wyjątkowo zmienny charakter. Raz jest pogodna jak baranek, a raz ma zamiar wszystkich po zabijać. Często płacze bez powodu. Bywa niezwykle nieśmiała. Trudno zdobyć jej zaufanie. Strasznie łatwo ją zranić. Z wielką chęcią pomaga innym. Gdy się denerwuje strasznie się rumieni. Trudno jej mówić o uczuciach i  wszystko tłumi w sobie. Jest przyzwyczajona do ignorowania jej. Jednak w towarzystwie małej grupki stara się być wesoła i rozgadana. Posiada dużo energii, którą wykorzystuje na bieganie.
Zainteresowania:
-rysowanie
-jazda na fiszce
-bieganie
-zwierzęta
 Rodzina:
Matka- Vanessa [*]
Ojciec- David [*]
Historia: Jako malutka dziewczynka była wiecznie wesoła. Nic nie mogło popsuć jej chumoru. Jej rodzice również byli zmiennokrztałtnymi. W wieku 2 lat nauczyła się zmieniać w śnieżną panterę, a w wieku 3 lat w psa. Była szczęśliwa. Jej życie normalnie się toczyło. Chodziła do szkoły, miała przyjaciół. Wszystko było normalnie nie licząc jej zmian w zwierzęta. Nikt nie znał tajemnicy jej rodziny. Wszystko było normalnie przez 14 lat.
Niestety poprzez ciekawość i śledstwa sąsiada, tajemnica się wydała. Całe miasto postanowiło wybić wszystkie "potwory". Iris wraz z matką i ojcem uciekła do pobliskiego lasu w postaci zwierząt. Jej rodzice w postaci wilków, ich jedynej postaci, a Iris w postaci psa. Uciekali w kierunku gór, gdzie ludzie nie mieli szans ich znaleźć. Jednak znaleźli ich. Iris schowała się, ale jej rodzicom się to nie udało. Na własnych oczach widziała jak ludzie, których uważała za dobrych, zawiązują jej rodziców, odcinają ich głowy i spalają ich ciała ciesząc się. Tego nie wytrzymała. Uciekła z miejsca zdarzenia. Jej charakter zmienił się o 360°. Wiele razy chciała popełnić samobójstwo. Jednak postanowiła się za siebie wziąć i trenować wszelkie zmiany. Podróżowała po całym świecie, aż w końcu trafiła tu.
Partner: brak
Zwierzę: brak
Aparycja:  Niebieskie oczy i tatuaż w postaci napisu Always na nadgarstku. Literę A zastępują Insygnia Śmierci.
Inne:
-Boi się pająków
-Ma koszmary nocne po śmierci rodziców
Login: Kochmanka

niedziela, 27 września 2015

Nowy pupil ^-^

Imię: Karina
Rasa: koń
Płeć: Klacz
Charakter: Mało ufna. Nie lubi obecności innych koni. Mądra, potrafi sama znaleźć drogę do domu.
Partner: -
Inne: Jej sierść jest kara. Ma duże czarne skrzydła.
Osoba: Amalia Milthorpe

niedziela, 27 września 2015

Amalia Milthorpe




 Cel, marzenie:
 ,,Żyj tak, jakbyś miał umrzeć jutro. Ucz się tak, jakbyś miał żyć wiecznie.''
 Imię i nazwisko: Amalia  Milthorpe, woli gdy się na nią mówi Lia 
 Wiek: 17
 Rasa: Człowiek
  Płeć: Kobieta
  Charakter: Nie lubi wyróżniać się z tłumu. Raczej pogodna i rozmowna. Lubi poznawać nowych ludzi. Przeszkadza jej dym z papierosów. Odpowiedzialna. Uwielbia wszystko co kolorowe. Nie ufa każdemu od razu. Uwielbia adrenalinę.
  Zainteresowania : Jazda konna i jazda na desce.
   Rodzina: -
   Historia: Urodziła się w mieście. Jej rodzice byli bogaci. Żyła razem z swoją siostrą bliźniaczką Alice. Kiedy miały 6 lat ich matka zmarła. Został im ojciec. Ojciec był bardzo tajemniczy. Prawie nigdy nie wychodził z biblioteki. Pewnego ranka znaleziono go martwego. Leżał w bibliotece. Po pogrzebie Lia zauważyła na swojej ręce znamię. Po kilku tygodniach zaczęła sądzić, że jest inna i uciekła. Błąkała się po ulicach. W końcu znalazła dom, w którym mieszka do dziś.
   Partner: szuka
   Zwierzę:  Klacz Karina
   Aparycja: Lia ma błękitne oczy. Na prawym nadgarstku ma znamię z wężem pożerającym siebie. Ma długie włosy sięgające do pasa.
   Inne: -
   Login: niki987

niedziela, 27 września 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Patrzyłem na te nasze pokłócone gołąbeczki i zaśmiałem się do siebie.
-Z czego się śmiejesz?-spytała Anastasie mierząc mnie surowym wzrokiem.
-A tak jakoś, cieszę się, że jedziemy. Wszyscy, we czwórkę-powiedziałem kładąc szczególny nacisk na ostatnie zdanie.
Badi pokręcił głową i oparł się o krzesło.
-Nie wiem jak mnie wkręciłeś w to wszystko, ale pożałujesz. Nie wytrzymamy ze sobą tygodnia...-chciał coś jeszcze powiedzieć ale moja siostra łypnęła na niego groźnie.
-Coś Ci sie nie podoba?-syknęła wyraźnie zła.
Wolę nie wiedzieć co to będzie jak się dowiedzą, że mają wspólny pokój...
-Właściwie czemu my też jedziemy?-spytała Ana już spokojniej.-Myślałam, że będziecie chcieć pojechać sami.
-To nie jest podróż poślubna-stwierdziła Natalie przytulając się do mojego ramienia.-Z resztą byłoby miło gdybyście choć raz pojechali z nami.
-Ale czemu akurat musi jechać Badi, a nie Silvan, jako że jest naszym bratem? Hm?
Kuuuuurde, zaczyna coś podejrzewać.
-Silvan'a nie dało się przekonać. Uznał, że dopóki nie zdobędzie jeszcze jednego awansu nigdzie się nie rusza. Cytuję "nie chcę was obciążać i mieć też swoje pieniądze".
-No to czemu akurat ja jadę?-spytał Badi.
Westchnąłem.
-Myślisz, że dam radę z dwoma kobietami łazić cały dzień po sklepach? Z resztą w towarzystwie męczarnie znosi się lepiej.
-O jakich męczarniach ty mówisz?-Natalie udała urażoną.
W końcu nie mogliśmy pozwolić by tych dwoje przed samym wyjazdem się pokłóciło i zwiało.
-No niech już będzie, jedziemy we czwórkę się zabawić-powiedziała moja siostrzyczka.-Wyrwę się trochę z pracy i odetchnę.
W końcu poinformowano nas, że już jest samolot i tak dalej i tak dalej...
~~*~~
Siedzieliśmy już w samolocie, ja z Natalie przed Anastasie i  Badi'm. Blondynka intensywnie patrzyła przed okno i miała serdecznie dość mojego kumpla i swojego byłego. Ten z kolei parzył w drugą stronę i udawał, że siedzi sam. Eh...dlaczego jedno i drugie jest tak uparte? Spojrzałem na moją kochaną Nati która uśmiechała się promiennie.
-Słyszałem, że w Hiszpanii są cudowne plaże-powiedziałem i zbliżyłem się do niej.
Pocałowałem maleńką w szyje i zostawiłem malinkę.
-Nie mogę się doczekać by zobaczyć Cię w bikini skarbie-mruknąłem znacząco.
Natalie? Chris taki spragniony, że już tylko o jednym XDDDDD

sobota, 26 września 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Westchnelam cicho, czy ten skończony kretyn (czytaj Badi) aż tak się na mnie uwzial? W sumie gdyby nie John i ja, pewnie by gnił martwy w grobie, heh... Ale widocznie jego duma mu na to nie pozwala. Nie wiem co Ana w nim wiedzi, poza tym, ze ją zdradził na jej oczach, ale okey...
No i jak na zawołanie w pokoju znalazł się Badi ciężko dyszac i łykający ciężko powietrze.
- Co chcesz? - spytał.
- No, Ana... - zaczął. - Jest w pracy, a tam pracuje... No... Louis z nią pracuje.
Christopher podderwal sie z łóżka. Spojrzał na mnie, a potem na mulata, szybko się ubrał i wyszedł z przyjacielem z mieszkania. Ale wait... Jak Badi wszedł do... Dobra nie zakluczyla Ana drzwi, ani ja. Dobra wyjaśnienie jest.
~
Kiedy Chris'a nie było skorzystałam z okazji i wzięłam poranną kąpiel, a kiedy już się umylam i wytarlam ciało i włosy, w czystych rzeczach wyszłam z łazienki, która była w miarę ogarnieta, nic nie leżało na ziemi więc jakiś Plus...
Zastanawiałam się gdzie moglibyśmy wyjechać... Hm może Portugalia? Nie... Francja? Też nie... Chorwacja? Nie to na co innego, to może Hiszpania?! Tak! To będzie idealne miejsce dla naszej czwórki.
Włączyłam laptopa w pokoju narzeczonego. Przejrzałam oferty do Hiszpanii, w różnych biurach podróży, aż w końcu znalazłam taka, która była najlepsza - domek letniskowy z Wi-Fi, dwiema sypialniami gdzie były 3 łóżka - jedno sypialniane i dwa pojedyncze dla innych np gości. W drugiej sypialni tak samo, jeszcze dwie łazienki jedna w pokoju, a druga naprzeciwko pokoju drugiej sypialni, kuchnia z tarasem i jeszcze salon z telewizją. No to damy radę! A najlepsze, ze mieliśmy "z górki do plaży" (wszystkiego się dowiedziałam dzwoniąc do biura turystycznego). A wszystko kosztowało razem 4 tysiaki, damy radę! Oczywiście szybko wyszłam z domu i zakluczylam drzwi, po czym zadzwoniłam po taksówkę. Szybko pojechałam do biura podróży.
~
Po załatwieniu wszystkich formalności, zapłaciłam za ofertę i wyszłam z biura. Wtem ktoś dzwonił na mój telefon, odebrałam i usłyszałam załamany głos ukochanego:
- Nati! Gdzie jesteś?! Czemu nie ma Cię w domu?! - zadawał kilka pytań na raz.
- Spokojnie, ja żyje. Przyjedź pod biuro podróży koło galerii, wszystko Ci wyjaśnię.
*
Chłopak zjawił się szybko, no i pojechaliśmy do domu gdzie wyjasnilam mu wszystko i zaczął cieszyć się jak głupi.
- Ale czekaj... Skąd wzielas pieniądze? - spytał.
- Miałam ostatnie oszczędności, więc wykorzystałam. - odparłam.
Pokrecil głową.
- Mogłaś mi powiedzieć. - westchnął.
- Damy radę. Powiedz Badi'emu i Anie, ale nie mów, ze będą mieli razem pokój... - poprosiłam.
Uśmiechnął się i pokiwal głową.
*
Wyjazd miał być już za kilka godzin, minął tydzień od tego kiedy dowiedziałam się o co poklocil się Badi i Ana... Jednak nie ważne. Wszyscy byli spakowani i gotowi, najpotrzebniejsze rzeczy i już byliśmy na lotnisku. Brat Chris'a i Any wiedział o tym, ale problemów nie robił, acz życzył nam szczęśliwego tygodniowego urlopu.
Akurat siedzieliśmy już na lotnisku, czekajac na samolot. Nie chcieliśmy jechać autem, za daleko.
Siedziałam na jednym z krzeseł na lotnisku, Ana i Badi nie odzywali się do siebie. Christopher z fascynacja patrzył na wszystko co się tutaj działo...
Christopher? XD Zaczynamy plan hehehehe ;3

sobota, 26 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

-Teraz?-zamyśliłem sie.-Poszukaj kobiety ze skrzyneczką i wrzuć tę jakże ważną kartkę.
Uśmiechnąłem sie lekko bo nie byli mnie stać na nic więcej. Casandra ruszyła przez tłum by szukać skrzynki a ja ponownie spojrzałem na swoją pustą kartkę. Nie miałem życzeń, już nie. Miałem wszystko czego mogłem chcieć...wszystko oprócz rodziny którą rozwaliłem. Westchnąłem i miałem zgnieść kartkę, gdy przeszło mi na myśl, by spełnić kogoś życzenie, nie moje. Tylko czyje? Nie musiałem sie długo zastanawiać, szybko napisałem na karteczce życzenie i zgiąłem ją w pół. Szybkim krokiem ruszyłem do radosnej blondynki chodzącej ze skrzynką. Wrzuciłem papierek do pudełka uśmiechając sie do siebie.
-Niech będzie szczęśliwa-pomyślałem.
Wzrokiem zacząłem szukać szatynki, co na szczęście nie trwało długo. Cas błądziła w tłumie i wydawało mi się, że mnie szukała. Wbiłem sie bardziej w tłum i po chwili złapałem rękę dziewczyny, która chciała pójść do przodu.
-Gdzie tak uciekasz?-zaśmiałem sie.-Jestem aż tak straszny?
Casandra odwróciła sie w moją stronę i uśmiechnęła.
-Skoro jus sie znaleźliśmy, to proponuję jakąś kolację. Może...pankejksy? Widziałem tu niedaleko stoisko, taką mini kawiarnię. Co ty na to?
Szatynka uśmiechnęła sie uroczo i pokiwała głową. Pociągnąłem ją za rękę byśmy wyrwali sie z dzikiego tłumu. Gdy byliśmy bardziej na otwartej przestrzeni puściłem dłoń Casandry i szliśmy oglądając środka naokoło.
-Później możemy zagrać co nieco-zaproponowałem.-Na przykład strzelanie do do kaczek lub w nagrody.
-Zobaczymy kto będzie lepszy-zaśmiała sie dziewczyna.
W końcu trafiliśmy do celu, małej kawiarenki wystawionej na dworze z pysznymi placuszkami. Nie musieli sie martwić, że spadnie deszcz, nic na to nie wskazywało. Noc była ciepła, mimo ze to już wrzesień a polowa za nami. Cóż tu kryć, to miasto zawsze byli magiczne. Zająłem dwuosobowy stolik  trochę w głębi placu i wraz z Cas zasiedliśmy przy nim.
Wszystkie stoiska były na wzgórzu z którego widać było tłumy ludzi tańczących przy muzyce i dalszym pokazie fajerwerków. Był to świetny widok.
-Prześliczne-stwierdziła moja koleżanka.
-Prawda? Widuję je co roku z okna pokoju-powiedziałem nieco smutno.-Od lat nie miałem okazji by znowu tu przyjść. Cieszę sie, że w końcu zjawiłem sie tu znowu.
Miałem cos jeszcze dodać, ale przemiła dziewczynka przyniosła nam urocze "mini menu" i poinformowała z uśmiechem, ze ktoś zaraz zrobi nam na naszych oczach pankejksy. Wszędzie dookoła czuć byli cudny zapach wypieków wiec nie zwlekając ani chwili otworzyłem swoja kartę.
-Co wybierasz?-spytałem szatynki.
-Nie wiem, dużo tego...
-Powiem tyle, pankejksy z nutellą i m&m's są najlepsze. Też powinnaś spróbować.
Casandra? Mniam mniam :>

sobota, 26 września 2015

Od Grace

Gdy zdążyłam się już wprowadzić,pomyślałam,że raczej powinnam poznać te wszystkie ciemne uliczki i się z kimś zapoznać.Po dłuższym dylemacie "W co się ubrać do jasnej anielki?!"Wyszłam z mojej mini-Kawalerki w granatowej sukience w kwiatki oraz ze złotą portmonetką.I dobrze.Od razu podbiegłam w głębszy kąt ciemnej uliczki,z tabliczką z napisem :Sklep spożywczo-Materialny -Grand Project"I tam weszłam.No i jak na życzenie,zauważyłam w nim zarumienioną siwą-Ogólnie panią Jadzię,oraz kilka osób,które powinnam znać.No i moje największe wrażenie-Nataniel (l)
OMGOMGOMGOMG!!!!
Jak do niego zagadać....Hmmm.Już wiem!
-Przepraszam...-Podeszłam do Nataniel'a
-Słucham?-Zapytał.W sumie,to nie aż taki jest wysoki jak chodzę w szpilkach...
-Za tobą...Przesuń się!-Wykrztusiłam z siebie.Facet chyba załapał i podał mi worek jabłek.Ok,spoko.Wzięłam,położyłam na ladę.
-Pięć dwadzieścia.-Powiedziała zarumieniona pani,a ja grzeczne wysunęłam portfel i wyjęłam z niego sześć monet,położyłam na ladzie.
-Dziękuje i dowidzenia-powiedziałam,jeszcze raz spojrzałam w stronę Nataniel'a,który także,przez cały czas na mnie patrzył.Oh my god,it is my day?Uśmiechnełąm się do niego tajemniczo i odeszłam,później pewnie przez krótszy czas patrzył w stronę drzwi.Szybko po tym jak weszłam do domu,a właśnie zaczęła szaleć burza.Moon oczywiście krzywo na mnie popatrzała,dałam jej jeść,i poszłam razem z nią spać.
<Nataniel?Tajemniczy wzrok?>

sobota, 26 września 2015

Nowy zwierzak! *o*

Imię: Moon
Rasa: Kot sfinks
Płeć: Kocica,ona
Charakter: Moon jest uparta oraz pyszna.Lecz czasem naprawdę przytulna,cóż oraz w ogóle nie leniwa,jak większość kotów.
Partner: Moon została matką rok temu i została wysterylizowana,a jak wiadomo,takich koty nie tolerują.
Inne: Na ogonie ma znamię przedstawiające ponuraka.
Osoba: Grace Stonem

sobota, 26 września 2015

Grace Stonem


Motto: Dopóki żyjesz-żyj,bo w grobie będzie na to za późno.
Imię i nazwisko: Grace Stonem
Wiek: 19 lat.
Rasa: chyba człowiek,no nie?♥♥
Płeć: Przedstawicielka płci pięknej.
Charakter: Grace jest w 3 % ostrożna 50% romantyczna i wesoła i 7% nostalgiczna.Zadaje dużo filozoficznych pytań oraz jest czasem nieco roztrzepana.Ma pobudzoną prawą półkulę mózgową.Lubi czasem bawić się z przyjaciółmi.Są jednak takie chwile,kiedy po prostu woli być sama.Ma lekki,przekonujący głosik i jest nieco pyszna.Lubi także ponarzekać i pogwiazdorować.Jednym słowem - Kobieta zmienna.
Historia: Urodziła się w uroczej miejscowości zwanej także jako dolina życia.Faktycznie,życia tam co nie miara.Lecz po prostu pewnego dnia musiała wyjechać do miasta,by rozpocząć edukację.W pewnym o wiele większym mieście,zwanym metropolią,musiała się wychować.Po 10 latach zdążyła już zapomnieć o swym pięknym domku,lecz pewnego dnia tam pojechała.Było tam tak...No cóż,wi-fi brak,ale było o wiele piękniej niż kiey indziej.Powróciły dziecięce wspomnienia oraz piękne fotografie sprzed dziesięciu lat.Już zdążyła znów być dzieckiem,przerwała swą edukację w metropolii i rozpoczęła w mieście o wiele bliżej jej domu.Teraz właśnie się wprowadziła i jak na razie-Miasteczko spoko spoko.Ciekawe co jej przyniesie los.
Partner: Spokojnie....Chociaż...No dobra zabujana na zabój w Natanielu ♥♡
Zwierzę: Moon,kotka sfinks
Login: CaCao

sobota, 26 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Było naprawdę miło, tak, jak jeszcze nigdy.
- Na co jeszcze czekamy?! - skierowałam go w stronę gdzie szli praktycznie...ee...wszyscy? Koło jakiegoś stawu gdzie jacyś mężczyźni przygotowywali fajerwerki do wystrzału.

Niesamowite.
- Dziękuję że tu jesteś - mruknęłam ledwo słyszalnie patrząc się na fajerwerki żeby tylko nie złapać z nim kontaktu wzrokowego. Spojrzałam na tłum, chyba przeżywali te wspaniałe chwile, tak jak ja.
Nagle zauważyłam garstke mężczyzn w czarnym.
Niemożliwe, oni tutaj?
Przetarłam  oczy...Zniknęli.
- Coś się stało? - podążył wzrokiem za moim. Lecz tam już nikogo nie było, możne znowu mam zwidy? Jak z matką.
Nerwowo przeszukiwałam tłum.
- Cas coś zobaczyłaś?
Ich.
- Nie, nic. - znów zajęłam się fajerwerkami.
Jakieś Panie zaczęły rozdawać karteczki i długopisy.
- To co piszemy?
Napisałam to, co miałam. Oczywiście dyskretnie to zasłaniając, ale nagle upuściłam kartkę i rzuciłam się na nią, jak pies na mięso by tylko nie zauważył co tam jest napisane.
- To aż takie tajemnicze.
- Aż - zacisnęłam kartkę w ręce - To co teraz?
Matthew? Wybacz że krótkie, przepisuje lekcje ;-;

sobota, 26 września 2015

Od Christopher'a cd do Natalie

Zrobiłem małą malinkę na szyi dziewczyny.
-W sumie możnaby było...tylko gdzie?-spytałem.
Natalie zastanawiała się chwilę.
-Eh, no nie wiem ale moglibyśmy się gdzieś stąd ruszyć.-odparła.
Pokiwałem głową i przytuliłem maleńką bardziej do siebie.
-We dwójke? Czy w więcej osób?
Brunetka obróciła się twarzą do mnie.
-Pomyślałam, że moglibyśmy pojechać we czwórkę, z Badi'm i Anastasie...-zaproponowała.
Przeciągnąłem się trochę i z powrotem objąłem narzeczoną.
-Fajnie byłoby gdzieś pojechać, tak prawie całą rodziną-zaśmiałem się. Tyle, że Ana nadal nie chce przebaczyć Badi'emu.
-A właśnie-Nati podniosła się i oparła głowę na łokciach.-O co się pokłócili? Do tej pory nic nie wiem.
Spiąłem mięśnie i doprawdy nie miałem ochoty tego mówić. To, że Badi to idiota wiedzą już wszyscy, ale wtedy naprawdę przesadził.
-Pamiętasz jak przefarbowałaś włosy i zaczęłaś nosić soczewki?-spytałem.
-No tak...a co?-zdziwiła się moim pytaniem.
-Jak wróciliśmy Badi Cie nie poznał, no a potem chciał ze mną pogadać w cztery oczy. Ty poszłaś do siebie a potem nagle wpadłaś do kuchni kiedy akurat ten debil mówił, że to niby wszystko twoja wina z Louis'em...Co jak wiesz nie jest prawdą i on ma tylko urojenia. Ana stanęła w twojej obronie no i...częściowo o to się pokłócili.
-Jak to?!-zawołała.
-Anastasie była zła na Badi'ego, że tak Cię wyzywał i wszystko na Ciebie zwalał. Uznawała, że jest skończonym idiotą skoro nie potrafi zwiąć winę na siebie i zwala to na innych. No a potem na deser ten chciał ja przeprosić i wpadli sobie do klubu. Jednak jakk to on upił się i na oczach Any zarywał do jakiejś panienki i się z nią lizał.-odetchnąłem głęboko kiedy skończyłem.-Nie wiem  jak ona dała radę go znosić...
Natalie?

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

Nie mogłem przestać myśleć o tych życzeniach wrzucanych do pudełek. Kilkanaście lat temu, gdy miałem osiem lat przyszliśmy na festiwal całą rodziną, był nawet mój ojciec który ciągle pracował. Byłem na maksa podekscytowany gdy wrzucałem kartkę do pudełka który trzymała przemiła pani. Napisałem na niej "niech tata poświęci mi więcej czasu". Rok później życzenie sie spełniło. Wraz z ojcem mieliśmy wypadek, on wyszedł z tego cało, ja nie. Kolejnego roku odeszła od nas moja matka...I tak zostałem sam z ojcem, wtedy zaczął poświęcać mi więcej czasu, dopiero.
Otrząsnąłem sie i spojrzałem na zamyśloną Casandrę. Nadal sie tuliliśmy, nie zmieni repertuaru na cos szybszego.
-A ty? O czym myślisz?-spytałem ciekaw odpowiedzi dziewczyny.
Szatynka potrząsnęła głową i dopiero zorientowała sie, ze coś do niej mówiłem.
-Nie powiem-odparła tajemniczo.
Uśmiechnąłem sie szeroko.
-I dobrze, każdy powinien czasem zachować cos dla siebie.
Potem juz nie rozmawialiśmy, wciąż tańczyliśmy ale żadne nie odezwało słowem.
Zbyt bardzo skupiliśmy sie na tańcu, na szczęście juz przy szybszej muzyce. Właściwie nawet nie zauważyłem kiedy sie ściemniło. Ludzie zaczęli puszczać sztuczne ognie i ogłoszono, że za chwilę pokaz fajerwerków.
-Idziemy popatrzeć?-zaproponowałem.
Casandra? :>

piątek, 25 września 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Obudziłam się rano, przed chłopakiem. Słodko spał, nie chciałam go budzić, ale no muszę spróbować wstac tak, aby go nie obudzić. No porostu muszę! Tak słodko śpi, ze az żal mi go by było obudzić.
Do pokoju weszla Ana, spojrzała na nas i sie lekko uśmiechnęła, ale po chwili pobladła... Zrobiło jej się przykro, tak się wydawało. Chyba jednak brakowało jej Badi'ego. Podniosłam delikatnie głowę Chris'a i wyślizgnęłam się, a zamiast mnie leżał teraz na poduszce. Podeszłam do dziewczyny i wyszlyśmy z pokoju, zamknęłam cicho drzwi, po czym poszłyśmy do salonu. Usiadła na kanapie.
- Co jest? - spytałam.
- No tak trochę jest mi smutno. - odparła z niechęcią.
- Brakuje Ci Badi'ego, prawda? - spytałam.
- Aż tak widać? - odparła mi pytaniem.
Pokiwałam twierdząco głową. Dziewczyna jeszcze bardziej posmutniała.
- Próbuje pokazywać, ze jestem obojętna, ale ja już tak dłużej nie mogę. - wycharczała.
Dostała sms'a i podderwała się z kanapy.
- Muszę iść do pracy.
Szybko wyszla z mieszkania i trzasnęła drzwiami. Tylko udusić, uhh... Poszłam do sypialni Chris'a, sam jej właściciel słodko spał na łóżku. Położyłam się obok niego i wtuliłam w bok, warto by było gdzieś wyjechać, ale pytanie gdzie? I nie tylko we dwójkę, tylko w czwórkę - Ja i Chris, no i Badi i Ana. Jednak oni są pokloceni o tak naprawdę nie wiem o co...
Posmutniałam trochę, ale cóż. W związku występują kłótnie i to dużo kłótni... No bo co to za związek bez kłótni? Nie ważne.
Dopiero teraz zorientowałam się, ze ktoś mnie obejmuje i delikatnie muska moją szyję. Uśmiechnęłam się lekko.
- Dzień dobry. - powiedziałam.
- Dzień dobry. - odparł z uśmiechem.
- Chris... Może byśmy gdzies wyjechali na kilka dni? - spytałam.
Christopher?

piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Już myślałam że nigdy nie zapyta. No cóż, tylko nie skacz z radości Cas, udaj że Cię to wcale nie rusza.
Wcale.
Ani trochę.
Tylko jak się do tego zabrać, hę.
Powiedzieć 'Oczywiście!'? Nie to zbyt nachalnie. 'Noo..'? Zbyt monotonnie, jakby mi nie zależało.
A zależy?
Cas matole w co ty się pakujesz?
I dlaczego gadasz w trzeciej osobie?!
Mniejsza.
- Z przyjemnością - uśmiechnęłam się.
Chyba nie wyszło tak źle?
Prawda?
Ogólnie to tak jakoś dziwnie wyszło, nigdy nie pozwoliłam się zbliżyć nikomu na krok zwłaszcza płci przeciwnej a teraz mam tańczyć przytulańca.
On faktycznie mnie zmienia. Może dobrze czasem rąbnąć o kogoś by poznać takich ludzi.
Tak czy inaczej chwile potem żeśmy się przytulali i kręcili w kółko, jeszcze tydzień temu jakby ktoś powiedział mi, że moje losy się tak potoczą - wyśmiałabym go totalnie.
Nie mogę skłamać, zarumieniłam się masakrycznie. Dobrze że  Matthew tego nie widzi. Bardzo dobrze.
Cały ten taniec minął bez słowa, najwidoczniej oboje pogrążeni byliśmy w myślach.
Ale o czym on tak rozmyślał?
- O czym myślisz? - palnęłam gdy muzyka się kończyła.
- Tajemnica.
- No wiesz co - powiedziałam jak obrażone dziecko.
Chyba wiem co napiszę na tej kartce.
To może będzie trochę głupie, no ale trudno.
'Niech mnie nigdy nie opuści'.
Jasna sprawa że on jej nie zobaczy.
Chyba spaliłabym się ze wstydu bardziej niż teraz.
Nie odmówi, ale jest czerwona jak burak ;-; Matthew?

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

Od Matthew'a cd. do Casandry
-Wiesz, że narażasz sie na zdeptanie przez innych ludzi i na nieudolnego partnera?-spytałem.
Casandra spojrzała na mnie błagalnie. Aż tak bardzo chciała zatańczyć? Skoro tak postawiła sprawę...Chwyciłem drugą dłoń szatynki i zacząłem z nią tańczyć. Co prawda na początku było trudno wbić sie w rytm, ale po krótkiej chwili tańcowaliśmy tak jak inni. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
-Zapomniałem, że dziś festyn-odezwałem sie w chwili, gdy obkręcałem dziewczynę w piruecie.-Jest tu co roku, na wieczór zawsze dają pokaz fajerwerków a po nim, do drewnianych skrzynek wrzuca sie kartki z życzeniem. Potem puszczają je do rzeki aby odpłynęły, a co niektórzy twierdzą, że wtedy życzenia sie spełniają.
-A spełniają sie?-spytała zaciekawiona.
Wzruszyłem ramionami.
-Nigdy mi sie nie to nie przytrafiło. Chociaż może jak ty wrzucisz karteczkę to tobie sie spełni-posłałem Cas szeroki uśmiech.
Tańczyliśmy jeszcze chwile w rytm szybkiej muzyki ale puścili cos wolnego.
No tak, zawsze po jakimś czasie muszą puścić taka piosenkę, by pary mogły się pimiziać. Eh...Stałem tak z szatynką nie wiedząc co ze sobą począć. Nie trzymaliśmy sie juz za ręcei każde z nas trzymało  je przy sobie. Ale, ze jestem facetem wypadałoby zachować sie lepiej.
-Chcesz zatańczyć?-spytałem.
Casandra spojrzała na mnie trochę zdziwiona, jakby przestraszona.
-Oczywiście jeśli nie chcesz pójdziemy w coś zagrać-uspokoiłem brązowowłosą.
Casandra? Chyba nie odmówisz, co? :>

piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak miłego.
- No chce ale... Ale jak. Co im zrobię? Powiem kiedy zginą? Tylko to umiem!
- Nie prawda, ten sierpowy musiał być całkiem dobry skoro gościu rozłożył się na pół i nie wstał - uśmiechnął się.
~*~
Zamówiłam taksówkę żeby zawiozła nas do centrum miasta, ptak lubił oglądać ludzi więc chyba powinien tam być, prawda? Chwile później byliśmy już w drodze.
- Jesteś pewna że tam właśnie będzie?
- Już niczego nie jestem pewna..
Westchnęłam i zaczęłam myśleć. Tak dokładnie, myśleć, dobrze przeczytałaś. Przyszło mi to z trudem ale jednak. Co mu odbiło.
Kolejne durne nie mające sensu przemyślenia.
Dojechaliśmy, najwidoczniej dzisiaj wieczorem był jakiś festyn bo ludzie tańczyli i śpiewali w rynku.
Chyba Fidiasz zaczeka.
Pod wpływem jakiś głupich emocji wzięłam chłopaka za rękę i pociągnęłam w tamtą stronę.
- Co ty robisz?
- Jeżeli chodzi o rękę - spojrzałam na nią i puściłam go - już puszczam wybacz.
- Niekoniecznie o to mi chodziło - poczułam jak łapie mnie za rękę - Gdzie idziemy? Mieliśmy szukać ptaka.
- Trochę rozrywki na rozluźnienie.
Wciągnęłam go w tłum tańczących.
- Nie tańczę.
- Proszę?
- Nie e.
- Dla mnie? - zrobiłam najbardziej udaną psią smutną minę z wszystkich.
Da się przekonać? ;-; Matthew?

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

-Nie jesteś potworem-odparłem spokojnie.
-Jestem!-zawołała.-Jestem strasznym potworem przed którym wszyscy uciekają.
Nic nie powiedziałem. Możliwe, że jest Banshee, w sumie nawet nie wiem co to takiego ale...patrząc na to miasto nikt tu nie jest normalny, nawet ja.
-Gdybyś byłą potworem-zacząłem cicho.-To ja byłbym teraz martwy i gnił w ziemi. A skoro tu jestem to znaczy, że nie jestem potworem.
Cas spojrzała na mnie, nie mogłem odczytać z jej wyrazu twarzy o czym myśli, co uważa.
-Ale ja nie jestem człowiekiem-zaczęła, lecz nie dokończyła.
Westchnąłem i podszedłem bliżej do szatynki i kucnąłem przy niej.
-W tym mieście niejedna istota nie jest człowiekiem. Ja...ja też nie jestem normalny-dodałem.-Ale to nie ma znaczenia. Możesz być...no nie wiem wilkołakiem ale być dobra i pomagać innym, szanować ludzi a nie jak zwierze biegać po ulicy. Możesz też być elfem rodem z królestwa ale zachowywać się jak prawdziwa żmija. Nie liczy się to co widać z zewnątrz, tylko to co widać wewnątrz. Rozumiesz?
Casandra patrzyła na mnie szarymi oczkami i miałam wrażenie, że powoli rozumie co mam na myśli.
-Nie interesuje mnie, czy jesteś Banshee, czy wampirem, trollem czy kim tam jeszcze. Liczy sie to jaka jestem tutaj.-wskazałem swoje serce.
Umilkłem i patrzyłem na szatynkę która nie wiedziała co powiedzieć.
-Chcesz znaleźć kruka?-spytałem.-Pomogę tak jak tylko będę w stanie.
Casandra? Chwila szczerości ;-;

piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Spojrzałam na drzewo po czym ruszyłam pędem w jego kierunku. Fidiasz siedział na drzewie, nie odrywając ode mnie dziwnego, groźnego wzroku.
- Złaź kurduplu! Wiesz jak się bałam! - mruknęłam i próbowałam go ściągnąć, a on w tym samym momencie mnie dziabnął. Nie spodziewałam się tego, więc właśnie miałam upadać, ale ktoś mnie złapał. No tak, Matthew.
- Fidiasz? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Może lepiej go zostaw, może ma okres? - próbował obrócić to w żart.
- Nigdy w życiu się tak nie zachowywał,poza tym ma fioletowe oczy a nie czerwone.
- W fioletowych bardziej mu do twarzy - odparł niczym filozof.
- To nie jest śmieszne!
Ptak zakrakał, jeszcze raz na mnie spojrzał i odleciał. Pustka. Zostawił mnie nawet on. Oby wrócił.
Patrzyłam drętwo na drzewo nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Wychowałam go od jajka, jak może mnie nie pamiętać? Co oni mu zrobili?
Oj dowiem się.
- Idę tam.
- Tam to znaczy gdzie?
- Do tego gangu bangu srangu nie wiem! Mają mi go oddać! Miałam tylko jego zanim poznałam ciebie! - wymsknęło mi się. Nie za bardzo się otwierasz? Jeszcze chwila a go przestraszysz.
Gdy wróciliśmy do pokoju usiadłam zrezygnowana.
- Musze ci coś powiedzieć.
- Co?
- Ale obiecaj że mnie nie zostawisz chociaż w sumie rób co chcesz tylko nie uciekaj - miałam strach w oczach.
Przemilczał.
- Nie jestem zwykła, jestem potworem - Banshee, masz prawo teraz stąd wyjść i mnie zostawić - odparłam chociaż tego mocno nie chciałam.
Badum tss ;-; Matthew?

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Rosalie

-Matthew Hoover-powiedziałem i przyjaźnie wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny.-Wolę jednak by zwracano się do mnie Ame.
Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na drogę. Autobusu nie było. Eh...
-Wybacz, że byłem na początku niemiły, nie jestem taki tylko tak pogoda dziś na mnie działa-próbowałem się jakoś wytłumaczyć.-Dawno już powinienem być na drugim końcu miasta a autobusowi jakoś za specjalnie nie śpieszy się by przyjechać na czas na przystanek.
-Często się spóźnia?-zagadnęła.
-Ostatnio coraz częściej. Podobno właściciel firmy przewozowej ma nie lada problem z synem, próbuje zorganizować mu ślub. Trzeci raz w tym roku-zaśmiałem się a białowłosa odpowiedziała mi tym samym.
Przyjrzałem się jej kątem oka. Byłą młodziutka, być może ledwo pełnoletnia i gadam z takim staruchem jak ja.
-Mieszkasz gdzieś w okolicy?-spytałem od tak.-Często kręcę się tu w okolicy, ale Ciebie koleżanko jeszcze tu nie widziałem.
Schowałem dłonie w kieszenie i patrzyłem przed siebie. Eh deszczyk deszczyk, ale nie obraziłbym się gdyby już przestał padać...
Rosalie? Ame wcale nie chciał być niemiły XD

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

-No to jej nie skrzywdzimy-powiedziałem.-Daj mi kartkę i szklankę.
Dziewczyna patrzyła na mnie.
-Na pewno jej nie zabijesz?-spytała.
-Nie śmiałbym jeśli tego nie chcesz-położyłem dłoń na sercu.-Przysięgam.
Szatynka po krótkiej chwili namysłu dała mi i kawałek kartki i szklankę. Co prawda było to trochę dziwne, bała się pająków ale nie chciała by ich zabijano...z taką osobą się jeszcze nie spotkałem. Próbowałem delikatnie, (czyt. tak aby nie wyglądało to na znęcanie się nad zwierzętami) wsunąć kartkę pod pajęczaka, a gdy to mi się udało nakryłem szklanką kartkę tam, gdzie była Mel. Podszedłem do Cas.
-Widzisz? Nic jej się nie stało a teraz wyniosę ją na zewnątrz. Powinna wrócić do swoich małych, będzie żyć i nie przestraszy Cię.-posłałem jej uśmiech.-Pójdziesz ze mną?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała ale ruszyła za mną do drzwi. Puściłem na trawnik pająka i patrzyłem jak idzie sobie z krzaki. Obróciłem się do szatynki która nerwowo rozglądała się wkoło.
-Co jest?-spytałem.
-Zgubiłam Fidiasza-powiedziała patrząc pusto przed siebie.
-Fidiasza?
-Mojego kruka-wyjaśniła.
Spojrzałem w tę stronę co ona. Kruka nie widziałem...a ptaki przypadkiem nie powinny być na drzewach? Szybko spojrzałem na najbliższe drzewo i zobaczyłem ciemną postać ptaka siedzącą głęboko w gałęziach. Patrzył na Cas uważnie.
-To on?-spytałem i wskazałem drzewo.
Casandra? To ten czy nie ten? ;-;

piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matrhew'a

Przyjechał. On serio przyjechał. A ja głupia myślałam że mnie zabiją. No jasne że przyjechał, co się idiotko dziwisz, jako jedyny się o ciebie martwi.
- Czy mi się coś stało?! Lepiej spójrz na siebie! - przybrałam ton wkurzonej matki patrzącej na syna, który wrócił cały 'porozwalany' po głupich zabawach na podwórku. Tak to jest jak wychowuje się 7-mioro własnego rodzeństwa. Oby tylko jeszcze ich matka nie sprzedała.
- Czy chcesz jechać do szpitala i dostać tysiąc rurek i igieł wbitych w ciało? - wyszczerzyłam się.
Nie lubił tego dokładnie tak jak ja.
- Nie pani doktor.
Wstałam i poszłam po apteczke mówiąc ciche:
- Dziękuję.
Gdzie ona może być? W szafie nie ma.
Ciemno wszędzie głucho wszędzie co to będzie co to będzie.
Dziady mi się przypomniały właśnie w tej sytuacji, dzięki mózg, zamiast skupić się na apteczce to ja se jakieś obrzędy przypominam. Ekstra.
Jest!
Wróciłam do mojego pokoju gdzie jeszcze przed godziną miałam umierać.
Przyłożyłam mu lód do obitego policzka.
- Zimne - mruknął.
- Ciężko o ciepły lód - zaśmiałam  się - Będziesz miał guza.
- Warto było.
Te słowa uderzyły we mnie jak piorun, zalewając jakimś dziwnym nieznanym dotąd ciepłem, co to?
~*~
Chwile albo długą chwile później.
- Boisz się pająków?! - zapytał Matthew.
Niecierpliwie patrzyłam na wielkiego pająka, który tkwił na stole.
Milczące pertraktacje trwały.
- Pozwól że to załatwię.
- Nie, bo go zabijesz.
- I co z tego?
- Będzie martwy.
- I....?
- Pomyśl, u pająków panuje matriarchat. Jej małe będą czekać aż matka nie wróci!
- To jest ona?
- Owszem, ma na imię Mel i lubi mnie denerwować swoją obecnością.
- To co teraz zrobimy?
- Poczekamy aż sobie pójdzie!
Jeżeli chodzi o zwierzęta nigdy nie skrzywdze nawet muchy. Zwierzęta.. Właśnie. A gdzie jest Fidiasz?
Zgubiłam 'ptaka' XD ;-; Matthew?

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

Nosz wiedziałem, coś musiało się stać. Niewiele myśląc wyleciałem z domu. Wystawiłem motor z garażu i nie bawiąc się w kaski odpaliłem silnik i ruszyłem pod wskazany adres. Nienawidzę tego przeklętego przeczucia, że dzieje się coś złego. Dojechałem po kilkunastu minutach, dopiero. Zaparkowałem w pośpiechu i wpadłem do domu z którego dochodziły mnie wrzaski. No i zobaczyłem trzech dwóch facetów. Jeden z nich trzymał Casandrę która za wszelką cenę próbowała się wyrwać.
-Oooo, jakiś młodzik przyszedł-zaśmiał się jeden z nich, nieco mniej potężny od drugiego.-W mordę chcesz?
-Mógłbym spytać o to samo.-rzuciłem chłodno.
-Życie ci nie miłe szczeniaku?-myślał, że mnie zastraszy ale coś mu nie wyszło.
-Słuchaj mało wychowany dresiarzu-syknąłem.-Zabierzcie swoje krzywe mordy i wyp.ier.dal.aj.cie stąd.
Ten, który trzymał Cas za ręce zaczął się śmiać.
-Myślisz, że nam podskoczysz?-zadrwił.
-Jeśli chcesz możesz się przekonać-mruknąłem.
Nieco słabszy typ zakasał rękawy i ustał naprzeciw mnie. Spiąłem mięśnie i czekałem aż zaatakuje co nastąpiło chwilę później. Zamachnął się i chciał dać mi w mordę, lecz wykręciłem mu rękę. Skrzywił się i ponownie spróbował lecz tym razem zablokowałem go. Zawsze uznawałem, że samoobrona to podstawa, zwłaszcza w takim mieście jak to. No ale dość zabawy. Zaczęliśmy się lać, porządnie. Co i rusz obkładaliśmy się pięściami i tylko czasem ten idio.ta był w stanie mi przywalić. Po kilku dobrych minutach szarpaniny udało mi się złapać go za fraki i kopnąć w brzuch. Padł na ziemię i zwinął się z bólu. Oparłem dłonią krew płynącą z nosa i spojrzałem na drugiego.
-A ty co? też chcesz?-mruknąłem poddenerwowany.
-A co mi zrobisz?-nieświadomie puścił dziewczynę i rozłożył dłonie.-Co takiego potrafisz chłopczyku?
W tej chwili Casandra dała mu kopniaka w krocze i uśmiechnęła się. Podszedłem do gościa który trzymał się za genitalia i przeklinał kobiety. dałem mu kilka razy w twarz na co nie zareagował, za bardzo bolało go co innego.
-Wynoś się stąd, ze swoim kumplem. Natychmiast.-zażądałem.
Dresiarz podniósł się i wychodząc zgarnął kolegę. Gdy wyszli odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na Cas. Dłonia chwyciłem jej podbrudek i przyjrzałem się jej.
-Nic Ci nie zrobili?-spytałem zatroskany.-Szybciej przyjechać nie mogłem.
Casandra? "Szybciej nie mogłem" XDD

piątek, 25 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Usłyszałam krakanie Fidiasza, ale nie było one zwykłe, to było krakanie z bólu, ktoś robił mu krzywdę, odstawiłam telefon ale się nie rozłączyłam i podbiegłam do okna. Jacyś mężczyźni stokrotnie silniejsi ode mnie go złapali pytając się na głos gdzie ich Pani.
Jego Pani...Ja? Czego ode mnie chcieli? Albo lepiej.
Pytali się o mnie ptaka? Jakieś promile we krwi czy się mylę? Na bank ptak im odpowie.
Kretyni.
Na wszelki wypadek wstukałam w smsie do Matthew'a mój adres zamieszkania, co mogę powiedzieć, nie potrafię się bić, to kompletnie nie mój żywioł, a ci panowie, nie przyszli raczej w pokojowych zamiarach.
Wielki huk, drzwi kaput.
Aż się zrymowało, dobra Cas nie pora na żarty.
- Casaaandroo
Nie wystarczyło po prostu Casandro? Po co przedłużać te obrzydliwe imię.
Znaleźli mnie, nie wiem czy mam się śmiać czy płakać.
- Chodź, jesteś nasza - uśmiechnął się tajemniczy mężczyzna. Według mnie był koło 40 ale mogę się mylić...Boże nie czas na charakterystykę. Dlaczego w chwilach zagrożenia tak mi odbija?
Wyciągnęłam z szafki broń.
W takich chwilach zaczynam żałować że nie oglądałam w11.
Ja kompletnie nie wiem jak tego używać a raczej jak trafiać.
- Stój bo strzele!
Zaśmiali  się, owszem, nie brzmiało to przekonująco no ale jednak trochę grozy w tym było.. Co nie? Nie ważne.
Zamknęłam oczy, strzeliłam i usłyszałam krzyk bólu.
Haaaa! Trafiłam!
...W ścianę.
Facet tylko udawał, cóż, aktorem byłby niezłym.
Cas czemu musisz być aż taką sierotą?
- Twoja matka sprzedała cię ładnych parę lat temu za towar.
Sprzedać córkę za narkotyki i papierosy, no, to jest myśl mamusiu! Nawet nie wiesz jak cie nienawidzę.
- Od teraz należysz do nas - dokończył nie przestając się uśmiechać i zbliżył się.
- Tylko mnie dotknij.
Zrobił to.
No i złapał prawego sierpowego. Ha! Jednak coś tam umiem.
Eh na marne, ten drugi zdążył mnie złapać jeszcze wcześniej niż tamten stracił przytomność.
Zakuł mi ręce.
Co teraz? Ugryze go?
Matthew? Moja wyobraźnia jest głupia ;-;

piątek, 25 września 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Obudziłem się z głową na nogach mojej ukochanej. Spało mi się tak dobrze, ale podświadomość ciągle nakazywała mi zachować ostrożność. Niechętnie usiadłem i przeciągnąłem się. Natalie spała spokojnie, wyglądała jak księżniczka. Moja księżniczka. Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Byłem trochę głodny i przydałoby się ogarnąć ten bajzel z kuchni...Pochłonąłem dobrych kolka kawałków lazanii i pozmywałem naczynia. Przez myśl mi przeszło, że jestem jak perfekcyjna pani domu. Bywa, Anastasie się uparły by ciągle pracować a Silvan też siedział w pracy, był ochroniarzem więc pracował prawie całą dobę...Spojrzałem na leki leżące na blacie kuchennym. To chyba nie wystarczy by Nati wyzdrowiała, wszystko już się prawie pokończyło bo nikt nic nie kupił. Eh, czyli wycieczko do  apteki witaj. Niechętnie zebrałem się i ruszyłem do na miasto. Cóż, jak trzeba to trzeba.
~~*~~
Wrociłem z dobre pół godziny później. Co z tego, że apteka nie jest daleko jak kolejki ciągną sią aż do drzwi wejściowych. Zostawiłem leki w kuchni i poszedłem do swojego pokoju. Nat nadal spała, tak słodziutko. Wspiąłem sie na łożko i ułożyłem tak jak wcześniej, kładąc głowę na nogach dziewczyny. Chwyciłem jej jedną dłoń i całowałem opuszki palców, tak po prostu. Nim zdążyłem się obejrzeć ponownie odpłynąłem do krainy snów.
Natalie? Trzeba wymyślić jakąś akcję ;-;

piątek, 25 września 2015

Od Matthew'a cd. do Casandry

W pierwszej chwili osłupiałem. Casandra? Ale skąd ona ma mój numer? Szybko się otrząsnąłem.
-Jeśli tego chcesz, to pomogę Ci tak, jak tylko będę w stanie-zdziwił mnie mój spokojny ton głosu.
W środku byłem dziwnie pusty, nie wiedziałem co się działo a mimo tego potrafiłem zachować spokój. Czyli ojciec nie żartował sobie ze mnie kiedy mówił, że mam to po nim.
-Gdzie chciałabyś się spotkać? Jest dopiero po południu, został jeszcze duży kawek dnia.-zacząłem i szukałem dalszych argumentów.-Możemy zacząć nawet od dzisiaj...
Odpowiedziała mi cisza, szatynka nic nie powiedziała.
-Jeśli dziś jest dla Ciebie za wcześnie rozumiem-poprawiłem się.-Grunt, żebyś była gotowa i chciała tego. Nic nie zrobię na siłę, wszystko zależy od Ciebie.
Dziewczyna nadal nic nie odpowiedziała. Może była wręcz pewna, że odmówię? A może wciąż się mnie obawiała. Nie wiedziałem tego i pewnie się nie dowiem. Casandra nie byłą za szczególnie otwarta...
-Wystraszyłem Cię tą propozycją?-spytałem ostrożnie.-Jeśli chcesz ja mogę przyjechać do Ciebie...lub po prostu nie spotkamy się w ogóle. Rozumiem, że możesz być jeszcze nieco osłabiona i zmęczona.
Nadal nic nie usłyszałem w odpowiedzi. Może coś się stało i nie mogła mi odpowiedzieć?
-Cas, odpowiesz mi? Co się dzieje?-zmartwiłem się.
Casandra? ;-;

piątek, 25 września 2015

Od Natalie - c.d do Christopher'a

Spojrzałam w kierunku drzwi, gdzie stał Christopher.
- Nawet. –odparłam cicho.
Uśmiechnął się blado i odwrócił się w drugą stronę, po czym zniknął mi z pola widzenia. Niestety miałam zapchany nos i nic nie czułam, kompletne zero. Uh.. Jak ja nie lubię mieć zapchanego nosa, eh… No, ale cóż, trzeba jakoś żyć. W pewnym momencie do pokoju wszedł Chris z czymś na talerzu, przykryte było więc ciężko mi było się domyśleć co to było. Jednak kiedy odsłonił i ujawnił co było pod przykrywką uśmiechnęłam się od ucha do ucha i zabrałam jemu talerz z porcją, którą dla mnie nałożył. Zaczęłam jeść powoli i delektować się tym, przy czym posłałam wdzięczne spojrzenie chłopakowi. Ten posłał mi tylko delikatny uśmiech i zabrał pusty talerz.
- Chcesz jeszcze? – spytał.
Pokręciłam przecząco głową. Christopher wyszedł z pokoju, ale po chwili do niego wrócił. Miał worki pod oczami i jeszcze całe czerwone oczy, był strasznie przemęczony. Położył się, a głowę ułożył wygodnie na moich nogach. Położyłam dłoń na jego włosach i przeczesywałam je. Chłopak zamknął oczy i albo zasnął albo po prostu ma zamknięte oczy i o czymś rozmyśla. Jednak mam nadzieję, że słodko sobie spał, bo ja w końcu też zasnęłam…


Christopher? Brak pomysłu ;x

czwartek, 24 września 2015

Od Casandry cd. do Matthew'a

Znowu spieprzyłaś, tak łatwo ci to wychodzi Cas. Kogo tylko poznasz nagłe  bum i znowu sama. Matthew tego dnia już  nie wrócił do pokoju, musiałam go ostro zniechęcić. I dobrze. Będzie bezpieczny. A ja znowu sama.
Znowu.
Sama.
Pewnie wrócił teraz do domu, cieszy się życiem zdala ode mnie. Niby tego chciałam, a jednak..
Mniejsza, w końcu go posłuchałam i zaczęłam się normalnie zachowywać w szpitalu - innymi słowy nie uciekać. Przychodziło mi to z trudem, ale ciągłe wizyty Dr. Hoovera dały mi do zrozumienia, że nie jestem na świecie sama, porządny z niego człowiek. Nie wierzyłam że  tacy jeszcze istnieją, chociaż jego syn...To kropka w kropkę Pan doktor.
A ja dałam mu odejść.
Brawo.
~*~
Następny dzień, dzisiaj mnie wypisują,czuje się znacznie lepiej.. Matthew miał rację.
Ale co teraz.
Przed wyjściem ze szpitala podeszłam do doktora.
- Dziękuję że w ten jeden dzień poświęcił mi Pan tyle uwagi - uśmiechnęłam  się.
Coś mi się wydaje, że zmieniam się na lepsze.
- Było mi bardzo miło Casandro - odwzajemnił  uśmiech.
Miałam właśnie wyjść gdy... Mózg dał za wygraną..
- Dałby mi pan numer do pana syna?
Ta.
Doktor wręczył mi kartkę i mrugnął, po czym zniknął.
~*~
Byłam w domu.
Wreszcie w szarym, nudnym, samotnym domu.
Czegoś mi jednak brakowało.
Wstukałam  numer na telefonie i zadzwoniłam.
Pierwszy sygnał.
Drugi.
Jego głos.
- Halo?
Rozłączyłam  się, Cas ty chole.rny  tchórzu.
Jeszcze raz.
- Tak? Słucham?
- Matthew?
- Przy telefonie, kto mówi?
- Cas.. Chciałam cie przeprosić, nie nauczono mnie w domu jak się obchodzić z drugim człowiekiem na ten łagodny sposób, ale chcę się zmienić, pomożesz mi?
Matthew? Pomoże? ;-;

czwartek, 24 września 2015

Od Christopher'a - c.d do Natalie

-Ale to jest kawałek dla Ciebie.-powiedziałem i podałem dziewczynie talerzyk.-Ja sobie włożę.
-Ale ja już nie dam rady-odpowiedziała i przesunęła talerzyk w moją stronę.
Pokręciłem głową i zabrałem talerzyk. Pochłonąłem ciasto w oka mgnieniu. W sumie dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak jestem głodny. Nie chciałem dać tego po sobie poznać i odłożyłem talerzyk na bok.
-Ciepło Ci?-spytałem opiekuńczo i poprawiłem kołdrę.
Natalie pokiwała głową więc się do niej przysunąłem i musnąłem lekko jest usteczka.
-Jestem gów.nia.żem, że zostawiłem Cię na parkingu.-stwierdziłem smutno patrząc w oczka dziewczyny przykryte soczewkami.-I teraz chorujesz przeze mnie. Głupi jestem jak nic.
Odsunąłem sie od dziewczyny i zabierając talerzyk wstałem.
-Zrobię coś na obiadokolację a ty się prześpij, dobrze?-spytałem.
Brunetka pokiwała głową a ja wyszedłem z pokoju. Co by tu na obiad, co by tu na obiad...Lazania? Może zrobię. Zmyłem naczynie i schowałem resztę ciasta. Może ktoś się skusi. Zacząłem przygotowywać wszystko do mojego specjału. Miałem wrażenie, że działałem jak robot-moje ciało pracowało a ja sam nie wiedziałem co robię. Może powinienem trochę spać w nocy? No w każdym razie wpadłem na to za późno. Nim się obejrzałem już jedzonko piekło się w piekarniku a ja postanowiłem zajrzeć do mojej księżniczki. Nie spała tylko patrzyła w sufit i kaszlała.
-Dobrze się czujesz skarbie?-spytałem troskliwie.
Natalie? ;-;

czwartek, 24 września 2015

Od Natalie - c.d do Christopher'a

- Tak, tak… - burknęłam i zabrałam się za jedzenie ciasta, które upiekł mój kochany narzeczony.
No w sumie, nawet, nawet ten jabłecznik(?) Posłałam uśmiech w stronę ukochanego i odłożyłam pusty talerzyk na parapet.
- Smakowało? – spytał.
- Bardzo. – odparłam.
Chłopak uniósł się dumą, wziął talerzyk i z wielkim uśmiechem na twarzy wyszedł z pokoju. W sumie zastanawiało mnie jedno… Jak on to upiekł? On potrafi piec? Od kiedy? Czemu ja o tym nic nie wiem? Dobra lazanie robi wyśmienitą i nie mogę mieć do niego o to wątów, bo już ślinka leci. Kurde… Mogłam nie myśleć o tej lazanii, która jest  taka pyszna… Uhh już znowu narobiłam sobie smaku. Może jutro zrobi jak go bardzo ładnie poproszę? Ale to bardzo, bardzo, bardzo ładnie! Jeju, ja już chcę tą lazanię. A na samą myśl (po raz kolejny) o niej aż położyłam się wygodnie i patrzyłam w sufit. Aż do momentu… Do pokoju wszedł Christopher z kolejnym talerzykiem, ale na nim nie było laza… Znaczy się jabłecznika. Tylko tabletki. Spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Nie chce lekarstw.
- No to pora na lekarstwa, a potem jabłecznik. – powiedział z uśmiechem.
Usiadł na skraju łóżka, położył mi talerzyk na nogach i szybko wstał. Wybiegł z pokoju, a po chwili wrócił i podał mi butelkę wody. Jego wzrok mówił sam za siebie „Bierz tabletki, popij wodą, połknij i jabłecznik coraz bliżej!” Jednak ja wolę lazanię! Nie wiem czemu, ale uparłam się strasznie na tą lazanię. Za długo jej nie jadłam, a jej soczysty smaczek mmm… Niebo w gębie.
No nie ważne. Szybko jakoś poszło z tymi tabletkami. No i dostałam swoją nagrodę! Czyli jabłecznik, ale i tak wolę laza… Dobra nie ważne.
Christopher siedział i swoimi oczkami na mnie patrzył, były bursztynowe. Tak słodko się patrzył i uśmiechał. Jejku jaki słodziak! OMG! Oddałam ciasto chłopakowi.
- Nie chcesz?  - spytał.
Pokręciłam głową.
- Teraz ty zjedz. – poprosiłam.


<Christopher?>

czwartek, 24 września 2015

Od Matthew'a - c.d do Casandry

Gdy wróciłem do sali, gdzie leżała szatynka zauważyłem wszystkie przewody leżące na łóżku...ale bez Casandry. Uciekła. Pokręciłem głową. Nie mogła pójść za daleko, była zdecydowanie zbyt osłabiona i zapewne zgubi się w szpitalu, w końcu jest ogromny. Wyszedłem z sali i skierowałem się w pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy-do przychodni. łatwo było do niej trafić i być może właśnie tam była. Szybkim krokiem pokonałem kilka zakrętów i znalazłem się z odpowiednik skrzydle. Rozejrzałem się w tłumie, i nic. Czyli tutaj jej nie było. Zdecydowanie za duży tłum by chciała tu przyjść, takie przynajmniej miałem przeczucie. Czyli gdzieś bardziej w pustych miejscach...może przy salach operacyjnych? Ruszyłem z buta i po kilku minutach byłem w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Czemu? Zupełnie naprzeciw mnie snuła się postać którą była Cas. Miałem wrażenie, że gdybym dotknął ją niespodziewanie zaraz upadnie i zrobi sobie jeszcze większą krzywdę. No więc zaczaiłem się od tyłu i czekałem aż będzie skręcać w którąś stronę. Nie musiałem czekać długo, gdy wybierała się w lewy korytarz chwyciłem ją w pasie i pociągnąłem do siebie. Tak jak przypuszczałem, gdybym nie ja dawno by już upadła.
-Co ty tu robisz?-spytała zdziwiona i nieco przerażona.
-Trzymam Cię bo mało co byś się nie wywróciła-powiedziałem spokojnie jak to miałem w zwyczaju.-Uciekłaś z sali więc Cię szukałem.
-Nie musiałeś.-stwierdziła.
-Ale chciałem bo się martwię. Chodź bo zmarłaś idąc boso i jestem zmęczona.
-Nie chcę-dziewczyna chciała się wyrwać ale nie miała siły, nic a nic.
-Spokojnie, jutro wyjdziesz a do tego czasu wybacz, ale szpital za Ciebie odpowiada. I ja też.
Pociągnąłem szatynkę lekko za rękę by szła obok mnie, jednak ta poleciała do przodu i w ostatniej chwili ją złapałem. Eh.
-Dasz radę iść?-spytałem, lecz nie otrzymałem odpowiedzi.
Westchnąłem i chwyciłem dziewczynę na ręce.
-Co ty ro...-ucięła co ruszyłem do sali w której leżała.
-Rozumiem, nie chcesz tu siedzieć i sam też nie lubię. To jest okropne ale czasem trzeba, dla własnego zdrowia. Nie wiem czy uciekasz bo nie chcesz tu być, czy się mnie boisz...Jeśli to drugie to zostawię Cię w spokoju, nie chcę byś szkodziła sobie z mojego powodu. Jutro wyjdziesz i zrobisz co zechcesz.-wszedłem do sali i usadziłem dziewczynę na łóżku.
Patrzyła na mnie szarymi oczyma i docierał do niej sens moich słów. Nie lubiłem się nikomu narzucać. Wyszedłem z sali i zwróciłem się do najbliższej pielęgniarki aby posprzątała wszystkie kable i na nowo umieściła wenflon w dłoni Cas.
Casandra? Matthew nie chce się narzucać ;-;

czwartek, 24 września 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Podniosłem ręce do góry w geście kapitulacji.
-Aaaaaaaaa! Nie strzelaj! Boję się ciebie kobieto!-zawołałem.-Odłóż tego banana i nikomu nic się nie stanie!
-A czemu miałabym to zrobić?-zaśmiała się Natalie.
-Zrobię wszystko co zechcesz!-udawałem zchisterowanego pięciolatka.-Tylko zabierz broń!
-To ja chcę...abyś zrobił mi coś dobrego do jedzenia jak wrócimy.-postanowiła i zabrała owoc od mojej głowy.
Szybko go ubrała i w końcu zaczęła  jeść. Pokręciłem głową i odpaliłem silnik. Powoli wjechałem na drogę. Oby tylko Nati zaraz coś nie odbiło kiedy będę na środku skrzyżowania, taaa...No więc jechaliśmy sobie spokojnie do domu gdy Natalie nagle zaczęła śpiewać(drzeć się na cały samochód) piosenkę która właśnie leciała w radiu. Nie żeby coś, ale whaaaaat?! Coś jej pewnie dali w szpitalu kiedy mnie nie było, albo sama coś wzięła.
~~*~~
Po dziesięciu minutach takiej drogi w końcu uznałem, że chyba starczy.
-Kochanie, zedrzesz sobie gardło-powiedziałem spokojnie.-A wtedy już za wiele nie powiesz.
-Ale ja chcę śpiewać, być jak gwiazda-dziewczyna powiedziała to tak, jakby była co najmniej na haju.
Aha?
-CHCĘ BYĆ WYJĄTKOWA!!!-zawołała brunetka.
Gdy to usłyszałem omal nie wjechałem w drzwi od garażu, zahamowałem w ostatniej chwili. Naprawdę coś jej dali. Cofnąłem trochę i w końcu zgasiłem silnik. Wysiadłem z samochodu zabierając rzeczy i jak przystało na dżentelmena otworzyłem drzwi mojej najukochańszej. Ta wysiadła pośpiesznie i ruszyła do domu. Podreptałem za nią i ruszyłem do swojego pokoju. Jedzenie wyłożyłem na biurku a torba wylądowała obok szafy. Maleńka lekko trzęsła się gdy chodziła po pokoju. Złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie.
-Idź wziąć ciepły prysznic lub kąpiel a ja zrobię Ci coś dobrego do jedzenia, dobrze?
-Dobrze-Natalie uwolniła się z mojego uścisku i zabierając kilka rzeczy poszła do łazienki. Ja z kolei wparowałem do kuchni i wyjmowałem wszystkie składniki na ciasto. Zamierzałem zrobić jabłecznik na ciepło, kto wie, może jej posmakuje?
~~*~~
Uporałem się wreszcie z ciastem i dumnym krokiem zmierzałem do pokoju trzymając talerzyk za plecami. Moje słońce tuż przede mną wyszło z łazienki. Czyli tak długo tam siedziała? Aha?
-Chodź skarbie bo mam coś dobrego-zaśmiałem się.
-Co takiego?-spytała ciekawa gdy wchodziliśmy do mojego pokoju. W sumie to był też jej, tyle że nie oficjalnie ale no. Postawiłem talerzyk na biurku i pomogłem wygodnie usiąść mojej księżniczce na łóżku pod kołdrą. Gdy siedziała już opierając się o poduszkę  podałem jej talerzyk z ciastem które nie miałem zielonego pojęcia czy mi wyszło.
https://pbs.twimg.com/media/CE5GAFsVAAA6Vwb.jpg:large
-Smacznego-posłałem jej szeroki uśmiech.-Jeśli będziesz chciała dołożę Ci więcej, ale...potem startujemy z lekami abyś mi tu wyzdrowiała.
Natalie? :>
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X