-To co stary? Akcja uratuj żonę?-rzucił i docisnął gazu.
Wywróciłem oczami. Ja jechałem po Nat a co niektórzy po własną rodzinę. Każdy we własnej sprawie, no oprócz mojego kumpla. On po prostu musiał się przejechać, zapewne nie wytrzymałby z poddenerwowaną Aną. Z resztą teraz i tak siedziała w domu jak na szpilkach. Wyjechaliśmy z lasu i asfaltem pędziliśmy ku miastu.
-Wrócimy z tego?-sapnął rudy siedzący przy oknie.-Miał być wieczorem mecz...
-Serio? Zamartwiasz się meczem? Po co ty do chol.ery jedziesz do tego psychiatryka?-zawołał blondyn siedzący po mojej lewej stornie.-Skoro mecz ważniejszy to nie musisz jechać po swoją laskę.
Prychnął po czym przetarł rękawem bluzy broń.
-Ona i tak ze mną zerwie, nie ufa mi-mruknął i zaczął pstrykać palce.
~~*~~
Droga dłużyła się nie miłosiernie. Wjeżdżając do miasta schowaliśmy między nogi bronie i jakby nigdy nic jechaliśmy za kamienicę, tak jak planowaliśmy. W końcu wysiedliśmy i zabraliśmy broń. Kto wie, czy nie dojdzie do strzelaniny?
-Trzecie piętro, piąte okno na południu. Tu sie wbijemy-wskazał okno blondyn zwany Mark.
-Czemu tam? Nie można niżej?-westchnął rudzielec.-Albo drzwi?
Przewróciłem oczami. Eh...serio?
Ktoś trzepnął go w plecy tak, że w końcu się zamknął.
-A tak serio, czemu akurat to okno?-spytał Badi mrużąc oczy.
-Kraty są luźnawe, okno łatwo wyjąć. Bawiłem się z tym ostatnio-westchnął Mark i wskazał drzewo.-Tędy mogą zejść osóbki które odbijemy, a wy to nie wiem grubasy.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. No ale dobra, czas tam wbijać.
-Chwila!-zawołał Mark, gdy chcieliśmy już iść.-Dwójka idzie ze mną.
-Czyli?-mruknął Badi opierając się na aucie.
-Rudy i Chris-machnął na nas ręką.
Ruszyliśmy za nim oglądają się w koło.
-No ja nie wiem...-mruknąłem.-Czemu idziemy gdzie indziej? Nic wcześniej nie wspominałeś...
Uciszył mnie ruchem dłoni i pogonił.
-Wiedzieliście, że mają tu piwnicę?-szepnął cicho.-Oni, możliwe, że narobią hałasu i wszyscy pójdą na górę ze strażników. My przemkniemy z tyłu i możemy im zrobić plecy. Proste.
~~*~~
Później już nie rozmawialiśmy, trzeba było wyważyć drzwi od piwnicy. Wkourzony rudy poddał się przy czwartej próbie.
-Nie dam rady-mruknął.
Prychnąłem na to i rozgrzawszy dłonie roztopiłem zamek w drzwiach.
-Ta dam-zaśmiałem się cicho.
Ruszyliśmy truchtem na korytarz po czym skręciliśmy na schody. Jest noc, raczej mało kto się jeszcze krząta. Za zakrętem rozeszliśmy się w swoje strony. Natalie podobno była w pokoju 112. Skakałem po stopniach i szukałem drzwi, dostawałem wręcz białej gorączki. A co jeśli jej tu nie ma? A co jeśli jestem za późno? A co jeśli coś jej zrobili i nie byłem w stanie jej ochronić? Z każdą chwilą panikowałem coraz bardziej. Taj, panikowałem. Ujrzałem szukaną cyfrę na drzwiach. Były zamknięte. A klamki nie było...Zastukałem cicho w drzwi. Nic. Jeszcze raz, nieco głośniej. Kroki za drzwiami i...otwiera mi Natalie. Blada, w białej koszuli, zmizerniała. Chwyciłem ją w ramiona i wszedłem do środka zamykając drzwi.
-Nat-wyszeptałem wściubiając nos w jej włosy.-Skarbie. Przepraszam, że tak długo...Nic Ci nie jest?
Natalie? Your Hero :v
Kropciuuuu, a czy to nie jest cd od Christophera do Natalie? XDDD
OdpowiedzUsuńŻe tak powiem taki był zamysł :V
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, to z przyzwyczajenia XDDDDD *brak snu*
OdpowiedzUsuń