Wzięłam ciuchy od Erika i zaczęłam się ubierać nie ukrywając swojego doła.
-Cześć Kanade, jesteś jedną wielką szmatą na życzenie-mruknęłam pod nosem zakładając sukienkę.
To, że jestem tutaj z tym idi.otą to jedna wielka pomyłka. Powinnam siedzieć w akademiku i stroić się na jakąś głupią imprezę, aby nie wyszło, że jestem sztywniaczką. Zarzuciłem jeszcze szlafrok od tego pajaca tylko i wyłącznie dlatego, że było mi zimno. Bardzo zimno. Podeszłam do jednego z nielicznych okien i wyjrzałam przez nie. Szaro, zimno, pusto. Same drzewa. Spojrzałam w bok na Erika który coś szykował. Niech spada na szczaw. Idę spać i mam głęboko cały ten sylwester nie sylwester. Niech sam się bawi. Ma jeszcze drzewa za oknem. Ruszyłam w stronę materaca mijając obojętnie chłopaka. Szykował jakiś alkohol…pewnie chce się spić. Nikt mu nie broni. Wpełzłam na materac i najzwyczajniej w świecie poszłam spać. Bo mogłabym innego robić? Nic.
Erik? No lecisz z tą imprezą
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz