poniedziałek, 7 grudnia 2015

Od Cheyanne

Wyskoczyłam z Vodki i gwałtownie nabrałam powietrza w płuca. Pare głębokich oddechów potem moje nerwy miały sie już całkiem dobrze.
- Jesteś tego absolutnie pewien? - spytałam, rozglądając sie po okolicy. Z początku nie poznałam tego miejsca. Dlatego przeżyłam pewien szok, gdy zdałam sobie sprawe, że mieszkam tuż za rogiem. Znaczy sie, mieszkałam.
Szyby w oknach były wybite. Ściany pokryte były graffiti, i to bynajmniej nie tym rodzajem, który można uznać za sztukę. Nieprzyzwoite hasła zakłuły mnie w oczy, gdy wślizgnęłam sie w wąską uliczkę. Ale tu przynajmniej niektóre okna nadal sie trzymały.
Z bijącym sercem stanęłam przed drzwiami na swoją klatke schodową. Poczekałam na przypływ heroicznej odwagi, która trwała na tyle krótko, że zdążyłam nacisnąć klamkę. Potem po prostu nie było odwrotu - musiałam wspiąć sie po schodach i stanąć przed drzwiami do mieszkania. Były wyważone.
***
Mieszkanie, na szczęście, było puste. Wszystko, czego nie przywłaszczyło sobie wojsko, zostało na swoim miejscu. W sumie nie posiadałam niczego, co byłoby warte wykradnięcia, więc zniknęło tylko jedzenie. Z braku lepszej alternatywy zaparzyłam nam herbaty.
***
- To jaki jest plan? - spytałam w końcu.
- Muszę jeszcze gdzieś wstąpić.
- Ja muszę coś znaleźć... Xiang, nie wiesz może, jak ma się ochrona pałacu królewskiego?
- Czemu pytasz? - ha, sprytny jest, skoro nie chce mi za darmo sprzedać takich informacji.
- Zostawiłam tam coś ważnego.
- Co?
Zmarszczyłam brwi.
- Nie będziesz miał z tego żadnego zysku. - oświadczyłam ochłym tonem. - To tylko kawałek żelaza.
- Więc po co chcesz po to wracać?
- Aghrrr...!!! - odstawiłam z hukiem kubek na stół.
- Poparzyłaś się?
- Nie. Wkurzyłeś mnie. Dlaczego po prostu mi tego nie powiesz?
- Po co? Przecież to "tylko kawałek żelaza" - przedrzeźniał mnie.
- Nie ma wartości materialnej. - ucięłam. - Nie dowiesz się ode mnie niczego więcej.
- Ale jakąś ma. - uśmiechnął się chytrze.
- Tylko w rękach odpowiednich osób. - mruknęłam. - Czy odpowiesz mi wreszcie na moje pytanie? - spytałam zirytowana.
- Nie dostaniesz się tam.
Co za kretyn.
- Świetnie! - warknęłam, wstając od stołu. - Idę się wykąpać i spakować. Ty masz się z tąd nie ruszać. - po chwili zdałam sobie sprawę, że nie powinnam była mu tego mówić. Raczej właśnie skłoniłam go do zostawienia mnie tu na pastwę losu. Nie wyglądał na osobę, która słucha cudzych poleceń. Westchnęłam. - Odpocznij sobie.
- Co?
- Poważnie, potem możesz nie mieć okazji.
- Chcesz mnie zadźgać przez sen?
- Czy ja ci wyglądam na zabójcę? - wywarczałam. Działał mi na nerwy, zwłaszcza, że sama nie miałam powodów, żeby mu ufać. Z drugiej strony czułam, że wcale się tego nie obawia. Droczył się ze mną po prostu.
- Nie, jesteś raczej niegroźna. - stwierdził, wykładając się na kanapie.
Wyszłam pzez drzwi, zgrzytając zębami. To, że jestem tego świadoma nie oznacza, że lubię, gdy ktoś mi to mówi. Rety, mam po prostu dobre serce, czemu wszyscy obracają ten fakt przeciwko mnie?
***
Chłopak nie spał. Czułam to.
Sprawdzała mnie chole.ra jedna.
Ja tymczasem spakowałam trochę ubrań i ważnych dla mnie przedmiotów (i trochę książek). Spakowałam też coś dla Taemina. Ubrałam się w coś wygodniejszego niż piżama z psychiatryka, a wyżej wymienioną wcisnęłam do plecaka, który następnie zarzuciłam na ramię. Ubrana w wygodne rurki i luźny T-shirt, przeszłam do przedpokoju.
- Czyli mówisz - zaczęłam, gdy wychodziliśmy z budynku - , że nie ma żadnych sklepów w okolicy?
- Zapanowało całkowite bezprawie, szczególnie w biedniejszych dzielnicach. Wiele rzeczy zostało zrabowanych; handlują nimi w pubach i barach, które jeszcze się jakoś trzymają.
- No to spoko. - powiedziałam wesoło. - Jak myślisz, gdzie mogę kupić słodycze?
Zatrzymał się w pół kroku.
- Wiesz, jednak cofam to, co powiedziałem. Jesteś szurnięta. - spojrzał na mnie karcącym wzrokiem.
- Ymmm... A owoce?
- Powiedz, proszę, od kiedy jesteś w psyhiatryku? - zignorował moje pytanie.
- Od początku. - burknęłam.
- Więc nie wiesz, jak zmieniło się miasto. Ciesz się tą kruchą niewiedzą tak długo, jak możesz, i staraj się nie rzucać w oczy. - podjęliśmy wędrówkę, a między nami zaległa całkowita cisza.
***
Dzielnica, w jakiej się znaleźliśmy, była chyba najbardziej nieprzyjemnym miejscem, z jakim miałam doczynienia. Ale Yixing zdawał się czuć jak najbardziej u siebie. Kroczył pewnie przez ciemne uliczki i najwidoczniej znał okolicę jak własną kieszeń.

< Fav? Przepraszam że takie "poćwiartkowane", ale wiesz... troche wyszłam z wprawy XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X