środa, 30 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

Art wyszła z pokoju za ojcem Ame. Szczerze powiedziawszy, bała się spotkania z tym mężczyzną, przerażała ją myśl, że zaraz dostanie spory ochrzan za swoją infantylną lekkomyślność, która prześladowała dziewczę na każdym kroku.
- Przepraszam pana za przysporzenie kłopotów - wydukała w końcu zawstydzona i przestraszona wszystkim.
- No dobrze, dobrze już, nic nie szkodzi. Nie sprawiasz żadnych problemów, przynajmniej nie tyle co Ame... a i tak przy okazji, zamiast patelni polecam ścierki albo odłączyć wifi - uniósł porozumiewawczo brew, na co blondynka tylko cicho się zaśmiała, czując jak kamień spada jej z serca. Zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo może cierpieć ojciec, gdy jego syn staje się ofiarą wypadku. Art tak cierpiała, kiedy oddzielono ją od brata oraz przyjaciół, z którym spędziła dzieciństwo, marne, ale dzieciństwo.
Weszła do kuchni za mężczyzną, po czym skierowała się w stronę trzech młodych dziewczyn, zajmujących się lepieniem pierogów. Pewnie poszłoby szybciej, gdyby ktoś nie wsypał trochę za dużo pieprzu do farszu oraz nie dorzucił kij wie co tam robiącej czekolady; znowu trzeba było od początku wszystko robić. Dzięki Bogu Art znalazła spory zapas kapusty oraz mięsa, po czym razem z jednym z młodszych kucharzy zrobiła od nowa nadzienie. Ciasta też się przygotowało więcej. Potem pomogła w lepieniu uszek, tym razem nikt nic nie sknocił, chociaż i tak trochę zeszło. Następnie wsparła w dekorowaniu sal oraz korytarzy. Rusznikarz, który zdjął jej kajdany z dłoni, przytargał piękną, żywą sosnę, razem z dzieciakami ją ubrali. Dekoracje zrobione z papieru, jabłka zawieszone na sznurkach, świeczki porozstawiane dookoła, wycięte gwiazdki, sklejane śnieżki, trochę jak wigilia w średniowieczu, nie było takich nowoczesnych bombek albo światełek, trzeba było sobie radzić inaczej. Art pamiętała sporo zwyczajów z jej dzieciństwa, zanim trafiła do laboratorium. Dziwne, że nie zapomniała jak się robiło te wszystkie skomplikowane wycinanki oraz girlandy czy łańcuchy.
Miło było wrócić do świątecznych zwyczajów. Rozpowszechniało się wtedy takie przyjemne ciepło pod sercem. Można było poczuć się jak w prawdziwej, kochającej rodzinie.
Przygotowania zakończyły się mniej więcej koło godziny dwudziestej drugiej, wtedy Art mogła wrócić do pokoju, w którym spał Ame. Przy okazji przyniosła mu barszcz z uszkami i kilka pasztecików, które zrobiła razem z innymi dziewczętami.
Postawiła talerze na komodzie, po czym podeszła do Matt'a i otuliła go kołdrą. Przykucnęła obok, opierając głowę na pościeli.



Upłynęło kilkanaście minut nim Ame się obudził.
- Och! Cześć, przyniosłam ci coś do jedzenia - rzekła szybko blondynka, wstając. Ruszyła w kierunku komody.

<Ame? C: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X