wtorek, 22 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

- Ame? - szepnęła, czując jak jej powieki stają się coraz cięższe, jak powoli odpływa przez to głupie kołysanie na boki. Nienawidziła bujania się, huśtawki zawsze ją przerażały, a jachty, którymi pływała, gdy jeszcze nie ujawniły się jej moce przynoszenia szczęścia, przyprawiały ją o dreszcze, wciąż podejrzewa, że ma chorobę morską, bo ilekroć weszła na pokład tej paskudnej maszyny, tyle razy wyglądem przypominała sałatę, ale w tym momencie była zbyt zmęczona, aby wyrwać się z ramion Ame i po prostu zasnęła.
"Czemu o mnie dbasz? Chcesz... być moim... bratem..? Zastąpisz... Smile'a?" - pomyślała przeciągle i powoli, nim kompletnie zapadła w objęcia Morfeusza.

~*~

Z początku towarzyszyło jej uczucie spadania, które naukowcy określili jako przejście do głębokiego snu i potwierdzili jego pochodzenie licznymi badaniami. Wprawdzie powoduje ono nagłe przebudzenie, lecz tym razem Art czuła, że nie mogła się obudzić, więc z prądem podążała tam, gdzie sny chciały ją zabrać.
Freemium. Podświadomość zdecydowała się na dzień, w którym marzenia wszystkich dzieci oraz młodzieży z laboratorium miały się spełnić, miały uzyskać nagrodę za tyle lat cierpienia - upragnioną wolność pozbawioną krat, łańcuchów, kajdan, leków, strzykawek, wrzasków umierających towarzyszy oraz poległych podczas operacji, będących kolejnymi chorymi badaniami, służących do zrobienia kroku ku nauce... i władzy. Ślepe pragnienie panowania nad całym wszechświatem opętała naukowców, którzy wkrótce posunęli się do stworzenia zaułku dla ludzi o nadprzyrodzonych mocach, dzieci pobłogosławionych przez siły nadnaturalne i wyższe, panujące nad losem, fatalizmem. Takie kuriozalne istoty budziły wścibskość wśród prostych egzystencji człowieczych, pozbawionych niejasnych cząstek, czyli magii. Dlatego dochodziło do detencji tych biednych "dziwaków", którzy pojęli wyższą część istnienia. Zostali odizolowani od społeczeństwa, zamknięci wśród paranoicznie białych ścian, a duch walki wygasł po pewnym czasie, stali się indyferentni. Dopiero gdy zebrała się sześcioosobowa ekipa z porządną motywacją, pozostałych więźniów wypełniła frenezja, na nowo postanowili żyć.
Młoda, może czternastoletnia Art, wybiegła ze swojej celi, otworzywszy wcześniej zamek kluczem, który znalazła na podłodze obok łóżka. Kolejny skutek farta Dziecka Fortuny. Bez najmniejszego cienia lęku przedarła się do strefy numer dwanaście i uwolniła swojego brata bliźniaka, który nie miał tyle szczęścia, co młoda dziewczynka. Mógł przynieść potwornego pecha i zniweczyć cały plan młodzieży, ale w towarzystwie bliźniaczki ich aury się zerowały, więc żadna destrukcja strategii nie powinna nastąpić. Potem razem przedarli się do działu szesnastego i odebrali Sun'a, Three, Nice'a, Birthday'a oraz Happy z sal świetlnych, gdzie naukowcy testowali wpływ energii świetlnej na ich magię.
Razem zebrali odpowiednie materiały i zaczęli wdrażać plan w życie. Wpierw Happy obdarzona audiokinetycznymi mocami oddała się w ręce badaczy, którzy mieli wprowadzić ją do sali kar, bowiem stamtąd najłatwiej było dobrać się do systemu zabezpieczającego wnętrze, to miejsce było najlepiej chronione, co logicznie łączyło się z potężnym mechanizmem; za pomocą dźwięku mogła go opanować i przestawić jego działanie na korzyść buntowników. Sun oraz Three w tym czasie zniknęli w pokojach z panelami sterującymi. No dobra, to było średniowiecze, ale chyba nie kupujecie tej głupiej bajeczki, że wtedy nie było takich cudeńków elektroniki i mechanizacji? Były, tylko nikt nie chciał ich wypuścić na światło dzienne, zyskiwały je tylko najbardziej wpływowe osobistości, a zacofane społeczeństwo w tym czasie prało sobie ubrania za pomocą pyłu po spalonych ciałach zmarłych i myło zęby amoniakiem z moczu oraz drucianymi szczoteczkami do zębów, pozdrowienia od ekipy ze świata nowoczesności.
Birthday oraz Nice dali sygnał Smile'owi oraz Art, że Happy przystąpiła do działania. Bliźniacy wtedy wyskoczyli z ukrycia i przedostali się na miejsce przeznaczone im. Nie było możliwości wycofania się, teraz nic nie może pójść źle, inaczej przypłacą za najmniejszy błąd mieszkańcy tego kompleksu. Art złapała brata za rękę i skręciła w korytarz boczny, lecz na drodze stanęli jej uzbrojeni mężczyźni. Nigdy ich tu nie widziała, nie należeli do grona naukowców, więc kim są? Najwyższy z grona wyciągnął dwie karteczki z kieszeni.
- Angelina Dalia Isleen, Twelve, Dziecko Fortuny, szczęście, Florian Hector Isleen, Nine, Dziecko Fortuny, pech - spojrzał na czternastolatków. - Bierzcie ich - machnął ręką na towarzyszy, zaś sam zniknął w ich tłumie. Smile pociągnął Art za dłoń, chcąc uciekać, jednak zaraz został schwytany. Dziewczynka zaś została ogłuszona czymś ciężkim i całe światło zgasło.
Obudziła się na ogromnej łące wysłanej w całość białymi kwiatami, którego gatunku nie umiała rozpoznać, jedynie wodziła nieprzytomnym wzrokiem po ich płatkach oraz łodygach, nie wiedząc co się z nią stało. Po chwili przerzuciła wzrok na dłoń, z rany po wewnętrznej stronie wypływało osocze o szkarłatnej barwie. Dwie kropelki krwi powoli opadły na jeden z kwiatów. Ku jej zdziwieniu przerodził się w lycoris radiata, czyli czerwoną pajęczą lilię. Symbol śmierci i reinkarnacji.



Nie zdawała sobie sprawy z tego, co tu robi, nie była niczego pewna i bała się. Nie miała bladego pojęcia co ją czeka ani co jest grane, mogła tylko wymyślać najróżniejsze scenariusze, które prawdopodobnie nie byłyby prawidłowe, bowiem zaraz pojawił się przed dziewczyną szesnastoletni młodzieniec z wyraźnie widoczną heterochromią oraz czarnymi włosami. Uśmiechnął się do przyjaciółki, po czym dotknął jej dłoni, uleczając tym samym ranę. Art otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, jednak ziemia zapadła się pod nią i znowu otoczył ją mrok, ciemność, pustka, strach.

~*~

Zaspana zerkała przez ramię Matt'a na zdjęcie wychudzonego chłopca z widocznymi żebrami oraz ch.olernie smutną miną pełną żalu. „W noc osiemnastych urodzin Ame” - odczytała leniwie i powoli, składając literki w słowa, a słowa w zdania. Zaskoczona spojrzała na mężczyznę, który unikał jej wzroku jak ognia. Art zrozumiała, że to nieprzyjemne wspomnienie, ale mimo to zaśmiała się.
- Zabawne, kilkaset lat temu wyglądałam dokładnie tak samo - rzekła, chcąc jakoś pocieszyć mężczyznę. - To niesamowite, musiałeś być naprawdę silny, żeby wyjść z takiego krytycznego stanu, podziwiam takich ludzi - dodała po chwili. - Nieliczni potrafią się pozbierać po tragicznych przeżyciach, potknięciach upadkach, odwaga oraz chęć walki to prawdziwy dar, trzeba go pielęgnować - uśmiechnęła się, położywszy dłoń na jego ramieniu. - Należą ci się wielkie brawa.
Miała w zwyczaju mówić prawdę, często była bezpośrednia. To, co przed chwilą stwierdziła to czysta prawda. Rzeczywiście tak myślała.
- Tan na marginesie, wstrząs mózgu leczy się długo, prawda? Może jeśli zdobędę odpowiednie informacje, odnowię znajomości z informatorami i trochę powęszę, zidentyfikuję miejsce przebywania mojego starego przyjaciela z dzieciństwa. Mamy wiek XXI? Powinien jeszcze żyć, biorąc pod uwagę magiczne czynniki wpływające na jego organizm, był zdolnym magiem, więc powinien dać radę cię uzdrowić - powiedziała jasno.

<Ame?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X