Gdy wróciliśmy do domu usiadłem w kuchni i schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia co myśleć, co zrobić. Czułem się w pewnym sensie bezradny. To, co się wydarzyło było moją winą. Ja dopuściłem by zabrali Nat do psychiatryka. Ja dopuściłem by robili na niej eksperymenty. Ja za późno ją stamtąd zabrałem. Ja wszystkiemu zawiniłem. I ucierpiała na tym Natalie. Gwałtowni wstałem. Muszę z nią porozmawiać, przeprosić, pocieszyć, być przy niej. Muszę się ogarnąć. Muszę się zebrać i wesprzeć ją. Nie mam pojęcia, co w tym momencie przeżywa. Wstałem z krzesła i ruszyłem do naszego pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Próbowałem nad sobą panować, skupić się na Nati, ale ona czym prędzej wymknęła się z pokoju. Stałem po środku jak słup. Słyszałem jak rozmawiała z bratem przez telefon, tłumaczyła mu co się stało. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Miała prawo mieć mnie dość. Spuściłem głowę i spojrzałam na buty. Tak Chris, zasłużyłeś sobie. Dziewczyna ruszyła w głąb domu a ja, nie chcąc spuszczać jej z oczu ruszyłem za nią. Chciała wyjść na zewnątrz, ale jakiś facet wyszedł zza rogu i wciągnął ją z powrotem do pomieszczenia. Podbiegłem do nich, lecz nim znalazłem się obok mężczyzna przydusił ją doprowadzając do utraty przytomności. Zamachnąłem się i uderzyłem do w twarz. Poleciał do tyłu, ale ani myślał puszczać moją ukochaną. Odsunął się do tyłu i schował za rogiem. Chwilę później wyskoczyli dwaj mężczyźni którzy rzucili się na mnie. Uniknąłem pierwszego uderzenia, ale za drugim razem wylądowałem kawałek dalej na ziemi. Kim oni do diaska są?! To nie ludzie, ludzie nie mają tyle siły. Czego chcą? Natalie? Po moim trupie! Zerwałem się z ziemi widząc, jak gościu trzymający brunetkę próbował się wymknąć. Chwyciłem jednego z napastników za ramiona, walnąłem go z główki po czym skopałem w brzuch i odrzuciłem na bok. Poczułem na plecach drugiego, próbowałem go ściągnąć, leć on zaczął mnie dusić. Zapomnij gnojku. Z całej siły uderzyłem plecami o ścianę, i przy okazji wiszącym mi na szyi gościem. Zrzuciłem go z pleców i czym prędzej wybiegłem z domu. Na ulicy stała czarna furgonetka a przy niej napastnik trzymający Natalie i broń przy jej głowie. Rzuciłem się w ich stronę biegnąć ile tchu, lecz złapało mnie dwóch mężczyzn. Byli to ci sami, których przed chwilą powaliłem.
-Poddaj się-zażądał blondyn uśmiechając się szyderczo.-Jeden krok i po niej. Dwa kroki i po tobie.
Zaczął obracać bronią w dłoniach i patrzył wyczekująco na mnie. Jeżeli zechcę się przemienić, potrzebuję dziesięciu sekund. Inaczej…może skończyć się to nie po mojej myśli. Zacząłem rozgrzewać dłonie, dwóch mężczyzn spojrzało na siebie. Raz, dwa, trzy, temperatura mojego ciała wzrosła. Cztery, pięć, sześć, napastnicy puszczają mnie i szukają czegoś po kieszeniach. Siedem, osiem, dziewięć cały już płonę i czuję coś przykładanego do pleców. Nie zdążyło minąć pół sekundy, a leżałem na ziemi, rozpalony i porażony prądem.
-200k woltów robi swoje-zażartował blondyn i spojrzał na mnie zatroskany.-Słuchaj, nie chcę byś ty mi wchodził w drogę i zapewne chcesz tego samego. Niestety, ja mam nad sobą szefa, i jeśli czegoś nie zrobię to oberwę. Ty jesteś wolnym ptakiem, dosłownie.-zaśmiał się.
Patrzyłem na niego poddenerwowany. Nie byłem w stanie się ruszyć. Kto w dzisiejszych czasach bawi się paralizatorami?
-To jak? Dajemy wszystkiemu spokój i rozstajemy się w pokojowych relacjach?-blondyn miał niezły ubaw.
-Po moim trupie.-syknąłem i po chwili przemieniłem się lecz…nie płonąłem.
Co się do licha dzieje? Chwilę później znów zostałem potraktowany prądem. Nic nie widziałem, nawet nie mogłem otworzyć oczu.
-Słuchaj, dość mam tej zabawy, śpieszy mi się. Powiedz „pa pa” i spadamy.
Chciałem wstać, przywalić im, zabrać stąd Natalie i zapomnieć o tym zajściu. Zmusiłem się do otworzenia oczu. Blondyn zaśmiał się.
-Żałosne-prychnął.-Widzisz? Ona już nie żyje. Nikt nie jest tak blady gdy jest żywy.
-Kłamiesz-syknąłem.
-Ach tak? No to upewnimy się. Nie będziesz miał już wątpliwości-gdy to powiedział kolejne wiązki prądu przeszły przez moje ciało.
Nie miałem już siły, najchętniej bym się poddał ale tu chodziło o Natalie, nie o mnie. W myślach już dawno by zabił tego gościa. Ale nie byłem w stanie. Byłem jak bezwładna marionetka. Usłyszałem strzał. Natalie.
-No to koniec przedstawienia-mruknął blondyn po czym usłyszałem kolejny strzał.
Coś przeszyło moje ciało. A później była już tylko nicość.
~~*~~
Ocknąłem się leżąc w łóżku, w pokoju moim i Nat. Właśnie.
-Natalie!-krzyknąłem siadając gwałtownie.
Zakręciło mi się w głowie, lecz nie położyłem się ponownie. Ujrzałem na swoim lewym ramieniu opatrunek przesiąknięty krwią. Postrzelili mnie? Nagle do pokoju wpadła Anastasie.
-Co się dzieje?-spytała zmartwiona.
Spojrzałem na nią otępiały
-Natalie-wykrztusiłem.-Zabili ją.
Natalie? Jak tam w jaskini? :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz