czwartek, 31 grudnia 2015

Od Erika cd. do Kanade

[ Nie bij ale miniemy sobie święta i od razu do sylwka przejedziemy XDDD ]
Spojrzałem na nią lekko zszokowany.
- Nie, masz racje, nie chcę Cię, ubieraj się z powrotem w te łachy, obrzydzasz mnie - powiedział rzucając w jej stronę ubrania. Nie będę się brał za takie dziwadło.
Dziewczyna na mnie smutno spojrzała po czym się poszła z powrotem ubrać, ja zaś poszedłem się przygotować na wielkie wydarzenie. Musiałem sprawdzić czy mam wszystko czego mi potrzeba. Mój plan był następujący : Upić do nieprzytomności. Czy uda się ? Na pewno. i co dalej ? Jeszcze tego nie wiem, zazwyczaj moim celem było "wyruchać i zostawić", ale teraz.. teraz mam pewne trudności.
Erik, przypomij sobie kim jesteś
Kim jestem ? Jestem księciem ! Niedługo królem. I nikt nie wskoczy na moje miejsce. NIKT. Przygotuje pigułki i reszte rzeczy po czym zacznie się prawdziwa zabawa...
Kanade ? wybacz że krótkie, brak czasu </3

czwartek, 31 grudnia 2015

Natalie Hertford - nowy formularz

Cel, marzenie : WELL DON’T LOOK AWAY FROM THE ARMS OF A BAD DREAM DON’T LOOK AWAY, SOMETIMES YOU’RE BETTER LOST THAN TO BE SEEN DON’T LOOK AWAY FROM THE ARMS OF A MOMENT DON’T LOOK AWAY FROM THE ARMS OF TOMORROW DON’T LOOK AWAY FROM THE ARMS OF MOMENT DON’T LOOK AWAY FROM THE ARMS OF LOVE.
Imię i nazwisko : Natalie ‘’Nat” Hertford
Wiek : 18 lat
Rasa : Człowiek z nadprzyrodzoną mocą.
Płeć : Kobieta
Charakter : Jest ona otwarta na świat, znaczy nie tak do końca. Ma ona teraz większy dystans do innych. Po prostu nie jest zbytnio ufną osobą. Ma złą opinię na temat tych "potworów" szczególnie Ci którzy ją więzili ze względu na zwykłe eksperymenty i rozdzielili ją z jej ukochanym… Przez co stała się bardziej silną i stanowczą kobietą.
Z pozorów wydaje się potulna jak baranek, ale pozory mylą. Potrafi pokazać „pazurki” i okazać się zwykłą, wredną i oschłą osobą. Często tak się zachowuje kiedy ktoś tak samo zachowuje się w stosunku do niej. Może i tego po niej nie widać, ale bardzo często zdarza jej się rzucać do gardła innym. No cóż, te „dobre” osoby prawie zawsze wychodzą na takie, które są tak niezwykle oschłe i obojętne na świat, że to się w głowie nie mieści. Nie lubi osób zadufanych w sobie, którzy uważają się za najlepszych, a inni to zwykłe pozery, które nic nie potrafią. Jest twarda, ale czy komuś się uda rozwalić kamień na jej sercu? Czy ktokolwiek tego się podejmie, nie próbując zniszczyć przy tym sobie psychiki? Wątpliwe. I tak zawsze się będzie przy swoim upierała, taka mała buntowniczka, która nie lubi jak jej się dyryguje co ma robić, jak ma robić… Sprzeciwi się o byle co tak naprawdę, upiera się przy swoim, ma silną psychikę, która przetrwała już wiele. Rzadko kiedy ustępuje, woli trzymać na swoim i nie odpuszczać. Zawsze upiera się na swoim i nie da sobą pomiatać. Reszta? A po co? Lepiej samemu się przekonać kim ona tak naprawdę jest.
Zainteresowania : 
• Czasem lubi poczytać książki.
• Interesuje się fotografią – często robi zdjęcia różnym zjawiskom jak i ludzi np. wschodzące słońce.
• Często rysuje co nawet jej dobrze wychodzi.
• Uwielbia naturę, zwierzęta i te sprawy… Jest w tym doszczętnie zakochana.
• Jeździ na motorze w końcu kto jej zabroni?
• Gra na pianinie, uczyła się od znajomych, a śpiewu uczyła ją jej matka.
• Uwielbia śpiewać, ale wstydzi się publicznie zaśpiewać mimo, że jej głos nie jest ani za wysoki, ani za piskliwy, jest dość taki przyjemny kiedy się jej słucha śpiewu.
Rodzina : Jedynie kogo znała w swojej rodzinie to matka - Diana, bracia - Louis i John.
Historia: Nat urodziła się w jakże to "cudownie idealnej rodzinie", gdzie nawet nie miała ojca. A raczej go nie poznała, bo kilka miesięcy przed jej narodzinami zginął w wypadku samochodowym. Wszystko było no, nawet dało się znieść. Dorastała w gronie rodziny, czyli wśród matki i braci. Kiedyś miała marzenie, że pozna tatę, że on żyję, nie umarł... Jednak prawda była inna i nigdy z nią nie potrafiła się pogodzić. Często bała się następnego dnia, że dzisiaj idzie spać, a jutro już nie wstanie, nawet teraz nie sypia po nocach. Dlatego też cierpi na bezsenność, z którą męczy się od jakiś trzynastu lat.
Po kilku latach jej matka wyjechała bez słowa, zostawiając ją tylko z dwoma, starszymi braćmi, którzy jak się później okazało całe pieniądze przetracili na hazard. Nie mając innego wyjścia dziewczyna uciekła z domu. Nie mając się gdzie zatrzymać, postanowiła się wybrać do miasta o którym kiedyś gdzieś jej się obiło o uszy… I takim też sposobem tutaj się znalazła.
Partner: Christopher
Zwierzę : --
Aparycja : Dziewczyna mierzy 176 cm wzrostu, przy tym ma figurę modelki. A jak wiemy, wzrost „wyszczupla” i tak jest także i w tym przypadku. Jednak dużo też dało, że zaczęła ćwiczyć... Ciemne blond włosy, które są średniej długości, a także niebieskie oczy (już nie nosi soczewek) podkreślają jej cerę, która jest dość jasna. Na karku ma tatuaż, który wygląda tak:

Także trzeba zauważyć iż wyjęła kolczyk z wargi.
Inne :
• Cierpi na bezsenność, ale od jakiegoś czasu wszystko się pozmieniało i sypia po nocach.
• Jest ateistką, nie wierzy w Adama i Ewę ani w inne du.pe.rele.
• Słucha tego co lubi.
• Uczulona jest na pyłki sosny oraz na roztocza kurzu.
• Zaczęła lubić dzieci, lubi się nimi zajmować, ma z nimi dobry kontakt, jak na nią to dobrze.
• Nat jest uzależniona od ciągłego noszenia czarnych rzeczy, a nawet od makijażu (zdarzy się, że nawet usta maluje na czarno).
• Jest uzależniona od adrenaliny i zawsze lubi nowe przygody.
• Pije i pali okazyjnie.
• Obecnie ma moc, że może sprawiać innym ból za pomocą wzroku.
Login : wiki i nata

czwartek, 31 grudnia 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Spojrzałam pytająca na Christopher’a. Nie zrozumiałam go zbytnio, o co mu chodziło? Podniosłam się z niego, zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam kilka wdechów, no co? Muszę się uspokoić, nerwy wciąż we mnie wędrują i nie dają spokoju temu co wyrządził Chris. Pewnie zrobiłabym mu jeszcze gorszą krzywdę niż do tej pory otrzymał. Kiedy otworzyłam oczy, stał przede mną. Niepewny tego całego zajścia, wciąż był w szoku, jednak mi to przeminęło. Najbardziej liczyło się dla mnie to, że rozpoznał moją osobę. Nawet nie wiedziałam co przez te bite dwa tygodnie się z nim działo, no i to chyba lepiej? Bo gdybym wiedziała, co nie daje mi spokoju, bym się zamartwiała tym wszystkim co się wydarzyło. Mężczyzna szybko się ubrał. Podszedł do mnie i złapał moją prawą dłoń, na co od razu ją wzięłam. Spojrzał na mnie pytająco, przecież to przez niego mam teraz problemy z tą dłonią… To przez… Nie! Nat! Stop! Nie obwiniaj go, bo znowu nerwy wezmą górę i patrząc na niego znowu coś odwalisz. Wzięłam parę wdechów i spojrzałam na ukochanego. Prawą dłoń miałam zabandażowaną, choć nie było tego widać, bo miałam ją ukrytą w bluzie, która była dla mnie za duża i to o wiele. No w końcu należała do Christopher’a. Nawet nie wiem skąd ją miałam na sobie cały czas… Chyba, że w niej mnie porwali. Zresztą, nie ważne, grunt, że wciąż pachniała tymi perfumami mężczyzny, który jest moim mężem. Nawet nie wiem kiedy, ale wtuliłam się w niego, czując się bezpiecznie, tak jak zwykle kiedy jestem przy nim…
Poszliśmy do salonu, gdzie Ana i Badi nadal się namiętnie całowali, przy czym to tak dziwnie wyglądało patrząc na to od boku. Nie chcieliśmy, znaczy się ja nie chciałam im przerywać, inaczej było z Chris’em. Przerwał im, siadając obok Badi’ego i przy okazji ciągnąc mnie za sobą i usadzając na kolanach. Ana spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, potem na swojego brata…
- Kto to do jasnej anielki jest!? – w końcu musiała się wydrzeć.
- Natalie. – odparłam cicho.
- Ona inaczej wyglądała, ale… Masz taki głos jak ona. Na pewno jesteś tym za kogo się podajesz? Jeśli tak udowodnij… - burknęła.
Co ja miałam zrobić? Może powiem jak się przedstawił Christopher za pierwszym razem gdy mnie poznał? Może jakoś to „uzna”. Jednak jeśli nie spróbuję to się nie dowiem.
- Gdy go poznałam przedstawił się jako Gilbert Wood… Niedawno odbił mnie z psychiatryka, ponieważ w dniu naszego ślubu mnie zabrali i robili na mnie serię badań.
Ana uśmiechnęła się lekko i przytaknęła głową. Czyli co? Wierzy mi wtedy, że wciąż jestem tą samą osobą jaką byłam? Najwyraźniej chyba tak, ale nie jestem tego pewna w stu procentach.
Wtuliłam się w Christopher’a, odwróciłam głowę w drugą stronę, moje usta stykały się z jego szyją, na której nie było niczego szczególnego. Żadnych malinek, wszystko poznikało. No więc pora na to aby znowu tam się pojawiły. Więc wgryzłam się w jego szyję, lekko zasysając w jednym miejscu i liżąc je, nie zabrało to kilka minut, obejrzałam swoje dzieło, aż w końcu zabrałam się za kolejne miejsce na jego szyi do stworzenia kolejnej malinki.
- Nat… - mruknął mężczyzna.
Nie zareagowałam i kontynuowałam robienie malinki. W pewnym momencie poczułam jak podnosi się, a ja z jego kolan musiałam się podnieść. Na samych palcach stałam i dalej robiłam to co zaczęłam wcześniej. Spojrzałam na jego twarz, która nie zdradzała żadnych uczuć. Oderwałam usta od jego szyi i przeniosłam się na Christopher’a usta, które lekko przygryzłam, po czym się odsunęłam.
- Chrisuuuuuuuś… - zawyłam wyciągając łapki do góry, aby mnie wziął na ręce.
Niechętnie to zrobił, ale mnie niósł. Przeciągnęłam się i rękoma objęłam jego szyję, do której po raz kolejny się przyczepiłam.

Christopher? XD

czwartek, 31 grudnia 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Przez te cale dwa tygodnie czułem się, jakby ktoś zabrał część mnie, pół mojej duszy, całą radość życia, wszystko co dla mnie sie liczyło. Anastasie i Badi dowiedzieli sie co sie stało i byli obok, tak jak najlepsza siostra na świecie i przyjaciel. Mimo to nie miałem ochoty żyć, tak po prostu. Każdy dzień zaczynał sie, przebiegał i kończył tak samo. Codziennie budziłem sie z tą okropną świadomością, że Natalie juz nie ma, że nigdy juz jej nie zobaczę, nie przytulę, nie pocałuje, nie powiem jak bardzo ją kocham. Cały dzień był jedną wielką nieograniczoną pustką. A ja w tej pustce sie zgubiłem. Potrafiłem robić coś nie wiedząc, że to robię. Zajmować sie czymś będąc jednocześnie tu i w nieznanej krainie która nazywała się nicość. Spałem śniąc o niczym. I myślałem, że tak pozostanie. Czasem tylko będąc choć trochę świadomym obwiniałem sienie o te całe zajście, o tą ciążę a później jej brak, o psychiatryk, o krzywdy wyrządzone przez człowieka, który podawał sie za mojego brata przez tyle lat. A na końcu o to, ze mnie spotkała. Gdyby to sie nie zdarzyło, kto wie, może poszłaby na studia? Miała pracę? Spełniała marzenia? A ja nie miałbym teraz wyrzutów sumienia i poczucia winy? Jednak dziś pojawiła sie ona, nieznana mi blondynka, z tajemniczym uśmiechem. Miałem wrażenie, że skądś ją znam...ale skąd? W pewnym momencie spoglądając na mnie obezwładniła mnie. Sprawiła, ze czułem ból widząc wszystko co najgorsze ze swojego życia. Wszystko, od samego początku istnienia. Kim jesteś, przeszło mi przez myśl. Nawet nie zauważyłem kiedy leżałem na ziemi. Nieznajoma usiadła na moim brzuchu i zaczęła opowiadać, cos co z jednej strony mogło być oczywiste z a drugiej niemożliwe. Wiedziała za dużo jak na obcą kobietę...I to mi tu nie pasowało. Chciałem coś powiedzieć, przerwać jej monolog ale nie mogłem, tak samo jak jej wyczynów z moją twarzą. Patrzyłem tylko na nią z jednym pytaniem w głowie, czemu kogoś mi przypomina? W pewnym momencie spojrzała głęboko w moje oczy, a ja mimowolnie w jej. Miała cudowne, błękitne oczy. Chwile później odwróciła wzrok, jakby trochę spłoszona. Ale zdąrzyłem sie przyjrzeć jej oczom. Wyglądały zupełnie jak...oczy...Natalie. Patrzyłem na dziewczynę nie dowierzając. Ona żyje, jest tu. Ze mną. Uniosłem z wysiłkiem dłoń i chwyciłem jej twarz tak, by spojrzała na mnie. Wcześniej miała o wiele delikatniejsze rysy twarzy...ale czy to na pewno ona?
-Nat?-spytałem nieco ochryple.
Czułem jak łzy cisnęły mi się do oczu.-To na prawdę ty?
Blondynka uśmiechnęła się i przytaknęła.
-To ja.
Położyłem jej dłoń na plecach i sprawiłem by położyła się mnie. Nie mogłem wstać a tak bardzo pragnąłem ją pocałować. Wpiłem się w jej usta, tak samo delikatne jak wcześniej. Dziewczyna uniosła się po chwili i spojrzała na mnie. Chwile przypatrywała się niedogojonej jeszcze bliźnie po postrzale a później znów patrzyła na moją twarz.
-Wstańmy, dobrze?-odezwała się.
-Właśnie nie mogę wstać, ani do końca sie ruszyć...-powiedziałem niepewnie.
Natalie?

czwartek, 31 grudnia 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Obudzili mnie, leżałam już na czymś dziwnym… Może też do rytuałów, co? Nie wiem tego, niestety. Westchnęłam ciężko. Chciałam się podnieść, jednak od razu mnie przytrzymali. Jakimś dziwnym sposobem znowu była noc. Czyżbym przespała cały dzień? Najwyraźniej na to wychodzi. Rozejrzałam się jeszcze, no i wtedy znowu straciłam przytomność.
~
Obudzona w brutalny sposób, było to walnięcie w ścianę. Jak!? Podniosłam się i patrzyłam na jednego z nich, w myślach miałam miliony rzeczy, które wywoływały u niego ból… Pomimo zawrotów głowy nadal to robiłam. No i to wszystko przeniosło się do świata rzeczywistego. Mężczyzna zwijał się z bólu, od razu przestałam o tym myśleć i nerwowo się rozejrzałam po jaskini, do której wszedł John. Jak najszybciej do niego podbiegłam pytając co ze mną zrobili, ile czasu przespałam… Miliony pytań w sekundę. Kazał mi się uspokoić, usiąść i spokojnie oddychać… Zrobiłam to natychmiast, a on przysiadł obok mnie i zaczął wszystko tłumaczyć od początku.
Jakieś dwa tygodnie przespałam, dlatego jeszcze tak mi się kręci w głowie. Czułam się w jakiś sposób osłabiona, ale też i „silniejsza” w jakieś tam części. Moje włosy nie były już takie jak wcześniej, tylko bardziej takie pod kolor blond (chyba ciemny). John wstał, zabierając mnie na ręce wsiadł ze mną do samochodu i z resztą jego „znajomych”, pojechaliśmy tam gdzie obecnie „mieszkałam”.
~
Dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam pierwsza. Jednakże od razu poczułam dziwną atmosferę? Nie było tu tak, miło jak wcześniej. Od razu, bez żadnego paprania się z pukaniem, dzwonieniem do drzwi, weszłam do środka, wcześniej żegnając się z bratem i jego znajomymi. Bez żadnego ściągania z siebie rzeczy, weszłam do sypialni w której nikogo nie było, a moje rzeczy gdzieś zniknęły. Wyszłam stamtąd i skierowałam się do salonu, zastałam tam Anę i Badi’ego. Nie chcąc im przeszkadzać wycofałam się do samego holu. Zdjęłam buty i kurtkę, po czym minął mnie Christopher, w samym ręczniku i koszulce wszedł do sypialni, szybko i cicho wślizgnęłam się za nim. Zamknął drzwi i cicho narzekał. Jednak ja to słyszałam, wciąż się obwiniał… O moją śmierć?
- Mogłem się tak nie zachować, byłaby teraz ze mną. – wycedził przez zęby.
- Ale o co Ci chodzi? – spytałam podchodząc do niego.
- Moja żona zginęła przeze mnie, z mojego powodu. – odparł nawet na mnie nie spoglądając. – Gdybym tak się tylko nie zacho…
Odwrócił się do mnie. Jego wzrok mówił sam za siebie „Kimże jesteś obca kobieto?”. Zaśmiałam się. Miałam ochotę do niego podejść, ale w jednej chwili pomyślałam, że to też przez niego to wszystko w pewnym sensie było. No i przypadkowo sprawiłam mu ból, po prostu patrzyłam na niego i wszystkie najgorsze scenariusze bólu mu sprawiłam. Wylądował na ziemi, ciężko oddychał, jego serce przyśpieszyło, oczy zmieniły kolor, był zdezorientowany, przez co nie mógł wykonać najmniejszego ruchu, a ja to postanowiłam wykorzystać. Usiadłam na mężczyzny brzuchu, którego pomimo tej rozłąki, jego mięśnie nic się nie zmieniły, wciąż te same, które pamiętałam. Nadal „przebijały” się pod ochroną koszulki.
- Posłuchaj mnie… Powiem Ci coś ciekawego… - zaczęłam. – Pewnie pamiętasz dzień w którym twoja żona została zabita? Pamiętasz doskonale? No właśnie. Ona żyje, po prostu się zmieniła i dowiedziała od swojego brata, że wszystko co się wydarzyło, czyli „dostanie” mocy, zostało przez nią przejęte, gdyż jej matka o tym nie wiedziała, ale John wiedział, że Nat posiada to coś. No i stało się, zmieniło ją to, dzisiaj się przebudziła i powróciła szukać swojego męża. Jednak on jej nie poznał, bo pomyślmy… Jakby to ująć… Zmienił jej się wygląd. Jednak jej charakter jest wciąż taki sam…
Christopher się mi cały czas przyglądał. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nachyliłam się nad nim, bólu mu już nie sprawiałam odkąd zaczęłam mu mówić. Swoimi rękoma przytrzymywałam jego ręce. Nachylona nad nim czułam tą satysfakcję, że pewnie zaraz mnie pozna, ale nie miałam stu procentowej pewności, że mnie pozna. Bałam się najbardziej tego, że się nie zorientuję iż to jestem ja, jego jedyna, słodka Natalie… Delikatnie musnęłam jego policzek, który delikatnie ugryzłam, a następnie polizałam. To samo zrobiłam z jego drugim policzkiem, aż w końcu patrzyłam mu w oczy, chciałam go pocałować, tak bardzo tego pragnęłam, tak tego chciałam, ale nie mogłam. Wciąż nie wiedziałam czy mnie poznał, bo po co miałabym go całować jeśli by mnie nie poznał? Dla mnie byłaby to chyba najgorsza rzecz na świecie. Puściłam jego dłonie i odwróciłam wzrok.
Christopher?

środa, 30 grudnia 2015

Od Matthew'a cd. do Art

Znajdowałem się w nicości, ciemnej pustce. Siedziałem po turecku na równie czarnej podłodze. Rozglądałem się w koło. Właściwie nawet nie wiem czemu. W pewnym momencie poczułem zapach zapiekanki. Dosłownie, znikąd. Nie było to zwykła zapiekanka, było to danie które potrafiła zrobić tylko moja mama. Przymknąłem oczy. Wróciły wspomnienia. Gdy je otworzyłem byłem nie w ciemności a w domu, moim rodzinnym domu, tym w którym mieszkałem przed przeprowadzką do City Of The Truth. Siedziałem w kuchni przy stole a mama, moja kochana mama stała przy piekarniku i doglądała legendarnej zapiekanki przekazywanej z pokolenia na pokolenie w jej rodzinie.
-Mmmaaaaammmoooooo!-zawołałem przeciągle swoim jeszcze dziecięcym głosem.-Jestem głodny!
-Wiem synek-zaśmiała się szatynka.-Wszyscy jesteśmy głodni.
Boże…jak ja dawno nie słyszałem jej śmiechu bo…potem…ona już prawie nigdy się nie śmiała. Zapanowała cisza, wyjątkowo przyjemna. Co dziwniejsze, wszystko widziałem w perspektywy trzeciej osoby. Widziałem zaniepokojenie w oczach Anne. Kiedy to było? Ile wtedy miałem lat?
-Mamo?-spytałem nagle patrząc w kraciasty obrus.
-Tak, Matt?-odwróciła głowę od piekarnika i spojrzała na mnie ciepło.
-C-czy to prawda, że…że Amelka jest chora?-spytałem smutno spoglądając na rodzicielkę.
A więc to było wtedy…miałem zaledwie siedem lat, zbliżał się nowy rok a moja siostra, Amelka była chora. Pytałem wtedy rodziców, co się dzieje, czemu nie mogę się z nią tyle bawić, dlaczego nie ma tyle siły co wcześniej. Ale oni zawsze odpowiadali tak samo.
-Nie skarbie. Czemu pytasz?-mama pytała zatroskana.
Dopiero teraz dostrzegłem cień smutku na jej twarzy, niewyraźny uśmiech i to, jak drżał jej głos. Będąc dzieckiem nie zwróciłem na to uwagi, za bardzo martwiłem się o siostrę.
-No bo…mamo czemu nie bawimy się już tyle? I czemu ona ciągle prawie śpi?-nie dawałem za wygraną.
Ten ja, którym jestem obecnie uśmiechnął się pod nosem. Skubany ze mnie był dzieciak, nie ma co. Brunetka podeszła do stołu i usiadła naprzeciw mnie.
-No bo widzisz, Amelka ma mniej siły niż ty i o wiele szybciej się męczy. Tak jak ty, gdy uczyłeś się grać w piłkę nożną, pamiętasz?-mały ja pokiwał głową.-No więc twoja siostrzyczka jest od ciebie o wiele młodsza i tak już ma.
Moja rodzicielka wstała i pocałowała mnie w czubek głowy. Zawsze tak robiła, a ja pomimo wieku nie sprzeciwiałem się temu. Przeciek i tak wkrótce mnie zostawiła.
-Idź się z nią pobawić. Zawołam was na obiad.-poradziła z promiennym uśmiechem.
Lecz ja dostrzegłem cień smutku, który zawsze starannie ukrywała. Mój ociec zawsze potrafił go dostrzec, dlatego nie raz nie rozumiałem, kiedy ją przytulał i pocieszał mimo jej uśmiechu na ustach. Przed nim nie potrafiła niczego ukryć. Ja jako siedmioletni brzdąc wybiegłem z kuchni i poleciałem do wspólnego pokoju mojego i siostry. Z kolei ja, ten ja zostałem w kuchni. Anne usiadła przy stole i chowając twarz w dłoniach zaczęła płakać. Miałem ochotę ją przytulić i jak mały chłopiec powiedzieć „nie płacz mamo, wszystko będzie dobrze”. Ale to już przeszłość, nic nie mogę zrobić. Podążyłem za swoją młodszą wersją i znalazłem się w naszym pokoju. Uwielbiałem ten pokój, w połowie chłopięcy a w połowie dziewczęcy. Siedziałem na podłodze, na dywaniku w dinozaury a naprzeciw mnie trzyletnia blondyneczka w różowej sukieneczce. Amelka.
-W co chcesz się dziś pobawić?-spytałem kiwając się na boki.
Mała wzruszyła ramionami i wstała z dywanu. Zaczęła szukać czegoś w kołdrze, w swoim małym księżniczkowym łóżeczku.
-Co szukasz?-zaciekawiłem się i podszedłem do niej.
Jednak ta gestem dłoni kazała mi usiąść.
-Ciii, nikt nie może się o tym dowiedzieć-powiedziała cichutko, swoim tajemniczym głosem.
Wykonałem jej polecenie i z zaciekawieniem patrzyłem jak wyjmuje swoją szmacianą laleczkę spod poduszki. Była to ruda dziewczynka, z dwoma warkoczami i kokardkami, w kracianej, długiej sukieneczce i w małych czerwonych bucikach. Wzięła ją delikatnie w rączki i usiadła na wcześniejszym miejscu.
-Tancerka znowu ma kuku na nodze-powiedziała śmiertelnie poważnie.
Podwinęła zieloną sukieneczkę i wskazała rozprute miejsce kilka centymetrów nad tułowiem.
-Tutaj. Pomożesz mi?-spytała patrząc na mnie wyczekująco bursztynowymi oczkami.-Nie chcę mówić mamie, bo ją wyrzuci i będzie chciała kupić nową.
Pokiwałem głową w geście zrozumienia. Pamiętam jak śmiertelnie poważna sprawa to była. Wygrałem tą lalkę dla Amelki gdy się urodziła. Miałem niecałe cztery lata, ale uparłem się na tą jedną lalkę. Mała ją pokochała i nie chciała żadnej innej. Była to jej ulubiona zabawka, zawsze z nią spała.
-Robimy operację-zakomunikowałem.
Blondyneczka spojrzała na mnie uradowana.
-Tak!-zawołała, jednak zaraz ucichła.
-Przynieś mi mój zestaw, poproszę-powiedziałem podwijając rękawy koszulki na długi rękaw.
Siostrzyczka, jak mały aniołek szybko wstała i zaczęła szukać w najgłębszej szafce białego pudełka. Znalazła je dość szybko i położyła przede mną. Otworzyłem je i zacząłem wyjmować zawartość. Była tak różowa chusteczka na oczy dla lalki, bo Amelka zawsze uważała, że jej Tancerka nie powinna widzieć kuku, nożyczki, igła i nitka w kolorze beżowym. Blondynka wzięła lalkę i pokołysała ją chwilę aby „zasnęła”. Później położyła ją na ziemi i do akcji wkraczałem ja. Uciąłem długi kawałek nitki i próbowałem ją nawlec na igłę. Miałem już w tym wprawę, nie pierwszy raz zszywałem lalkę siostry przez co musiałem podkraść mamie nitkę i igłę. Gdy nitka była już nawleczona powoli zacząłem łapać materiał i zszywać rozprute miejsce. Amelka zaciekawiona patrzyła na moje ręce. Wcześniej trochę tego się bała, ale z czasem jej przeszło. Kilka razy poprawiłem szew po czym zrobiłem supełek i odciąłem resztę nitki. Podałem ją siostrze by wyrzuciła ją do kosza pod moim biurkiem. Zdjąłem chustkę lalce i schowałem wszystko do pudełka, które chwilę później znalazło się z powrotem w szafce.
-Dziękuję braciszku!-zawołała i rzuciła mi się na szyję.
-No już dobrze dobrze.-zaśmiałem się i odstawiłem ją na ziemię.
Mała spojrzała na mnie jakoś dziwnie. Zawsze wiedziałem, że jest mądrzejsza niż inne dzieci na swój wiek. Miała przecież tylko trzy latka.
-Matt-powiedziała poważnie i patrząc na mnie z dołu.-Muszę ci coś powiedzieć. Tylko nie mów tego nikomu, dobrze?
Pokiwałem głową i kucnąłem przy niej, tak by mogła z łatwością powiedzieć mi na ucho to, co zamierzała.
-Pamiętasz jak ostatnio była w pracy taty? W szpitfalu?
-W szpitalu-poprawiłem ją.-Tak, pamiętam.
-No to wtedy, gdy mamusia rozmawiała z panem doktorem, nie tatą to on coś jej powiedział. I ja to słyszałam, a oni myśleli, że jeszcze śpię.
-Co takiego powiedział pan doktor?-spytałem czując, że nie jest to typowa historyjka opowiadana przez siostrę.
-On powiedział, że w kilka tygodni umrę-zadrżałem słysząc to słowo.
Odsunąłem się od twarzy siostry i spojrzałem na nią zdziwiony. Amelka była nieco zakłopotana i spuściłem głowę.
-Matt, co to znaczy umrzeć?-spytała cicho.-Czy to boli? Ja nie chcę aby już bolało.
Patrzyłem przestraszony na nią. Kilka lat wcześniej umarł dziadek i tłumaczyli mi, że był już bardzo bardzo stary. Jednak z czasem dowiedziałem się od ojca, że zginął za granicą na służbie. Był w wojsku od wielu lat i nie zamierzał zrezygnować. Jednak ja, jako siedmiolatek nie miałem o tym pojęcia.
-Nie wiem-powiedziałem zakłopotany.
Amelka spojrzała na mnie bursztynowymi oczkami.
-A-ale uważam, że to nie będzie bolało-powiedziałem dużo pewniej.-Ja już tego dopilnuję.-obiecałem.
Nie chciałem by mając tak mało lat musiała słuchać co to jest, czy to boli czy nie. Chciałem być jej bohaterem do końca, zawsze i wszędzie.
-Jak myślisz-usiadła na ziemi tuląc lalkę.-Czy mama i tata o mnie zapomną?
Również usiadłem, ale ze zdziwienia. Moja siostra była niezwykle bystra, bardzo bystra.
-Bo mama, jak kiedyś rozmawiała z koleżanką to ona jej powiedziała, że stara się zapomnieć o tym jak umarł taki pan Andrew.-przekręciła lekko główkę w lewą stronę i spojrzała na mnie.
-Nie zapomn…
-A jeśli zapomną?-przerwała mi i mocniej przytuliła Tancerkę.-Nie chcę aby mama i tata o mnie zapomnieli. Bo mogę mieć jeszcze inną córeczkę i zapomną o mnie.
-Nie zapomną-powiedziałem już pewniej.-Mam pomysł.
-Jaki?-ożywiła się i omal nie upuściła lalki.
-Ame powiedziałem.
-Ame?-powtórzyła.
-Widzisz? Ame-lka. To część twojego imienia. Od teraz zawsze będziecie tak się do mnie zwracać, i przy okazji o tobie wspominać. Nikt o tobie nie zapomni Amelka-powiedziałem rozradowany.-Nikt nigdy o Tobie nie zapomni!
Siostrzyczka wstała i jeszcze raz mnie uściskała.
-Dziękuje Matt!-zawołała, ale ją puściłem.
-Nie Matt-zaśmiałem się.
-Dziękuję Ame!-zawołała jeszcze raz i przytuliła mnie siedzącego.
Wtedy nie zwróciłem uwagi jak lekki był jej uścisk. Przymknąłem oczy, ten ja, który wiedział wszystko i był tylko widzem. Potem wraz z siostrą zaczęliśmy wmawiać rodzicom by mówili do mnie Ame. Przyjęło się. A tydzień po tym dniu zmarła Amelka. W nowym roku. Wtedy, gdy zamierzaliśmy się przeprowadzić. W pierwszym tygodniu stycznia odbył się jej pogrzeb. Do tej pory nie wiem dlaczego zmarła. Będąc mały rodzice nic mi nie mówili, wiedziałem tylko to, co widziałem na własne oczy albo to, co powiedziała mi siostra. Trzy lata temu, gdy odzyskałem sprawność przeszukałem dom w poszukiwaniu dokumentacji medycznej blondynki. Jednak nie było nic. Nie pytałem o to ojca, strasznie przeżył śmierć swojej małej córeczki, tak samo jak mama. Pamiętam dzień kiedy rodzice tłumaczyli mi co się stało. Myśleli, że nic nie wiem. Byli w błędzie. Amelka zmarła ze śnie, będąc w tym samym pokoju co ja. Wcześniej przez sen zawołała mnie, a później wyzionęła ducha. Przestraszony obudziłem rodziców. Bałem się, że to już, że teraz moja kochana mała siostra sobie odejdzie. I tak się stało. W dniu pogrzebu, ubrany w czarne spodnie, czarne buciki, czarną małą marynarkę i koszulę stałem przed kościołem z rodzicami. Sami chcieli mi to tłumaczyć, ja o nic nie pytałem. Nawet nie płakałem przy nich. Amelka mnie o to prosiła.
-Widzisz Matt…to znaczy Ame-zaczęła mama.-Amelka nagle zachorowała…
Od dawna chorowała, dodałem w myślach. Tylko nikt nie chciał mnie o tym poinformować.
-Zachorowała i teraz śpi, zawsze będzie spała-dokończył tata.
Spojrzałem na nich smutno.
-To czemu nie pozwoliliście by jej Tancerka była razem z nią? Zawsze z nią spała-powiedziałem dziwnie spokojnie.
Rodzice spojrzeli po sobie i pokiwali głowami.
-Ale nie będziemy teraz jechać do domu-zaczęła Anne, ale jej przerwałem.
-Jest w samochodzie, wziąłem ją ze sobą.-powiedziałem a tata ruszył do auta.
Kiedyś był taki zwyczaj, że robiło się zdjęcia zmarłych w trumnie. W kościele stała otwarta trumienka z moją kochaną siostrzyczką. Moja babcia, Annie włożyła jej do rączek bukiecik kwiatków a ja lalkę. Zrobiono zdjęcie, wszyscy pożegnali się z Amelką. Zamknięto trumnę i zaczęto pogrzeb. Przez cały czas jakby ktoś był obok mnie i trzymał moją rękę, tak jak robiła to moja siostra. Zawsze o tym pamiętałem. Tej nocy śnił mi się nie kto inny a mała blondyneczka mówiąca „dziękuję braciszku”. Była taka uśmiechnięta, z rozpuszczonymi blond włosami, w białej sukieneczce ze swoją ukochaną lalką. Zaspany otworzyłem oczy. Nie byłem w ciemnej otchłani, nie byłem we własnych wspomnieniach. Byłem w komórce i leżałem na materacu otulony kołdrą. Patrzyłem na Art, która trzymała głowę na pościeli, na mnie. Spostrzegła, że się obudziłem.
- Och! Cześć, przyniosłam ci coś do jedzenia - rzekła szybko wstając.
Ruszyła w kierunku komody i wzięła z niej…barszcz z uszkami i paszteciki? Skąd ona to wytrzasnęła? Chwila, poszła gotować. Wszystko jasne…Usiadłem niepewnie i oparłem się o zimną ścianę. Dziewczyna podała mi posiłek a ja spojrzałem na nią z wdzięcznością.
-Wszystko sama robiłaś?-spytałem patrząc na smakowitości.
-Tutaj tylko uszka-powiedziała, a ja wskazałem jej by usiadła.
Spojrzała na mnie nieco zmęczona. Powinna trochę odpocząć, co za dużo to nie zdrowo. Spróbowałem pasztecika. Rozpływał się w ustach.
-Boże, jakie dobre-mruknąłem.-Chcesz trochę?
Art? No nie daj się prosić noooo :v

środa, 30 grudnia 2015

Christopher Vincent Hertford - zmiana zdjęcia

Cel, marzenie: "Świat nie musi mieć sensu. Sens rodzi się wraz z Twoją wyobraźnią. Czy jednak będzie on lepszy czy gorszy - to już Twoja decyzja."
Imię i Nazwisko: Christopher Vincent Hertford 
Wiek: 170
Rasa: Płonący Anioł
Płeć: Mężczyzna
Charakter: No cóż...jest to dość specyficzny chłopak, można rzec wiecznie młody. Szaleniec któremu nigdy nie zabraknie pomysłów i który nigdy nie pozwoli się nudzić. Tryska energią, i cóż z tego, że ma tyle lat. Mimo pozorów potrafi nie przekraczać pewnej granicy przyzwoitości, i zachować powagę. Nie lubi ściemniania, owijania w bawełnę przez co może wydawać się zbyt bezpośredni(broń Boże taki nie jest!).Nie jest gburem, choć gdy od czasu do czasu zdarzą się "cięższe dni" stara się to ukrywać i wciąż być "tym samym" Silvan'em, co nie zawsze mu wychodzi. Ostatnio coraz częściej skrywa się w tłumie i chowa w cieniu innych, stara się być niezauważalny. Czemu? Może ktoś się kiedyś dowie...
Zainteresowania: Nie pogardzi sportem, graniem na instrumentach, gotowaniem, pisaniem i wieloma "tradycyjnymi" zajęciami. A co go kręci? Szybka jazda, maszyny dzięki którym może mknąć po drogach, ich budowa a wrecz właściwie wszystko co z nimi związane.
Rodzina: brat-Silvan, siostra-Anastasie
Historia: Dawno dawno temu, za siedmioma górami, siedmioma rzekami i siedmioma dolinami...Może pomińmy te "mnie ważne" szczegóły. Chris był jednym z trzech nowo narodzonych trojaczek państwa Hertford w Szkocji. Piękne dzieciństwo, to znaczy...było nim skończył 9 lat. Nagła wojna, nieporozumienia przez co wraz z ojcem i bratem wyjechał w świat. Przez następne dziesięć lat uczył się opanowywał zdolności odziedziczone po dziadku i mieszkał w Stanach Zjednoczonych. Zaginął Silvan, nikt nie wiedział co się z nim stało. W wieku dziewiętnastu lat zamierzał szukać swojej siostry, która to podobno przeżyła po porwaniu przez okupantów. Znalazł ją gdy kończył drugą dyszkę i o dziwo zaginionego brata. Żyli lecz...nie odzywali się, nie ruszali. Wystarczyło, że dotknął kawałka materiału ubrania Anastasie i...skończył tak jak oni, pogrążony w śnie i ogarnięty zimnem, został zahibernowany. Dzięki swoim ognistym umiejętnościom obudził się...po 120 latach. Pomógł wybudzić się rodzeństwu, wspólnie natrafili na City of True i postanowili zacząć "żyć od nowa".
Partner: Natalie
Aparycja: Chris jest dość wysokim szatynem o...no właśnie, o jakiś oczach? Gdy jest radosny są zielone, spokojny mlecznobrązowe, zasmucony ciemnoniebieskie, nieobecny szare, skupiony piwne a gdy czuje się szczęśliwy lub patrzy na bliską sobie osobę ma bursztynowe. Zazwyczaj ma delikatny zarościk a na plecach tatuaż ukazujący skrzydła.
http://tatuaze.us/upload/foto/0/14211525280_0.jpg.
Gdy się przemienia może zmienić się jego kolor skóry na wręcz "ognisty" i ryrastają mu z pleców ogniste skrzydła.
http://www.tapetus.pl/obrazki/n/134309_mezczyzna-skrzydla-ogien.jpg
Inne: Zawsze przedstawia się jako Gilbert Wood, swojego prawdziwego imienia i nazwiska praktycznie NIGDY nie podaje, woli być kimś kim nie jest. Bierze udział w nielegalnych wyścigach ulicznych.
Login: smutnaz1

środa, 30 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

Art wyszła z pokoju za ojcem Ame. Szczerze powiedziawszy, bała się spotkania z tym mężczyzną, przerażała ją myśl, że zaraz dostanie spory ochrzan za swoją infantylną lekkomyślność, która prześladowała dziewczę na każdym kroku.
- Przepraszam pana za przysporzenie kłopotów - wydukała w końcu zawstydzona i przestraszona wszystkim.
- No dobrze, dobrze już, nic nie szkodzi. Nie sprawiasz żadnych problemów, przynajmniej nie tyle co Ame... a i tak przy okazji, zamiast patelni polecam ścierki albo odłączyć wifi - uniósł porozumiewawczo brew, na co blondynka tylko cicho się zaśmiała, czując jak kamień spada jej z serca. Zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo może cierpieć ojciec, gdy jego syn staje się ofiarą wypadku. Art tak cierpiała, kiedy oddzielono ją od brata oraz przyjaciół, z którym spędziła dzieciństwo, marne, ale dzieciństwo.
Weszła do kuchni za mężczyzną, po czym skierowała się w stronę trzech młodych dziewczyn, zajmujących się lepieniem pierogów. Pewnie poszłoby szybciej, gdyby ktoś nie wsypał trochę za dużo pieprzu do farszu oraz nie dorzucił kij wie co tam robiącej czekolady; znowu trzeba było od początku wszystko robić. Dzięki Bogu Art znalazła spory zapas kapusty oraz mięsa, po czym razem z jednym z młodszych kucharzy zrobiła od nowa nadzienie. Ciasta też się przygotowało więcej. Potem pomogła w lepieniu uszek, tym razem nikt nic nie sknocił, chociaż i tak trochę zeszło. Następnie wsparła w dekorowaniu sal oraz korytarzy. Rusznikarz, który zdjął jej kajdany z dłoni, przytargał piękną, żywą sosnę, razem z dzieciakami ją ubrali. Dekoracje zrobione z papieru, jabłka zawieszone na sznurkach, świeczki porozstawiane dookoła, wycięte gwiazdki, sklejane śnieżki, trochę jak wigilia w średniowieczu, nie było takich nowoczesnych bombek albo światełek, trzeba było sobie radzić inaczej. Art pamiętała sporo zwyczajów z jej dzieciństwa, zanim trafiła do laboratorium. Dziwne, że nie zapomniała jak się robiło te wszystkie skomplikowane wycinanki oraz girlandy czy łańcuchy.
Miło było wrócić do świątecznych zwyczajów. Rozpowszechniało się wtedy takie przyjemne ciepło pod sercem. Można było poczuć się jak w prawdziwej, kochającej rodzinie.
Przygotowania zakończyły się mniej więcej koło godziny dwudziestej drugiej, wtedy Art mogła wrócić do pokoju, w którym spał Ame. Przy okazji przyniosła mu barszcz z uszkami i kilka pasztecików, które zrobiła razem z innymi dziewczętami.
Postawiła talerze na komodzie, po czym podeszła do Matt'a i otuliła go kołdrą. Przykucnęła obok, opierając głowę na pościeli.



Upłynęło kilkanaście minut nim Ame się obudził.
- Och! Cześć, przyniosłam ci coś do jedzenia - rzekła szybko blondynka, wstając. Ruszyła w kierunku komody.

<Ame? C: >

środa, 30 grudnia 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Gdy wróciliśmy do domu usiadłem w kuchni i schowałem twarz w dłoniach. Nie miałem pojęcia co myśleć, co zrobić. Czułem się w pewnym sensie bezradny. To, co się wydarzyło było moją winą. Ja dopuściłem by zabrali Nat do psychiatryka. Ja dopuściłem by robili na niej eksperymenty. Ja za późno ją stamtąd zabrałem. Ja wszystkiemu zawiniłem. I ucierpiała na tym Natalie. Gwałtowni wstałem. Muszę z nią porozmawiać, przeprosić, pocieszyć, być przy niej. Muszę się ogarnąć. Muszę się zebrać i wesprzeć ją. Nie mam pojęcia, co w tym momencie przeżywa. Wstałem z krzesła i ruszyłem do naszego pokoju. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Próbowałem nad sobą panować, skupić się na Nati, ale ona czym prędzej wymknęła się z pokoju. Stałem po środku jak słup. Słyszałem jak rozmawiała z bratem przez telefon, tłumaczyła mu co się stało. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej. Miała prawo mieć mnie dość. Spuściłem głowę i spojrzałam na buty. Tak Chris, zasłużyłeś sobie. Dziewczyna ruszyła w głąb domu a ja, nie chcąc spuszczać jej z oczu ruszyłem za nią. Chciała wyjść na zewnątrz, ale jakiś facet wyszedł zza rogu i wciągnął ją z powrotem do pomieszczenia. Podbiegłem do nich, lecz nim znalazłem się obok mężczyzna przydusił ją doprowadzając do utraty przytomności. Zamachnąłem się i uderzyłem do w twarz. Poleciał do tyłu, ale ani myślał puszczać moją ukochaną. Odsunął się do tyłu i schował za rogiem. Chwilę później wyskoczyli dwaj mężczyźni którzy rzucili się na mnie. Uniknąłem pierwszego uderzenia, ale za drugim razem wylądowałem kawałek dalej na ziemi. Kim oni do diaska są?! To nie ludzie, ludzie nie mają tyle siły. Czego chcą? Natalie? Po moim trupie! Zerwałem się z ziemi widząc, jak gościu trzymający brunetkę próbował się wymknąć. Chwyciłem jednego z napastników za ramiona, walnąłem go z główki po czym skopałem w brzuch i odrzuciłem na bok. Poczułem na plecach drugiego, próbowałem go ściągnąć, leć on zaczął mnie dusić. Zapomnij gnojku. Z całej siły uderzyłem plecami o ścianę, i przy okazji wiszącym mi na szyi gościem. Zrzuciłem go z pleców i czym prędzej wybiegłem z domu. Na ulicy stała czarna furgonetka a przy niej napastnik trzymający Natalie i broń przy jej głowie. Rzuciłem się w ich stronę biegnąć ile tchu, lecz złapało mnie dwóch mężczyzn. Byli to ci sami, których przed chwilą powaliłem.
-Poddaj się-zażądał blondyn uśmiechając się szyderczo.-Jeden krok i po niej. Dwa kroki i po tobie.
Zaczął obracać bronią w dłoniach i patrzył wyczekująco na mnie. Jeżeli zechcę się przemienić, potrzebuję dziesięciu sekund. Inaczej…może skończyć się to nie po mojej myśli. Zacząłem rozgrzewać dłonie, dwóch mężczyzn spojrzało na siebie. Raz, dwa, trzy, temperatura mojego ciała wzrosła. Cztery, pięć, sześć, napastnicy puszczają mnie i szukają czegoś po kieszeniach. Siedem, osiem, dziewięć cały już płonę i czuję coś przykładanego do pleców. Nie zdążyło minąć pół sekundy, a leżałem na ziemi, rozpalony i porażony prądem.
-200k woltów robi swoje-zażartował blondyn i spojrzał na mnie zatroskany.-Słuchaj, nie chcę byś ty mi wchodził w drogę i zapewne chcesz tego samego. Niestety, ja mam nad sobą szefa, i jeśli czegoś nie zrobię to oberwę. Ty jesteś wolnym ptakiem, dosłownie.-zaśmiał się.
Patrzyłem na niego poddenerwowany. Nie byłem w stanie się ruszyć. Kto w dzisiejszych czasach bawi się paralizatorami?
-To jak? Dajemy wszystkiemu spokój i rozstajemy się w pokojowych relacjach?-blondyn miał niezły ubaw.
-Po moim trupie.-syknąłem i po chwili przemieniłem się lecz…nie płonąłem.
Co się do licha dzieje? Chwilę później znów zostałem potraktowany prądem. Nic nie widziałem, nawet nie mogłem otworzyć oczu.
-Słuchaj, dość mam tej zabawy, śpieszy mi się. Powiedz „pa pa” i spadamy.
Chciałem wstać, przywalić im, zabrać stąd Natalie i zapomnieć o tym zajściu. Zmusiłem się do otworzenia oczu. Blondyn zaśmiał się.
-Żałosne-prychnął.-Widzisz? Ona już nie żyje. Nikt nie jest tak blady gdy jest żywy.
-Kłamiesz-syknąłem.
-Ach tak? No to upewnimy się. Nie będziesz miał już wątpliwości-gdy to powiedział kolejne wiązki prądu przeszły przez moje ciało.
Nie miałem już siły, najchętniej bym się poddał ale tu chodziło o Natalie, nie o mnie. W myślach już dawno by zabił tego gościa. Ale nie byłem w stanie. Byłem jak bezwładna marionetka. Usłyszałem strzał. Natalie.
-No to koniec przedstawienia-mruknął blondyn po czym usłyszałem kolejny strzał.
Coś przeszyło moje ciało. A później była już tylko nicość.
~~*~~
Ocknąłem się leżąc w łóżku, w pokoju moim i Nat. Właśnie.
-Natalie!-krzyknąłem siadając gwałtownie.
Zakręciło mi się w głowie, lecz nie położyłem się ponownie. Ujrzałem na swoim lewym ramieniu opatrunek przesiąknięty krwią. Postrzelili mnie? Nagle do pokoju wpadła Anastasie.
-Co się dzieje?-spytała zmartwiona.
Spojrzałem na nią otępiały
-Natalie-wykrztusiłem.-Zabili ją.
Natalie? Jak tam w jaskini? :v

środa, 30 grudnia 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Czemu to się musiało stać? No czemu!? Gdyby nie te pieprzone eksperymenty byłoby inaczej! Całkowicie! Kto wie, może i bym była dalej w ciąży? Christopher siedział, siedział i nic nie mówił, wiedziałam, że teraz jest załamany... Wiedziałam, że to nie jest jego wina, bo nie była. Nie wiedział co by się stało, sama też nie wiedziałam, że to w końcu pokona płód, a raczej już dziecko... Kobieta mówiła, że bardzo jej przykro, dała mi parę ręczników papierowych, którymi wytarłam brzuch. Koszulką zasłoniłam brzuch.
~
Wyszliśmy z gabinetu. Wyszeptałam ciche przepraszam. Christopher na mnie spojrzał, bez słowa otworzył drzwi od auta. Wsiadłam, w tym momencie wydało mi się jakbym go nie znała. Tygodnie rozłąki dużo o sobie dały znać. Mój już obecny mąż, wsiadł za kierownicą. Nerwowo odpalił silnik i ruszył na drogę, która nie była aż taka przyjemna pod górkę...
~
Głuchą ciszę między nami wypełniała muzyka z radia. Kątem oka patrzyłam na partnera, ale ten... Nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Normalnie mnie olał. Aż mi się przykro zrobiło, poczułam jakby... Dziwne ukłucie, w sercu? Odwróciłam głowę w drugą stronę, nie mogłam na niego patrzeć, po prostu nie mogłam...
~
Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, a auto zostało zatrzymane, nie siedziałam już na miejscu pasażera, tylko szybko opusciłam samochód. Weszłam do domku i od razu wparowałam do mojego i Chris&apos;a pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi, a raczej nimi trzasnęłam. Usiadłam na podłodze opierając się o ścianę. Parę łez spłynęło po moich policzkach, jednakże tak szybko jak sie pojawiły, tak od razu zniknęły. Podkuliłam nogi i przyciągnęłam do siebie, oparłam o nie głowę, a rękoma je oplotłam. Czemu to się musi zawsze tak kończyć!? No czemu!? Kolejne łzy, znowu szybko je otarłam, nie chciałam już nic robić, a w szczególności widzieć się z Chris’em, choć wiedziałam, że to będzie niemożliwe...
No i stało się, wszedł i on do pokoju, wparował zdenerwowany, roztrzęsiony. Prawie trzasnął drzwiami, ale chciałam wyjść i zrobiłam znowu ten sam głupi błąd. Zamiast złapać drzwi, położyłam dłoń na futrynie, no i mam za swoje... Wydałam z siebie cichy pisk, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. Podniosłam się z podłogi i zdrową ręką (czyli lewą) otworzyłam drzwi. Szybko wyszłam z pokoju, z kieszeni spodni wyjęłam telefon. Wybrałam numer do John’a, który szybko odebrał i pytał co się stało. Powiedziałam mu co się stało, od razu mówił, że zaraz przyjedzie i mam już czekać na zewnątrz. Rozłączył się, a ja schowałam telefon i wyszłam z domu (Nie rozebrała się po powrocie, tylko w kurtce i butach była w pokoju). Jednak od razu wyciągnięta zostałam do środka i mocno przyduszona. No i w taki sam sposób straciłam przytomność.
~
Obudziłam się w... Jakieś grocie? Jaskini? Sama nie wiem, jedynie jeszcze pamiętam, że byłam w aucie, a potem strzał, a z domu wybiegł Chris i rzucił się na... Na co on się rzucił? Nie wiem, nie pamiętam co to było.
Rozejrzałam się po całej tej tajemniczej jaskini czy czymś, już sama nie wiem co to jest. Leżałam na czymś bardzo twardym, bo strasznie było nie wygodne, kiedy tylko się podniosłam wszyscy na mnie zwrócili uwagę, ich oczy świeciły się w ciemnościach, tak jak u John’a i Jake’a. No, więc oni to też wilkołaki? Też są tacy jak oni? Uh… O co tu chodzi? Dlaczego ja tutaj jestem!? Dlaczego musieli mnie tu zabrać!? No i w końcu się wydarłam, na całą jaskinie, że aż wszedł… John?
- Natalie, zamknij się! – zawył przykładając dłonie do swoich uszu.
- Przepraszam… - odparłam cicho.
Pokręcił głową i do mnie podszedł. No to ciekawe co to teraz będzie, bo póki co mam „odpocząć”, bo jutro jest jakiś ważny dzień. O co mogło mu chodzić? Zresztą… Dowiem się przecież jutro. Oparłam się o brata, który usiadł tuż obok mnie, no i jako tako mi się przysnęło.
Christopher? C:

środa, 30 grudnia 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Ruszyłem do kuchni i zacząłem szperać po szafkach. W końcu udało mi się znaleźć jajka i rozrobiłem szybko jajecznicę mojej kochanej. Wyszła mi średnio przeciętnie, ale była, i to ciepła. Nałożyłem mój wyczyn na talerz i postawiłem na stole po czym przysiadłem na krześle. Kilka minut później przyszła Natalie i zaczęła jeść posiłek.
-Lepiej?-spytałem przyglądając się brunetce.
Dziewczyna w odpowiedzi pokiwała mi tylko głową i dalej jadła. Podparłem głowę na łokciu i patrzyłem na nią.
-Dziś jedziemy-zakomunikowałem.
Nat uniosła głowę znad talerza i spojrzała pytająco.
-Gdzie? Po co?-spytała cicho.
-W góry, jakieś trzysta kilometrów drogi z tego co mówił Silvan. On wynajął nam domki, całej ekipie tutaj. My będziemy w jednym z Aną i Badi’m. Nie starczyło aż tylu domków dla wszystkich.-podrapałem się po głowie próbując przypomnieć sobie coś jeszcze.-Aaa! Mój brat załatwił też miejscówkę dla John’a i całej jego rodziny, w ośrodku trzydzieści kilometrów od naszego siedliska. Musimy trzymać się na razie jak najdalej stąd, po tym napadzie na psychiatryk nie wiadomo co wykombinuje król…Zjadłaś już?
Spojrzałem na pusty talerz przed dziewczyną, więc nawet nie pytając zabrałem jej go sprzed nosa i zmyłem w zlewie. Nati nadal siedziała przy stole.
-Ana spakowała nasze rzeczy, twoje witaminy też…-To co? Zbieramy się?
~~*~~
Spakowałem ostatnią torbę do bagażnika i wsiadłem na tył samochodu. Badi uśmiechnął się głupio i odpaliwszy silnik ruszył za całą ferajną. Byliśmy na samym końcu. Anastasie siedziała na miejscu kierowcy obok mulata i zamierzała spać przytulając się do swojej ulubionej poduszki. Natalie siedziała obok mnie, opatulona kocem więc wziąłem ją na swoje kolana. Poprawiłem koc i przytuliłem mocno do siebie.
-Kupimy Ci niedługo kurtkę zimową, dobrze?-pocałowałem czółko brunetki i wściubiłem nos w jej włosy.
Tak bardzo za nią tęskniłem, tak bardzo się o nią martwiłem, a teraz miałem ją w swoich ramionach. Była tu i teraz. Ze mną. I była moją żoną. Dziewczyna oparła głowę o moje ramię przez co zabrała swoje włosy z mojej twarzy. Niewiele myśląc chwyciłem w dłonie prawą dłoń brunetki i ujrzałem na niej obrączkę, taką jaką nałożyłem jej na ślubie.
-Bałem się, że Ci ją zabrali-szepnąłem jej na ucho.
-Nie zabrali-Nat uśmiechnęła się do mnie delikatnie.-A ty masz?
Uniosłem prawą dłoń i pokazałem jej obrączkę na serdecznym palcu.
-Mi nikt nie miał prawa zabrać-zaśmiałem się cicho.-Wiesz co? Może w końcu spędzimy razem miesiąc miodowy?
Natalie przekręciła oczami i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Zobaczymy-mruknęła po czym ziewnęła i przytuliła się do mnie.-Dobranoc.
-Dobranoc kochanie-szepnąłem.
~~*~~
Po trzech godzinach drogi wszystkie samochody przed nami zatrzymały się.
-Czas na zmianę!-zawołał uradowany Badi i wyskoczył z samochodu. Ja z kolei usadowiłem Nat na siedzeniu obok, przypiąłem pasem i dopiero wysiadłem z samochodu. Mulat zajął moje miejsce a ja zasiadłem jako kierowca i ruszyłem za samochodem przed nami.
-Idę w kime-oznajmił mój kumpel a Anastasie podała mu swoją poduszkę.
Spojrzałem na nią przelotnie. Siedziała na fotelu jakaś przygaszona, kolana podciągnęła pod brodę i objęła je rękami.
-Nie śpisz już?
-Nie.
Przytaknąłem i spojrzałem na nieco zaśnieżoną ulicę. Chociaż tutaj jest śnieg. Jechaliśmy w ciszy z dobre dziesięć minut, z tyłu słychać było tylko spokojny oddech Nat i chrapanie Badi’ego.
-Co się dzieje?-spytałem w końcu, dłużej nie mogłem tego znieść.
Ana prychnęła i oparła się placami o szybę. Spojrzała na mnie tak, jakby za chwilę miał być koniec świata. Nie miała zamiaru nic powiedzieć i nie oczekiwała już nic ode mnie. Tak jakbyśmy mieli za chwilę umrzeć i to nie zostałoby już wyjaśnione. Ale przecież nie ma końca świata, nie ucieknie od tego.
-A co ma się dziać?-rzuciła pogardliwie.-Uciekamy sobie przed porąbanym królem któremu odbiła szajba.
Pokręciłem przecząco głową i mocniej chwyciłem kierownicę.
-Dobrze wiesz, że to nie to. To jak? Powiesz mi czy nie?
Blondynka zmroziła mnie spojrzeniem i pokręciła przecząco głową.
-Eh dobra. Chodzi ci o…
-Zamknij się!-wrzasnęła.
Westchnąłem.
-Ana przecie…
-Skończ w końcu ten temat, ok?-zażądała poddenerwowana.
-Jak chcesz…
~~*~~
Staliśmy już pod wynajętym dla nas domkiem. Wraz z Badi’m nosiliśmy torby a dziewczyny jadły coś w kuchni.
-Który bierzecie pokój?-zagadał mulat.-Ten przy łazience czy przy kuchni?
Wzruszyłem ramionami i zamknąłem bagażnik.
-Może być przy łazience-zaśmiałem się i ruszyłem w stronę domku.-Przynajmniej będę dalej od was.
-Bardzo śmieszne-zawołał koleżka i ruszył za mną.
Zostawiliśmy torby w swoich pokojach i poszliśmy do kuchni gdzie moja siostra i żona kończyły jeść.
-Macie lekarza za pół godziny-zakomunikowała mi siostra zmywając talerz w zlewie.
-Jakiego lekarza?-zdziwiła się Natalie.
-Do ginekologa. Tą drogą co jechaliśmy dojedziecie do miasteczka, przychodnia jest zaraz przy drodze. Radziłabym wam już jechać, bo kto wie czy drogi nie będą za śliskie.
Pokiwałem głową i ruszyłem na korytarz, a tuż za mną Nat.
-Koc zostawiłem ci w samochodzie, bo nie masz kurtki-powiedziałem i wyszliśmy na zewnątrz.
Lekko padał śnieg, nie zapowiadało się na śnieżycę. W górach nigdy nic nie wiadomo. Wsiedliśmy do samochodu i po zapięciu pasów wyjechałem na drogę ośrodka a później na asfalt. Zaczynałem się denerwować, kto wie jak wiele zrobili ci idioci w psychiatryku Nati. Modliłem się w duchu, by wszystko było dobrze.
-Chris-głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak?
-Jak myślisz…czego mamy się spodziewać?-spytała cicho poprawiając koc.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie mam pojęcia, chociaż chciałbym by wszystko było dobrze. I tak wyrządzili ci krzywdę, a ja nie byłem w stanie Cię ochronić. Jeżeli zrobili coś więcej nigdy sobie tego nie wybaczę-powiedziałem cicho.
Brunetka pokiwała głową i wyjrzała za okno.
~~*~~
Po zaledwie kilkunastu minutach siedzieliśmy pod gabinetem i czekaliśmy na naszą kolej. Trzymałem dłoń Natalie w swoich i nerwowo stukałem nogą o podłogę.
-Boisz się?-spytałem zerkając na ukochaną która siedziała ze spuszczoną głową.
Przytaknęła mi i nadal patrzyła na podłogę.
-Kochanie, będzie dobrze-objąłem ją ramieniem i przytuliłem do siebie.
-A jeśli nie będzie?
-To coś wykombinuję i będzie dobrze-pocałowałem czoło dziewczyny.
Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, gdy drzwi od gabinetu otworzyły się i wyszła jakaś kobieta.
-Hertford-usłyszeliśmy ze środka.
Wstaliśmy i niepewnie weszliśmy do gabinetu. Skinęliśmy głowami i usiedliśmy. Lekarka zmierzyła mnie wzrokiem.
-A pan to kto, jeśli można wiedzieć?
-Mąż-powiedziała cicho Natalie.
Okularnica spojrzała jeszcze raz na mnie ale już nic nie powiedziała. Zaczęła od wywiadu i wypytywania Nat po cóż tu przyszła, który tydzień i tak dalej. Po kilkunastu minutach przepytywania kazała się jej położyć by zrobić USG. Ja mogłem usiąść obok niej na krześle i trzymać za rękę. Chciałem być dla mojej ukochanej wsparciem, zawsze. Brunetka podwinęła koszulkę, i gdy lekarka włączyła aparaturę zaczęła badanie. Spoglądała dziwnie w ekran, a my podążaliśmy za jej wzrokiem.
-Niemożliwe-szepnęła w pewnym momencie i aż zdjęła okulary.
Przyglądała się ekranowi na którym w sumie…nic nie było.
-P-pani doktor?-wyjąkała przestraszona Nat.
Lekarka założyła okulary i spojrzała na nas nieco smutno.
-Przykro mi to mówić ale…
-Ale?-niecierpliwiłem się.
Serce biło mi jak oszalałe, nie wiedziałem co się dzieje.
-Pani nie jest w ciąży. Musiała pani poronić kilka dni temu-gdy to powiedziała nastała głucha cisza.
Nie byłem w stanie oddychać, przed oczami miałem pustkę. Jak to możliwe?! Nie zdążyłem?! Pojawiłem się na późno?! Obiecałem Natalie, że będzie dobrze…i co teraz? Dopuściłem by ktoś skrzywdził ją jeszcze bardziej…zawiodłem.
Natalie?

środa, 30 grudnia 2015

Od Matthew'a cd. do Art

-Art.-mruknąłem.-Nikt nie musi mnie uzdrawiać. Jestem zdrowy.
Wstałem na te słowa opierając się o ścianę i spojrzałem na blondynkę.
-Wstrząśnienie mózgu a potoczna nazwa to wstrząs mózgu, to krótkotrwałe zaburzenie czynności mózgu bez znaczących zmian w jego strukturze, które następuje w wyniku urazu głowy. Podczas wstrząśnienia mózgu nie dochodzi do uszkodzeń układu nerwowego. Wszystkie objawy mijają samoistnie i nie pozostawiają śladu. Cechą charakterystyczną wstrząśnienia mózgu jest krótkotrwała utrata świadomości i zaburzenia pamięci, dotyczące sytuacji przed urazem, samego urazu lub tego co się zdarzyło tuż po urazie. Tyle. Nic mi nie jest i nie trzeba mnie uzdrawiać.-powiedziawszy to bardziej oparłem się o ścianę.
Najchętniej już bym usiadł, ale po co? By upewnić piegowatą w przekonaniu, że trzeba mnie uzdrowić a ona sama zrobiła coś okropnego. Należało mi się i tyle. Tak więc stałem i patrzyłem na towarzyszkę.
-Ale Ame-zaczęła w końcu, lecz od razu jej przerwałem.
-Nie, jestem zdrowy jak ryba. Widzisz?-przestałem opierać się o ścianę i rozłożyłem ramiona.
W tym momencie otworzyły się za mną drzwi a do środka wparował(tak, on nigdy nie wchodzi) mój ojciec.
-AME!-wydarł się na co gwałtownie odwróciłem się w jego stronę.-Czy ja niewyraźnie mówię? Miałeś leżeć. Cały czas.-podkreślił ostatnie zdanie.
Prychnąłem i usiadłem na wcześniejsze miejsce.
-Musiałem rozprostować kości-wymyśliłem na poczekaniu uśmiechając się głupawo.
Ojczulek przewrócił oczami.
-Pogadamy później-przejrzał mnie wzrokiem i stwierdziłem, że mam przesrane.
Ups? Spuściłem głowę jak syn marnotrawny i czekałem co dalej.
-Ja z kolei wpadłem tu w innej sprawie. Trzeba lepić pierogi i uszka do barszczu. Robimy Wigilię!-zawołał tatko radośnie.-Aby nie było prezenty też mamy-uniósł znacząco brwi.-No to kto leci?
-Ja?-spytałem niepewnie.
-Ty zostajesz. Art, może ty byś nam pomogła, co? Zostały tylko pierogi ruskie i uszka do barszczyku.
Blondynka wzruszyła ramionami.
-Czemu nie, mogę pomóc-to powiedziawszy wstała i wyszła z moim tatuśkiem.
A ja zostałem sobie sam. No to co, poszedłem w kimę.
Art? Coś mi nie pykło ale ok :v

środa, 30 grudnia 2015

Aithne Delilah Cale

Cel, Marzenie: Zaciskam zęby, kiedy pojawiają się łzy. Mam dosyć. Mam dosyć łez i słabości. Ale nie wiele moge zrobić, żeby je powstrzymać.
Imię i Nazwisko: Aithne Delilah Cale
Wiek: 16 lat
Rasa: Chimera. Pół-człowiek. Drugie pół- Bliżej nieznana rasa.
Płeć: Chyba oczywiste że ta piękniejsza..
Charakter: Dell jest wygadana, zabawna i bardzo sarkastyczna, a także niezwykle inteligentna i sprytna. Jest jedną z odważniejszych osób jakie można spotkać, jest również szczera do bólu lecz to nie oznacza że nie potrafi kłamać. Wręcz przeciwnie, jest świetnym kłamcą. Niestety Dell jest dość ufna, naiwna i łatwo się przywiązuje do ludzi, co nie wychodzi jej nigdy na dobre. Dziewczyna ma niskie poczucie własnej wartości, stara się także za wszelką cene pomagać bliskim. Czasem staje się paranoiczna i obsesyjna gdy za bardzo skupia się na danej rzeczy. Jej intuicja przeważnie prowadzi ją w dobrym kierunku. Jest dziewczyną która stara się być silna mimo iż nie zawsze jej to wychodzi. Często też przebywa w "Swoim Świecie".
Zainteresowania: Zabawa z ogniem/ostrymi przedmiotami, rysowanie, muzyka i motocykle.
Rodzina: Z bratem nie ma kontaktu od dawna, matka zmarła a ojca nie znała. Ciotka, wuj i kuzyni zgineli w pożarze, a dziadkowie zmarli ze starości.
Historia: Woli nie zdradzać tego co wydarzyło się w jej przeszłości, nie lubi o tym opowiadać więc opowieść zaczne od tego gdy skończyła pietnaście lat. A więc, dokładnie w dniu pietnastych urodzin wybudziła się ze śpiączki która trwała około 6 miesięcy, jak to się stała? To już sama musiałaby Ci wyjawić.. Zapytaj ją, może Ci odpowie a może nie. Wracając do tematu, jedyne co pamiętała to głośny kobiecy krzyk i płacz. Zdiagnozowano u niej amnezje i jeszcze coś, jej DNA nie było podobne do ludzkiego. Chcieli ją gdzieś zamknąć, nigdy się nie dowiedziała gdzie ponieważ tej nocy niepostrzeżenie wyszła ze szpitala i uciekła. Ciągle w jej głowie rozbrzmiewał ten krzyk i płacz, raniąc ją. Jednak po pewnym czasie doszło coś jeszcze głos.. Kobiecy głos przez który zaczeła przypominać sobie niektóre wydarzenia ze swego życia. Do City of True dotarła całkiem przypadkiem i postanowiła się tutaj zatrzymać.
Partner: Aktualnie brak x
Zwierze: Dwa koty, Shiro i Nana.
Aparycja: Ai mierzy 170cm wzrostu, ma bardzo jasną karnacje. Czarne, cieniowane włosy sięgają jej za łopatki, a jej oczy mimo iż wyglądają jakby były czarne, są ciemno-granatowe. Na przegubie lewej ręki ma wytatuowane trzy japońskie znaki oznaczające "Kochaj, Walcz, Cierp."
Inne:
♦ Gdy widzi ogień/wścieknie się jej oczy stają się koloru płomieni.
♦ Gdy jest nieskupiona ogień nie robi jej krzywdy.
♦ Zawsze chciała umieć grać na gitarze.
♦ Jej imię Aithne czyta się jako Aine i jest to celtyckie imie oznaczające "Ogień". Rzadko kiedy używa pierwszego imienia, zazwyczaj przrdstawia sie jako "Delilah" co jest jej drugim imieniem.
♦ Ma mnóstwo blizn na ciele.
login: Dark_Paradise

środa, 30 grudnia 2015

Od Natalie cd. do Christopher'a

Tygodnie, dni, godziny, minuty… Wszystko się dłużyło, z każdą minutą czułam jak byłam słabsza. Moje nadzieję, że Chris po mnie przyjdzie znikały z owymi dniami, które tu przebywałam. Jednak kiedy usłyszałam ciche stukanie w drzwi pomyślałam, że to ten sam mężczyzna, który mnie tu przyniósł siłą. Jednak kiedy stukanie było mocniejsze niepewnie podeszłam do drzwi, powoli je otworzyłam i ujrzałam Christopher’a. Chwycił mnie w ramiona i wszedł do środka zamykając drzwi.
- Nat – wyszeptał wściubiając nos w moje włosy.-Skarbie. Przepraszam, że tak długo...Nic Ci nie jest?
W pierwszej chwili znieruchomiałam, zszokowana tą całą sytuacją. Jednak po tym szoku, chciałam powiedzieć, że nic mi nie jest, ale wiedziałam, że już tak nie jest. Zrobili to co mogło być dla mnie najgorsze…
- Nat…
- Jak ma nic nie być? – spytałam nieco zdenerwowana. – Zrobili już parę eksperymentów, więc…
Chłopak na mnie spojrzał i mocno mnie do siebie przytulił. Mówił, że to jego wina, że powinien wtedy przy mnie być.
Jednak co by mu to dało? Przed wszystkim mnie nie uchroni, przed innymi, ani przed samą śmiercią. Poza tym, sama sobie dałam jakoś radę. Na mnie robili najmniej badań, tak mi się zdaje, bo w większości czasu to spałam i nie wiem co się wtedy mogło ze mną dziać. Zresztą, nawet tutaj prawie nic nie jadłam. Jedzenie mają koszmarne, a mój żołądek domaga się posiłku.
- Nie pora na rozmowy tutaj… - powiedziałam.
Chris jedynie pokiwał głową i wziął mnie za dłoń i wyprowadził z pomieszczenia, ciągnął mnie w stronę schodów. A przy samych schodach wziął mnie na ręce i szybko schodził na dół…
~
W końcu znaleźliśmy się.. w domu? Nawet nie wiem jak tam wyglądało, większość rzeczy pozapominałam. Westchnęłam cicho i powoli weszłam do salonu, siedziało tam parę osób, łącznie z Aną i Badi’m. Dziewczyna wstała i z uśmiechem na ustach do mnie podeszła, mocno przytulając mnie do siebie.
- Jak dobrze, że nic Ci nie jest. – powiedziała nadal trzymając w swoim uścisku.
Pokiwałam niepewnie głową i jakoś wyślizgnęłam się z przytulasa.
- Chcesz się umyć? – spytał troskliwym głosem Chris. – I jeszcze zrobię Ci coś do jedzenia.
Jedynie przytaknęłam głową i posłałam delikatny, blady uśmiech w jego stronę.

Christopher? Szału nie ma, du.py nie urywa.

wtorek, 22 grudnia 2015

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA !

Tak więc jako, że obchodziliśmy Halloween, to jak moglibyśmy nie obchodzić Świąt Bożego Narodzenia ? Tak więc z tej okazji "zawieszamy" naszą wojnę abyśmy wszyscy mogli w SPOKOJU i świątecznych nastrojach spędzić święta. Całe miasto przechodzi metamorfozę. W tzw. " świat kolorów i snów", nie ma wojny jest pokój, wszystko jest inne. Jednorożce, tęcze, drzewa z waty. Wszystko na odwrót. Tak więc życzę wam Wesołych Świąt !
Szablon jest na chwilę ( czyt. do końca przerwy świątecznej )
~ kropcia

wtorek, 22 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

- Ame? - szepnęła, czując jak jej powieki stają się coraz cięższe, jak powoli odpływa przez to głupie kołysanie na boki. Nienawidziła bujania się, huśtawki zawsze ją przerażały, a jachty, którymi pływała, gdy jeszcze nie ujawniły się jej moce przynoszenia szczęścia, przyprawiały ją o dreszcze, wciąż podejrzewa, że ma chorobę morską, bo ilekroć weszła na pokład tej paskudnej maszyny, tyle razy wyglądem przypominała sałatę, ale w tym momencie była zbyt zmęczona, aby wyrwać się z ramion Ame i po prostu zasnęła.
"Czemu o mnie dbasz? Chcesz... być moim... bratem..? Zastąpisz... Smile'a?" - pomyślała przeciągle i powoli, nim kompletnie zapadła w objęcia Morfeusza.

~*~

Z początku towarzyszyło jej uczucie spadania, które naukowcy określili jako przejście do głębokiego snu i potwierdzili jego pochodzenie licznymi badaniami. Wprawdzie powoduje ono nagłe przebudzenie, lecz tym razem Art czuła, że nie mogła się obudzić, więc z prądem podążała tam, gdzie sny chciały ją zabrać.
Freemium. Podświadomość zdecydowała się na dzień, w którym marzenia wszystkich dzieci oraz młodzieży z laboratorium miały się spełnić, miały uzyskać nagrodę za tyle lat cierpienia - upragnioną wolność pozbawioną krat, łańcuchów, kajdan, leków, strzykawek, wrzasków umierających towarzyszy oraz poległych podczas operacji, będących kolejnymi chorymi badaniami, służących do zrobienia kroku ku nauce... i władzy. Ślepe pragnienie panowania nad całym wszechświatem opętała naukowców, którzy wkrótce posunęli się do stworzenia zaułku dla ludzi o nadprzyrodzonych mocach, dzieci pobłogosławionych przez siły nadnaturalne i wyższe, panujące nad losem, fatalizmem. Takie kuriozalne istoty budziły wścibskość wśród prostych egzystencji człowieczych, pozbawionych niejasnych cząstek, czyli magii. Dlatego dochodziło do detencji tych biednych "dziwaków", którzy pojęli wyższą część istnienia. Zostali odizolowani od społeczeństwa, zamknięci wśród paranoicznie białych ścian, a duch walki wygasł po pewnym czasie, stali się indyferentni. Dopiero gdy zebrała się sześcioosobowa ekipa z porządną motywacją, pozostałych więźniów wypełniła frenezja, na nowo postanowili żyć.
Młoda, może czternastoletnia Art, wybiegła ze swojej celi, otworzywszy wcześniej zamek kluczem, który znalazła na podłodze obok łóżka. Kolejny skutek farta Dziecka Fortuny. Bez najmniejszego cienia lęku przedarła się do strefy numer dwanaście i uwolniła swojego brata bliźniaka, który nie miał tyle szczęścia, co młoda dziewczynka. Mógł przynieść potwornego pecha i zniweczyć cały plan młodzieży, ale w towarzystwie bliźniaczki ich aury się zerowały, więc żadna destrukcja strategii nie powinna nastąpić. Potem razem przedarli się do działu szesnastego i odebrali Sun'a, Three, Nice'a, Birthday'a oraz Happy z sal świetlnych, gdzie naukowcy testowali wpływ energii świetlnej na ich magię.
Razem zebrali odpowiednie materiały i zaczęli wdrażać plan w życie. Wpierw Happy obdarzona audiokinetycznymi mocami oddała się w ręce badaczy, którzy mieli wprowadzić ją do sali kar, bowiem stamtąd najłatwiej było dobrać się do systemu zabezpieczającego wnętrze, to miejsce było najlepiej chronione, co logicznie łączyło się z potężnym mechanizmem; za pomocą dźwięku mogła go opanować i przestawić jego działanie na korzyść buntowników. Sun oraz Three w tym czasie zniknęli w pokojach z panelami sterującymi. No dobra, to było średniowiecze, ale chyba nie kupujecie tej głupiej bajeczki, że wtedy nie było takich cudeńków elektroniki i mechanizacji? Były, tylko nikt nie chciał ich wypuścić na światło dzienne, zyskiwały je tylko najbardziej wpływowe osobistości, a zacofane społeczeństwo w tym czasie prało sobie ubrania za pomocą pyłu po spalonych ciałach zmarłych i myło zęby amoniakiem z moczu oraz drucianymi szczoteczkami do zębów, pozdrowienia od ekipy ze świata nowoczesności.
Birthday oraz Nice dali sygnał Smile'owi oraz Art, że Happy przystąpiła do działania. Bliźniacy wtedy wyskoczyli z ukrycia i przedostali się na miejsce przeznaczone im. Nie było możliwości wycofania się, teraz nic nie może pójść źle, inaczej przypłacą za najmniejszy błąd mieszkańcy tego kompleksu. Art złapała brata za rękę i skręciła w korytarz boczny, lecz na drodze stanęli jej uzbrojeni mężczyźni. Nigdy ich tu nie widziała, nie należeli do grona naukowców, więc kim są? Najwyższy z grona wyciągnął dwie karteczki z kieszeni.
- Angelina Dalia Isleen, Twelve, Dziecko Fortuny, szczęście, Florian Hector Isleen, Nine, Dziecko Fortuny, pech - spojrzał na czternastolatków. - Bierzcie ich - machnął ręką na towarzyszy, zaś sam zniknął w ich tłumie. Smile pociągnął Art za dłoń, chcąc uciekać, jednak zaraz został schwytany. Dziewczynka zaś została ogłuszona czymś ciężkim i całe światło zgasło.
Obudziła się na ogromnej łące wysłanej w całość białymi kwiatami, którego gatunku nie umiała rozpoznać, jedynie wodziła nieprzytomnym wzrokiem po ich płatkach oraz łodygach, nie wiedząc co się z nią stało. Po chwili przerzuciła wzrok na dłoń, z rany po wewnętrznej stronie wypływało osocze o szkarłatnej barwie. Dwie kropelki krwi powoli opadły na jeden z kwiatów. Ku jej zdziwieniu przerodził się w lycoris radiata, czyli czerwoną pajęczą lilię. Symbol śmierci i reinkarnacji.



Nie zdawała sobie sprawy z tego, co tu robi, nie była niczego pewna i bała się. Nie miała bladego pojęcia co ją czeka ani co jest grane, mogła tylko wymyślać najróżniejsze scenariusze, które prawdopodobnie nie byłyby prawidłowe, bowiem zaraz pojawił się przed dziewczyną szesnastoletni młodzieniec z wyraźnie widoczną heterochromią oraz czarnymi włosami. Uśmiechnął się do przyjaciółki, po czym dotknął jej dłoni, uleczając tym samym ranę. Art otworzyła usta, chciała coś powiedzieć, jednak ziemia zapadła się pod nią i znowu otoczył ją mrok, ciemność, pustka, strach.

~*~

Zaspana zerkała przez ramię Matt'a na zdjęcie wychudzonego chłopca z widocznymi żebrami oraz ch.olernie smutną miną pełną żalu. „W noc osiemnastych urodzin Ame” - odczytała leniwie i powoli, składając literki w słowa, a słowa w zdania. Zaskoczona spojrzała na mężczyznę, który unikał jej wzroku jak ognia. Art zrozumiała, że to nieprzyjemne wspomnienie, ale mimo to zaśmiała się.
- Zabawne, kilkaset lat temu wyglądałam dokładnie tak samo - rzekła, chcąc jakoś pocieszyć mężczyznę. - To niesamowite, musiałeś być naprawdę silny, żeby wyjść z takiego krytycznego stanu, podziwiam takich ludzi - dodała po chwili. - Nieliczni potrafią się pozbierać po tragicznych przeżyciach, potknięciach upadkach, odwaga oraz chęć walki to prawdziwy dar, trzeba go pielęgnować - uśmiechnęła się, położywszy dłoń na jego ramieniu. - Należą ci się wielkie brawa.
Miała w zwyczaju mówić prawdę, często była bezpośrednia. To, co przed chwilą stwierdziła to czysta prawda. Rzeczywiście tak myślała.
- Tan na marginesie, wstrząs mózgu leczy się długo, prawda? Może jeśli zdobędę odpowiednie informacje, odnowię znajomości z informatorami i trochę powęszę, zidentyfikuję miejsce przebywania mojego starego przyjaciela z dzieciństwa. Mamy wiek XXI? Powinien jeszcze żyć, biorąc pod uwagę magiczne czynniki wpływające na jego organizm, był zdolnym magiem, więc powinien dać radę cię uzdrowić - powiedziała jasno.

<Ame?>

niedziela, 20 grudnia 2015

Od Matthew'a cd. do Art

-Nic-powiedziałem cicho i przytuliłem mocniej dziewczynę.-Tylko Cię przytulam. Nie płacz, proszę.
Otoczyłem ramionami drobną sylwetkę Art i przysunąłem ją jeszcze bardziej do siebie pozwalając by wtuliła głowę w mój bark.

Chwilę później poczułem jej łzy wsiąkające w moją koszulkę. Objęła moje plecy i zaczęła szlochać jak mała dziewczynka.
( muzyczka dla klimatu :v )
-Art-wyszeptałam i delikatnie zacząłem głaskać ją po plecach.-Nie płacz.
Czułem się potwornie trzymając w ramionach zapłakaną blondynkę. To ja jestem idiotą i wszystko było z mojej winy, nie jej. W pewnym momencie zauważyłem, że dygotała nie tylko od płaczu, ale i od zimna. Złapałem leżący niedaleko koc i opatuliłem dziewczynę tak, że wyglądała jak żywe burito. Spojrzała na mnie czekoladowymi oczkami i nieco rumiana na twarzy. Kciukami otarłem jej łezki z policzków i uśmiechnąłem się ciepło.
-Lepiej?-spytałem, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała.
Przytuliłem ją więc nieco lżej niż wcześniej i zacząłem kołysać, by się uspokoiła. Ojciec kiedyś uczył mnie, że tak najlepiej uspokaja się dzieci, a w tym momencie miałem wrażenie, że Art to mała zagubiona dziewczynka.
Po kilkunastu minutach Art usnęła i przestała już płakać. Westchnąłem cicho i założyłem jej pasmo włosów za ucho.
-Śpij dobrze-szepnąłem do niej i położyłem na materacu poprawiając dodatkowo koc który zsunął się z jej ramion.
Gdy byłem pewien, że piegowata nie zmarznie usiadłem po turecku i obejrzałem się w koło. Nie było tu Chloe, ani jej rzeczy. Wyniosła się? Jak widać tak...Nagle drzwi otworzyły się i wparował mój ojciec, lecz widząc śpiącą blondynkę ucichł. Spojrzałem na niego pytająco.
-Co ty odwalasz?-spytałem.
Tatulek spojrzał na mnie jak na idiotę.
-Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz-mruknął i podparł się pod boki.
-Lepiej-oparłem się o ścianę.
Profesor Hoover pokręcił głową z dezaprobatą.
-Matt, to nie jest śmieszne. Martwiłem się o ciebie, nie bez powodu. Wstrząs mózgu to nie przelewki.-powiedział oschle.
Na jego twarzy malowało się niezadowolenie, lecz wiedziałem, że się zamartwiał a teraz próbował grać twardziela, zawsze to robił.
-Na oddziale leżą sami skatowani ludzie, więc chcąc nie chcą zostajesz tutaj. Masz odpoczywać, w spokoju i nie nadwyrężać wzroku, jasne synek?
Pokiwałem głową i roztrzepałem dłonią grzywkę, która dziwnie się przylizała. Ojczulek spojrzał przelotnie na śpiącą Art jednak nic nie powiedział tylko podniósł karton, który stał przy drzwiach, a którego wcześniej nie zauważyłem. Postawił go przy krańcu materaca tak, bym bez problemu mógł do niego sięgnąć.
-Co to?-spytałem przyglądając się pudełku.
-Nie pamiętasz?-zaśmiał się i wyjął ze środka dobrze znany mi album.-Załatwiłem zdjęcia z domu. Wiesz, że cały czas się zmartwiałem co z nimi?
Zaśmiałem się cicho i sięgnąłem po najbliższy albumik w stokrotki. Wybierała go mama.
-Idę, na razie staraj się nie chodzić-powiedział nieco nad opiekuńczo Robert i wyszedł z pomieszczenia, wcześniej odkładając albumik.
Westchnąłem i otworzyłem kwiatową okładkę. Pierwszym zdjęciem jakie zobaczyłem to moich rodziców trzymających na rękach małe dzieciątko. Mama leżała na łóżku, tata kucał obok i trzymali małe coś w za dużych ubrankach. Staranne pismo mamy w rogu zdjęcia, nieco wyblakłe oznajmiało "Anne, Robert i malutki synek Matt". Uśmiechnąłem się głupio do siebie. Mój ojciec wyglądał jak pijany, uśmiechał się jak mały chłopiec i w jego oczach błyszczały iskierki radości. Z kolei mama, nieco zmęczona również się uśmiechała i to tak, jak uwielbiał ojciec. Przekręciłem stronę i ujrzałem sesję zdjęciową małego ja i rodziców, którzy nie do końca wiedzieli co mieli robić. I tak przez następne strony. Babcia Annie nie raz ratowała sytuację i młodych rodziców. Z każdym zdjęciem uśmiechałem się coraz szerzej. Wtedy wszyscy mieli uciechę, a teraz? Odłożyłem album i sięgnąłem po kolejny. Tutaj byłem już nieco starszy. Oczywiście nie brakowało romantycznych zdjęć rodziców którzy nie widzieli świata poza sobą, no i mną oczywiście. Na jednym z nich wbiegłem na kanapę gdy oboje przytulali się i całowali.
~~*~~
Siedziałem tak z godzinę przy albumach. Odłożyłem album w złote samochody, który sam wybierałem i na pierwszej stronie zamiast całej rodzinki ujrzałem zdjęcie małej, zaledwie trzyletniej dziewczynki w trumience z bukietem kwiatów w dłoniach i małą szmacianą laleczką. Ktoś musiał poprzekładać zdjęcia, ono było w środku a nie na początku...Przyjrzałem się martwej twarzy i uśmiechnąłem smutno.
-Dawno cię nie widziałem, wiesz-szepnąłem sam do siebie i przejechałem dłonią po zdjęciu.-Miałem jeszcze nie raz zszyć ci tą lalkę.
Zamknąłem album. Tutaj pewnie będą z nią wszystkie zdjęcia. Odłożyłem go i wyjąłem z samego dna jeden z białych albumów. Nie pamiętałem go za dobrze. Musiał być jednym z nowszych. Otworzyłem okładkę i spojrzałem na pierwsze zdjęcie. Dziesięcioletni chłopiec leżał w Sali szpitalnej podłączony do różnego rodzaju udrojstwa. Przy łóżku siedział tata i uśmiechał się smutno do mnie. Bo to byłem ja. Na tym łóżku. Przekręciłem stronę i zobaczyłem jakiś papier ze szpitala z listą uszkodzeń mojego ciała po wypadku. Nie chciałem na to patrzeć, więc otworzyłem album gdzieś pod koniec. No i zobaczyłem wychudzonego, sparaliżowanego chłopaka na łóżku w domu, w moim jeszcze starym pokoju. Akurat spałem, ale wyglądałem…jak wrak człowieka. Nie pamiętałem tego dobrze, nie chciałem tego pamiętać. Poczułem okropną gulę w gardle, która uniemożliwiała mi powiedzenie czegokolwiek. Zacząłem dziękować w duchu ojcu, że pomógł mi z tego wyjść…kosztem swojego życia. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem jak Art siedzi za mną i zagląda przez moje ramię do albumu.
-Kto to?-spytała jeszcze zaspana.
Wytrzeszczałem oczy odskoczyłem od niej jak oparzony. Album wylądował na materacu i blondynka z łatwością mogła przeczytać podpis przy zdjęciu „W noc 18-stych urodzin Ame”. Byłem pewien, że to przeczytała, więc odwróciłem się do niej plecami. Bałem się jej spojrzeć w twarz, między innymi dlatego, co robiłem nim zasnęła.
Art? No i jak spanko? XDDD

niedziela, 20 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

Natychmiast się opamiętała i pozbyła wstydu, gdy tylko Ame stracił równowagę i złapał za głowę, sycząc z bólu. Art nie wiedziała co zrobić, nie była pielęgniarką, nie miała doświadczenia w tych sprawach. Najrozsądniej byłoby więc pójść po kogoś, ale co jeśli Ame znowu straci przytomność i uderzy w coś głową? Wtedy ona go nie złapie, nie uchroni przed kompletnym rozbiciem czaszki.
- Ame? Słyszysz mnie? Proszę, powiedz coś, cokolwiek, daj jakiś sygnał, że mnie rozumiesz - mówiła łagodnym, troskliwym, wręcz matczynym tonem, patrząc na mężczyznę przestraszonymi oczkami jak u małego dziecka.
- Art - szepnął - Co mi odwala? Co się u diaska wydarzyło i czemu nic nie pamiętam? - zacisnął mocniej dłoń na skroni, jakby chciał siłą wypłoszyć cały ból. Blondynka automatycznie zabrała jego rękę i sprawdziła czy nie ma gorączki, dotknąwszy delikatnie czoła Ame.
- Masz wstrząs mózgu? Prawda? - spięła mięśnie zdenerwowana myślą, że to wszystko jej wina. - Holendra! Przepraszam! - zdjęła dłoń z jego czoła i skuliła się, zrzucając krótkie włosy na twarz. - Naprawdę nic nie pamiętasz? - wydukała drżącym jak galareta głosem.
- Nie - odparł lakonicznie Matt. Blondynka przetarła zewnętrzną częścią dłoni oczy i wyprostowała się, spoglądając zupełnie poważnie na mężczyznę.
- Spróbuję wyjaśnić ci całą sytuację. Byłam zdenerwowana tym, co wydarzyło się wczorajszego dnia i ponieważ jestem w gorącej wodzie kąpana, wyciągnęłam złe wnioski. Odruchowo przywaliłam z patelni prosto w twoją głowę, zemdlałeś, a ja popełniłam jeszcze gorszą głupotę i uciekłam, nawet nie prosząc nikogo o pomoc w twojej sprawie, dopiero potem wróciłam, żeby cię przeprosić. Znowu zemdlałeś, ale tym razem przyszedł twój ojciec, wszystko mu wytłumaczyłam, zbadał cię i wyszedł. Zasnąłeś, natomiast ja... ano... etto... zasnęłam obok ciebie. No, to by było na tyle, bo przed chwilą obydwoje się obudziliśmy - spuściła głowę zawstydzona, czując jak dostaje dreszczy z zimna, lecz nie była w stanie poprosić o koc, była na skraju płaczu, struny głosowe wyłożyły jej na blat chwilową dymisję.
I nagle poczuła czyjeś ramiona na swoich barkach, w sumie nie były one "czyjeś", ale należały do Matt'a. Mężczyzna przysunął ją do siebie.
- A-ame! C-co robisz?! - zająknęła się, czując ciepło towarzysza.



<Ame?>

niedziela, 20 grudnia 2015

Od Matthew'a cd. do Art

Niechętnie uniosłem powieki. Miałem nadzieję, że jeszcze sobie beztrosko pośpię, ale coś co ruszało się koło mnie nie pozwalało mi na dłuższy sen. Czemuuuuuuu?
-Tato, dzisiaj sobota-mruknąłem, gdy ktoś mnie szturchnął.-Jeszcze pięć minutek...
Zamknąłem oczy i byłem w kompletnej nicości gdy wyrwał mnie z niej głosik.
-Ame-usłyszałem.
Westchnąłem i otworzyłem oczy. Centralnie przed moją twarzą była czerwona jak burak twarz Art. Niemalże stykaliśmy się nosami. Usiadłem gwałtownie a dziewczyna, która, jak się okazało wtulała się w moją klatkę piersiową wylądowała na moim pasie.



Przetarłem dłonią oczy i spojrzałem na nią.
-A-ame!-zawołała.-Co ty wyprawiasz?
Zaspany patrzyłem na nią po czym skierowałem wzrok na siebie, i tak kilka razy.
-Co?-spytałem a ona rumieniła się jeszcze bardziej.
Chyba w końcu załapałem o co kaman i złapawszy dziewczynę usadziłem ją obok siebie, a nie na sobie. Rozmasowałem dłonią głowę i jęknąłem cicho. Bolała mnie niemiłosiernie.
-Boli Cię-zaniepokoiła się blondynka.
Spojrzałem na nią i pokiwałem głową. Mówiąc szczerze czułem się beznadziejnie, kręciło mi się w głowie a obraz jaki miałem przed oczami lekko się rozmazywał. Dziewczyna mówiła coś do mnie ale nie byłem w stanie tego prawidłowo odebrać, Jakby ktoś przestawił mi coś w radiu na stacji i nic nie dało się zrozumieć. Zachwiałem się lecz w ostatniej chwili podparłem się ręką o materac by nie wylądować na przykład na piegowatej.
-Art-wydukałem cicho.-Co mi odwala? Co się u diaska wydarzyło i czemu nic nie pamiętam?
Art? Ame bidak chory na główkę :v (może w końcu się zorientują, że to wstrząs mózgu XDDDD)

środa, 16 grudnia 2015

Od Christopher'a cd. do Natalie

Siedziałem w samochodzie ściśnięty między dwoma kolegami. Cóż, ciężko jest się pomieścić w samochodzie pięcioosobowym w sześć osób. Zwłaszcza, gdy wszyscy są choć trochę napakowani...Ścisnąłem mocniej broń w dłoniach i przymknąłem oczy. Damy rade. Odbijemy Natalie. Samochód ruszył, zakołysałem się razem z kolegami i zobaczyłem roześmianą mordę Badi'ego.
-To co stary? Akcja uratuj żonę?-rzucił i docisnął gazu.
Wywróciłem oczami. Ja jechałem po Nat a co niektórzy po własną rodzinę. Każdy we własnej sprawie, no oprócz mojego kumpla. On po prostu musiał się przejechać, zapewne nie wytrzymałby z poddenerwowaną Aną. Z resztą teraz i tak siedziała w domu jak na szpilkach. Wyjechaliśmy z lasu i asfaltem pędziliśmy ku miastu.
-Wrócimy z tego?-sapnął rudy siedzący przy oknie.-Miał być wieczorem mecz...
-Serio? Zamartwiasz się meczem? Po co ty do chol.ery jedziesz do tego psychiatryka?-zawołał blondyn siedzący po mojej lewej stornie.-Skoro mecz ważniejszy to nie musisz jechać po swoją laskę.
Prychnął po czym przetarł rękawem bluzy broń.
-Ona i tak ze mną zerwie, nie ufa mi-mruknął i zaczął pstrykać palce.
~~*~~
Droga dłużyła się nie miłosiernie. Wjeżdżając do miasta schowaliśmy między nogi bronie i jakby nigdy nic jechaliśmy za kamienicę, tak jak planowaliśmy. W końcu wysiedliśmy i zabraliśmy broń. Kto wie, czy nie dojdzie do strzelaniny?
-Trzecie piętro, piąte okno na południu. Tu sie wbijemy-wskazał okno blondyn zwany Mark.
-Czemu tam? Nie można niżej?-westchnął rudzielec.-Albo drzwi?
Przewróciłem oczami. Eh...serio?
Ktoś trzepnął go w plecy tak, że w końcu się zamknął.
-A tak serio, czemu akurat to okno?-spytał Badi mrużąc oczy.
-Kraty są luźnawe, okno łatwo wyjąć. Bawiłem się z tym ostatnio-westchnął Mark i wskazał drzewo.-Tędy mogą zejść osóbki które odbijemy, a wy to nie wiem grubasy.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. No ale dobra, czas tam wbijać.
-Chwila!-zawołał Mark, gdy chcieliśmy już iść.-Dwójka idzie ze mną.
-Czyli?-mruknął Badi opierając się na aucie.
-Rudy i Chris-machnął na nas ręką.
Ruszyliśmy za nim oglądają się w koło.
-No ja nie wiem...-mruknąłem.-Czemu idziemy gdzie indziej? Nic wcześniej nie wspominałeś...
Uciszył mnie ruchem dłoni i pogonił.
-Wiedzieliście, że mają tu piwnicę?-szepnął cicho.-Oni, możliwe, że narobią hałasu i wszyscy pójdą na górę ze strażników. My przemkniemy z tyłu i możemy im zrobić plecy. Proste.
~~*~~
Później już nie rozmawialiśmy, trzeba było wyważyć drzwi od piwnicy. Wkourzony rudy poddał się przy czwartej próbie.
-Nie dam rady-mruknął.
Prychnąłem na to i rozgrzawszy dłonie roztopiłem zamek w drzwiach.
-Ta dam-zaśmiałem się cicho.
Ruszyliśmy truchtem na korytarz po czym skręciliśmy na schody. Jest noc, raczej mało kto się jeszcze krząta. Za zakrętem rozeszliśmy się w swoje strony. Natalie podobno była w pokoju 112. Skakałem po stopniach i szukałem drzwi, dostawałem wręcz białej gorączki. A co jeśli jej tu nie ma? A co jeśli jestem za późno? A co jeśli coś jej zrobili i nie byłem w stanie jej ochronić? Z każdą chwilą panikowałem coraz bardziej. Taj, panikowałem. Ujrzałem szukaną cyfrę na drzwiach. Były zamknięte. A klamki nie było...Zastukałem cicho w drzwi. Nic. Jeszcze raz, nieco głośniej. Kroki za drzwiami i...otwiera mi Natalie. Blada, w białej koszuli, zmizerniała. Chwyciłem ją w ramiona i wszedłem do środka zamykając drzwi.
-Nat-wyszeptałem wściubiając nos w jej włosy.-Skarbie. Przepraszam, że tak długo...Nic Ci nie jest?
Natalie? Your Hero :v

środa, 16 grudnia 2015

Od Art cd. do Matthew'a

Siedziała przy Ame jeszcze dobre pół godziny, nie chciała go zostawiać, a sama nie wiedziała co robić, nigdy nie była dobra z biologii ani edukacji dla bezpieczeństwa, jechała na samych trójach. Bała się, że podczas jej nieobecności Ame zacznie lunatykować jak ona i zrobi sobie jeszcze krzywdę, a tego nikt by nie chciał. Martwiła się o Matt'a, Art przerażał jego stan. Gdyby tylko mogła cofnąć czas, na pewno rozegrałaby to inaczej.
Pochyliła się nad mężczyzną i oparła swoje czoło o jego czoło, przymykając powieki. Malutka łza spłynęła po jej policzku.
- Przepraszam - szepnęła.
Ni stąd, ni zowąd do pomieszczenia wszedł ojciec Ame. Dziewczyna jak oparzona podniosła głowę i prędko wytarła łzę w rękaw koszulki. Spojrzała przestraszonym wzrokiem na mężczyznę.
- Art? Co się stało? - spytał pan Hoover lekko zaniepokojony. Blondynka speszyła się, ale wytłumaczyła wszystko ojcu młodzieńca, począwszy od tej ch.olernej patelni. Mężczyzna skrzywił się, gdy usłyszał o uderzeniu, ale nie skomentował, jednak był widoczny gniew w jego oczach, chyba każdy ojciec zdenerwowałby się, to typowy odruch rodzicielski.
Zabrał Ame z kolan Art i położył go na materacu, a potem otulił kocem. Zaczął sprawdzać jego stan, a po skończeniu orzekł, że potrzebuje teraz snu i lepiej mu nie przeszkadzać. Wyszedł zdenerwowany zaistniałą sytuacją. Czekoladowooka wbiła wzrok w swoje buty zawstydzona i zacisnęła mocniej szczękę oraz pięści. Szlag by to, pomyślała, po czym z żalem spojrzała na Matt'a. Niby lepiej nie przeszkadzać, ale... usiadła obok niego i zaczęła delikatnie głaskać po czekoladowych, jedwabnych włosach, a wkrótce sama poczuła zmęczenie. Odruchowo ułożyła się na niewielkim skrawku materaca i zasnęła tuż obok Matt'a. Delikatny zapach jego perfum otulił Dziecko Fortuny, usypiając jej zmysły. Wpadła w objęcia Morfeusza.

~*~

Poczuła delikatną dłoń Matt'a na swoim policzku, lecz była zbyt pochłonięta snem, aby zareagować. Nie ruszała się, tkwiła w odrętwieniu, paraliżu marzeń. Wyłapała także lekki pocałunek w czoło, ale nim się zorientowała całkowicie odpłynęła w głębsze odmęty świata fantazji. Odruchowo wtuliła się w klatkę piersiową Ame, jakby szukała bezpieczeństwa w jego ramionach.


~*~

Obudziła się dopiero po godzinie snu i pierwsze co zarejestrowała to niebezpiecznie blisko położoną twarz Matt'a. Ich nosy praktycznie się stykały, a Art była w stanie poczuć oddech młodzieńca na swoim policzku. Przestraszona i jednocześnie spłoszona, cała się zarumieniła, otwierając szerzej oczy z zaskoczenia.

<Ame? XD>
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X