piątek, 1 stycznia 2016

od Art cd. do Matthew'a

- Nie, są twoje - Art uśmiecha się, przymykając lekko powieki, robiąc w ten sposób eye smile. - Mam już dosyć tego jedzenia, utyłam od samego patrzenia - żali się blondyneczka, nadymając zabawnie swoje różane policzki, które zdążyły zaczerwienić się od ciepła panującego w kuchni. - Jak zjesz idź lepiej spać, jutro planujemy świętować Boże Narodzenie, więc nabierz sił - śmieje się szczęśliwa oraz podekscytowana powrotem pięknych tradycji, po czym zaczyna obracać się wokół własnej osi niczym lekka baletnica na scenie wśród towarzyszących jej tancerek przypominających delikatne pióra łabędzi. W końcu przez nieuwagę potyka się o własne nogi, tracąc w jednej chwili całą grację oraz delikatność. Z impetem uderza w półkę i zrzuca wszystkie książki na niej leżące. Niech żyje zgrabność. I ludzie, którzy jej nie mają.
- Euch... - wzdycha, wstając obolała. Zaczyna powoli zbierać przedmioty, które wylądowały na podłodze. Wtem jej wzrok pada na jedno ze zdjęć, prawdopodobnie wyleciało ono z jakiegoś albumu należącego do Ame bądź jego ojca. Bierze w dłonie mały, lekko podniszczony przez nieustannie gnający czas papierek. Ogląda śmiejącą się do niej ze zdjęcia, niezwykle bladą twarz małej, szczupłej dziewczynki o jedwabistych i jednocześnie lekko wypłowiałych, blond włosach delikatnie padających na chude ramiona, które kurczowo trzymają niewielką, szmacianą lalkę z licznymi szwami. Ogromna burza loczków zasłania w niewielkiej części oczka młodej dziewczynki. Śmieje się. Śmieje się, chociaż Art odczuwa uderzającą melancholię płynącą od tego płaskiego obrazka.
- Happy - duka drżącym głosem Art, po czym podnosi wzrok na Ame siedzącego tuż za nią. - Skąd masz zdjęcie Happy? - pyta się zdezorientowana.
- Happy? Jaka Happy? - mężczyzna pochyla się nad Dzieckiem Fortuny, aby lepiej zobaczyć ilustrację, blondynka czuje jak Ame coś uderza prosto w serce; ten kobiecy instynkt zmieszany z empatią na sporą skalę. - To moja zmarła siostra - odpowiada w końcu szatyn, słychać ból w głosie. Art zaciska szczęki, ze wszystkich sił stara się nie przywoływać wspomnienia dawnej przyjaciółki, z którą straciła całkowicie kontakt po nieudanej akcji freemium.
- Nieziemsko podobna do Happy - wyznaje. Czuje, że jest bliska płaczu, a ta niepokojąca cisza wcale nie pomaga. Oczy zachodzą jej delikatną, mleczną mgiełką.
Za późno, obraz roześmianej przyjaciółki powrócił do Dziecka Fortuny. "Do widzenia, Art" - słyszy jej radosny głosik. Pomimo tak smutnego znaczenia zdania, Happy nie traci nadziei i szczęścia. To jeszcze bardziej trzęsie dziewczyną, więc ni stąd, ni zowąd zrywa się z miejsca, wybiega z pokoju, trzaskając drzwiami. Rzuca się w mrok śpiącego miasta otulonego płaszczem nocy. Puszysta pokrywa śnieżna rzępoli głośno pod wpływem lekkich kroków Art próbującej uciec przed wspomnieniami, które mimo wszystko wciąż powracały jak bumerang.

~*~

Okryta ciepłym płaszczem uzyskanym od przypadekowego przechodnia, któremu prawdopodobnie udzielił się świąteczny nastrój, wróciła z delikatnym uśmiechem dopiero nad rankiem, taszcząc w dłoniach ślicznie zapakowany prezent dla Ame. Przyciska niewielką paczuszkę do serca.
Wchodzi do pokoju, gdzie powinien spać Matthew i siada zmęczona swoją wędrówką pod ścianą, czekając aż towarzysz się obudzi. Nie ma siły.
Całą noc włóczyła się po mieście, aby znaleźć perfekcyjny prezent dla przyjaciela i w końcu za pomocą pewnego uprzejmego Shinigami, który plątał się akurat po ulicach, znalazła coś idealnego. Chciała mu podarować ręcznie wykonany sztylet, który należał kiedyś do słynnego jeźdźca bez głowy. Ów Shinigami zwany chyba Marshall zabrał ją do pewnego miejsca, gdzie znalazła ów artefakt. Potem wytłumaczył Dziecku Fortuny, że według legend sztylet ten zawiera niezwykłe moce aktywujące się tylko przy dotknięciu godnego. Art z niewiadomych przyczyn pomyślała, że Ame mógłby być godnym.



Do kompletu narysowała zmarłą siostrę mężczyzny siedzącą pośród kwiatów i delikatnej mgły powstałej na wskutek parowania rosy.
Ma nadzieję, że spodoba mu się prezent.
Nawet nie zauważa, gdy powieki stają się ciężkie i zasypia.

~*~

Budzi się przez głośny śmiech jakiegoś mężczyzny. Ociera zmęczone oczy i podnosi głowę, kierując ją prosto na właściciela głosu.
- No proszę! Śpiąca królewna się obudziła! Książę z bajki też przytomny, więc możemy iść balować! Zabłysła pierwsza gwiazdka! - mówi podekscytowany ojciec Ame.
- Hę? Tak długo spałam? - blondynka jeszcze nie kontaktuje, a więc wstaje tylko dzięki pomocy mężczyzny i ledwo łapiąc swoją paczuszkę z prezentem idzie za ojcem ciągnącego syna oraz ją za nadgarstki. Zatrzymuje się dopiero w jednej z większych sal, którą wczoraj dekorowali wraz ze starszymi jak i młodszymi. Dookoła porozstawiano stoły udekorowane ślicznymi serwetkami, obrusami, jedzeniem przygotowanym przez dziewczęta oraz chłopców, zaś na środku sali stała ogromna, piękna choinka. Pod nią gnieździły się kolorowe paczki. Na ścianach, półkach, blatach porozstawiano liczne świeczki, które dodawały niesamowitej atmosfery. W dodatku przytargano różnokolorowe światełka, rozwieszono je dookoła.
- Jakie to piękne - szepcze rozmarzona Art, rozglądając się dookoła z nieukrywanym zachwytem w błyszczących, czekoladowych oczkach. Rusza w końcu ku kolorowej choince i z niezwykłą delikatnością kładzie swój prezent pod gałązkami drzewka. Uśmiecha się delikatnie, splatając dłonie za plecami. Przygląda się przez chwilę uroczym bombkom wykonanym przez dzieci.
- No kochani! Chodźcie, weźcie po opłatku! - krzyczy w końcu ojciec Ame, więc Dziecko Fortuny niechętnie odrywa wzrok od barwnych girland i rusza ku mężczyźnie, aby przyjąć od niego z uśmiechem jeden z delikatnych opłatków. Zaczyna szukać wzrokiem Matthew'a, jednakże zauważywszy go w środku dosyć sporego kółeczka dziewcząt rezygnuje ze złożenia mu życzeń w pierwszej kolejności. Decyduje się porozmawiać z koleżankami oraz kolegami, których tu poznała. I w końcu doszło do tego, że praktycznie każdemu złożyła życzenia z wyjątkiem Ame, więc gdy ostatnia dziewczyna odchodzi od niego, Art bez wahania staje przed brązowookim.
- Trochę zeszło - śmieje się radośnie. - To ja zacznę. Życzę ci dużo zdrowia, pełno szczęścia, wielkiego farta, żadnych patelni i aparatów z dziwnymi zdjęciami - chichocze pod nosem. - Radości, nadziei, odwagi, siły, prawdziwych przyjaciół, znalezienia tego jedynego, geju - unosi kąciki ust w zadziornym uśmiechu, wyjątkowo wyraźnie akcentując ostatnie słowo. - I życzę, abyś przetrwał tą epidemię choroby oraz żebyś nie trafił na ludzi naszego chorego władcy - dodaje już zupełnie poważnie, po czym ułamuje niewielki skrawek opłatka Ame i przyjmuje życzenia od niego.
Wtem podchodzi do nich ojciec Matt'a oraz kilka starszych gospodyń. Wpatrują się w nich wyczekująco, zaś blondynka nie bardzo wie co jest grane.
- No, kochani, my czekamy - uśmiecha się mężczyzna, podpierając ręce pod boki. Porozumiewawczo kiwa głową w stronę sufitu, więc mimowolnie czekoladowooka spogląda w górę i widząc kilka gałązek jemioły, całkowicie się rumieni. Przerażona patrzy na ojca Matt'a, który zniecierpliwiony zaczyna stukać podeszwą buta o podłogę. Art odwraca wzrok, nie reagując. Chciała zwiać, ale panie w średnim wieku rozstawiły się dookoła, definitywnie nie pozwalając jej dać nogi. W końcu podnosi wzrok i patrzy na równie zaskoczonego Ame. Chwyta kołnierz jego koszuli, stanąwszy wcześniej na palcach, a potem całuje go delikatnie w policzek, czując jak piekący rumieniec wpełza na jej bladą cerę.



Speszona natychmiast odskakuje, lecz widocznie tak drobny gest nie wystarcza jakiejś upierdliwej babce, bo ni stąd, ni zowąd popycha młodzieńca prosto na dziewczę, mimowolnie zmuszając ich do pocałunku.



- Huh?! - po krótkiej chwili odpycha od siebie Ame, próbując zignorować donośny śmiech jego ojca. Wypłoszona zakrywa usta, rumieniąc się bardziej od czerwonego raka spieczonego na słońcu. Nie jest w stanie nic powiedzieć, tkwi w letargu. Boi się, myśli skaczą jej z jednej na drugą. Drży. Pierwszy raz w całym swoim życiu całuje się z mężczyzną. No wprawdzie całowała się ze swoim starym przyjacielem na tym przyjęciu halloweenowym, a potem jeszcze z Ame, ale to było po pijaku, więc się nie liczy. Teraz jest trzeźwa.
- P-przepraszam! - duka i z prędkością światła wybiega z kółka wzruszonych pań, którym zachciało się romansów, bo na co dzień nie mają zbyt wielu widoczków. Jako infantylna osoba jedyną dobrą kryjówką wydał się jej stół całkowicie przysłonięty obrusem, więc bez wahania znika pod ciemną osłoną i chowa zarumienioną twarzyczkę w kolanach, nie mogąc odpędzić myśli o pocałunku z Ame.
- Mój pierwszy raz, pierwszy prawdziwy raz - bełkota do siebie.
Siedzi pod tym stołem z dobre dwadzieścia minut. Zdążono już załatwić muzykę, prawdopodobnie chłopcy oraz dziewczęta z muzycznymi talentami zgłosili się do śpiewania oraz grania. Od pewnego czasu słychać było śliczne brzmienia piosenek świątecznych, które w jakiś sposób ukoiły nerwy Art i wywabiły ją z ukrycia.
Wciąż z lekkimi rumieńcami stoi pod ścianą, chyląć głowę ku ziemi. Odważyła się ruszyć akurat w porę, bo ktoś ogłosił, że należy przystąpić do otwierania prezentów, więc lekko zawstydzona Art rusza ku choince. Staje przed nią i bierze paczuszkę przeznaczoną dla Matt'a. Ze spuszczoną głową idzie w jego kierunku. Zatrzymuje się, gdy dociera dostateczne blisko, aby było ją słychać w tym hałasie.
- Wesołych Świąt - mówi, podając mu prezent i bez zastanowienia odchodzi. Siada na krześle w kącie sali, obserwując ludzi. Po wręczeniu podarków większość zdecydowała się zatańczyć. Starsi w parach, zaś młodsi w grupkach. Niewielka część siedzi z boku jak te samotne matoły, w tym Dziecko Fortuny. Stara się nie patrzeć w stronę Matt'a, który stoi po drugiej stronie pomieszczenia.
Klnie cicho pod nosem, po czym zrywa się na nogi i rusza ku mężczyźnie, jednak nim zdąża do niego podejść, zgarnia go jedna z ładniejszych tutaj dziewcząt. Śmiałym ruchem ciągnie Ame na parkiet.
Art lekko zawiedziona spogląda ku wirującej parze, czując jak wdziera się do jej serduszka niechciane uczucie zazdrości. Ponownie wraca na krzesełko. Zamyka powieki i zaciska mocniej szczęki. Nie chce widzieć jak ta młoda kobietka flirtuje z Ame, gdyż z niezidentyfikowanych powodów powoduje to zbyt wielki ból w jej duszy.

<Ame? :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X